poprzednie pokolenia z karygodna krotkowzrocznoscia spalaly. W obejmujacym caly swiat gospodarstwie sekcji zdarzaly sie rozne wypadki; na przyklad w zeszlym roku Franklin wypozyczal im lodz podwodna, ktora brala udzial w, nieudanej zreszta, probie wydobycia zbiornika z koncentratem zlota. Tym razem jednak sprawa byla o wiele powazniejsza, jak sie przekonal po kilku rozmowach telefonicznych.
Po polgodzinie znajdowal sie z powrotem w samolocie, tyle ze teraz lecial w zupelnie innym kierunku. Uplynela prawie godzina lotu, zanim zdolal wydac wszystkie niezbedne polecenia i mogl wreszcie polaczyc sie z Indra.
Zdziwila sie, ujrzawszy jego twarz na ekranie, ale zaraz zdziwienie zmienilo sie w strach.
— Posluchaj, kochanie — zaczal Franklin — okazalo sie, ze nie lece do Berna. Kopalnie maja powazny wypadek i zwrocily sie do nas o pomoc. Jedna z ich wielkich lodzi podwodnych uwiezla na dnie podczas wiercenia otworu trafila na zloze gazu pod waskim cisnieniem. Wskutek wybuchu przewrocila sie wieza wiertnicza, przygniatajac lodz. Mamy tu w samolocie caly transport bardzo waznych osobistosci, wlacznie z senatorem i dyrektorem kopaln. Nie wiem jeszcze, jak bedziemy wydobywac te lodz, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Zadzwonie do ciebie, jak tylko znow bede mial chwilke czasu.
— Czy bedziesz musial sam schodzic pod wode? — spytala Indra z niepokojem.
— Prawdopodobnie. Nie miej takiej przerazonej miny! Robie to przeciez od lat!
— Wcale nie mam przerazonej miny — odpowiedziala Indra i Franklin wiedzial, ze lepiej z nia nie dyskutowac.
— Do widzenia, kochanie — powiedzial na zakonczenie. — Ucaluj Anne i nie martw sie o mnie.
Indra patrzyla, jak jego twarz znika na ekranie wideofonu. Dopiero wtedy uswiadomila sobie, ze Franklin wygladal na szczesliwego, co mu sie nie zdarzalo juz od kilku tygodni. Moze nie bylo to odpowiednie slowo tam, gdzie w gre wchodzilo zagrozenie ludzkiego zycia; nalezalo raczej powiedziec, ze byl pelen energii i entuzjazmu. Usmiechnela sie, wiedzac doskonale, co bylo tego przyczyna.
Walter mogl nareszcie uciec od problemow swego stanowiska i zatracic sie znowu, chocby na krotko, w pierwotnej prostocie morza.
— To tutaj — powiedzial pilot lodzi podwodnej, wskazujac punkt na ekranie hydrolokatora. — Na litej skale, jedenascie tysiecy stop pod nami. Za kilka minut zobaczymy szczegoly.
— Jaka jest przejrzystosc wody — czy mozna bedzie skorzystac z telewizji?
— Nie sadze. Wybuch gazu zmacil wode w promieniu wielu mil. Gejzer gazowy tryska nadal — o tutaj, widzisz to slabe echo?
Franklin wpatrywal sie w ekran, porownujac widoczny na nim obraz z planami i szkicami, jakie mial przed soba. Gladki, owalny zarys wielkiej lodzi podwodnej przeslanialy czesciowo szczatki wiezy wiertniczej — co najmniej tysiac ton stali, przygniatajacej lodz do dna. Nic dziwnego, ze mimo oproznienia zbiornikow balastowych i wlaczenia silnikow na pelna moc, lodz nie mogla ruszyc z miejsca.
— Ladna sprawa — powiedzial Franklin w zamysleniu. — Ile czasu trzeba, zeby sciagnac tu wielkie holowniki?
— Przynajmniej cztery dni. „Herkules” moze podniesc piec tysiecy ton, ale stoi teraz w Singapurze i jest za duzy, zeby go tu przetransportowac droga lotnicza; musialby plynac wlasnym napedem. Tylko wasza sekcja rozporzadza malymi lodziami, ktore mozna przerzucac samolotem.
To prawda, pomyslal Franklin, ale oznacza to jednoczesnie, ze sa one za male do ciezszych prac. Jedyna nadzieja, ze zdaza pociac wieze palnikami.
Druga lodz sekcji przystapila juz do pracy; ktos zasluzyl na wyroznienie za szybkosc, z jaka wyposazyl w palnik lodz, ktora nie byla do tego celu przystosowana. Chyba nawet slynny ze swej sprawnosci Departament Kosmonautyki nie potrafilby zrobic tego szybciej.
— Tu kapitan Jacobson — odezwal sie glosnik. — To dobrze, ze jestes z nami, Franklin. Twoi chlopcy spisuja sie dzielnie, ale wyglada na to, ze sprawa wymaga czasu.
— A co tam u was?
— Nie najgorzej. Martwi mnie tylko pancerz pomiedzy trzecia i czwarta grodzia. Tam uderzyla wieza i powstaly jakies odksztalcenia.
— Czy mozna zamknac ten przedzial w razie przecieku?
— Nie bardzo — powiedzial Jacobson. — Tak sie sklada, ze to jest centrala dowodzenia. W razie ewakuacji tego pomieszczenia bedziemy zupelnie bezradni.
— A jak sie maja twoi pasazerowie?
— Hm… doskonale — odpowiedzial kapitan, dajac do zrozumienia, ze w stosunku do niektorych ma powazne watpliwosci. — Senator Chamberlain chcialby zamienic z toba kilka slow.
— Czesc, Franklin — zaczal senator. — Nie przypuszczalem, ze spotkamy sie znowu w podobnej sytuacji. Jak sadzisz, ile czasu trzeba, zeby nas stad wyciagnac?
Senator mial dobra pamiec albo dobrego sekretarza. Z Franklinem spotkal sie nie wiecej niz trzy razy, ostatnio w Canberze na posiedzeniu Komitetu Ochrony Bogactw Naturalnych. Franklin wystepowal tam przez dziesiec minut jako swiadek i byloby dziwne, gdyby przewodniczacy zapamietal go sobie.
— Nie moge niczego obiecac, senatorze — powiedzial ostroznie. — Uprzatniecie tego calego rumowiska musi zajac troche czasu, ale damy sobie rade, nie ma powodu do niepokoju.
Kiedy lodz podwodna zblizyla sie do miejsca wypadku, Franklin stracil nieco na pewnosci siebie. Wieza miala przeszlo dwiescie stop dlugosci i pociecie jej na fragmenty, z ktorymi dalyby sobie rade male lodzie, wygladalo na bardzo pracochlonne zajecie.
W ciagu nastepnych dziesieciu minut odbyla sie trojstronna konferencja z udzialem Franklina, kapitana Jacobsona i glownego inspektora Barlowa, pilotujacego druga lodz zwiadowcza. Uzgodniono, ze najlepiej bedzie kontynuowac ciecie wiezy; nawet przyjmujac najbardziej pesymistyczne obliczenie, powinni skonczyc na dwa dni wczesniej, niz zajeloby sprowadzenie Herkulesa. Pod warunkiem oczywiscie, ze nie wynikna jakies niespodziewane klopoty. Zrodlem niepokoju mogla byc tylko wspomniana przez kapitana Jacobsona mozliwosc przecieku.
Podobnie jak wszystkie wieksze jednostki podwodne, jego statek mial aparature do regeneracji powietrza, ktora zapewniala doplyw swiezego powietrza na kilka tygodni, w razie jednak uszkodzenia kadluba w rejonie centrali dowodzenia zostaloby naruszone dzialanie wszystkich wazniejszych ukladow. Zaloga mogla sie wycofac za wodoszczelne grodzie, ale zyskaliby w ten sposob niewiele, gdyz wkrotce odczuliby skutki zatrucia powietrza. Na dodatek, gdyby jakas czesc lodzi zostala zalana woda, nawet Herkules mialby trudnosci z wydobyciem jej na powierzchnie.
Franklin, zanim zaczal pomagac Barlowowi w ataku na wieze, polaczyl sie droga radiowa z baza i zazadal dodatkowego sprzetu. Prosil o natychmiastowe przyslanie droga lotnicza dwoch lodzi podwodnych i polecil przystapic do masowej produkcji plywakow z beczek po benzynie. Jesli wystarczajaco duzo takich beczek przywiaze sie do wiezy, mozna bedzie ja podniesc bez pomocy statkow ratowniczych.
Byl jeszcze jeden rodzaj sprzetu, ktory zamowil po chwili wahania.
— Od przybytku glowa nie boli — mruknal wreszcie pod nosem i wlaczyl go do listy zamowien, chociaz podejrzewal, ze w magazynie uznaja go za pomylonego.
Ciecie kratownic obalonej wiezy bylo zajeciem pracochlonnym, ale stosunkowo prostym. Dwie lodzie pracowaly wspolnie: jedna ciela palnikiem, a druga natychmiast odciagala na bok odciety fragment konstrukcji. Wkrotce Franklin calkowicie stracil poczucie czasu, nie istnialo dla niego nic poza kawalem metalu, nad ktorym pracowal w danej chwili. Odbieral komunikaty i wydawal instrukcje, ale zajmowala sie tym jakas inna czesc jego swiadomosci. Rece i mozg pracowaly jako dwa niezalezne instrumenty.
Woda, ktora byla zupelnie zmacona, kiedy przybyli, teraz z kazda chwila stawala sie czystsza. Widocznie ryczacy gejzer gazu, bijacy z dna w odleglosci zaledwie kilkuset jardow, pradem czystej wody zmywal teraz wzniecony przez siebie osad. Niezaleznie od przyczyn tego zjawiska ulatwialo to powaznie prace ratownikow, ktorzy mogli korzystac z oczu kamer telewizyjnych.
Franklin byl zaskoczony, kiedy uslyszal, ze przybyly posilki. Nie mogl uwierzyc, ze jest tutaj juz od szesciu przeszlo godzin, nie czul glodu ani zmeczenia. Dwie nowe lodzie podwodne przyholowaly pierwszy transport zamowionych przez niego plywakow, ktore wygladaly jak dlugi sznur puszek od konserw.
Plan kampanii ulegl teraz zmianie. Kolejno przywiazywano blaszane beczki do zwalonej wiezy, podlaczono do nich przewody i pompowano powietrze, az zaczynaly rwac sie ku gorze jak balony na uwiezi. Kazda z nich