W goracym i suchym powietrzu wyczuwalo sie ulotna won staroswieckiej smoly, ktora pokrywano dach, oraz silny zapach niezliczonych odmian kurzu. Tu i owdzie z pochylych plaszczyzn dachu zwieszalo sie kilka kokonow; woreczki owadziej produkcji nieznacznie fosforyzowaly w mroku. Blizej Jilly, tuz nad jej glowa, miedzy krokwiami rozpinala sie kunsztowna pajeczyna; choc jej budowniczy albo zginal, albo wyruszyl w podroz, jego siec zdobily cztery cmy – szare skrzydla mialy rozpostarte jak wspomnienie ostatniego lotu, a po cialach wyssanych przez pajaka pozostaly tylko puste skorupki.
– Koniec z nami – mruknela, odwracajac sie do otwartej klapy. Przykleknela i spojrzala w dol drabiny.
Shep wszedl na dolny szczebel, trzymajac sie oburacz jednego z gornych. Mial opuszczona glowe, jak gdyby byla to jakas drabina modlitewna, i sprawial wrazenie, ze nie ma ochoty wspinac sie wyzej.
Dylan zerkal przez otwarte drzwi garderoby do pokoju, niewatpliwie spodziewajac sie ujrzec ludzi na dachu werandy za oknami.
– Lod – powiedzial Shep.
– Namow go, zeby wszedl na gore – zwrocil sie Dylan do Jilly.
– A jak wybuchnie pozar?
– To cholernie slaba namowa.
– Lod.
– Caly strych to beczka prochu. A jak wybuchnie pozar?
– A jak biegun magnetyczny Ziemi zmieni polozenie? – spytal drwiaco.
– Na te okolicznosc akurat mam plan dzialania. Nie mozesz go wepchnac?
– Moge go troche zachecic, ale nie da sie czlowieka wepchnac na gore po drabinie.
– Przeciez to nie jest wbrew prawom fizyki.
– Inzynier sie znalazl.
– Lod.
– Mam tu mase lodu, skarbie – skfiamala Jilly. – Popchnij go, Dylan.
– Staram sie.
– Lod.
– Mnostwo lodu, Shep. Wejdz tu do mnie.
Shep nawet nie ruszyl reka. Tkwil w miejscu uparcie uczepiony drabiny.
Jilly nie widziala twarzy Shepherda, tylko czubek jego pochylonej glowy.
Dylan uniosl prawa stope brata i postawil na nastepnym szczeblu.
– Lod.
Wciaz majac przed oczyma martwe cmy i czujac ogarniajaca ja desperacje, Jilly porzucila proby naklonienia Shepa do wejscia na strych i postanowila przemowic do niego, zamieniajac jego monolog o lodzie w dialog.
– Lod – powiedzial.
– Zamarznieta woda – odrzekla.
Dylan postawil lewa stope Shepherda na szczeblu, na ktory przed chwila przesunal prawa, lecz rece Shepa pozostaly w tym samym miejscu.
– Lod.
– Deszcz ze sniegiem – powiedziala Jilly.
W glebi domu, na parterze, ktos kopnal drzwi. Zwazywszy na fakt, ze po salwach z broni maszynowej drzwi wejsciowe musialy zmienic sie w pyfi lub azurowe zaslonki z drzazg, jedyne drzwi, ktore trzeba bylo otwierac kopniakiem, znajdowafiy sie prawdopodobnie wewnatrz domu. Zaczelo sie przeszukanie.
– Lod.
– Grad.
– Lod.
– Kra – odparla Jilly.
Na dole rozlegl sie kolejny lomot: ten wstrzasnal calym domem, az podloga pod kolanami Jilly zadygotala.
Dylan zamknal drzwi garderoby i nowa sytuacja mogla ich zdecydowanie szybciej przyprawic o klaustrofobie.
– Lod.
– Lodowiec.
Kiedy Jilly juz sie wydawalo, ze Shepherd za moment odpowie, skonczyly sie jej synonimy i okreslenia form lodu. Postanowila zmienic zasady gry, odpowiadajac slowami oznacza jacymi rzeczy, ktore maja zwiazek z lodem, jak gdyby usilowala naprowadzic Shepherda na wlasciwa mysl.
– Lod – powiedzial Shep.
– Gora lodowa – odrzekla.
– Lod.
– Kostka lodu.
Od rozmowy o lodzie na strychu robilo sie coraz bardziej goraco. Zdawalo sie, ze kurz na krokwiach, podlodze i unoszacy sie powietrzu zaraz buchnie plomieniem.
– Lod.
– Lodowisko.
– Lod.
– Lyzwiarz.
– Lod.
– Hokej. Powinienes sie wstydzic, skarbie. Przydzieliles sobie latwiejsza role w zabawie i ciagle powtarzasz to samo slowo. Shepherd uniosl glowe. Patrzyl teraz na szczebel, na ktorym zaciskal dlonie.
Z dolu dochodzily nastepne huki i lomoty, szczeknela nerwowa seria z karabinu.
– Lod.
– Lody na patyku. Shep, bawiloby cie ukladanie lamiglowki z jednego kawalka?
– Lod.
– Szpikulec do lodu.
– Lod.
– Szczypce do lodu.
Kiedy podsuwala mu nowe slowa, „lod' przestal juz odbijac sie rykoszetem w jego glowie. W twarzy Shepa zaszla subtelna zmiana, jakby zlagodniala, co swiadczylo, ze obsesja powoli ustepuje. Jilly byla prawie pewna, ze tak jest naprawde.
– Lod.
– Kubelek na lod.
– Lod.
– Epoka lodowcowa. Wiesz co, skarbie? Chociaz mam trudniejsza role w tej zabawie, to o wiele fajniejsze niz sluchanie synonimow „odchodow'.
Na jego ustach zadrgal slaby usmiech, ale niemal w tej samej chwili zniknal jak zdmuchniety nerwowym oddechem.
– Lod.
– Zamrazalnik.
Shepherd przesunal w gore prawa reke i chwycil nastepny szczebel. Potem wyciagnal lewa dlon. Zlapal sie jeszcze wyzszego szczebla.
– Lod.
– Worek z lodem.
Shepherd bez pomocy brata wprawil w ruch stopy.
Na dole zadzwonil dzwonek do drzwi. Nawet w oddziale zawodowych mordercow musial sie trafic jakis przyglupi dowcipnis.
– Lod.
– Lodowka.
Shepherd wspinal sie coraz wyzej.
– Lod.
– Rewia na lodzie.