naprawde, tylko niewielka. Sa pewne ograniczenia wynikajace z przyczynowosci.

Kucnal, zanurzyl dlonie w wodzie, a potem wytarl je o spodnie.

— Zeszlej nocy zajrzelismy w wasze wnetrza. Pieciu ludzkich istot. Mnostwo rzeczy tam bylo: uczucia, wspomnienia, instynkty, wyuczone zachowania, poglady, szalenstwo, marzenia, milosci. Bardzo wazna jest milosc. Wasza piatka to interesujaca mieszanka.

— I to wszystko w ciagu jednej nocy? — w jej glosie pojawila sie drwina.

— Musielismy sie spieszyc. Mamy bardzo napiety harmonogram.

— Dlaczego? Czy oprocz nas…

— Nie. Chodzi o to, ze jesli nie opracujemy technicznie spojnej przyczynowosci, to ona zacznie dzialac na wlasna reke. A wtedy zawsze jest gorzej.

— „Nie opracujemy technicznie spojnej przyczynowosci”. Moj ojciec nigdy by czegos takiego nie powiedzial.

— Z pewnoscia powiedzialby. Juz nie pamietasz jak sie odzywal do ciebie? Byl oczytanym czlowiekiem i od samego poczatku, choc bylas mala dziewczynka, mowil, mowilem — poprawil sie — z toba jak z rownym sobie. Nie pamietasz?

Pamietala, a jakze, pamietala. I pomyslala o matce w domu starcow.

— Jaki to ladny drobiazg — powiedzial z ta wlasnie ojcowska rezerwa w glosie, jaka z pewnoscia pojawilaby sie miedzy nimi, gdyby dozyl jej doroslych lat. — Skad go masz?

— Och, to… — odparla obracajac w palcach medalion — dal mi ktos, kogo nawet dobrze nie znam. Sprawdzal moja wiare… On… ale ty juz przeciez to wszystko wiesz.

Znow usmiech na twarzy.

— Chce wiedziec, co o nas myslicie — krotko rzucila. — Co myslicie naprawde.

Nie wahal sie ani chwili.

— W porzadku — powiedzial — mysle, ze spisaliscie sie zadziwiajaco dobrze. Nie macie prawie zadnej teorii organizacji spolecznej, fatalnie zacofana ekonomie, zadnego pojecia o zasadach historycznego przewidywania, a do tego slaba wiedze o was samych. Biorac pod uwage wielka zmiennosc waszego swiata, dziwie sie, ze jeszcze nie rozwaliliscie go na kawalki. To dlatego nie chcemy was jeszcze spisac na straty. Wy, ludzie, macie szczegolny talent przystosowywania sie, przynajmniej na krotki dystans.

— I to juz wszystko?

— To jest zaledwie jeden punkt widzenia. Gdybys tutaj pomieszkala troche, to bys zobaczyla, ze krotki dystans nie jest dla zadnej cywilizacji jakimkolwiek programem. Taka cywilizacja tez pada ofiara swego przeznaczenia.

Chcialaby go zapytac, co naprawde odczuwa wobec ludzi. Zdziwienie? Wspolczucie? A moze nic, moze po prostu sa przedmiotami jego codziennych zajec? Czy w glebi serca — lub czegos, co mial teraz w tym miejscu — myslal o niej tak, jak ona myslala o… mrowkach? Jednak nie mogla zdobyc sie na to pytanie. Moze za bardzo bala sie odpowiedzi.

Probowala zgadnac — z intonacji, z roznych ukrytych niuansow tej rozmowy — kim jest ktos, przedstawiajacy sie jako jej ojciec. Gorowala nad nim w ten sposob, ze miala mase doswiadczenia z istotami ludzkimi, a on — Naczelnik Stacji — zaledwie jeden dzien. Czy z tej tajemniczej mowy, zza tej uprzejmej fasady, nie uda sie juz wylowic niczego o ludziach prawdziwego? Wygladalo na to, ze nie. Tresc ich rozmowy nie wskazywala przeciez (ani on sam nie probowal sprawic wrazenia), ze jest jej ojcem. Ale biorac pod uwage wszystko inne — trudno byloby zaprzeczyc, ze ta istota stojaca przed nia ma zadziwiajaco wiele wspolnego z Teodorem F. Arrowayem, urodzonym w 1924, zmarlym w 1960 roku, kupcem zelaznym, kochajacym mezem i ojcem. Gdyby nie narzucona sobie samokontrola wiedziala, ze rozplynelaby sie we lzach stojac na przeciw tej… tej kopii. Cala soba pragnela tez zadac mu pytanie, jak bylo potem — gdy umarl i poszedl do Nieba. Jak teraz zapatruje sie na Adwent, na Wniebowziecie? I czy obchody Milenium, ktore przygotowuje sie na Ziemi, maja jakikolwiek sens wobec tego, co on teraz wie i rozumie? Wiele religii naucza o zyciu posmiertnym, ktore czeka wybranych na szczytach gor lub wsrod oblokow, pod ziemia lub w rozkosznych niebieskich oazach, nie mogla jednak przypomniec sobie zadnej, ktora obiecywalaby zycie wieczne na plazy.

— Czy mamy jeszcze chwile czasu na pare pytan, zanim… no zanim wydarzy sie, co ma sie wydarzyc?

— Oczywiscie, ale jedno, najwyzej dwa.

— Powiedz mi o waszym systemie komunikacyjnym.

— Zrobie wiecej, niz sie spodziewasz. Ja ci go pokaze — powiedzial. — Uwazaj, teraz spokojnie.

Amebowata plama czerni wyciekla zza Slonca stojacego w zenicie i zaslonila wpierw je, a potem pol blekitnego nieba.

— Do licha… — westchnela.

Ta sama plaza wciaz byla pod stopami. Ellie czula swe stopy po kostki w piachu. Za to nad glowa… Kosmos. Wygladalo na to, ze znalezli sie dobrze powyzej Mlecznej Drogi, i kiedy patrzylo sie w dol, widac bylo spiralna strukture tej galaktyki. Lecieli ku niej z jakas nieprawdopodobna szybkoscia. Tymczasem on rzeczowo i poslugujac sie terminologia z jej wlasnego jezyka naukowego, opisywal ten gigantyczny twor wygladajacy z oddali jak dziecinny wiatraczek. Wskazal Spiralne Ramie Oriona, w ktorym — w tej epoce — zanurzone bylo Slonce. Pokazal — wewnetrznie od niego i zgodnie z malejacymi stopniami znaczenia w greckiej mitologii — Ramie Strzelca. Ramie Kwadratu/Tarczy i Ramie Trzech Kiloparsekow.

W tej chwili ujrzala siec rozgalezionych tuneli, podobnych do tych, ktorymi podrozowali. Wygladaly jak podswietlony diagram linii paryskiego metra. Eda mial racje: kazda stacja to byl uklad gwiazd i dwie czarne dziury o niskiej masie. Te czarne dziury, byla pewna, nie mogly powstac z obkurczenia sie gwiazd w procesie normalnej ewolucji masywnych ukladow gwiezdnych. Byly raczej pierwotne, byly pozostalosciami Big Bangu, ktore jakis przerastajacy wszelkie wyobrazenie kosmiczny pojazd przyholowal pod ich stacja przeznaczenia. Albo powstaly z niczego? Miala ochote o to spytac, ale byli tak rozpedzeni przed siebie, ze zatykalo im w piersiach dech.

W okolicy centrum Galaktyki ujrzala wirujacy dysk rozjarzonego wodoru, z chmurami czasteczkowymi wylatujacymi z niego ku obwodowi Drogi Mlecznej. Zwrocil jej uwage na uporzadkowany ruch gigantycznego kompleksu czasteczkowego — Strzelec B2, ktory przez wiele lat byl ulubionym terenem polowan dla radioastronomow na Ziemi. Blizej srodka dostrzegla inna gigantyczna chmure, czasteczkowa, a potem Strzelca A Zachodniego — zrodlo intensywnej fali radiowej, ktorej nasluchiwali w Argusie.

W bezposrednim ich sasiedztwie, w samym srodku Galaktyki, ujrzala pare wielkich czarnych dziur splecionych w namietnym uscisku grawitacyjnym. Masa jednej z nich rownala sie pieciu milionom slonc. Do tej paszczy wlewala sie rzeka gazu wielkosci ukladu slonecznego. Te dwie kolosalne (tu zastanowila sie nad ograniczeniami jezyka uksztaltowanego przez doswiadczenia ziemskie), super masywne czarne dziury obiegaly jedna druga w samym srodku Galaktyki. O jednej wiedziano, a przynajmniej podejrzewano jej istnienie. Ale dwie? Czy ta druga nie powinna byla zdradzic swego istnienia chocby przesunieciem prazka widmowego, zgodnie ze zjawiskiem Dopplera? Wyobrazila sobie pod jedna napis WEJSCIE, pod druga — WYJSCIE. Pierwsza byla akurat w uzyciu, ale czy z drugiej w ogole jakis wyjscie istnieje?

A wiec to byla najblizsza okolica Stacji — Wielkiej Stacji Centralnej, bezpiecznie ulokowanej na zewnatrz czarnych dziur srodka Galaktyki. Niebo blyszczalo od milionow sasiednich mlodych gwiazd, ale i gwiazdy, i gaz, i pyl byly wsysane przez zarloczne wrota czarnej dziury.

— Czy to, co ta dziura wsysa potem gdzies idzie?

— Oczywiscie.

— Mozna wiedziec gdzie?

— Naturalnie. To wszystko konczy sie w Labedziu A.

O Labedziu A troche wiedziala. Z wyjatkiem pewnej sasiadujacej z nim w Kasjopei resztki supernowej, byl najwyrazniejszym zrodlem fali radiowej na calym niebie Ziemi. Kiedys nawet robila obliczenia i wyszlo jej, ze w ciagu sekundy Labedz A produkuje wiecej energii niz Slonce przez czterdziesci tysiecy lat. To zrodlo radiowe znajdowalo sie o szescset milionow lat swietlnych od Ziemi, daleko za Droga Mleczna, w krolestwie galaktyk. Podobnie do innych pozagalaktycznych zrodel radiowych, rowniez w Labedziu A dwa olbrzymie strumienie gazu wypadajace zen w dwoch roznych kierunkach prawie z predkoscia swiatla, wytwarzaly wspolnie z rozrzedzonym gazem miedzygalaktycznym, gesta siec amortyzujaca Rankina-Hugoniota, wysylajac skutkiem tych procesow sygnal radiowy, ktory rozbrzmiewal jasno nad prawie calym wszechswiatem. Cala materia budujaca ten gigantyczny twor (liczacy piecset tysiecy lat swietlnych w poprzek), wyciekala z malenkiego, prawie niedostrzegalnego punkciku w kosmosie, dokladnie w pol drogi miedzy dwoma strumieniami gazu.

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату