sezonowe, gdyz obecnie przyrzady nie notowaly zadnego ruchu wod. Musialo to byc zwiazane ze znajdujacym sie w poblizu Kanionem Millera, wrzynajacym sie na glebokosc dziesieciu tysiecy stop.
Co kilka sekund Franklin wlaczal swoje kolorowe swiatla i z napieciem wpatrywal sie w ekran, oczekujac jakiejs reakcji. Po chwili mial asyste kilku fantastycznych ryb glebinowych — upiornych istot o potwornych szczekach, najezonych groteskowymi czulkami i wyrostkami. Zew jego swiatel byl widocznie silniejszy niz strach przed halasem silnikow, co mozna bylo uwazac za dobry znak. Ryby nie nadazaly za lodzia, ale na ich miejsce zjawialy sie nowe potwory, wsrod ktorych nie bylo dwoch jednakowych. Stosunkowo mniej uwagi poswiecal Franklin ekranowi telewizyjnemu; wazniejsze byly dane siegajacego znacznie dalej hydrolokatora. Musial teraz nie tylko wypatrywac Percy’ego, lecz takze wystrzegac sie skal i pagorkow, ktore moglyby wylonic sie nagle na trasie lodzi. Mimo ze posuwal sie z niewielka szybkoscia dziesieciu wezlow, jego uwaga byla przez caly czas napieta do maksimum. Chwilami mial uczucie, jakby lecial samolotem lotem koszacym nad pagorkowata okolica i na dodatek w gestej mgle.
Przebyli w ten sposob piec mil bez zadnych wydarzen i zawrocili pod katem stu osiemdziesieciu stopni. Franklin pomyslal sobie, ze przynajmniej ustala szczegolowo uksztaltowanie dna morskiego w tym rejonie, w obu lodziach dzialaly bowiem automatyczne przyrzady, zapisujace profil terenu.
— I kto mowi, ze zycie inspektora jest ciekawe? — odezwal sie Don, kiedy robili czwarty nawrot. — Nie widzialem ani jednej, chocby najmniejszej, osmiornicy. Moze my je czyms odstraszamy?
— Roberts twierdzi, ze one nie sa zbyt wrazliwe na halas, a poza tym podejrzewam, ze Percy nie nalezy do strachliwych.
— Jezeli on w ogole istnieje — zauwazyl Don sceptycznie.
— Nie zapominaj o tych szesciocalowych sladach przyssawek. Kto je wedlug ciebie powygryzal — myszy?
— Hej! — zawolal Don. — Spojrz no na to echo na kierunku 250, odleglosc 750 stop. Wyglada jak skala, ale chyba sie poruszylo. Jeszcze jeden falszywy alarm, pomyslal Franklin. Ale nie, echo rzeczywiscie jakby drgalo. Do licha, rusza sie!
— Zmniejszamy szybkosc do polowy wezla — powiedzial. — Plyn za mna. Ja podejda wolno i wlacze swiatla.
— Jakies dziwne echo. Ma coraz to inne rozmiary.
— To moze byc on. Jedziemy.
Lodz plynela teraz ponad rozlegla, lekko opadajaca rownina, nadal w otoczeniu swity rybosmokow. Na ekranie telewizyjnym wszystkie przedmioty ginely we mgle na odleglosci stu piecdziesieciu stop; ultrafioletowe reflektory nie siegaly dalej. Franklin wylaczyl cale zewnetrzne oswietlenie i skradal sie ostroznie, poslugujac sie wylacznie hydrolokatorem.
Na odleglosci pieciuset stop ksztalt echa zaczal zarysowywac sie wyrazniej; z odleglosci czterystu stop nie bylo juz zadnych watpliwosci; y& zblizeniu sie na trzysta stop ryby towarzyszace Franklinowi znikly w pospiechu, jakby wyczuly, ze okolica nie jest dla nich najzdrowsza. Na odleglosci dwustu stop Franklin wlaczyl swoja swietlna przynete i dopiero po chwili uruchomil kamery telewizji i reflektory.
Po dnie oceanu wedrowal istny zywy las wezowatych, wijacych sie pni. Gigantyczny glowonog zastygl na moment, jakby oslepiony reflektorami; niewykluczone, ze tak bylo, choc dla ludzkiego oka ich swiatlo bylo niewidoczne. Potem z nieprawdopodobna szybkoscia sciagnal macki zwijajac sie w zwarta, oplywowa bryla — i wystrzelil z cala energia swego odrzutowego napedu w strone lodzi.
W ostatnim momencie zboczyl nieco i Franklin zdolal dojrzec wielkie, pozbawione powieki oko, o srednicy przynajmniej stopy. W sekunde pozniej odczul gwaltowne uderzenie w kadlub lodzi i zgrzyt poteznych szczek o stalowy pancerz. Franklin przypomnial sobie szramy, ktore tak czesto widywal na grubej skorze kaszalotow, i odczul radosc, ze chroni go warstwa stali. Slyszal trzask zrywanych przewodow zewnetrznego oswietlenia; nic nie szkodzi — spelnilo juz swoje zadanie.
Nie sposob bylo odgadnac, co robi Percy; od czasu do czasu lodz kolysala sie gwaltownie, ale Franklin nie chcial uciekac, dopoki nie bedzie do absolutnie konieczne.
— Czy widzisz, co on wyrabia? — spytal z niepokojem w glosie.
— Tak, osmioma ramionami oplata ciebie, a dwa wyciaga z nadzieja w moja strona. Poza tym przecudownie zmienia kolory — nawet nie probuje ci tego opisac. Nie mam pojecia, czy on chce cie pozrec, czy tak wygladaja jego zaloty.
— Cokolwiek to jest, nie jest to zbyt przyjemne. Pospiesz sie ze zdjeciami, zebym wreszcie mogl wydostac sie z jego usciskow.
— Dobra, jeszcze tylko kilka minut. Potem sprobuje trafic go swoim harpunem.
Byly to bardzo dlugie minuty, ale wreszcie Don skonczyl. Percy nadal nie wykazywal najmniejszych oznak niesmialosci, przepowiadanej przez Robertsa, mimo ze teraz nie mogl juz uwazac lodzi Franklina za inna dziesieciornice. Wreszcie Don wystrzelil swoj harpun, trafiajac precyzyjnie w najgrubsza czesc plaszcza, gdzie astrze moglo wniknac gleboko nie powodujac powazniejszej szkody. Poczuwszy nagle uklucie potezny glowonog zwolnil swoj uscisk i Franklin korzystajac z okazji natychmiast dal „cala naprzod”. Poczul, jak zrogowaciale macki zeslizguja sie po pancerzu lodzi i oto znalazl sie na wolnosci i mogl wracac ku odleglemu sloncu. Cieszyl sie, ze obylo sie bez uzycia ktorejs z przygotowanych na wszelki wypadek broni.
Don poszedl w jego slady i wkrotce znalezli sie o piecset stop ponad dnem, poza zasiegiem widzialnosci. Na ekranie hydrolokatora widac bylo ostro skaliste dno, a na jego tle pulsowala wyrazna gwiazdka. Maly nadajnik — o srednicy jednego cala i dlugosci szesciu cali — umieszczony pod skora Percy’ego spelnial swoje zadanie bez zarzutu. Bedzie dzialal przeszlo tydzien, dopoki nie wyczerpie sie bateria.
— Naznaczylismy go! — zawolal Don z radoscia. — Teraz juz sie przed nami nie schowa.
— Pod warunkiem, ze nadajnik mocno siedzi i Percy nie uwolni sie od niego — zauwazyl Franklin ostroznie. — W przeciwnym razie bedziemy musieli szukac go od nowa.
— Nie zapominaj, ze to ja strzelalem. Zaloze sie dziesiec do jednego, ze nadajnik nie wypadnie.
— Najwazniejsza rzecz, jakiej sie nauczylem w tej pracy, to nigdy nie zakladac sie z toba — powiedzial Franklin i wlaczyl maksymalna szybkosc, kierujac dziob lodzi ku odleglej wciaz jeszcze o pol mili powierzchni. — Nie dajmy Robertsowi czekac zbyt dlugo, bo nam zwariuje z niecierpliwosci. Zreszta ja tez chce zobaczyc te zdjecia. Po raz pierwszy wystapilem w filmie, i to jako partner gigantycznej dziesieciornicy.
Jak na razie, pomyslal sobie, to tylko czolowka, wlasciwy film ma sie dopiero rozpoczac.
XV
— Jak to milo miec zone, ktorej nie przeraza moja praca — powiedzial Franklin, przeciagajac sie leniwie w fotelu na tarasie.
— Czasem sie boje — przyznala Indra. — Nie lubie akcji na duzych glebokosciach. Jezeli tam cos nawali, czlowiek jest bez szans.
— Rownie dobrze mozna utonac w wodzie glebokiej na dziesiec stop.
— Sam wiesz, ze mowisz glupstwa. Poza tym, o ile wiem, jak dotychczas zaden inspektor jeszcze nie utonal. To, co im sie przytrafia, jest zazwyczaj znacznie gorsze.
— Zaluje, ze poruszylem ten temat — powiedzial Franklin, rozgladajac sie, czy Peter nie podsluchuje ich rozmowy. — W kazdym razie mam nadzieje, ze „Operacja Percy” nie daje ci powodow do obaw?
— Nie. Tak jak wszyscy nie moge sie doczekac, kiedy go zlapiesz, a jeszcze bardziej ciekawi mnie, czy Robertsowi uda sie utrzymac go przy zyciu.
Indra wstala i podeszla do regalu z ksiazkami. Przerzucajac stos czasopism i gazet, ktore sie tam zawsze gromadzily, znalazla wreszcie to, czego szukala.
— Posluchaj — powiedziala — i pamietaj, ze zostalo to napisane prawie dwiescie lat temu.
Zaczela czytac glosem przywyklym do wystapien w salach wykladowych i Franklin, ktory poczatkowo sluchal bez entuzjazmu, po chwili dal sie wciagnac bez reszty.
“W oddali zamajaczyla wielka, biala, leniwa masa, ktora wznoszac sie coraz wyzej i wyzej zajasniala w koncu przed dziobem na ksztalt snieznej gory. Blyszczala przez chwile, po czym rownie powoli zapadla sie z powrotem w morze. I znow wynurzyla sie, cicha i migotliwa. Nie wygladala na wieloryba. Ale moze to Moby