odpowiada.
Widzi innych Ziemian. Posiadaja g'rakh, lecz to nie wystarcza. Dusze ich sa slepe i nieme. Tu — Van Beneker. Tutaj — turysci. Tu, samotni mieszkancy posterunkow w dzungli. A to wypalona szara pustka — tu przebywa dusza Cedrika Cullena.
Nie jest w stanie dosiegnac zadnej z tych dusz.
Przez mgle przeswieca blask jakiejs duszy. To Kurtz. Zbliza sie do niego. Kurtz nie spi.
„Teraz jestes wsrod nas', mowi Kurtz, a Gundersen odpowiada: „Tak, teraz wreszcie tu jestem'. Dusza otwiera sie przed dusza i Gundersen spoglada w dol, w ciemnosc, ktora jest Kurtzem, w przerazajace wnetrze, gdzie klebia sie czarne potwory. Figury te lacza sie ze soba chaotycznie, rozprezaja sie i zanikaja. Siega wzrokiem dalej, przebija to czarne pulsujace rojowisko i dostrzega bardzo jasne, zimne swiatlo dochodzace z wiekszej glebi i wtedy Kurtz odzywa sie: „Widzisz? Czy widzisz? Czy jestem potworem? Mam w sobie dobroc.'
„Nie jestes potworem' — stwierdza Gundersen.
„Ale cierpie' — odpowiada Kurtz.
„Za swoje grzechy' — oswiadcza Gundersen.
„Kiedy skonczy sie moje cierpienie?' Gundersen odpowiada, ze nie wie, ze nie on jest tym, ktory kladzie kres takim rzeczom.
„Pozwol mi wrocic, niech sie dopelni moje odrodzenie' — jeczy Kurtz.
Gundersen nie wie, co na to odpowiedziec i rozglada sie za innymi g'rakh, zeby naradzic sie z Na-sinisulem, naradzic sie z Vol'himyorem, z tymi, ktorzy sa wielokrotnie narodzeni. A oni zbieraja sie, gromadza, mowia jednym glosem, glosem grzmiacym mowia Gundersenowi, ze odrodzenie Kurtza juz sie przeciez dokonalo.
Gundersen powtarza to Kurtzowi, ale Kurtz juz sam slyszal,
„Zaluj mnie!' — wola do Gundersena z bezdennej przepasci. „Zaluj mnie, bo to pieklo. Jestem w piekle.'
Gundersen powtarza: „Zal mi cie. Zal mi cie. Zal mi cie…' Placze z zalu nad Kurtzem. Poprzez kosmos plyna strugi brylantowych lez i na tej slonej rzece plynie Gundersen. Oglada swiat ten i tamten, wedruje miedzy mglawicami, przemierza chmury pylu kosmicznego, unosi sie nad dziwnymi sloncami.
Nie jest sam. Jest z nim Na-sinisul i Srin'gahar, i Vol'himyor, i wszyscy inni. Czuje harmonie pomiedzy wszystkimi g'rakh. Po raz pierwszy dostrzega wiezy laczace g'rakh z g'rakh. On, lezacy w jakiejs fazie ponownych narodzin, jest w kontakcie z nimi wszystkimi. W kazdej chwili, w kazdym momencie wszystkie dusze na tej planecie obcuja ze soba. Widzi jasnosc wszystkich g'rakh i napelnia go to nabozna czcia i pokora.
Pojmuje teraz zlozonosc tych podwojnych istot, rytm ich egzystencji, niekonczace sie nastepowanie jednego cyklu odrodzenia i nowego trwania — po drugim, a nade wszystko ten zwiazek pomiedzy nimi, te jednosc. Odczuwa dojmujaco wlasne odizolowanie od innych ludzi, widzi, jakie mury dziela czlowieka od czlowieka, zdaje sobie sprawe, ze kazdy z nich jest wiezniem zamknietym we wlasnej osobowosci. I juz wie, co znaczy zyc pomiedzy takimi, ktorzy nauczyli sie z tego wiezienia uwalniac.
Ta swiadomosc miazdzy go. Mysli: zrobilismy z nich niewolnikow, nazwalismy bestiami, a oni przez caly czas byli ze soba zespoleni, umysly ich rozmawialy ze soba bez slow, z duszy do duszy przekazywali sobie muzyke. My bylismy samotni, a oni nie i zamiast kleknac przed nimi i blagac, by pozwolili nam uczestniczyc w tym cudzie, my zmuszalismy ich do pracy.
Gundersen placze z zalu nad Gundersenem.
Na-sinisul odzywa sie: „To nie czas na smutek'. I Srin'gahar mowi: „Co bylo minelo.' I Vol'himyor dodaje: „Przez to, ze zalujesz, dostepujesz odkupienia.' I potem wszyscy mowia razem, jednym glosem i on rozumie. Rozumie.
Teraz Gundersen rozumie wszystko.
Przepelnia go radosc, ze przybyl tutaj, ze przebyl probe i ze jest wyzwolony. Dusze ma otwarta, jest odrodzony.
Zniza sie i laczy ponownie ze swym cialem. Znow ma swiadomosc, ze lezy w krzepnacej zelatynie, na zimnej podlodze, w ciemnej komnacie przyleglej do dlugiego korytarza, we wnetrzu rozowo-czerwonej gory na dziwnym, obcym swiecie.
Slyszy bicie poteznych dzwonow.
Czuje, jak cala planeta drzy i obraca sie wokol swej osi.
Widzi tanczace jezyki ognia.
Dotyka rdzenia Gory Ponownych Narodzin.
Rozpoznaje slowa hymnu, ktory spiewaja sulidory i spiewa razem z nimi.
Rosnie. Kurczy sie. Plonie. Drzy. Podlega przemianie.
„Tak' — mowi jakis niski, mocny glos. — „Wylon sie. Czas nadszedl.'
„Powstan. Powstan.'
Oczy Gundersena otwieraja sie. Jest oszolomiony fala wirujacych kolorow. Uplywa chwila nim zdolny jest cos zobaczyc. Jakis sulidor stoi u wejscia do komory.
— Jestem Ti-munilee — mowi sulidor. — Jestes ponownie narodzony.
— Znam cie — powiada Gundersen. — Ale nie pod tym imieniem. Kim jestes?
— Chodz, sam sie przekonaj — zaprasza sulidor. Gundersen wstaje i podchodzi.
— Znalem cie jako nildora Srin'gahara — oznajmia.
XVII
Gundersen wsparl sie na ramieniu sulidora i kroczac jeszcze niepewnie opuscil komnate ponownych narodzin.
— Czy zostalem zmieniony? — zapytal w ciemnym korytarzu.
— Tak, bardzo — odparl Ti-munilee.
— Jak? W jaki sposob?
Gundersen uniosl reke i przyjrzal sie jej — piec palcow, jak przedtem. Spojrzal w dol na swe nagie cialo i tez nie dostrzegl zadnych zmian. Poczul jakby zawod: moze w tej komnacie nic sie nie dokonalo? Nogi, stopy, uda, brzuch — wszystko takie samo, jak bylo.
— Wcale sie nie zmienilem — powiedzial.
— Zmieniles sie.
— Gdzie te zmiany?
— Zmiany sa wewnatrz — odpowiedzial Srin'gahar. — Spojrz na siebie moimi oczami, a zobaczysz, kim jestes.
Gundersen wyciagnal reke do sulidora. Zobaczyl siebie. Bylo to jego dawne cialo, ale jakby rozswietlone od srodka. Jakby otoczone poswiata, promieniejace…
— Jestes zadowolony? — spytal Ti-munilee.
— Tak — odrzekl Gundersen.
Poszedl powoli w strone skraju polany rozciagajacej sie u wejscia do jaskini. Czul kolo siebie obecnosc nildorow i sulidorow, chociaz widzial jedynie Ti-munilee. Wiedzial, ze dusza starego Na-sinisula znajduje sie w pieczarze i przechodzi ostatnie stadia ponownych narodzin. Mial lacznosc z dusza Vol'himyora bedacego daleko na poludniu. Dotknal leciutko duszy cierpiacego Kurtza. Odczul nagle ze zdumieniem, ze dusze innych Ziemian, wolne jak jego wlasna, otwarte ku niemu, kraza w poblizu.
— Kim jestescie? — zapytal.
A one odpowiedzialy:
„Nie jestes pierwszym sposrod nas, ktory nie zmienil swej powloki po ponownych narodzeniach.'
Tak, przypominal sobie. Cullen mowil, ze byli inni, niektorzy zostali zmienieni w potwory, o innych, po prostu wiecej nie slyszano.
— Gdzie jestescie? — chcial wiedziec. Odpowiedzialy mu, ale nie zrozumial, poniewaz powiedzialy, ze zostawily swe ciala.
— Czy ja takze pozostawilem swe cialo? — spytal.
Odpowiedzialy mu, ze nie, ze wciaz jest we wlasnym ciele, gdyz to wlasnie wybral, a one wybraly co