poufnosci zawodowej i kazdemu, kto bezprawnie wejdzie w ich posiadanie, grozi kara przewidziana w prawie cywilnym i karnym, i ze kazdy, kto nie jest zatrudniony w wymienionej nizej firmie prawniczej, automatycznie staje sie ich bezprawnym posiadaczem.
Proctor wysunal z koperty jedna dyskietke i przeczytal napis na etykiecie. Potem zadowolony schowal wszystkie do wewnetrznej kieszeni kurtki.
Skoro mial juz to, po co przyszedl, jeszcze raz zabawil sie w wandala, zrywajac ze scian polki i rzucajac na srodek pokoju. Dwie ksiazki przefrunely przez Jilly, lopoczac stronicami, a potem wyladowaly na podlodze jak martwe ptaki.
Gdy komputer spadl z hukiem z biurka, Dylan przypomnial sobie balagan, jaki zastal w czesci domu tamtego lutowego wieczoru. Dotad trwal przy boku matki w irracjonalnej nadziei, ze choc nie potrafil uchronic jej przed kula, moze zdola oszczedzic jej upokorzenia, jakie jeszcze mialo nastapic. Slyszac rumor w gabinecie, musial sie jednak pogodzic z faktem, ze jest tu rownie bezradny jak jego brat.
Matka odeszla dziesiec lat temu i tego, co zdarzylo sie zaraz po jej smierci, nie mozna bylo odwrocic. Musial sie teraz troszczyc o zywych.
Nie mial ochoty przygladac sie, jak Proctor przygotowuje scenografie. Dobrze wiedzial, jak bedzie potem wygladac dom. Podszedl do kata, gdzie dziesiecioletni Shep kolysal sie w przod i w tyl, mruczac:
– Szczurek, Kret, Ropuch.
Dylan spodziewal sie uslyszec cos innego, ale recytowane przez brata slowa wcale go nie zdumialy.
Po wszystkich dzielach Dr. Seussa i innych autorow, pierwsza opowiescia dla starszych dzieci, jaka ich matka przeczytala Shepowi, byla ksiazka Kennetha Grahame'a „O czym szumia wierzby'. Shep byl tak zachwycony historia Szczurka, Kreta, Ropucha, Borsuka i innych barwnych postaci z Puszczy, ze ciagle nalegal, by przez caly czytac mu ja znow od poczatku. Zanim skonczyl dziesiec lat, zdazyl juz sam przeczytac ja co najmniej dwadziescia razy.
Pragnal towarzystwa Szczurka, Kreta i Ropucha, opowiesci o przyjazni i nadziei, marzenia o zyciu w cieplych i bezpiecznych norach, glebokich labiryntach rozjasnionych swiatlem lampy, na ocienionych polankach, pragnal otuchy, ze po przerazajacych przygodach, po chaosie, zawsze mozna usiasc wsrod przyjaciol przed plonacym na kominku ogniem i spedzac spokojne wieczory, podczas ktorych swiat kurczy sie do rozmiarow rodziny, a wokol bija same znajome serca.
Dylan nie mogl mu tego dac. Jesli w ogole takie zycie bylo mozliwe, najprawdopodobniej mogli sie nim cieszyc tylko bohaterowie ksiazek.
W korytarzu na dole rozbilo sie lustro przy drzwiach wejsciowych. O ile Dylan pamietal, Proctor roztrzaskal je wazonem, ktory stal na malym stoliku.
Od drzwi salonu Jilly zawolala: – Idzie na gore!
– Niech idzie. Wiem, co zrobi. Spladruje sypialnie i ukradnie bizuterie mamy… chyba po to, zeby upozorowac kradziez. Na gorze jest torebka mamy. Oprozni ja i zabierze pieniadze z portfela.
Jilly i Shepherd wrocili do salonu i staneli w kacie za plecami dawnego Shepa.
Tamtego wieczoru dwunastego lutego tysiac dziewiecset dziewiecdziesiatego drugiego roku znaleziono Shepa w innym miejscu. Dylan chcial zostac w przeszlosci, dopoki nie bedzie wiedzial, czy Shepowi oszczedzono widoku tego, co jeszcze mialo nastapic.
Z gory dobiegal loskot – to Proctor wyciagal szuflady z komody i ciskal nimi o sciany.
– Szczurek, Kret, Ropuch – powiedzial mlodszy Shepherd, a starszy Shep rzekl, oslaniajac sie tymi slowami jak tarcza przed strasznym swiatem i byc moze kierujac je takze do dziesiecioletniego siebie:
– Shep jest dzielny, Shep jest dzielny.
Po minucie halasy na gorze ustaly. Prawdopodobnie Proctor znalazl torebke. A moze upychal po kieszeniach bizuterie, ktora nie miala szczegolnie wielkiej wartosci.
Ze spuszczona glowa, w pozie wyrazajacej wieczna pokore, mlodszy Shep opuscil swoj kat i szurajac nogami, wrocil do jadalni, a starszy Shep szedl za nim krok w krok. Wygladali jak idacy w procesji mnisi z bractwa dystyngowanych samotnikow.
Dylan odetchnal z ulga. I tak by za nimi poszedl, lecz gdy uslyszal kroki Proctora na schodach, ciezkie jak tetent konskich kopyt, czym predzej ruszyl za bratem, pociagajac ze soba Jilly.
Dziesiecioletni Shep okrazyl stol i usiadl na swoim krzesle, wbijajac wzrok w ukladanke.
Szczeniaki golden retrievery w koszu dawaly chwile spokoju i ciepla, ktore nie mogly istniec w pelnym przemocy, zwyrodnialym swiecie; kiedy na nie patrzyl, musialo mu sie wydawac, ze przez chwilke zaglada do nory w Puszczy.
Shepherd stal naprzeciwko, majac po bokach Dylana i Jilly, i nie odrywal oczu od mlodszego siebie.
W salonie Proctor zaczal przewracac meble, zrywac obrazy ze scian i roztrzaskiwac bibeloty, kontynuujac odgrywanie scenariusza, ktory mial odwiesc policje od hipotezy, ze intruzem mogl byc ktos inny niz zwykly bandyta nafaszerowany prochami.
Mlodszy Shep wybral z pudelka kawalek ukladanki. Przyjrzal sie nieskonczonemu obrazkowi. Probowal wlozyc element w niewlasciwe miejsce, potem znow sie pomylil, by za trzecim razem trafic. Nastepny kawalek od razu znalazl sie tam, gdzie powinien. I nastepny, jeszcze szybciej.
Rozlegl sie najglosniejszy ze wszystkich huk, po ktorym w salonie zapadla cisza.
Dylan staral sie skupic na zrecznosci, z jaka dziesiecioletni Shep zmienia chaos w obraz szczeniakow w koszu. Mial nadzieje, ze zdola nie dopuscic do siebie wspomnien ostatniej fazy inscenizacji, nad ktora musial teraz pracowac Proctor.
Jak bylo do przewidzenia, nie udalo mu sie.
Chcac zasugerowac, ze poczatkowo poza kradzieza intruz zamierzal takze dokonac gwaltu, Proctor szarpnal bluzke Blair O'Conner, odrywajac guziki od szyi do pasa. Chcac zasugerowac, ze ofiara bronila sie przed wykorzystaniem seksualnym i zostala zastrzelona, przypadkiem lub celowo, przez rozwscieczonego oporem napastnika, Proctor zdarl z niej stanik, zrywajac jedno ramiaczko i obnazajac piersi.
Dokonawszy tego ponizajacego aktu, wszedl do jadalni zaczerwieniony z wysilku.
Jezeli Dylan byl kiedykolwiek zdolny dokonac mordu, to wlasnie w tej chwili. Mial ochote, ale brakowalo mu mozliwosci. Jego piesci stanowily dla Proctora nie wieksze zagrozenie niz chmura dymu. Gdyby nawet przybyl tu uzbrojony w rewolwer, kula przebilaby Proctora, nie naruszajac ani jednego wlokna jego ciala.
Przystajac na progu, morderca przyjrzal sie dziesiecioletniemu Shepowi, ktory siedzial przy stole nieswiadomy, ze ma publicznosc. Otarl czolo chustka.
– Czujesz moj pot, chlopcze?
Palce chwytaly kolejne fragmenty, rece smigaly, niedokonczone szczeniaki powoli zyskiwaly pelna forme, ale Shepherd nie odpowiedzial na pytanie.
– Smierdze czyms gorszym niz pot, co? Zdrada. Smierdze tak od pieciu lat i zawsze bede tak smierdzial.
Jego dramatyzujacy masochizm rozwscieczyl Dylana, poniewaz tak samo jak poprzedniego wieczoru w motelu w slowach Proctora nie bylo ani grama szczerosci, a nedznik po prostu uzalal sie nad soba, nazywajac to odwazna autoanaliza.
– Teraz smierdze jeszcze tym. – Przygladal sie przez chwile, jak ten, ktory sam stanowil nie lada lamiglowke, pracuje nad lamiglowka obrazkowa, po czym rzekl: – Co za parszywe zycie. Pewnego dnia, chlopcze, stane sie twoim wybawieniem, a ty moze staniesz sie moim.
Proctor opuscil pokoj i dom, wychodzac w ciemnosc dwunastego lutego tysiac dziewiecset dziewiecdziesiatego drugiego roku i rozpoczynajac swa podroz do tak zwanego wybawienia i smierci w plomieniach, ktora nastapila dziesiec lat pozniej w Arizonie.
Na pochylonej nad ukladanka twarzy Shepherda zalsnily lzy, lecz zjawily sie tak cicho jak rosa na trawie.
– Chodzmy stad – powiedziala Jilly. – Shep? – zwrocil sie Dylan do brata.
Starszy Shepherd, ktory trzasl sie z emocji, ale nie plakal, wciaz patrzyl na mlodszego siebie. Nie odpowiedzial od razu, lecz gdy brat jeszcze dwa razy odezwal sie do niego, odrzekl:
– Zaraz. Nie oslizlo-krwawy film Davida Cronenberga. Zaraz.
Chociaz przypuszczalnie nie wykorzystywali teleportacji jako takiej i choc mechanizm ich przenoszenia w czasie i przestrzeni wciaz nie przestawal go zdumiewac, Dylan potrafil sobie wyobrazic mnostwo bledow, jakie mogli popelnic podczas podrozy, niemal tak nieprzyjemnych jak te z „Muchy'. Gdyby przypadkiem zlozyli sie na autostradzie przed pedzacym peterbiltem, byloby to bolesne doswiadczenie.
– Zaczekajmy, az Shep bedzie pewny, ze zrobi to dobrze. Tu kawalek zlotej siersci, tam koniec czarnego