bardzo delikatnej sytuacji. W ciagu najblizszych pieciu lat dojdzie do decydujacej konfrontacji z farmami. Jezeli nie uda nam sie zwiekszyc wydajnosci, bialko uzyskiwane z planktonu pobije nas tanioscia.

A przeciez to nie, jest nasz jedyny problem. Mamy coraz wieksze trudnosci z ludzmi, a tu na dodatek cos takiego.

Rzucil na biurko folder reklamowy i Franklin usmiechnal sie krzywo, poznajac ogloszenie, ktore od tygodnia ukazywalo sie we wszystkich powazniejszych czasopismach swiata. Departament Kosmonautyki musial na to wydac kupe forsy.

Na dwoch stronach przedstawiono w niezwykle jaskrawych kolorach scene podmorska. W krysztalowo czystej glebinie walczyly potezne, okryte luska potwory, wieksze i bardziej odrazajace od wszystkiego, co zylo na Ziemi od okresu jurajskiego. Znajac fotografie Franklin wiedzial, ze zwierzeta zostaly przedstawione z drobiazgowa dokladnoscia, natomiast jesli chodzi o przejrzystosc wody, to artysta niewatpliwie przesadzil.

Towarzyszacy tekst byl utrzymany w spokojnym tonie; widocznie uznano, ze obrazek jest wystarczajaco sensacyjny i nie wymaga upiekszen. Departament Kosmonautyki poszukiwal mlodych ludzi na stanowiska inspektorow i specjalistow od produkcji zywnosci do pracy przy zagospodarowaniu morz wenusjanskich. Jest to, jak twierdzono w ogloszeniu, najciekawsza i najlepiej platna praca w calym ukladzie slonecznym; wynagrodzenie jest wysokie, a wymagane kwalifikacje nizsze niz w przypadku pilota kosmicznego czy astrogatora. Po wyliczeniu warunkow, jakim musza odpowiadac kandydaci, ogloszenie konczylo sie haslem, ktore Komisja do Spraw Wenus lansowala od szesciu miesiecy i ktorego Franklin mial juz powyzej uszu:

POMOZ BUDOWAC DRUGA ZIEMIE.

— Na razie mamy dosc klopotow z pierwsza — mowil byly dyrektor — a tymczasem najzdolniejsza mlodziez ucieka na Wenus. Miedzy nami mowiac, wydaje mi sie nawet, ze Departament Kosmonautyki ostrzy sobie zeby na niektorych naszych pracownikow.

— Nie moga tego zrobic!

— Tak sadzisz? Jest tam w teczce prosba o zwolnienie starszego inspektora McRae’a; jesli nie uda ci sie namowic go, zeby zostal, to postaraj sie wyciagnac z niego, dlaczego odchodzi.

Tak, zycie nie zapowiada sie rozowo, pomyslal Franklin. John McRae byl jego starym przyjacielem; czy ma prawo odwolywac sie do tej przyjazni teraz, kiedy jest przelozonym Johna?

— Inny problem polega na tym, zeby utrzymac w ryzach uczonych. Ten Lundquist jest znacznie gorszy od Robertsa; Roberts miewal swoje pomysly, ale ten pracuje nad szescioma zwariowanymi pomyslami naraz. Polowe czasu spedza na Wyspie Czapli. Moze dobrze byloby poleciec tam i pogadac z nim. Jakos nigdy nie moglem sie tam wybrac.

Franklin sluchal uprzejmie, podczas gdy jego poprzednik z wyrazna luboscia przedstawial wszystkie ciemne strony jego nowego stanowiska. Wiekszosc z nich byla mu dobrze znana, nic wiec dziwnego, ze myslami byl daleko. Myslal o tym, jak dobrze byloby zaczac urzedowanie od oficjalnej wizyty na Wyspie Czapli, ktorej nie odwiedzal od pieciu lat, a z ktora wiazalo sie tyle wspomnien z okresu, kiedy zaczynal prace w sekcji.,

Doktor Lundquist byl uradowany wizyta nowego dyrektora — sadzil w swojej naiwnosci, ze uzyska wieksze poparcie dla swoich planow. Na pewno zrzedlaby mu mina, gdyby wiedzial, ze zanosi sie raczej na cos przeciwnego. Franklin zawsze odnosil sie do badan naukowych z najwiekszym zrozumieniem, teraz jednak, kiedy sam musial akceptowac rachunki, stwierdzil, ze jego punkt widzenia ulegl pewnej zmianie. Wszystkie prace Lundquista beda musialy dawac sekcji bezposrednie korzysci. Inne sprawy nie wchodza w gre, chyba ze uda sie przekazac je Departamentowi Nauki.

Lundquist byl niskim, kipiacym energia czlowieczkiem, ktorego szybkie, nerwowe ruchy przywodzily na mysl wrobla. Reprezentowal typ entuzjasty, jakich nieczesto sie juz dzisiaj spotyka, i laczyl znakomite przygotowanie naukowe z nieskrepowana wyobraznia. Do jakiego stopnia byla ona nieskrepowana, Franklin mial sie wkrotce przekonac.

Na razie jednak wygladalo na to, ze wiekszosc badan prowadzonych w laboratorium dotyczy spraw dosc pospolitych. Dwaj mlodzi pracownicy przez pol godziny zanudzali Franklina, wyjasniajac mu nowe metody ochrony wielorybow przed trapiacymi je pasozytami, a potem ledwie udalo mu sie uniknac wykladu na temat wielorybiego poloznictwa. Z nieco wiekszym zainteresowaniem sluchal o ostatnich osiagnieciach w dziedzinie sztucznego zapladniania, gdyz sam kiedys uczestniczyl w pierwszych — i najczesciej zupelnie nieudanych — eksperymentach tego rodzaju. Potem ostroznie powachal kawalek syntetycznej ambry i przyznal, ze pachnie zupelnie jak naturalna, i wreszcie wysluchal tasmy z nagranym biciem serca wieloryba przed i po operacji, ktora uratowala mu zycie, udajac, ze slyszy jakas roznice.

Wszystko bylo tutaj w najwiekszym porzadku. Nastepnie Lundquist poprowadzil go do wielkiego basenu.

— Mysle — mowil — ze to bedzie ciekawsze. Na razie jestesmy na etapie doswiadczen, ale rzecz ma przed soba przyszlosc.

Uczony spojrzal na zegarek i mruknal do siebie:

— Dwie minuty. Powinna juz sie pokazac. — Spojrzal na morze za rafa i z zadowoleniem powiedzial: — O, jest!

Do wyspy zblizal sie podluzny czarny wzgorek, a w chwile pozniej Franklin zobaczyl niski, szeroki slup pary typowy dla humbakow. Zaraz potem ukazala sie druga, znacznie mniejsza fontanna, zdradzajac, ze jest to samica z cielakiem. Oba wieloryby bez chwili wahania przeplynely waski kanal, wybity przed laty w rafie, aby male statki mogly doplywac do laboratorium. Potem skrecily w lewo do duzego basenu i tam zatrzymaly sie poslusznie jak dobrze wytresowane psy.

Dwaj pracownicy laboratorium ubrani w nieprzemakalne kombinezony toczyli do skraju basenu cos, co wygladalo jak duza gasnica. Lundquist i Franklin podeszli do nich i wkrotce przekonali sie na wlasnej skorze, dlaczego tamci w sloneczny dzien nosza nieprzemakalna odziez. Po kazdym wydechu wielorybow spadal miniaturowy deszcz i Franklin tez musial pozyczyc peleryne dla ochrony przed cuchnacym prysznicem.

Nawet inspektorom nieczesto zdarzalo sie ogladac zywego wieloryba z tej odleglosci i w tak idealnych warunkach. Matka miala okolo piecdziesieciu stop dlugosci i podobnie jak wszystkie humbaki odznaczala sie bardzo masywna budowa. Nie byla pieknoscia, za duze, nieregularne brodawki na pletwach nie dodawaly jej urody. Ciele mialo okolo dwudziestu stop dlugosci i nie bylo chyba zadowolone z pobytu w zamknietym basenie, gdyz przez caly czas krazylo niespokojnie wokol flegmatycznej matki.

Jeden z pracownikow wydal dziwny, wysoki okrzyk i wielorybica natychmiast przewrocila sie na bok, odslaniajac polowe swego pofaldowanego brzucha. Nie zdradzala najmniejszego niezadowolenia, kiedy odslonieta sutke przykryto duza, gumowa przyssawka; co wiecej wyraznie pomagala ludziom, gdyz licznik przy zbiorniku zaczal natychmiast wykazywac zadziwiajacy przeplyw.

— Wiesz oczywiscie — wyjasnial Lundquist — ze samice wstrzykuja mlodym mleko pod cisnieniem. Dzieki temu cieleta moga ssac w zanurzeniu i woda nie dostaje im sie do pyska. Jednak kiedy male sa bardzo mlode, matka przewraca sie na bok i cieleta ssa nad powierzchnia. To nam znacznie ulatwia zadanie.

Posluszny wieloryb bez zadnej komendy okrazyl basen i odwrocil sie na drugi bok, umozliwiajac pobranie mleka z drugiej sutki. Franklin spojrzal na zbiornik; licznik wskazywal piecdziesiat litrow mleka i wciaz jeszcze przybywalo. Ciele zaczynalo sie wyraznie denerwowac, mozliwe, ze podniecal je zapach mleka, ktore przypadkowo dostalo sie do wody. Kilkakrotnie probowalo odepchnac nosem s wago mechanicznego konkurenta i trzeba mu bylo przylozyc kilka klapsow.

Franklin patrzyl na to wszystko z podziwem. Wiedzial, ze juz wczesniej probowano doic wieloryby, ale nie podejrzewal, ze mozna to robic tak szybko i sprawnie. Do czego to jednak prowadzilo? Znajac doktora Lundquista mogl sie domyslec.

— Obecnie mowil uczony, przekonany, ze pokaz wywarl zamierzone wrazenie — mozemy otrzymac przynajmniej piecset funtow mleka dziennie, bez uszczerbku dla cielaka. Jesli zaczniemy prowadzic pod tym katem hodowie, tak jak to zrobiono z bydlem, bedziemy mogli bez trudu uzyskiwac tone mleka dziennie od sztuki. Myslisz, ze to duzo? Ja uwazam, ze to bardzo skromna liczba. Przeciez rasowe krowy daja przeszlo sto funtow mleka dziennie, a wieloryb wazy przeszlo dwadziescia razy wiecej od krowy!

Franklin sprobowal przerwac potok liczb.

— To wszystko bardzo ladnie — powiedzial. — Nie watpie w prawdziwosc twoich danych. Nie watpie

Вы читаете Kowboje oceanu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату