– Spotkalam ja kilka razy na ulicy, ale nie jest juz moja pacjentka. Niedawno otrzymalam od innego lekarza list z prosba o potwierdzenie mojej diagnozy, co tez uczynilam. Historie choroby pani Trevisan i Franceski odeslalam im wczesniej.

– Co podsunelo matce pomysl, ze skierowala pani corke na aborcje?

– Nie mam pojecia. Zreszta i tak nie moglabym tego zrobic bez zgody rodzicow.

Corka Brunettiego, Chiara, miala obecnie tyle lat co Francesca przed rokiem. Zastanawial sie, jak on i jego zona zareagowaliby na wiadomosc, ze Chiara jest chora wenerycznie. Na sama te mysl wzdrygnal sie z najwyzszym przerazeniem.

– Dlaczego nie chce pani opowiedziec mi o dolegliwosciach pani Trevisan?

– Mowilam panu. Nie widze, jaki to mogloby miec zwiazek ze sprawa.

– A ja pani mowie, ze kazda informacja moze okazac sie cenna – oswiadczyl lagodnie komisarz; mial nadzieje, ze moze tym razem jego slowa poskutkuja.

– A gdybym panu powiedziala, ze signora Trevisan cierpi na bole kregoslupa?

– Gdyby tak bylo, nie robilaby pani z tego tajemnicy.

Przez chwile lekarka milczala, w koncu potrzasnela glowa.

– Przykro mi. Byla moja pacjentka, nie moge omawiac z panem jej przypadku.

– Nie moze pani, czy nie chce? – spytal; w jego glosie nie bylo juz cienia humoru.

Spojrzala mu prosto w oczy.

– Nie moge – stwierdzila. Popatrzyla na zegarek; Brunetti zobaczyl, ze tarcza przedstawia Snoopy’ego. – Przed obiadem mam jeszcze jedna wizyte domowa.

Komisarz zrozumial, ze nic wiecej nie wskora.

– Dziekuje, ze zechciala mi pani poswiecic czas i odpowiedziec na moje pytania – powiedzial szczerze, po czym uczynil drobne wyznanie: – To zdumiewajace, ale do tej pory nie zdawalem sobie sprawy, ze pani i pani Elettra jestescie siostrami.

– Elettra jest piec lat ode mnie mlodsza.

– Nie chodzi mi o wyglad – oswiadczyl, a kiedy uniosla pytajaco brew, dodal: – Jestescie podobne z charakteru.

Usmiechnela sie szeroko.

– Wiele osob nam to mowi.

– Wcale sie nie dziwie.

Przez chwile milczala, po czym parsknela smiechem. Nie przestajac sie smiac, odsunela krzeslo i siegnela po plaszcz. Przytrzymal go, potem zerknal na rachunek i zostawil na stoliku kilka monet. Dottoressa wziela torbe i wyszli razem na piazza; bylo jeszcze cieplej niz przed godzina.

– Wiekszosc moich pacjentow powiedzialaby, ze taka pogoda zwiastuje sroga zime – rzekla, zakreslajac reka luk, ktory obejmowal skapany w slonecznym blasku plac.

– A co by powiedzieli, gdyby bylo bardzo zimno? – zapytal Brunetti.

– Dokladnie to samo. Ze zanosi sie na sroga zime – odparla, przechodzac do porzadku dziennego nad brakiem logiki swoich ziomkow. Oboje byli wenecjanami; oboje to rozumieli.

– No coz, jestesmy pesymistami, prawda?

– Kiedys bylismy potega. A teraz… – Znow wykonala ten sam gest obejmujacy bazylike, kampanile oraz mieszczaca sie obok Libreria Sansoviniana. – Teraz mamy tu istny Disneyland. Mysle, ze to wystarczajacy powod do pesymizmu.

Skinal glowa, ale nic nie powiedzial. Nie przekonala go. Zdaniem Brunettiego, choc naprawde wspaniale chwile, gdy wzruszenie chwytalo za gardlo, zdarzaly sie rzadko, miasto wciaz okryte bylo chwala.

Rozstali sie u stop kampanili; lekarka udala sie do pacjenta mieszkajacego na Campo della Guerra, a Brunetti skierowal sie w strone mostu Rialto, aby dojsc piechota do domu na obiad.

Rozdzial 8

Tam, gdzie mieszkal, sklepy jeszcze byly otwarte, wiec wszedl do spozywczego na rogu i kupil cztery butelki wody mineralnej. Oczywiscie szklane. W chwili slabosci zgodzil sie uczestniczyc w bojkocie plastikowych butelek ogloszonym z pobudek ekologicznych przez jego rodzine i podobnie jak zona i dzieci – musial przyznac, ze zadne sie nie wylamywalo – nabral zwyczaju zagladania po drodze do pobliskiego sklepu i uzupelniania zapasow. Ale woda mineralna znikala w tak zastraszajacym tempie, ze czasami podejrzewal, iz rodzina kapie sie w niej pod jego nieobecnosc.

Na czwartym pietrze zatrzymal sie, postawil na podlodze torbe z butelkami i wyjal z kieszeni klucze. Z mieszkania dobiegal go glos spikera radiowego czytajacego serwis informacyjny, w ktorym niewatpliwie znalazly sie najnowsze wiadomosci o zabojstwie Trevisana. Brunetti pchnal drzwi, wstawil do srodka torbe, po czym zamknal je za soba. Z kuchni dolecialy go nastepujace slowa: „…oswiadczyl, ze wysuwane przeciwko niemu oskarzenia sa calkowicie bezpodstawne, a dwadziescia lat wiernej sluzby w szeregach bylej Partii Demokracji Chrzescijanskiej najlepiej swiadczy o jego poszanowaniu dla prawa. Jednakze Renato Mustacci, zabojca na uslugach mafii, przebywajacy obecnie w wiezieniu Regina Coeli, twierdzi, ze dzialal na polecenie senatora, kiedy to wraz z dwoma innymi mezczyznami zastrzelil sedziego Filippa Preside i jego zone Elvire w Palermo w maju ubieglego roku”.

Powazny glos spikera zastapila piosenka reklamujaca platki mydlane; przebijal sie przez nia glos Paoli, ktora – jak to czasami miala w zwyczaju – mowila do swojej ulubionej publiki, czyli do siebie samej:

– Wredna, klamliwa swinia. Wredna, klamliwa swinia z PDC. Jak on moze mowic o poszanowaniu prawa! Jak on smie, ten… – Tu padlo jedno z bardziej dosadnych okreslen, jakimi zona Brunettiego poslugiwala sie, co ciekawe, wylacznie wtedy, kiedy mowila do siebie. Uslyszawszy kroki meza na korytarzu, zawolala: – Slyszales, Guido?! Slyszales go? Wszyscy trzej zabojcy twierdza, ze polecil im zamordowac sedziego, a on bajdurzy o swoim poszanowaniu dla prawa. Powinno sie drania powiesic na najwiekszym placu. Ale facet jest czlonkiem parlamentu, wiec nawet nie mozna go tknac. Powinno sie pozamykac ich wszystkich. Wsadzic caly parlament do paki i oszczedzic sobie czasu i nerwow.

Brunetti przeszedl przez kuchnie i schylil sie, zeby wstawic butelki do niskiej szafki przy lodowce. Wewnatrz znajdowala sie juz tylko jedna, choc sam przyniosl piec poprzedniego dnia.

– Co na obiad? – spytal.

Paola cofnela sie o krok i oskarzycielsko wymierzyla palec prosto w jego serce.

– Republika sie wali, a on mysli tylko o jedzeniu – powiedziala, tym razem zwracajac sie do niewidzialnego sluchacza, ktory od ponad dwudziestu byl milczacym uczestnikiem ich malzenskich rozmow. – Guido, ta banda lotrow zniszczy nas wszystkich. Moze juz zniszczyla. A ciebie obchodzi tylko, co na obiad.

Brunetti powstrzymal sie przed stwierdzeniem, ze osoba w kaszmirowym swetrze kupionym w Burlington Arcade jest kiepskim materialem na rewolucjonistke, i rzekl jedynie:

– Nakarm mnie, moja mila. Nalezy mi sie; w koncu to ja pilnuje poszanowania dla prawa.

Wzmianka meza o pracy przypomniala jej o zwlokach znalezionych w pociagu; tak jak sie Brunetti spodziewal, chetnie zrezygnowala z wyglaszania tyrad przeciwko politykom, zeby wysluchac nowinek. Zgasila radio i zapytala:

– Dostales te sprawe?

Brunetti skinal glowa.

– Tak. Powiedzial, ze niewiele mam teraz do roboty. Wczesniej dzwonil do niego burmistrz, wiec mozesz sobie wyobrazic, jaki byl przejety. – Nie potrzebowal jej wyjasniac, kogo ma na mysli; to bylo oczywiste.

– W gazecie podali, ze Trevisana zastrzelono w pociagu z Turynu. Nic wiecej.

– Z biletu, ktory znaleziono przy nim, wynika, ze wracal z Padwy. Staramy sie ustalic, co tam robil.

– Moze odwiedzal kochanke?

– Moze. Diabli wiedza. To co jest na obiad?

– Pasta fagioli, a potem cotoletta.

– A salatka?

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату