ale byl bardziej bezcielesny od cienia ducha.
Matka patrzyla przez Dylana prosto na dziesiecioletniego Shepa. Chlopiec stal w odleglosci pietnastu stop, zgarbiony, na wpol spusciwszy glowe. Choc nie podszedl do niej, spojrzal prosto w oczy matki, co zdarzalo sie bardzo rzadko.
Mlodszy Shep wygladal, jak gdyby nie pojal do konca tego, co zobaczyl, albo zrozumial to zbyt dobrze i wpadl w szok. Stal bez ruchu. Nic nie mowil ani nie plakal.
Niedaleko ulubionego fotela Blair Jilly tulila starszego Shepherda, ktory nie uchylal sie przed dotykiem, jak czynil zazwyczaj. Nie pozwalala mu sie odwrocic w strone matki, sama jednak patrzyla na Dylana z bolem i wspolczuciem, ktore swiadczyly o tym, ze nie jest juz obca osoba; w ciagu niecalych dwudziestu czterech godzin stala sie czlonkiem ich rodziny.
Spogladajac przez Dylana na malego Shepa, matka powiedziala:
– Nie martw sie, kochanie. Nie jestes sam, nigdy nie bedziesz. Dylan zawsze bedzie sie toba opiekowal.
Smierc postawila kropke nad „i' w historii jej zycia i matka odeszla.
– Kocham cie- powiedzial do niej Dylan. Umarla podwojnie, a on wolal do niej, stojac po drugiej stronie rzeki dziesieciu lat i po drugiej stronie zupelnie innej rzeki, ktorej brzeg lezal o wiele dalej niz granice czasu.
Na wlasne oczy widzial jej smierc, co wstrzasnelo nim do glebi, lecz nie mniej wstrzasnely nim ostatnie slowa matki: „Nie jestes sam, nigdy nie bedziesz. Dylan zawsze bedzie sie toba opiekowal'.
Wzruszyl sie, slyszac, jak mocno w niego wierzyla – jako brata i jako czlowieka.
Zadrzal jednak na wspomnienie bezsennych nocy, gdy lezal wyczerpany psychicznie po trudnym dniu z Shepherdem i uzalal sie nad wlasnym losem. Nigdy nie wpadal w rozpacz – najwyzej ogarnialo go zniechecenie, a w najgorszym wypadku przygnebienie-lecz w tych trudnych chwilach dyskutowal sam ze soba, czy Shepherdowi nie byloby lepiej w miejscu, ktore mistrzowie eufemizmow nazywaja „przyjaznym srodowiskiem profesjonalnej opieki'.
Wiedzial, ze nie musialby sie wstydzic, gdyby znalazl dla Shepa pierwszorzedny zaklad, zdawal tez sobie sprawe, ze poswieca sie bratu za cene wlasnego szczescia, co zdaniem psychologow swiadczyloby o zaburzeniach emocjonalnych. W istocie co dzien przychodzila chwila, gdy Dylan zalowal, ze zycie wypelniaja mu obowiazki, i przypuszczal, ze kiedys z gorycza pomysli o tylu zmarnowanych latach.
A jednak takie zycie mialo swoje blaski-jednym z nich bylo odkrycie, ze spelnil nadzieje, jakie pokladala w nim matka. Wytrwalosc w opiece nad Shepherdem i dziesiec dlugich lat spedzonych razem nagle nabraly zupelnie niezwyklego znaczenia, jak gdyby Dylan jakims cudem dowiedzial sie o przyrzeczeniu, ktore w jego imieniu zlozyla matka, mimo ze Shepherd nigdy o tym nie wspominal. Byl sklonny uwierzyc, ze zjawila mu sie we snie, ktorego nie pamietal i mowila o swojej milosci do niego i wierze w jego poczucie obowiazku.
Od dziesieciu lat lub jeszcze dluzej Dylan sadzil, ze rozumie frustracje Shepa oraz jego chroniczne poczucie bezradnosci w obliczu przytlaczajacych sil, z ktorymi osoba dotknieta autyzmem musi sie codziennie zmagac. Okazalo sie jednak, ze bylo to rozumienie zalosnie niepelne. Dopiero gdy musial sie bezradnie przygladac, jak bandyta strzela do jego matki, probowal ja podtrzymac, kiedy umierala, lecz nie potrafil, pragnal zdazyc z nia porozmawiac, ale nie bylo go slychac – dopiero w tej straszliwej chwili poczul bezsilnosc, jaka zawsze towarzyszyla jego bratu. Kleczac obok matki i czujac utkwione w sobie jej szkliste oczy, Dylan trzasl sie z upokorzenia, leku i wscieklosci, ktorej nie mogl wyladowac, bo nie byla skierowana przeciw
konkretnemu obiektowi, wscieklosci na wlasna slabosc i na wszystko, ze jest, jakie jest, i zawsze takie bedzie. Wzbieral w nim gniewny krzyk, ale Dylan nie dal upustu zlosci, poniewaz prawie nikt tu nie uslyszalby wrzasku z innego czasu – a takze dlatego, ze gdyby zaczal krzyczec, trudno byloby mu przestac.
Krwi nie bylo duzo. Przynajmniej tyle dobrego. I nie umierala dlugo. Prawie nie cierpiala.
Potem zdal sobie sprawe, jaki koszmarny spektakl ma nastapic.
– Nie.
Obejmujac Shepherda i spogladajac ponad jego ramieniem, Jilly patrzyla na Lincolna Proctora z odraza, jaka dotychczas byla zdolna odczuwac tylko wobec ojca, kiedy traktowal ja i matke ze szczegolna podloscia. Nie mialo znaczenia, ze dziesiec lat pozniej Proctor zmieni sie w dymiace scierwo w szczatkach jej cadillaca: nienawidzila go nie mniej zawziecie.
Po oddaniu strzalu Proctor schowal pistolet do kabury pod skorzana kurtka. Wydawal sie pewny swoich strzeleckich umiejetnosci.
Z kieszeni wyciagnal pare lateksowych rekawiczek i nalozyl je, caly czas przygladajac sie dziesiecioletniemu Shepowi. Nawet Jilly, ktora znala subtelnosci uczuc, jakie odbijaly sie na obojetnej twarzy Shepherda, odniosla wrazenie, ze chlopiec w ogole nie przejal sie smiercia matki. Tak jednak nie moglo byc, skoro dziesiec lat pozniej cofnal ich w czasie, by mogli zobaczyc to na wlasne oczy; w swoim starszym wcieleniu wrocil tu z widocznym lekiem, powtarzajac: „Shep jest dzielny'.
Usta mu nie zadrzaly, z oczu nie poleciala ani jedna lza. Chlopiec z kamienna twarza odwrocil sie od ciala matki i podszedl do najblizszego rogu pokoju, gdzie stanal, utkwiwszy wzrok w laczeniu scian.
Gdy byl przytloczony traumatycznymi doznaniami, redukowal swoj swiat do waskiej przestrzeni, w ktorej czul sie bezpieczniej. Podobnie radzil sobie z uczuciem zalu.
Wyginajac palce w lateksowych rekawiczkach, Proctor zblizyl sie do chlopca i stanal za nim, przygladajac mu sie uwaznie. Kiwajac sie wolno w przod i w tyl, mlodszy Shepherd zaczal mruczec pod nosem, powtarzal rytmicznie kilka slow, ktorych Jilly nie mogla zrozumiec.
Dylan wciaz kleczal obok matki z pochylona glowa, jak gdyby pograzony w modlitwie. Jeszcze nie byl gotow, by ja zostawic.
Stwierdziwszy z zadowoleniem, ze skupiony na kacie pokoju Shepherd sam bedzie straznikiem wlasnego wiezienia, Proctor wyszedl z salonu, przecial korytarz i otworzyl drzwi innego pokoju.
Jezeli na razie nie zamierzali sie stad skladac, nie od rzeczy bylo pojsc za Proctorem i sprawdzic, co robil.
Uscisnela czule Shepa i puscila go.
– Chodzmy zobaczyc, co ten lajdak kombinuje. Pojdziesz ze mna, skarbie?
Pozostawienie Shepa samego nie wchodzilo w rachube. Nadal sie bal i cierpial, wiec potrzebowal towarzystwa. Poza tym, choc Jilly watpila, by mogl sie stad zlozyc bez niej i Dylana, wolala nie ryzykowac.
– Pojdziesz ze mna, Shepherd? – Szczurek, Kret, Ropuch.
– Co to znaczy, Shep? Czego chcesz?
– Szczurek, Kret, Ropuch. Szczurek, Kret, Ropuch.
Gdy wyrecytowal te mantre po raz trzeci, zsynchronizowala sie ze slowami, ktore powtarzal polglosem stojacy w kacie dziesiecioletni Shepherd, nie przestajac sie kolysac.
– Szczurek, Kret, Ropuch.
Jilly nie wiedziala, co to moze znaczyc i nie miala czasu wdawac sie w kolejna dluga i zawila rozmowe z Shepherdem.
– Szczurek, Kret, Ropuch. Porozmawiamy o tym pozniej, skarbie. A teraz chodz ze mna. Chodz.
Ku jej zdziwieniu, Shep bez wahania wyszedl za nia z salonu. Kiedy znalezli sie w gabinecie, Proctor rozwalal wlasnie monitor klawiatura komputera. Potem zrzucil cala maszyne z biurka na podloge. Dokonywanie zniszczenia nie wzbudzalo w nim zadnej satysfakcji, nawet krzywil sie z niesmakiem.
Szybko przetrzasal szuflade po szufladzie, szukajac dyskietek. Znalazl kilka i polozyl z boku. Pozostala zawartosc szuflad wysypal, rozrzucajac wszystko po calej podlodze; chcial widocznie stworzyc wrazenie, ze osoba lub osoby odpowiedzialne za smierc matki Dylana byly zwyklymi zlodziejami i wandalami.
W segregatorach na dole szafy znajdowaly sie tylko papiery. Proctor nawet do nich nie zajrzal.
Na segregatorach staly trzy podwojne pudelka na dyskietki: mogly miescic nawet setke dyskietek.
Proctor zaczal wyciagac dyskietki z pudelek calymi garsciami, odrzucal je na bok, nie czytajac etykietek. W trzecim pudelku znalazl cztery dyskietki inne od pozostalych, w kanarkowozoltych papierowych kopertach.
– Bingo – powiedzial, niosac wszystkie cztery na biurko. Trzymajac Shepa za reke, Jilly podeszla blizej Proctora, spodziewala sie, ze krzyknie, jakby zobaczyl ducha. Jego oddech mial zapach fistaszkow.
Na zoltej kopercie kazdej dyskietki widnial czerwony napis UWAGA! Tekst pod spodem wydrukowano czarna czcionka: byla to prawna formulka ostrzegajaca, ze dyskietki zawieraja prywatne dane chronione przepisami