telefonow w jedna i druga strone. Nawet tu, przed brama Argusa, na swobodnym, nie lubiacym formalizmu Srodkowym-Zachodzie, mial na sobie garnitur, biala koszule i krawat.
Dziekujac za wisiorek, dala mu lisc palmy i nagle — w jakims akcie desperacji, wylamujac kraty wielomiesiecznego milczenia i rzucajac w kat ostrzezenia Kitza — opowiedziala Jossowi wszystko, do najmniejszego detalu.
Przyjeli taktyke Rosjan, ktorzy — gdy mieli do porozmawiania o polityce lub innych drazliwych sprawach — nagle odczuwali gwaltowna potrzebe przechadzki. Od czasu do czasu Joss przystawal i zawracali z lekkim pochylem ku sobie, jak powiedzialby postronny obserwator, az w koncu Ellie po prostu wziela go pod ramie. Joss sluchal z zywa uwaga, wtracajac inteligentne i zyczliwe opinie, choc wszystko, w co wierzyl, pozostawalo z pewnoscia w glebokim konflikcie z opowiadaniem Ellie. Oczywiscie — gdyby bral je serio. Jakkolwiek bylo, Ellie radowal jego widok i cieszyla sie, ze moze wreszcie pokazac mu Argusa — zwlaszcza ze spor narosly miedzy nimi na temat Wiadomosci nalezal juz do spraw dawnych i nie burzacych ich przyjacielskiej kompanii. Jakze zalowala, ze wtedy, gdy spotkali sie ostatnio w Waszyngtonie, nie mogla Jossowi poswiecic wiecej czasu.
Jak gdyby od niechcenia podeszli ku metalowym schodkom oplatajacym podstawe Teleskopu 49. Z ich szczytu rozciagal sie zapierajacy dech w piersi widok na nie konczaca sie linie stu trzydziestu radioteleskopow, w wiekszosci zaopatrzonych w kola i przesuwajacych sie po wlasnych torach kolejowych — czegos tak niezwyklego nie bylo na calej Ziemi. Ellie podwazyla oslone kasety elektronicznej i z powstalej w ten sposob szczeliny wyciagnela pekata, zolta koperte z napisanym na niej nazwiskiem Palmera. Joss wsunal ja natychmiast pod pole marynarki, gdzie na wysokosci piersi uformowala spory wzgorek.
Opowiedziala mu o nowym programie obserwacyjnym Strzelca A i Labedzia A i w ogole — o calym swym projekcie.
— Doszlam do wniosku, ze strasznie dlugo by trwalo, nawet za pomoca takiego komputera jak Cray 21, obliczac „pi” do dziesiec do dwudziestej miejsca po przecinku. Do tego nie mamy pewnosci, czy to, czego szukamy jest wewnatrz „pi”, czy moze „e”, albo w ktorejs z rodziny liczb transcendentalnych, o ktorych mowili Vaygayowi. To moze w ogole byc jakis inny numer. Wiec bylaby to strata czasu, obliczac calosc, cyfra po cyfrze, ale za to mamy w Argusie wspaniala rzecz, ktora wykorzystalismy juz przy Wiadomosci: algorytm dekodujacy nastawiony na wylapywanie kazdej sekwencji cyfr, ktora komputerowi wyda sie nieprzypadkowa. To nam wystarczy…
Z wyrazu twarzy Jossa wywnioskowala, ze nie wszystko rozumie.
— …chodzi o to, zeby nie obliczac miejsce po miejscu, bo to jest nieskonczonosc. Musimy szukac sekwencji nieprzypadkowych, bo to oznacza wiadomosc ukryta we wnetrzu tego weza cyferek. Mam prawie pewnosc, ze chodzi o sekwencje zer i jedynek. Oczywiscie, pojedynczych zer i jedynek, nawet ulozonych w przypadkowe kombinacje, bedzie calkiem sporo, z pewnoscia dziesiec procent zer, dziesiec procent jedynek, jak przystalo na proporcje w ramach dziesieciu podstawowych cyfr. Ale program wie, czego moze sie statystycznie spodziewac, dlatego zareaguje alarmem tylko na nieoczekiwanie dluga sekwencje zer lub jednosci…
— Nie rozumiem. Jesli bedziesz przelatywac po takich nieprawdopodobnie dlugich wezach cyfr, czy nie trafisz po prostu przez przypadek w koncu na taka sekwencje, jakiej poszukujesz?
— Oczywiscie, moze tak sie zdarzyc. Ale mozesz z rachunku prawdopodobienstwa okreslic szanse takiego zdarzenia. Co dzien Cray 21 przez pare godzin rannych pracuje wylacznie nad tym moim programem. Nie musi juz analizowac Wiadomosci otrzymywanej z zewnatrz. Rowniez nie wprowadzamy do niego zadnych nowych danych. Ma tylko siebie w glowie, swoje wezyki cyfr. I jesli cos znajdzie, powie nam. On nie odezwie sie wczesniej, niz te cyferki przemowia do niego. To taki komputer, ktory kontempluje wlasny pepek.
— Nie jestem matematykiem, Bog mi swiadkiem. Wolalbym, zebys podala jakis przyklad.
— W porzadku — wsunela palce do kieszonki na piersi dresu po kawalek papieru, ale nic nie znalazla. Pomyslala, zeby siegnac pod marynarke Jossa i napisac na kopercie, ktora mu przed chwila dala, ale to byloby zbyt ryzykowne tu, na otwartej przestrzeni. Zreszta Joss juz wyciagnal ku niej swoj notes.
— Dziekuje. „Pi” zaczyna sie cyframi 3, 1415926… Widzisz, ze ta sekwencja nie nosi zadnych cech celowosci. Cyfry pojawiaja sie jak badz, owszem, jedynka wystepuje dwa razy, ale zaraz potem znika. Zreszta juz teraz moge ci powiedziec, ze statystycznie kazda cyfra: O, l, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, i 9 zajmuje okolo dziesiec procent calej statystycznie znaczacej puli cyfr. Czasem trafia sie przypadkowa sekwencja pozorujaca celowosc, na przyklad, 4444, ale statystycznie jest bez wartosci, bo juz sie nie powtarza. Ale teraz wyobraz sobie, ze biegniesz wzdluz tego weza, i nagle, same czworki, setki czworek w szeregu. Moga one nie zawierac zadnej informacji, prawda, ale zgodzisz sie, trudno cos takiego uznac za przypadek. Gdyby nawet uznac liczbe „pi” za wiek wszechswiata, to idac wzdluz niej nigdzie, podejrzewam, nie zdarzylaby sie sytuacja, ze sto czworek ustawia sie jedna za druga bez zadnego powodu.
— Czyli robisz dokladnie to samo, co w przypadku Wiadomosci? Tylko ze wtedy poslugiwalas sie teleskopami.
— Tak. W obu przypadkach szukam sygnalu, logicznego wzoru ukrytego wewnatrz szumu.
— Ale to nie musi byc sto czworek? Bo masz na mysli wzor, ktory mozna przelozyc na jezyk, czy tak?
— Wlasnie. Wyobraz sobie, ze ktoregos dnia otrzymujemy dluga sekwencje zer i jedynek. Wtedy, dokladnie tak, jak przy Wiadomosci, mozemy nawet przelozyc to na obraz. Jesli w tej informacji jest on zawarty, ma sie rozumiec. Wiesz, to moze byc po prostu wszystko.
— A czy moze byc tak, ze wyluskasz obraz z liczby „pi”, ktory okaze sie literami hebrajskiego alfabetu?
— Z pewnoscia. Wielkimi czarnymi literami wykutymi w kamieniu. — Popatrzyl na nia zmieszany.
— Przepraszam, Ellie, ale czy to wszystko nie jest troche zbyt… powiklane? Przeciez nie nalezysz do buddyjskiego Zakonu Milczacych? Dlaczego, zamiast grzebac sie w liczbie „pi”, po prostu nie oglosisz swiatu swej teorii?
— Palmer, gdybym tylko miala najmniejszy dowod, nikt nie powstrzymalby mnie. Ale nie mam doslownie nic, dlatego ludzie tacy, jak Kitz, mowia, ze ja klamie. Ze przezywam halucynacje. Dalam ci te koperte, tam jest wszystko. Zapieczetuj ja u notariusza i zdeponuj w sejfie bankowym. Jesli cos mi sie stanie, ty bedziesz mogl moja opowiesc przekazac swiatu. Daje ci pelne upowaznienie, bys z tym robil, co chcesz.
— A jesli nic ci sie nie stanie?
— Jesli sie nic nie stanie? To wtedy, pracujac nad tym, o czym ci powiedzialam, znajde w koncu dowody potwierdzajace moja prawdomownosc. Z jednej strony, jesli teleskopami wylapiemy cos, co potwierdzi istnienie tamtych dwu czarnych dziur w Centrum Galaktyki lub jakas olbrzymia sztuczna konstrukcje w Labedziu A, a z drugiej, jesli moj Cray 21 wyluska z liczby „pi” jakas wiadomosc. To — puknela Jossa palcem w piers — beda moje dowody. I wtedy zaczne mowic pelnym glosem. A na razie… nie zgub tego.
— Ja wciaz nie rozumiem — wyznal Joss — zgodze sie, ze we wszechswiecie istnieje matematyczny porzadek. Na przyklad, prawo ciazenia i tak dalej. Coz wiec dziwnego, jesli jakis matematyczny porzadek znajdziesz tez w liczbie „pi”. Co ci to da?
— Jak to, nie rozumiesz? Mnostwo mi da! Bo to nie bedzie jakis tam porzadek, jakies jedno czy drugie fizyczne lub chemiczne prawo. To bedzie wiadomosc. I to jaka! Od kogos, kto stworzyl wszechswiat, kto ukryl ja w najwazniejszej liczbie transcendentalnej, w liczbie „pi”, liczac na kogos, za miliardy lat, kto to odczyta. Pamietasz, krytykowalam ciebie i Rankina za to, ze Bog nie przyslal wam jakiejs wyrazniejszej wiadomosci. Ale teraz juz wiem, ze to jest ta droga.
— Pamietam bardzo dobrze. Uwazasz wiec, ze Bog jest Matematykiem?…
— Cos w tym rodzaju.
— Wiec szukasz Objawienia przez arytmetyke? Znam lepsza droge.
— Palmer, moja droga jest jedyna. Ona przekona nas, ze to, czego nas uczono, to prawda. Ze zycie to nie sa wyscigi glupich gesi, ze w liczbie „pi” jest wiadomosc od Boga i ze trzeba szukac w innych transcendentalnych liczbach, moze tam tez cos sie znajdzie, co przekona najwiekszych sceptykow. Znikna religijne sekty, kazdy bedzie mial jakies nowe Pismo Swiete, takie samo na caly swiat. Skonczy sie udawanie cudownych uzdrowien, falszowanie pergaminow, zbiorowe ekstazy i halucynacje. Kazdy bedzie mogl wierzyc.
Joss z niedowierzaniem pokrecil glowa. W kacikach jego ust blakal sie lekki usmieszek.
— Dlaczego tak ci zalezy na tym, zebym glosno mowila swiatu, zamiast pracowac, Palmer?
Dalej patrzyl na nia z tym usmieszkiem na wargach. Nic nie powiedzial, wiec dodala:
— Nie sadzisz, ze nastapila dziwna… zamiana rol? Oto ja, wyglaszajaca plomienna mowe, ktora ma przekonac sceptyka. A sceptykiem jestes ty, i to duzo surowszym wobec mojej wiary, niz ja bylam wobec twojej.
— Och, nie Eleanor — znowu pokrecil glowa — to nie to. To nie sceptycyzm. To po prostu fakt, ze ja