plytkich wodach przybrzeznych oko kamery telewizyjnej rzadko siegalo dalej niz na piecdziesiat stop, ale za to dawalo obraz bardziej szczegolowy niz wszystkie inne organy zmyslowe lodzi podwodnej.
A przeciez lodz musiala nie tylko widziec i czuc, musiala takze dzialac. Franklin mial do opanowania caly arsenal narzedzi i broni, takich jak swidry do pobierania probek z dna morskiego, przyrzady pomiarowe do kontrolowania zagrod, rozne probniki, przyrzady do bezbolesnego cechowania wielorybow, sondy elektryczne sluzace do odstraszania zbyt natretnych mieszkancow glebin oraz niezwykle rzadko uzywane male torpedy i pociski paralizujace, ktore w ciagu kilku sekund mogly powalic najwieksze z morskich bestii.
W codziennych wyprawach w glab Pacyfiku Franklin uczyl sie poslugiwac tymi nowymi dla siebie narzedziami. Czasami przeplywali przez bariere i wtedy Franklin mial uczucie, ze jej nieustanny, wysoki pisk przenika go do szpiku kosci. Bariera rozciagala sie juz wokol polowy kuli ziemskiej i jej gleboko zanurzone generatory wysylaly ku powierzchni wiazki ultradzwiekow.
Czy w poprzednich stuleciach ktos mogl sobie cos podobnego wyobrazic? — myslal Franklin. Pod pewnymi wzgledami bylo to moze najwieksze i najsmielsze ze wszystkich przedsiewziec czlowieka. Morze, dla ktorego od zarania wiekow czlowiek byl igraszka, zostalo wreszcie ujarzmione. Nawet podboj kosmosu nie potrafil zacmic tego zwyciestwa.
A jednak nigdy nie moglo stac sie ono zwyciestwem ostatecznym. Morze czekalo i co roku zadalo ofiar. Podczas wizyty w Kwaterze Glownej Franklin zauwazyl mimochodem tablice pamiatkowa. Bylo tam juz wiele nazwisk i bylo miejsce na wiele nowych.
Stopniowo Franklin zaczal dochodzic do porozumienia z morzem. Mimo ze mial niewiele czasu na lektury inne niz scisle fachowe, pograzyl sie w „Moby Dicku”, zwanym pol zartem, pol serio biblia Sekcji Wielorybow. Wiele z tego wydawalo mu sie nudne i tak dalekie od jego swiata, ze nie wywolywalo w nim zadnego oddzwieku. Jednak miejscami archaiczna, dzwieczna proza Melville’a potracala jakas strune w jego sercu i pozwalala mu lepiej zrozumiec ocean, ktory on takze musi sie nauczyc kochac i nienawidzic.
Don Burley — ten nie przejmowal sie „Moby Dickiem” i czesto pokpiwal z tych, ktorzy go cytowali.
— Moglibysmy nauczyc Melville’a paru rzeczy — powiedzial kiedys protekcjonalnym tonem.
— To prawda — odpowiedzial mu Franklin — ale czy potrafilbys wbic harpun w grzbiet kaszalota z otwartej lodzi?
Don nic nie odpowiedzial. Byl na tyle uczciwy, by przyznac, ze nie potrafil na to odpowiedziec.
Byl za to coraz blizszy znalezienia odpowiedzi na inne pytanie. Obserwujac, jak Franklin opanowuje nowe umiejetnosci z szybkoscia, ktora zapewni mu stopien starszego inspektora nie dalej niz za cztery-piec lat, Don nie mial watpliwosci co do poprzedniego zawodu swego ucznia. Jesli Franklin chcial to utrzymac w tajemnicy — coz, byla to jego sprawa. Don czul sie nieco urazony takim brakiem zaufania, ale pocieszal sie, ze wczesniej czy pozniej Franklin mu sie zwierzy.
Jednak to nie Don pierwszy dowiedzial sie prawdy. Przez czysty przypadek osoba ta stala sie Indra.
VI
Spotykali sie teraz przynajmniej raz dziennie w mesie, ale Franklin nie uczynil jeszcze nieodwolalnego, prawie bezprecedensowego kroku i nie przesiadl sie do stolu, przy ktorym jadali pracownicy naukowi. Rownaloby sie to plomiennym oswiadczynom i wywolaloby fale plotek jak wyspa dluga i szeroka, chociaz bylyby to plotki nie usprawiedliwione. Jesli chodzi o Indre i Franklina, to naduzywane okreslenie „jestesmy po prostu przyjaciolmi” najzupelniej odpowiadalo prawdzie.
Jednak prawda bylo takze, ze ich wzajemna sympatia stale sie poglebiala i ze zauwazyli to prawie wszyscy z wyjatkiem Dona. Indra kilkakrotnie slyszala od swoich kolegow, ze pod jej wplywem „topnieje gora lodowa”, i czula sie tym pochlebiona. Nieliczni, ktorzy byli z Franklinem na bardziej zazylej stopie, ostrzegali go zartobliwie przed Donem, przypominajac mu, ze starsi inspektorzy musza podtrzymywac swoja reputacje pozeraczy serc. Franklin odpowiadal nieco wymuszonym usmiechem, ukrywajacym uczucia, ktorych sam nie chcial do konca analizowac.
Samotnosc, chec ucieczki od wspomnien, klapa bezpieczenstwa chroniacego przed atmosfera napiecia, w jakiej pracowal — wszystkie te czynniki byly co najmniej rownie wazne, jak normalne uczucia mezczyzny do interesujacej dziewczyny. Nie wiedzial, czy ta sympatia przerodzi sie w cos powazniejszego, i nie byl wcale pewien, czy tego pragnie.
Podobnie bylo z Indra, chociaz jej dawne postanowienie zaczelo slabnac. Czasami pozwalala sobie nawet na marzenia, w ktorych jej kariera zawodowa nie grala wcale najwazniejszej roli. Kiedys oczywiscie wyjdzie za maz i jej wybrany bedzie bardzo podobny do Franklina. Jednak nadal jeszcze bronila sie przed mysla, ze moze to byc wlasnie on.
Romantyczne spotkania na wyspie utrudnial fakt, ze bylo tu zbyt wiele ludzi na zbyt malej przestrzeni. Nawet pozostawione fragmenty dziewiczego lasu nie zapewnialy odosobnienia. Wieczorem, kiedy sie wedrowalo sciezkami, oswietlajac sobie droge w obawie przed sterczacymi galeziami, trzeba bylo niezwykle taktownie poslugiwac sie latarka. Zazwyczaj okazywalo sie przy tym, ze najlepsze zakatki byly juz zajete, co bylo przyczyna wielkiego rozczarowania wobec braku innych mozliwosci.
Spryciarze ze stacji badawczej mieli jednak swoje sposoby. Wszystkie nawodne i podwodne jednostki plywajace nalezaly do administracji, chociaz udostepniono je pracownikom naukowym do celow sluzbowych. Jednak na skutek jakiegos ginacego w pomroce dziejow niedopatrzenia laboratorium rozporzadzalo wlasna prywatna flota, skladajaca sie z barkasa i dwoch katamaranow. Nikt nie wiedzial na pewno, czyja stanowily wlasnosc, ale mozna bylo zauwazyc, ze zawsze, kiedy przyjezdzala komisja inwentaryzacyjna, wychodzily w morze.
Male katamarany oddawaly duze uslugi naukowcom, gdyz ich zanurzenie nie przekraczalo szesciu cali i mogly bezpiecznie dzialac na terenie raf. Przy pelnym wietrze osiagaly z latwoscia szybkosc do dwudziestu wezlow i czesto urzadzano miedzy nimi wyscigi. A kiedy nie byly wykorzystywane do pracy, uczeni wyprawiali sie nimi na pobliskie rafy i wysepki, aby popisac sie swoimi umiejetnosciami zeglarskimi przed zaprzyjaznionymi osobami — z reguly plci odmiennej.
Bylo nawet nieco dziwne, ze lajby zawsze wracaly z tych wypraw wraz z zaloga, bez szwanku, jesli nie liczyc strat moralnych; pewien starszy inspektor, rzeczywiscie nie pierwszej juz mlodosci, nie mogl po takiej wycieczce zejsc z lodzi o wlasnych silach i zarzekal sie, ze juz nigdy wiecej nie da sie namowic na plywanie po powierzchni morza.
Kiedy Indra zaproponowala Franklinowi wycieczke na Wyspe Bocianiego Gniazda, zgodzil sie bez wahania. Zaraz jednak spytal ostroznie, kto bedzie kierowal lodzia.
Indra zrobila urazona mine.
— Oczywiscie ja — powiedziala. — Robilam to dziesiatki razy. — Sprawiala wrazenie, jakby czekala, az ktos sprobuje podac w watpliwosc jej umiejetnosci, ale Franklin wiedzial, ze nie nalezy tego robic. Indra, jak mial okazje stwierdzic, byla bardzo zrownowazona dziewczyna, moze nawet zbyt zrownowazona. Jesli powiedziala, ze cos potrafi, to znaczylo, ze potrafi.
Nalezalo ustalic jeszcze jedno. Lodka zabierala cztery osoby; kim bedzie pozostala dwojka?
Trudno powiedziec, czy decyzja w tej sprawie wyszla od Indry, czy od Franklina. Wisiala ona niejako w powietrzu, kiedy rozwazali rozne kandydatury, zaczynajac od Dona i dokonujac przegladu kolezanek Indry z laboratorium. W pewnej chwili umilkli oboje i zapanowala na chwile znamienna cisza, jak to sie czasem zdarza w pokoju pelnym rozgadanych ludzi.
W tej naglej ciszy kazde z nich uswiadomilo sobie, ze mysla o tym samym i ze rodzi sie pomiedzy nimi cos nowego. Nie zabiora nikogo na Bocianie Gniazdo; po raz pierwszy beda tylko we dwoje — rzecz niemozliwa na wyspie. Prowadzilo to do jedynego logicznego wniosku, ktorego nie chcieli uznac nawet wobec samych siebie, gdyz umysl ludzki ma nieograniczona zdolnosc do oszukiwania sie.
Bylo juz dobrze po poludniu, kiedy wreszcie udalo im sie wymknac. Franklin mial wyrzuty sumienia w stosunku do Dona i zastanawial sie, jaka bedzie jego reakcja, kiedy dowie sie o ich wycieczce. Na pewno poczuje sie dotkniety, ale na szczescie nie nalezy do ludzi, ktorzy dlugo zywia uraze, i przyjmie to, jak przystalo mezczyznie.
Indra pomyslala o wszystkim. Jedzenie, napoje, krem do opalania, reczniki — nie przeoczyla niczego, co