miala sile ciagu dwoch do trzech ton; Franklin obliczyl, ze kiedy zbierze sie ich setka, uwieziona lodz podwodna bedzie mogla wydostac sie bez dodatkowej pomocy.

Zdalnie sterowane narzedzia, umocowane na zewnatrz lodzi, tak rzadko uzywane w normalnej pracy, teraz staly sie jakby przedluzeniem jego wlasnych ramion. Minely przeszlo cztery lata od czasu, gdy po raz ostatni poslugiwal sie zmyslnymi metalowymi rekami, ktore pozwalaly pracowac w miejscach zbyt niebezpiecznych dla czlowieka. Przypomnial sobie, jak kiedys, wiele lat temu, probowal po raz pierwszy za ich pomoca zawiazac wezel i jak wszystko beznadziejnie poplatal. Byla to jedna z tych umiejetnosci, z ktorych nigdy wlasciwie nie korzystal; kto mogl pomyslec, ze przyda mu sie teraz, kiedy porzucil morze i przestal byc inspektorem?

Przystepowali wlasnie do pompowania drugiej serii beczek, kiedy odezwal sie kapitan Jacobson.

— Wiadomosci sa chyba niepomyslne — powiedzial glosem nabrzmialym niepokojem. — Mamy wode i przeciek jest coraz wiekszy. Jak tak dalej pojdzie, bedziemy zmuszeni za kilka godzin ewakuowac przedzial dowodzenia.

Byla to wiadomosc, ktorej Franklin sie obawial. Zmieniala ona normalna prace ratownikow w wyscig z czasem — wyscig o nierownych szansach, gdyz potrzeba bylo jeszcze calego dnia na pociecie reszty wiezy.

— Jakie macie cisnienie powietrza w lodzi? — spytal kapitana Jacobsona.

— Zwiekszylem juz cisnienie do pieciu atmosfer. Dalsze podnoszenie cisnienia nie jest wskazane ze wzgledow bezpieczenstwa.

— Daj osiem atmosfer, jesli mozesz. Nawet jesli polowa z was straci przytomnosc, to nie bedzie nieszczescia, dopoki ktos pozostanie przy pulpicie sterowniczym. Najwazniejsze, zeby zlokalizowac przeciek.

— Zrobie, jak radzisz — tylko jesli wiekszosc ludzi straci przytomnosc, ewakuacja przedzialu dowodzenia moze byc bardzo trudna.

Zbyt wielu bylo sluchaczy, aby udzielic narzucajacej sie odpowiedzi — ze jesli zajdzie koniecznosc opuszczenia przedzialu dowodzenia, to i tak wszystko bedzie stracone. Kapitan Jacobson wiedzial o tym rownie dobrze jak Franklin, ale czesc pasazerow mogla nie zdawac sobie sprawy, ze podobne posuniecie oznaczalo koniec wszelkich szans na ratunek.

Franklin stanal teraz przed koniecznoscia podjecia decyzji, ktorej mial nadzieje uniknac. Stopniowy demontaz wiezy wymagal zbyt wiele czasu; nalezalo uzyc srodkow wybuchowych i rozerwac wieze posrodku, tak by nie podparta jej czesc zsunela sie z lodzi.

Plan ten, nasuwajacy sie od samego poczatku, mial jednak dwie wady: jedna bylo niebezpieczenstwo uzycia srodkow wybuchowych w poblizu i tak nadwerezonego kadluba lodzi, druga byly trudnosci zwiazane z umieszczeniem ladunkow w odpowiednich miejscach. Z czterech glownych dzwigarow wiezy dwa gorne byly latwo dostepne, jednak dwa dolne byly nieosiagalne dla mechanicznych rak lodzi podwodnych. Byla to praca, jaka mogl wykonac wylacznie pletwonurek, i w plytkiej wodzie wystarczyloby na to zaledwie kilka minut. Tu jednak nie bylo plytko. Znajdowali sie na glebokosci tysiaca stu stop, gdzie cisnienie przekraczalo trzydziesci atmosfer.

XXIV

— Nie zgadzam sie, Franklin. To zbyt wielkie ryzyko.

Nieczesto ma sie okazje do sporu z senatorem, pomyslal Franklin. Ale jesli bedzie trzeba, to i tak wbrew niemu postawie na swoim.

— Wiem, „ze istnieje niebezpieczenstwo — przyznal — ale nie ma innego wyjscia. Oplaca sie zaryzykowac jedno zycie dla ratowania dwudziestu trzech.

— Zawsze sadzilem, ze nurkowanie na glebokosci wiekszej niz kilkaset stop to czyste samobojstwo.

— Tak, jesli oddycha sie sprezonym powietrzem. Najpierw zwala czlowieka z nog azot, a potem dolacza sie zatrucie tlenowe. Jednak przy zastosowaniu odpowiedniej mieszanki jest to mozliwe. Z tym wyposazeniem, jakie tu mam, schodzono na glebokosc tysiaca pieciuset stop.

— Nie chce sie z toba sprzeczac, Franklin — odezwal sie cichy glos kapitana Jacobsona — ale o ile wiem, tylko raz osiagnieto tysiac piecset stop, i to przy szczegolnej asekuracji. I nie bylo mowy o zadnej pracy.

— To zadna praca. Mam tylko umocowac dwa ladunki.

— Ale cisnienie!

— Cisnienie nie ma zadnego znaczenia, jesli jest zrownowazone, senatorze. Na moje pluca moze cisnac i sto ton — a ja nie bede czul nic, jesli w plucach bede mial takie samo cisnienie.

— Wybacz, ale czy nie lepiej byloby poslac kogos mlodszego?

— Nie zlece nikomu tej pracy, a wiek nie ma wplywu na zdolnosc do nurkowania. Jestem zdrowy i to jest jedyna rzecz, jaka sie liczy.

Wyplywamy! — powiedzial do pilota lodzi. — Nie mozemy spierac sie tu przez caly dzien. Musze wlozyc na siebie caly ten ekwipunek, zanim sie rozmysle.

Przez cala droge ku powierzchni Franklin bil sie z myslami. Czy byl glupcem, podejmujac ryzyko, jakiego czlowiek na jego stanowisku, majacy zone i dzieci, nie powinien podejmowac? A moze wciaz jeszcze, mimo uplywu tylu lat, chcial udowodnic, ze nie jest tchorzem, i dlatego rozmyslnie narazal sie na niebezpieczenstwo, od ktorego raz juz zostal cudem uratowany?

Zdawal sobie tez sprawe z innych, mniej dla niego pochlebnych motywow. W pewnym sensie byla to tez proba ucieczki przed odpowiedzialnoscia. Niezaleznie od tego, czy jego misja zakonczy sie powodzeniem, zostanie niewatpliwie ogloszony bohaterem — a wtedy Sekretariat Swiatowy bedzie musial sie z nim bardziej liczyc. Swoja droga byl to ciekawy problem: czy mozna zrekompensowac brak odwagi moralnej czysto fizyczna brawura?

Kiedy lodz wyplynela na powierzchnie, wszystkie pytania poszly w kat. W kazdym z tych oskarzen, jakie wysuwal pod swoim adresem, mogla byc czesc prawdy, ale teraz nie mialo to znaczenia. W glebi serca byl przekonany, ze postepuje slusznie. Byla to jedyna mozliwosc uratowania ludzi, znajdujacych sie prawie cwierc mili pod nim, i wobec tego faktu wszystkie inne wzgledy przestawaly sie liczyc.

Morze, pokryte warstwa nafty wydobywajacej sie z otworu, bylo tak gladkie, ze pilot samolotu transportowego zdecydowal sie na wodowanie, chociaz jego maszyna nie byla hydroplanem. Jedna z lodzi podwodnych plywala na powierzchni i jej zaloga mocowala sie z nastepna porcja beczek. Pomagali jej w tym lotnicy, pracujacy w gumowych lodkach, ktore po zrzuceniu na wode automatycznie napelnialy sie powietrzem.

Komandor Henson, szef nurkow Departamentu Morskiego, czekal w samolocie ze sprzetem. Wywiazala sie miedzy nimi kolejna dyskusja, ale komandor ustapil dosc latwo i jak sie wydalo Franklinowi, nawet z pewna ulga. Gdyby ktokolwiek inny mial podjac sie tego zadania, nie ulegalo watpliwosci, ze Henson ze swoim niezrownanym doswiadczeniem bylby kandydatem numer jeden. Franklin zastanawial sie nawet przez chwile, czy upierajac sie przy osobistym wykonaniu tego zadania nie zmniejsza szans na sukces misji. Byl juz jednak na dnie i mial rozeznanie w sytuacji; gdyby Henson musial teraz plynac na rekonesans, oznaczaloby to strate cennego czasu.

Franklin zazyl pigulki pH, dostal zastrzyk i wlozyl gumowy kostium, majacy chronic go przed bliska zera temperatura, panujaca na dnie morza. Nie lubil tych kostiumow, gdyz krepowaly ruchy i utrudnialy wywazenie ciezaru ciala w wodzie, ale w tym wypadku nie mial innego wyjscia. Potem umocowano mu na plecach skomplikowana aparature do oddychania z trzema butlami — z ktorych jedna, pomalowana ostrzegawczo czerwonym kolorem, zawierala sprezony wodor — i spuszczono go do wody.

Komandor Henson plywal wokol niego przez kilka minut sprawdzajac szczelnosc maski, dzialanie nadajnika ultradzwiekow i ustalajac ilosc balastu. Franklin oddychal teraz normalnym powietrzem i dopiero na glebokosci trzystu stop mial przejsc na specjalna mieszanke. Zmiana dokonywala sie automatycznie. Specjalny regulator dozowal tlen tak, aby mieszanka byla odpowiednia dla danej glebokosci — o ile jest to w ogole mozliwe w regionach, do ktorych organizm czlowieka nie jest zupelnie przystosowany…

Wreszcie wszystko bylo gotowe. Z ladunkami wybuchowymi bezpiecznie umocowanymi u pasa, chwycil sie barierki, otaczajacej wlaz do wiezyczki lodzi podwodnej.

— Jedziemy na dol — powiedzial do pilota lodzi. — Piecdziesiat stop na minute. Utrzymuj szybkosc pozioma ponizej dwoch wezlow.

— Jest piecdziesiat stop na minute. A jesli zaczniemy nabierac szybkosci, wlacze hamowanie.

Prawie natychmiast swiatlo dzienne ustapilo miejsca ponuremu, zielonemu mrokowi. Gorna warstwa wody

Вы читаете Kowboje oceanu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату