– Wiec dlaczego w tym wypadku wydaje sie to takie dziwne?
– Moze dlatego, ze facet zostal zastrzelony z pistoletu kalibru 5,6 mm?
Obaj wiedzieli, ze wlasnie ten rodzaj broni preferuja zawodowi mordercy.
– Jakie sa szanse zidentyfikowania broni? – spytal Brunetti.
– Poza okresleniem marki, raczej niewielkie. Oczywiscie wyslalem kopie ekspertyzy pociskow do Rzymu i Genewy.
Obaj wiedzieli rowniez, ze najprawdopodobniej nie uzyskaja stamtad zadnych przydatnych informacji.
– No dobrze. A wiesci ze stacji?
Sierzant opowiedzial pokrotce, co funkcjonariusze zdolali odkryc ubieglego wieczoru.
– Niewiele, prawda? – rzekl na koniec.
Brunetti pokiwal glowa.
– Czego dowiedziales sie w kancelarii?
– Zanim dotarlem na miejsce, wiekszosc pracownikow wyszla juz na obiad. Rozmawialem z prawnikiem, ktory przejal obowiazki szefa, i z jedna sekretarka, ktora byla autentycznie zrozpaczona. – Zamilkl na moment, po czym dodal: – On nie.
– Prawnik nie rozpaczal? – Brunetti podniosl z zainteresowaniem glowe.
– Nie tylko nie rozpaczal, ale nawet nie wydawal sie specjalnie przejety smiercia Trevisana.
– A okolicznosciami smierci?
– Chodzi panu o to, ze Trevisana zamordowano?
– Tak.
– No, to nim troche wstrzasnelo. Odnioslem wrazenie, ze gosc nie bardzo lubil Trevisana, ale poruszyl go fakt morderstwa.
– Co mowil?
– Wlasciwie nic. I to mnie najbardziej zdziwilo; nie powiedzial zadnego komunalu, jakie zwykle sie mowi w podobnej sytuacji: ze to wielka strata, ze wspolczuje z calego serca rodzinie, ze zmarly byl czlowiekiem niezastapionym.
Zarowno Vianello, jak i Brunetti slyszeli te zwroty tyle razy, ze natychmiast potrafili wyczuc najmniejsza nieszczerosc w glosie mowiacego, ale sierzant mial racje: rzadko sie zdarzalo, aby ktos calkiem pomijal te zwyczajowe formuly.
– Cos jeszcze? – spytal Brunetti.
– Nie. Sekretarka powiedziala, ze jutro wszyscy maja byc w pracy. Dzis po poludniu dostali wolne z powodu zaloby. Pewnie wpadne tam znow i sprobuje pogadac. Poza tym dzwonilem do Nadii i prosilem, zeby sie popytala o Trevisana. Sama go nie znala, ale przypomniala sobie, ze jakies piec lat temu prowadzil sprawy spadkowe po czlowieku, ktory mial sklep z butami na Via Garibaldi. Obiecala zadzwonic do wdowy i zasiegnac jezyka w okolicy.
Brunetti skinal glowa. Wprawdzie zona Vianella nie byla u nich na pensji, czesto jednak stanowila cenne zrodlo informacji, jakich prozno szukac w oficjalnych aktach.
– Warto skontrolowac jego finanse – rzekl komisarz. – Sprawdzic konta bankowe, zeznania podatkowe, wykaz nieruchomosci. Moze zdolasz sie dowiedziec, jaki roczny dochod przynosi kancelaria.
Mimo ze byly to rutynowe czynnosci, Vianello skrzetnie notowal polecenia szefa.
– Czy poprosic pania Elettre, zeby tez sprobowala?
Ilekroc Brunetti slyszal to pytanie, wyobrazal sobie, jak signorina Elettra, spowita w ciezkie szaty i w turbanie na glowie – brokatowym, ozdobionym z przodu klejnotami – wpatruje sie intensywnie w ekran komputera, z ktorego unosi sie cienka smuzka dymu. Faktem bylo, ze zazwyczaj potrafila wynalezc takie informacje na temat finansow, a czesto rowniez zycia osobistego ofiar i podejrzanych, ze stanowily one niespodzianke dla ich rodzin i najblizszych wspolpracownikow. Brunetti nie mial pojecia, jak pani Elettra to robi, jednakze swiecie wierzyl, ze nie sposob niczego przed nia ukryc; czasem z ciekawoscia – a moze i lekiem – zastanawial sie, czy sekretarki szefa nigdy nie kusi, aby korzystajac ze swoich niebywalych umiejetnosci, wziac pod lupe ludzi, z ktorymi styka sie na co dzien w pracy.
– Tak, niech sprobuje. Chcialbym tez miec liste jego klientow.
– Wszystkich?
– Tak.
Vianello skinal glowa i tez to sobie zapisal, choc wiedzial, ze sprawa jest beznadziejna: prawnicy nigdy nie ujawniali nazwisk klientow. Pod tym wzgledem tylko prostytutki sprawialy policji rownie wiele klopotu.
– Jeszcze cos, panie komisarzu?
– Nie. Spotkam sie z wdowa za… – Brunetti spojrzal na zegarek -…pol godziny. Jesli dowiem sie od niej czegos istotnego, wroce do biura; jesli nie, zobaczymy sie jutro rano.
Vianello potraktowal te slowa jako znak, ze moze odejsc; schowal notes do kieszeni, wstal i wrocil na pierwsze pietro.
Piec minut pozniej Brunetti opuscil budynek policji, kierujac sie na Riva degli Schiavoni, gdzie wsiadl do
U gory schodow stal w otwartych drzwiach szpakowaty mezczyzna o pokaznym brzuchu, ukrytym pod drogim, swietnie skrojonym garniturem.
– Komisarz Brunetti?
– Tak. Pan Lotto?
Mezczyzna skinal glowa, ale reki gosciowi nie podal.
– Prosze wejsc. Siostra czeka na pana – powiedzial takim tonem, jakby Brunetti spoznil sie kilka godzin, mimo iz byl trzy minuty przed czasem.
Po obu stronach przedpokoju ciagnely sie lustra, totez niewielkie pomieszczenie wydawalo sie pelne sobowtorow. Patrzac na posadzke wykonana z lsniacych, kwadratowych plytek bialego i czarnego marmuru, komisarz mial wrazenie, ze on i jego odbicia poruszaja sie po szachownicy, a to z kolei sprawilo, ze zaczal traktowac Lotta jak przeciwnika.
– Jestem wielce zobowiazany pani Trevisan, ze zechciala sie ze mna zobaczyc – rzekl.
– Mowilem jej, ze nie musi – oznajmil szorstko Lotto. – Z nikim nie musi sie widziec. Taka tragedia.
Widzac jego niechetne spojrzenie, Brunetti usilowal odgadnac, czy Lotto ma na mysli tragiczna smierc szwagra, czy tez obecnosc policjanta w domu, ktory pograzony jest w zalobie.
Idac przodem, Lotto wprowadzil Brunettiego do nieduzego pokoju po lewej. Komisarz rozejrzal sie z zaciekawieniem, ale nie umial sie zorientowac, jaka role pelni to pomieszczenie: nie bylo w nim ksiazek ani telewizora, a jedynymi meblami sluzacymi do siedzenia byly cztery ustawione w rogach krzesla. Ciemnozielone zaslony zakrywaly dwa okna w jednej ze scian. Pomiedzy nimi znajdowal sie okragly stolik, na ktorym stal wazon suchych kwiatow. W pokoju nie bylo nic, co by zdradzalo jego funkcje czy charakter.
– Prosze tu zaczekac – powiedzial Lotto i wyszedl.
Przez chwile Brunetti stal bez ruchu, po czym podszedl do okna i odciagnal zaslone. Przed soba mial Canale Grande, ktorego powierzchnia migotala w blasku slonca, na lewo zas Palazzo Dario; zlote plytki mozaiki zdobiacej fasade odbijaly blask idacy od wody, rozszczepiajac go na setki swiatelek i ciskajac z powrotem na gladka tafle. Kanalem plynely lodzie, wraz z nimi czas.
Wtem Brunetti uslyszal otwierajace sie drzwi. Odwrocil sie, zeby przywitac sie z wdowa Trevisan, jednakze zamiast niej weszla do pokoju nastolatka o ciemnych wlosach opadajacych na ramiona; na widok komisarza cofnela sie pospiesznie, zamykajac za soba drzwi. Po kilku minutach drzwi znow sie otworzyly, ale tym razem do srodka weszla kobieta, na oko czterdziestokilkuletnia, ubrana w prosta czarna sukienke i buty na wysokich obcasach, dzieki ktorym niemal dorownywala Brunettiemu wzrostem. Jej twarz byla tego samego ksztaltu co twarz nastolatki, wlosy rowniez opadaly jej na ramiona i tez byly ciemne, choc swoja barwe wyraznie zawdzieczaly farbie. Oczy, szeroko osadzone, lsnily inteligencja i – zdaniem Brunettiego – bardziej ciekawoscia niz od wezbranych lez.
Pani Trevisan przeszla przez pokoj i wyciagnela na powitanie dlon.
–