– Tak, signora. Bardzo mi przykro, ze spotykamy sie w takich okolicznosciach. Dziekuje, ze zechciala mnie pani przyjac.
– Jestem gotowa uczynic wszystko, co pomoze panu znalezc morderce Carla. – Glos miala miekki, slowa wymawiala z przydechem typowym dla Florencji. Rozejrzala sie wokol, jakby po raz pierwszy w zyciu widziala ten pokoj. – Dlaczego Ubaldo wprowadzil pana akurat tutaj? – spytala, po czym kierujac sie w strone drzwi, rzekla: – Prosze za mna.
Wyszli na korytarz; skrecila w prawo i otworzyla inne drzwi prowadzace do wiekszego pomieszczenia, ktorego trzy okna wychodzily na Campo San Maurizio oraz na jakis budynek, prawdopodobnie biurowiec lub biblioteke. Podeszla do dwoch glebokich foteli, usiadla w jednym, komisarzowi wskazala drugi.
Brunetti usiadl; zamierzal zalozyc noge na noge, ale zdal sobie sprawe, ze w niskim fotelu nie bedzie mu w takiej pozycji zbyt wygodnie. Umiescil wiec lokcie na oparciach i splotl rece na brzuchu.
– Co chcialby pan wiedziec,
– Czy na przyklad w okresie ostatnich kilku tygodni, a moze nawet miesiecy maz nie wydawal sie pani czyms zdenerwowany albo czy jego zachowanie nie zmienilo sie w jakis znaczacy sposob?
Kobieta odczekala chwile, by upewnic sie, ze skonczyl i po krotkim zastanowieniu odparla:
– Nie, niczego takiego nie zauwazylam. Carlo zawsze intensywnie pracowal. W ciagu ostatnich kilku lat jeszcze bardziej intensywnie niz zwykle, co wynikalo ze zmian politycznych, otwarcia sie nowych rynkow. W ostatnim czasie nie byl tez bardziej nerwowy niz normalnie; przejmowal sie swoja praca, ale robil to zawsze.
– Czy opowiadal pani o jakiejs sprawie, ktora gryzl sie szczegolnie, albo o jakims niezadowolonym kliencie?
– Nie, wlasciwie nie.
Brunetti milczal.
– Mial jednego nowego klienta – kontynuowala po chwili wdowa. – Dunczyka, ktory chcial otworzyc firme importowa, chodzilo chyba o sprowadzanie serow i masla, i ktory mial klopoty z powodu nowych przepisow EWG. Carlo szukal sposobu, zeby transporty szly przez Francje, nie przez Niemcy. A moze odwrotnie. Ale mimo ze sprawa ta zajmowala mu wiele czasu, trudno powiedziec, by spedzala mu sen z powiek.
– A w kancelarii? Jak ukladaly sie stosunki meza z podwladnymi? Przyjaznie? Nie bylo zadnych zgrzytow, zatargow?
Splotla dlonie i utkwila w nich wzrok.
– Nie. Nigdy o czyms takim nie wspominal. A jestem pewna, ze powiedzialby mi, gdyby tak bylo.
– Czy to prawda, ze byl jedynym wlascicielem swojej firmy prawniczej? Ze inni adwokaci byli tylko etatowymi pracownikami?
– Slucham? – Na jej twarzy odmalowala sie niepewnosc. – Chyba nie zrozumialam panskiego pytania.
– Czy pani maz dzielil sie zyskami przynoszonymi przez kancelarie z innymi prawnikami, czy tylko wyplacal im pensje?
Oderwala wzrok od splecionych na kolanach rak i popatrzyla na komisarza.
– Przykro mi, ale nie znam odpowiedzi. Niewiele wiem o interesach meza. Musi pan porozmawiac z jego ksiegowym.
– A kto nim jest?
– Ubaldo.
– Pani brat?
– Tak.
– Aha. – Po chwili Brunetti kontynuowal: – Musze tez spytac pania o panstwa zycie prywatne.
– O nasze zycie prywatne? – zdziwila sie, jakby slyszala o czyms takim po raz pierwszy. Kiedy Brunetti nic nie powiedzial, skinela przyzwalajaco glowa.
– Jak dlugo byli panstwo malzenstwem?
– Dziewietnascie lat.
– Ile ma pani dzieci?
– Dwoje. Claudio ma siedemnascie lat, Francesca pietnascie.
– Czy chodza do szkoly tu, w Wenecji?
Przyjrzala mu sie bacznie.
– Dlaczego pan o to pyta?
– Moja corka, Chiara, ma czternascie lat, wiec pomyslalem, ze dziewczynki moga sie znac. – Usmiechnal sie, probujac ja przekonac, ze pytanie jest calkiem niewinne.
– Claudio uczy sie w Szwajcarii, a Francesca tutaj. Mieszka z nami. To znaczy ze mna – poprawila sie, pocierajac dlonia czolo.
– Czy okreslilaby pani swoje malzenstwo jako szczesliwe?
– Tak – odparla o wiele szybciej, niz Brunetti odpowiedzialby na to samo pytanie, choc jego odpowiedz tez bylaby twierdzaca. Pani Trevisan nie uznala jednak za stosowne nic dodac czy wyjasnic.
– Czy pani maz mial bliskich przyjaciol lub wspolpracownikow?
Podniosla wzrok, po czym natychmiast spuscila oczy.
– Nasi najblizsi przyjaciele to Mirto i Graziella Nogare. Mirto jest architektem, mieszkaja na Campo Sant’ Angelo. Sa chrzestnymi Franceski. O wspolpracownikach nic nie wiem; musi pan zapytac Ubalda.
– A inni przyjaciele, signora?
– Po co panu to wszystko?
– Chce sie dowiedziec jak najwiecej o pani mezu.
– Po co?
– Dopoki nie zrozumiem, jakim byl czlowiekiem, nie bede wiedzial, dlaczego stalo sie to, co sie stalo.
– Nie wie pan, dlaczego napadaja na ludzi? – Jej ton byl prawie sarkastyczny.
– To nie byl napad rabunkowy. Ten, kto zastrzelil pani meza, nie chcial go okrasc. Chcial go zabic.
– Nikt nie mogl miec powodu, zeby zabic Carla.
Brunetti, ktory juz nie pamietal, ile razy slyszal podobne slowa, nie odezwal sie. Nagle signora Trevisan wstala.
– Czy ma pan jeszcze jakies pytania? Jesli nie, pragne zostac z corka.
Brunetti podniosl sie z fotela i wyciagnal reke.
– Jeszcze raz dziekuje, ze zechciala pani ze mna porozmawiac. Wiem, jaki to trudny okres dla pani i jej rodziny. Zycze sil, zeby mogla go przetrwac. – Mial swiadomosc, ze jego slowa brzmia jak puste frazesy. Ale gdy nie dostrzega sie oznak zaloby, slowa wspolczucia zawsze brzmia falszywie.
– Dziekuje,
Brunetti skinal glowa na pozegnanie, wyszedl na klatke schodowa i ruszyl w dol. Uslyszal trzask zamykanych drzwi. Wydalo mu sie dziwne, ze po blisko dwudziestu latach malzenstwa zona moze nic nie wiedziec o interesach meza. Tym dziwniejsze, ze jej brat byl jego ksiegowym. O czym rozmawiali przy rodzinnym stole? O pilce noznej? Kazdy, kogo Brunetti znal, nienawidzil prawnikow. Brunetti tez nienawidzil prawnikow. Dlatego nie mogl uwierzyc, aby prawnik, w dodatku znany i zamozny, nie mial wrogow. Zamierzal porozmawiac o tym nazajutrz z Lottem i przekonac sie, czy ksiegowy bedzie bardziej skory od siostry do udzielania informacji.
Rozdzial 10
Podczas gdy Brunetti przebywal w mieszkaniu mecenasa, niebo sie zachmurzylo, a cieply, pogodny dzien stal sie odleglym wspomnieniem. Komisarz zerknal na zegarek; poniewaz jeszcze nie minela szosta, mogl wrocic do gmachu komendy. Zamiast tego jednak skrecil w kierunku mostu Accademia, przeszedl na druga strone i ruszyl do domu. W polowie drogi wstapil do knajpki i zamowil maly kieliszek wina. Wzial precelka z miski stojacej na barze, ugryzl, po czym wrzucil reszte do popielniczki. Wino bylo rownie niedobre jak precel, wiec zostawil je nie dopite i wyszedl na zewnatrz.