rowniez, ze udalo wam sie usunac z mleka smak tranu… Tak, probowalem kiedys, dziekuje. Ale jak u licha chcecie spedzac wszystkie krowy na udoj, zwlaszcza ze stado odbywa coroczna wedrowke na trasie dlugosci dziesieciu tysiecy mil?

— Myslelismy rowniez nad tym zagadnieniem. Jest to w znacznej mierze sprawa tresury i zdobylismy niemale doswiadczenie, uczac Susan reagowania na nasze komendy. Czy widziales kiedys, jak na farmie mlecznej krowy o odpowiedniej godzinie wchodza same do automatu i wychodza po wydojeniu, choc w promieniu wielu kilometrow nie ma ani jednego czlowieka? A mozesz mi wierzyc, ze wieloryby sa o wiele madrzejsze i latwiejsze do tresury niz krowy! Naszkicowalem wstepny projekt plywajacej cysterny, ktora moze doic cztery wieloryby jednoczesnie i plynac wraz z wedrujacym stadem. Poza tym teraz, kiedy nauczylismy sie kontrolowac rozrost planktonu, mozemy powstrzymac wedrowki i wykarmic wieloryby w tropikach. Zapewniani cie, ze cala sprawa jest zupelnie realna.

Wbrew sobie Franklin dal sie porwac tej idei. Wysuwano ja w tej czy w innej formie od wielu lat, ale doktor Lundquist byl pierwszy, ktory cos zrobil dla jej realizacji.

Mama wielorybica i jej nadal nieco niespokojne ciele wyruszyly na morze i wkrotce wypuszczaly fontanny pary i nurkowaly z pluskiem po drugiej stronie rafy. Patrzac na nie Franklin pomyslal sobie, ze moze za kilka lat zobaczy setki wielkich bestii, czekajacych poslusznie w kolejce do plywajacej dojarki i oddajacych po tonie jednej z najbardziej pozywnych substancji na swiecie. Nie wiadomo jednak, czy wszystko nie pozostanie w sferze marzen; wylonia sie niezliczone problemy techniczne i to, co udawalo sie na skale laboratorium z jednym zwierzeciem, moze byc nierealne na skale masowa.

— Chcialbym — powiedzial Franklin — zebys przedstawil mi projekt, wykazujacy, ile ludzi i jaki sprzet potrzebny bedzie do uruchomienia takiej… hm… mleczami. Tam, gdzie to mozliwe, prosze podac przypuszczalny koszt. Obliczcie tez, ile mleka mozna z takiej stacji otrzymac i jaka przedstawia ono wartosc handlowa. To da nam konkretna podstawe do dyskusji. Na razie jest to tylko interesujacy eksperyment i nikt nie potrafi powiedziec, czy ma on jakies znaczenie praktyczne.

Lundquist byl jakby z lekka rozczarowany brakiem entuzjazmu ze strony dyrektora, ale zaraz zapalil sie znowu. Jesli Franklin choc przez chwile sadzil, ze jeden maly projekt, taki jak wielorybia mleczarnia, wyczerpuje fantazje doktora Lundquista, to wkrotce mial sie przekonac, ze tak nie jest.

— Nastepna propozycja, ktora chcialbym przedstawic — zaczal uczony — znajduje sie dopiero w stadium projektow. Wiem, ze jednym z naszych najpowazniejszych problemow jest brak rak do pracy, i zastanawialem sie nad sposobami zwiekszenia wydajnosci przez uwolnienie ludzi od niektorych prostszych prac.

— Sadze, ze w tej dziedzinie zrobiono juz wszystko, co mozliwe, zblizajac sie do niemal pelnej automatyzacji. Zreszta niecaly rok temu dzialala u nas komisja ekspertow od wydajnosci pracy. (I sekcja do dzisiaj nie moze sie z tego otrzasnac, dodal Franklin w mysli).

— Moje podejscie do zagadnienia — wyjasnil Lundquist — jest cokolwiek niekonwencjonalne i jako bylego inspektora powinno cie szczegolnie zainteresowac. Jak wiesz, do kierowania wiekszym stadem wielorybow potrzeba normalnie dwoch, a nawet trzech lodzi podwodnych; przy jednej lodzi stado rozsypie sie we wszystkich kierunkach. Otoz zawsze wydawalo mi sie to razacym marnotrawstwem ludzi i sprzetu, gdyz do kierowania cala akcja wystarcza jeden czlowiek. Pomocnicy sa mu potrzebni tylko po to, zeby wydawac odpowiednie dzwieki w odpowiednich miejscach — cos, co rownie dobrze moglby robic automat.

— Jesli myslisz o automatycznych lodziach pomocniczych, to rzecz zostala wyprobowana i okazala sie niepraktyczna. Inspektor nie moze kierowac dwoma statkami naraz, nie mowiac juz o trzech.

— Wiem wszystko o tamtym eksperymencie — odpowiedzial Lundquist. — Przy odpowiednim podejsciu rzecz mogla sie udac, ale moj pomysl jest bardziej radykalny. Powiedz, czy mowi ci cos nazwa „owczarek”?

Franklin zmarszczyl czolo.

— Zdaje sie, ze tak nazywano psy, uzywane w dawnych czasach przez pasterzy dla ochrony stad.

— Tak, uzywano ich jeszcze niecale sto lat temu i mowienie o „ochronie” wprowadza tylko w blad. Ogladalem filmy przedstawiajace owczarki w akcji i nigdy bym nie uwierzyl w to, co one potrafia, gdybym nie widzial na wlasne oczy. Te psy byly tak zmyslne i tak wycwiczone, ze na jedno slowo komendy robily ze stadem wszystko, czego pasterz sobie zazyczyl. Potrafily rozbic stado na grupy, wylaczyc pojedyncza sztuke ze stada albo utrzymywac stado nieruchomo w jednym miejscu.

Czy rozumiesz, do czego zmierzam? Cwiczylismy psy przez stulecia, wiec nie dostrzegamy w tym nic cudownego. Moja propozycja sprowadza sie do tego, aby powtorzyc to samo w warunkach morskich. Wiemy, ze wiele morskich ssakow — na przyklad foki i delfiny — przewyzszaja inteligencja psy, ale nie probowano ich tresowac w celach innych niz rozrywkowe. Widziales, jak sa przyjaznie nastawione do ludzi i jakie sztuczki potrafia wykonywac nasze delfiny. Gdybys obejrzal te stare filmy z pokazow psow pasterskich, zgodzilbys sie, ze mozemy nauczyc delfiny tego wszystkiego, co robily tamte psy sto lat temu.

— Chwileczke — przerwal mu Franklin z lekka. oszolomiony. — Jesli dobrze rozumiem, proponujesz, aby kazdy inspektor mial kilka… owczarkow do pomocy przy kierowaniu wielorybami?

— Tak, przy niektorych akcjach. Oczywiscie ta technika pracy tez bedzie miala swoje minusy; zadne zwierze morskie nie dorownuje szybkoscia lodzi podwodnej i te, powiedzmy, „owczarki” nie zawsze znajda sie tam, gdzie beda potrzebne. Przeprowadzilem jednak obliczenia, ktore wykazuja, ze mozna by w ten sposob podwoic wydajnosc pracy inspektorow, eliminujac sytuacje, kiedy pracuja oni w zespolach.

— Ale przeciez wieloryby nie beda zwracac uwagi na delfiny — zaprotestowal Franklin. — po prostu zignoruja ich wysilki.

— Nie mialem wcale na mysli delfinow, to byl tylko przyklad. Masz racje mowiac, ze wieloryby nie zwrocilyby na nie uwagi. Musimy uzyc zwierzecia, ktore jest dosc duze, rownie inteligentne jak delfin i na ktore wieloryby na pewno zwroca uwage. Jest tylko jedno zwierze odpowiadajace wszystkim tym warunkom i chcialbym uzyskac zezwolenie na schwytanie i tresure kilku okazow.

— Prosze bardzo — powiedzial Franklin, a w jego glosie zabrzmiala taka rezygnacja, ze nawet Lundquist nie wyrozniajacy sie poczuciem humoru musial sie usmiechnac.

— Chcialbym zlapac kilka orek i przyuczyc je do pracy z jednym z naszych inspektorow.

Franklin przypomnial sobie trzydziestostopowe zywe torpedy, ktore tak czesto scigal i zabijal w lodowatych polarnych morzach. Trudno bylo wyobrazic sobie jednego z tych okrutnych drapiezcow, sluchajacego rozkazow czlowieka; potem pomyslal o przepasci dzielacej psa od wilka, ktory byl jego dzikim przodkiem. Tak, rzecz mozna powtorzyc, jesli tylko gra jest warta swieczki.

Kiedy masz watpliwosci, zadaj sprawozdania, powiedzial mu kiedys jeden z przelozonych. Bedzie mial przynajmniej dwa z Wyspy Czapli i oba beda na pewno bardzo interesujace. Projekty Lundquista, choc niewatpliwie pasjonujace, byly piesnia przyszlosci; Franklin musial jednak myslec o dniu dzisiejszym sekcji. Wolalby uniknac radykalnych zmian w pierwszych latach, dopoki nie rozejrzy sie nalezycie w sytuacji. Poza tym, nawet gdyby pomysl Lundquista mial wartosc praktyczna, nalezalo jeszcze stoczyc nielatwa kampania o przekonanie do niego ludzi, ktorzy dysponowali funduszami. „Chcialbym zakupic piecdziesiat maszyn do dojenia wielorybow”. Tak, mozna sobie wyobrazic reakcje konserwatystow. Co zas do tresury orek, to bez watpienia uznaliby go za pomylonego.

Z samolotu wiozacego go do domu patrzyl na niknaca w oddali wyspe. Swoja droga to dziwne, ze po tak wielu zmianach adresow zamieszkal znowu w kraju, gdzie sie urodzil. Minelo prawie pietnascie lat od czasu, gdy po raz pierwszy odbywal te droge w towarzystwie starego, poczciwego Dona; jakze cieszylby sie Don widzac owoce swojej pracy! I profesor Stevens rowniez — Franklin zawsze troche sie go obawial, ale teraz moglby mu smialo spojrzec w oczy, gdyby profesor zyl jeszcze. Z zalem uswiadomil sobie, ze nigdy wlasciwie nie podziekowal psychologowi za to, co dla niego zrobil.

W ciagu pietnastu lat przebyl droge oi neurotycznego ucznia do dyrektora sekcji; niezly wynik. I co dalej, Walterze? — pytal sam siebie Franklin. Nie mial przed soba zadnego dalszego celu; jego ambicje byly teraz zaspokojone. Bedzie calkowicie usatysfakcjonowany, jesli uda mu sie spokojnie i pewnie kierowac w przyszlosci praca sekcji.

Na szczescie dla siebie nie wiedzial, jak prozne okaza sie te nadzieje.

XIX

Вы читаете Kowboje oceanu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату