— Alez skad! — zelgal Franklin bez mrugniecia okiem. — Prawde mowiac, jest to dla mnie cos nowego i ciesze sie, ze moglem tu przyjechac — dodal juz z wieksza doza prawdy.
— To doskonale! — powiedzial Thero, z wyrazem szczerego zadowolenia. — Podobnie mysle o mojej wycieczce do waszej bazy w Poludniowej Georgii, chociaz obawiam sie, ze tamtejszy klimat moze mi niezbyt odpowiadac.
Franklin przypomnial sobie otrzymane na. droge instrukcje: „Staraj sie go w miare moznosci zniechecic do wyprawy, ale rob to delikatnie”. W porzadku, ma teraz okazje.
— To jest sprawa, ktora wlasnie chcialem poruszyc, Wasza Wielebnosc — odpowiedzial, majac nadzieje, ze uzyl wlasciwego tytulu. — W Poludniowej Georgii jest teraz zima i baza bedzie wlasciwie nieczynna az do wiosny, to jest przez najblizsze piec miesiecy.
— Tak, to glupio, ze nie pomyslalem o tym, ale od dawna chcialem zobaczyc Antarktyke i zawsze cos mi przeszkadzalo. W takim razie bedziemy musieli wybrac ktoras z baz na polkuli polnocnej. Co proponujesz — Grenlandie czy Islandie? Prosze powiedziec, co jest dla was wygodniejsze. Nie chcialbym sprawiac wam zbyt wiele klopotu.
To ostatnie zdanie pokonalo Franklina, zanim rozpoczela sie wlasciwa bitwa. Teraz wiedzial juz, ze ma do czynienia z przeciwnikiem, ktory nie pozwoli sobie zamydlic oczu i nie da sie zawrocic z wybranej drogi. Bedzie musial po prostu towarzyszyc Thero, modlac sie w duchu, zeby wszystko poszlo dobrze.
XX
Rozlegla zatoka upstrzona byla pioropuszami pary, znaczacymi obecnosc wielkiego stada wielorybow, krazacego niepewnie w miejscu. Zwierzeta nie byly wystraszone; po prostu nie rozumialy, po co sprowadzono je do tej zatoki wsrod gor. Przez cale zycie byly posluszne rozkazom majacym postac wibracji lub impulsow elektrycznych i pochodzacym od malych stworzen, ktore wieloryby przywykly uwazac za swoich panow. Rozkazy te nigdy nie wyrzadzaly im krzywdy, a wprost przeciwnie, najczesciej wskazywaly droge ku zyznym pastwiskom, ktorych wieloryby same nie byly w stanie odnalezc, gdyz znajdowaly sie w okolicach, ktore jak je uczylo doswiadczenie i pamiec milionow lat, zawsze byly pustynia. Czesto tez mali panowie bronili ich przed napastnikami, odpedzajac w pore rozbojnikow.
Wieloryby nie mialy wrogow i nie znaly strachu. Od wielu pokolen przemierzaly spokojne oceany, tlusciejsze, gladsze i bardziej zadowolone z zycia niz wszyscy ich przodkowie od poczatku swiata. W ciagu ostatniego polwiecza dzieki troskliwym zabiegom swoich panow zwiekszyly dlugosc przecietnie o dziesiec, wage zas o trzydziesci procent. W wodach Golfsztromu igral teraz wraz z malzonka i nowo urodzonym cieleciem krol wszystkich wielorybow, stupiecdziesieciostopowy pletwal blekitny numer B. 69322, znany powszechnie jako Lewiatan. Takich rozmiarow nie udaloby mu sie osiagnac w zadnych innych czasach i chociaz sa to sprawy nie do udowodnienia, mozna go prawie na pewno uwazac za najwieksze zwierze, jakie kiedykolwiek zylo na Ziemi.
W miare jak impulsy elektryczne kierowaly stado wzdluz niewidzialnych kanalow, z chaosu wylanial sie porzadek. Potem bariery elektryczne przeszly w betonowe, wieloryby plynely teraz jeden za drugim czterema rownoleglymi waskimi kanalami. Automaty wazyly je i mierzyly, odrzucajac mniejsze sztuki i kierujac je z powrotem do morza, gdzie wracaly nieco oglupiale, nie zdajac sobie sprawy z tego, jak bardzo zostaly przerzedzone.
Wieloryby, ktore przeszly probe, plynely niczego nie podejrzewajac dalej i wplywaly do duzej laguny. Pewnych zadan nie mozna powierzac calkowicie automatom; pracowali tu ludzie, ktorzy oceniali stan zwierzat, sprawdzali, czy nie popelniono gdzie bledu, i notowali numery przeznaczonych na rzez sztuk, kiedy przeplywaly one ostatni, krotki odcinek z laguny do rzezni.
— To jest B. 52111wyjasnial Franklin stojacemu obok niego Thero. — Siedemdziesieciostopowa samica, miala piec cielat, obecnie jest za stara do hodowli.
Wiedzial, ze za jego plecami pracowaly kamery filmowe, obslugiwane przez mnichow w zoltych szatach, z wygolonymi glowami. Franklin byl zdziwiony ich biegloscia zawodowa, dopoki nie dowiedzial sie, ze wszyscy maja za soba praca w Hollywood.
Wieloryb do ostatniej chwili niczego nie podejrzewal, prawdopodobnie nie czul nawet lekkiego dotkniecia gietkich miedzianych przewodow. Plynal spokojnie korytarzem, a w nastepnej sekundzie byl juz martwa gora miesa, poruszajaca sie tylko sila rozpedu. Prad o natezeniu piecdziesieciu tysiecy amperow uderzal jak piorun prosto w serce, nie dajac nawet czasu na smiertelne konwulsje.
Na koncu korytarza olbrzymie cielsko trafialo na tasmociag, ktory wynosil je z wody i wolno transportowal dalej, po nie konczacych sie obrotowych walkach.
— To jest najdluzszy tasmociag tego rodzaju na swiecie — wyjasnil Franklin z uzasadniona duma. — Moze pomiescic jednoczesnie dziesiec wielorybow, wazacych okolo tysiaca ton. Wiaze sie to z powaznymi kosztami i w znacznym stopniu ogranicza mozliwosci wyboru miejsca pod baze, ale zawsze umieszczamy przetwornie w odleglosci nie mniejszej niz pol mili od wody, aby zapach krwi nie odstraszal wielorybow. Chyba nie ulega watpliwosci, ze smierc nastepuje momentalnie, i zwierzeta do konca nie okazuja najmniejszego niepokoju.
— To prawda — przyznal Thero. — Wszystko odbywa sie bardzo humanitarnie. Mysle, ze gdyby wieloryby byly przestraszone, mielibyscie z nimi nie lada klopot. Ciekawe, czy zadalibyscie sobie tyle trudu tylko po to, zeby zaoszczedzic im cierpien?
Bylo to klopotliwe pytanie i juz nie po raz pierwszy Franklin znalazl sie w sytuacji, kiedy nie bardzo wiedzial, co odpowiedziec.
— Przypuszczam — powiedzial z namyslem — ze zalezaloby to od tego, czy dostalibysmy fundusze. Ostateczna decyzja w takich sprawach nalezy do Zgromadzenia Swiatowego. Komisja budzetowa musialaby ustalic, czy stac nas na humanitaryzm. Na szczescie jest to zagadnienie czysto teoretyczne.
— Oczywiscie, ale inne zagadnienia nie sa tak teoretyczne — odpowiedzial Wielebny Boyce, wpatrujac sie w osiemdziesieciotonowa gore kosci i miesa, niknaca w oddali. — Czy mozemy wrocic do samochodu? Chcialbym zobaczyc, co sie dzieje na drugim koncu tasmy.
A ja, pomyslal Franklin, ciekaw jestem, jak Wasza Wielebnosc i jego towarzysze zareaguja na ten widok. Wiekszosc zwiedzajacych wychodzi z przetworni wstrzasnieta i zielona na twarzy, a niejeden juz tam zemdlal. W sekcji zartowano sobie, ze taka lekcja pogladowa na temat produkcji zywnosci odbiera apetyt na wiele godzin.
Poczuli odor z odleglosci stu metrow. Katem oka Franklin zobaczyl, ze mlody mnich niosacy magnetofon zaczyna juz zdradzac objawy przygnebienia, ale sam Maha Thero pozostawal niewzruszony. Nie stracil tez spokoju i opanowania, kiedy w kilka minut pozniej spogladal z gory na cuchnace pieklo, gdzie rozdzielano olbrzymie tusze na sterty miesa, kosci i wnetrznosci.
— Prosze pomyslec — mowil Franklin — ze prawie przez dwiescie lat prace te wykonywali ludzie, pracujac czesto w burzliwa pogode na rozkolysanym pokladzie. Nielatwo zniesc sam widok, a prosze sobie wyobrazic, ze sie jest tam na dole, wywijajac nozem na dlugim dragu.
— Mysle, ze moglbym to robic, gdybym musial — powiedzial Thero — ale wolalbym tego uniknac.
Odwrocil sie do swoich kamerzystow, wydajac im jakies polecenia, a potem ogladal z zainteresowaniem przybycie nastepnego wieloryba.
Wielkie cielsko zostalo juz zmierzone okiem komorki fotoelektrycznej i jego wymiary trafily do komputera, kierujacego caloscia pracy. Nawet jesli sie wiedzialo, na czym to polega, ogarnialo czlowieka zdumienie na widok precyzji, z jaka noze i pily poruszaly sie na swoich wysiegnikach, wykonywaly zaprogramowane ciecia i cofaly sie do swoich gniazd w scianach. Potem wielkie chwytaki zdzieraly gruba na stope warstwe tluszczu tak jak sie obiera skore z banana, i wielki, krwawy kadlub odjezdzal na nastepne stanowisko, gdzie mial byc cwiartowany.
Wieloryb wedrowal na tasmie z taka predkoscia, ze czlowiek bez trudu mogl dotrzymac mu kroku, obserwujac blyskawiczna erozje tej gory miesa. Oddzielaly sie od niej polcie miesa wielkosci slonia i zjezdzaly po pochylniach; pily tarczowe w oblokach kostnego pylu torowaly sobie droge przez rusztowanie zeber; podobne do plastykowych workow wnetrznosci, wypelnione tonami raczkow i planktonu, byly odciagane na cuchnace stosy.
Trzeba bylo eksperta, aby w tych krwawych jatkach rozpoznal cos, co zaledwie dwie minuty temu bylo krolem oceanu. Wykorzystywano wszystko, nawet kosci; na koncu tasmy rozebrany szkielet wpadal do otworu,