sprobowal zdobyc sie na obiektywnosc i spojrzec na Paole tak, jakby widzial ja po raz pierwszy w zyciu. Jakby nie kochali sie i nie spedzili ze soba ponad dwudziestu lat. Zobaczyl wysoka, szczupla kobiete ledwo po czterdziestce, o ciemnych blond wlosach opadajacych na ramiona. A kiedy odwrocila glowe, ujrzal dlugi nos, ciemne oczy i szerokie usta, ktorych widok radowal go od lat.
– Czy to znaczy, ze moge cie wymienic na nowszy model?
Usilowala sie opanowac, ale nie dala rady; parsknela smiechem.
– Zachowuje sie jak idiotka, tak?
Wlasnie mial potwierdzic, dodajac, ze juz do tego przywykl, kiedy drzwi otworzyly sie z impetem i do mieszkania wpadla Chiara.
–
– O czym, Chiaro?
– O ojcu Franceski. Ze ktos go zabil.
– Znasz ja? – zdumial sie Brunetti.
Weszla do kuchni, trzymajac w dloni szmaciana torbe. W swoim podnieceniu zapomniala, iz jest na niego smiertelnie obrazona.
– Pewnie. Chodzilysmy razem do podstawowki. Znajdziesz morderce?
– Zobaczymy – rzekl wymijajaco, nie chcac dawac corce okazji do zasypania go gradem pytan. – Przyjaznilyscie sie?
– Skad! – zawolala ku jego zdziwieniu; oczekiwal, ze corka poda sie za najblizsza przyjaciolke Franceski Trevisan, liczac, iz tym sposobem wydusi z niego wiecej informacji. – Trzymala sie z Pedrocci, wiesz, ta, ktora miala w domu tabuny kotow. Smierdziala i nikt nie chcial sie z nia zadawac. Jedynie Francesca.
– Czy Francesca miala inne przyjaciolki? – zapytala zaciekawiona Paola, tym samym stajac sie dobrowolnym wspolnikiem meza w wyciaganiu informacji od rodzonego dziecka. – Chyba jej nie poznalam, prawda?
– Nie, nigdy u nas nie byla. Zawsze zapraszala do siebie, a sama do nikogo nie chodzila. Matka jej nie puszczala.
– A ta dziewczynka od kotow bywala u niej w domu?
– No pewnie. Jej ojciec jest sedzia, wiec pani Trevisan nie przeszkadzal smrod.
Brunettiego zdumialo to, z jaka ostroscia Chiara postrzega rzeczywistosc. Nie mial pojecia, kim corka zostanie w przyszlosci, ale byl pewien, ze zajdzie daleko.
– Jaka jest matka Franceski? – spytala Paola, zerkajac ukradkiem na meza.
Skinal glowa. Bardzo zgrabnie prowadzila przesluchanie. Wysunal krzeslo i usiadl bez slowa przy stole.
– Mamo, przestan! Dlaczego nie pozwolisz tacie samemu zadawac pytan, skoro to glownie jego interesuje signora Trevisan?
Nie czekajac, az Paola wymysli jakies klamstwo, Chiara postawila na stole butelki i albo zapominajac o swojej urazie, albo wybaczajac ojcu wszystko, usiadla mu na kolanach.
– Co chcialbys wiedziec, tato?
Przynajmniej nie nazwala go komisarzem.
– Wszystko, co pamietasz. Moze zacznij od tego, dlaczego nie pozwalano Francesce chodzic do kolezanek.
– Nie wiem. Ona sama tez nie bardzo wiedziala. Kiedys, z piec lat temu, powiedziala, ze rodzice chyba sie boja, ze ktos moze ja porwac. – Zanim Brunetti i Paola zdazyli wykrzyknac, ze to absurd, dodala szybko: – Wiem, wiem, to glupie. Ale tak mowila. Moze chciala nam pokazac, jaka jest wazna? Na nikim nie zrobilo to wrazenia, wiec wkrotce dala spokoj. – Na moment Chiara zamilkla, potem zwrocila sie do Paoli. – Mamo, kiedy bedzie obiad? Jestem taka glodna, ze zemdleje, jesli czegos natychmiast nie wrabie.
Po czym nagle zwiotczala, opuscila glowe i zaczela sie zsuwac na posadzke; Brunetti odruchowo zacisnal wokol niej ramiona i podciagnal ja wyzej.
– Oszustka – szepnal corce do ucha. Przytrzymujac Chiare jedna reka, druga zaczal ja laskotac, to dzgajac ja lekko w bok, to przejezdzajac jej palcami po zebrach.
Dziewczyna bronila sie, piszczac z oburzenia i rozkoszy.
– Tatusiu, nie! Pusc mnie! Nie, pusc… – Salwy histerycznego smiechu nie pozwalaly jej dokonczyc.
Kiedy zasiedli do obiadu, przy stole zapanowal jako taki porzadek. Chociaz niezupelnie. Dorosli, za cichym porozumieniem, nie zadawali Chiarze wiecej pytan na temat Franceski i pani Trevisan. Natomiast Brunetti, mimo dezaprobaty zony, co jakis czas wyciagal szybko reke w kierunku corki, ktora siedziala obok niego, na swoim zwyklym miejscu. Kazdy ruch dloni ojca wywolywal u niej nowe piski przerazenia oraz dalsze salwy halasliwego smiechu. Obserwujac to, co sie dzieje, Paola zaczela zalowac, ze jej rodzicielski autorytet nie rozciaga sie na komisarza policji, a wiec ze nie moze ukarac meza odeslaniem go, bez posilku, na kilka godzin do pokoju.
Rozdzial 9
Tuz po obiedzie Brunetti, najedzony do syta, wrocil piechota do gmachu komendy, zatrzymujac sie po drodze na kawe, w nadziei ze brunatny plyn rozproszy sennosc wywolana dobrym posilkiem i ciepla pogoda. W gabinecie zdjal marynarke, powiesil ja na wieszaku, po czym podszedl do biurka sprawdzic, co przyniesiono w czasie jego nieobecnosci. Zgodnie z oczekiwaniami zobaczyl wyniki sekcji; nie byl to jeszcze oficjalny protokol, tylko krotki wyciag sporzadzony przez pania Elettre na podstawie informacji uzyskanych telefonicznie.
Bron, z ktorej zastrzelono Trevisana, nie byla duzego kalibru: pistolet sportowy 5,6 mm. Tak jak podejrzewano, jeden z pociskow przecial tetnice glowna, totez zgon nastapil niemal natychmiast. Drugi pocisk utkwil w zoladku. Z ran wlotowych wynikalo, ze zabojca stal nie dalej niz metr od mecenasa, nieco na prawo od niego, natomiast mecenas siedzial.
Trevisan zjadl pelny posilek niedlugo przed smiercia i wypil umiarkowana ilosc alkoholu, na pewno zbyt mala, zeby to zaklocilo jego koordynacje ruchowa czy zdolnosci postrzegania. Chociaz cierpial na nadwage, byl w znakomitym zdrowiu jak na mezczyzne w srednim wieku. Nic nie wskazywalo na to, aby kiedykolwiek powaznie chorowal; jedyne zabiegi chirurgiczne, jakie przechodzil, to usuniecie wyrostka i wazektomia. Zdaniem patologa, jesli wykluczyc tragiczny wypadek lub nagla smiertelna chorobe, mogl jeszcze spokojnie zyc co najmniej dwadziescia lat.
– Odebrano mu z cwierc wieku – szepnal pod nosem Brunetti. I zaczal myslec o tym, czego mozna dokonac w tak dlugim czasie: wychowac dzieci, a nawet dochowac sie wnukow; odniesc sukces w interesach; napisac wiersz. Komisarz od dawna uwazal, ze najokrutniejsze w morderstwie jest to, ze tak nieodwolanie zamyka przed ofiara wszelkie mozliwosci, ze odbiera jej raz na zawsze szanse osiagniecia jeszcze czegos w zyciu. Sam nie byl czlowiekiem wierzacym, ale dorastal w rodzinie katolickiej, wiec rozumial magiczna sile wiary i mial swiadomosc, ze dla wielu ludzi najgorsze jest, iz ofiare pozbawia sie szansy wyznania grzechow i okazania skruchy. Dlatego wlasnie dusze napotkane przez Dantego w przedsionku Czyscca skarza sie: „Rozlaczyla nas nagla smierc z zywotem”.
Rozleglo sie pukanie i do gabinetu wszedl sierzant Vianello, trzymajac w prawej rece niebieska tekturowa teczke.
– Facet byl czysty – powiedzial bez zadnych wstepow, kladac teczke na biurku Brunettiego. – Jesli chodzi o nas, mogl w ogole nie istniec. Jedyne, co sie znajduje w policyjnych aktach, to podanie o przedluzenie paszportu. – Otworzyl teczke, zeby spojrzec na date. – Sprzed czterech lat. Poza tym nie ma nic.
Samo w sobie nie bylo to zaskakujace. Wielu ludziom udaje sie przejsc przez zycie bez zwracania na siebie uwagi policji az do chwili, kiedy padaja ofiara wlamania, napadu lub dostaja sie pod kola samochodu prowadzonego przez pijanego kierowce. Jednakze przemoc, jaka ich spotyka, w znacznej mierze jest sprawa przypadku; z reguly nie gina z rak zawodowych mordercow.
– Dzis po poludniu mam sie widziec z wdowa – powiedzial Brunetti. – O czwartej.
Vianello pokiwal glowa.
– Nikt z najblizszej rodziny tez nie figuruje w naszych aktach – rzekl.
– Dziwne, prawda?
Vianello zastanawial sie chwile.
– Bo ja wiem? To chyba normalne, ze ludzie, czesto cale rodziny, nie maja nigdy stycznosci z policja.