Usilowal sobie przypomniec wyraz twarzy Franceski Trevisan, kiedy nagle stanela w drzwiach pokoju, ale zapamietal wylacznie jej oczy. Oczy suche, ktore wyrazaly jedynie zaskoczenie. Dziewczyna byla podobna do matki i podobnie jak matka nie czula smutku. Czy spodziewala sie wizyty kogos innego?
Jaka bylaby reakcja Chiary, gdyby jego zabito? Czy Paola bylaby w stanie odpowiadac, gdyby zjawil sie policjant i zaczal ja pytac o ich zycie prywatne? W kazdym razie z cala pewnoscia nie moglaby twierdzic, tak jak signora Trevisan, ze nic nie wie o sprawach zawodowych zmarlego meza. Ta niewiedza wdowy nie dawala Brunettiemu spokoju; nie potrafil ani przestac o tym myslec, ani w to uwierzyc.
Kiedy wszedl do mieszkania, radar meza i ojca natychmiast mu obwiescil, ze jest puste. Udal sie do kuchni; na stole lezaly gazety oraz cos, co przypuszczalnie bylo praca domowa Chiary – kartki z liczbami i znakami matematycznymi, ktore wydawaly mu sie czarna magia. Podniosl jedna z kartek pokryta zgrabnym, nieco pochylym pismem swojej mlodszej latorosli; ukladalo sie w ciagi cyfr i znakow stanowiacych, jesli go pamiec nie mylila, rownanie kwadratowe. Arytmetyka? Trygonometria? Wzruszyl ramionami. Od dawna nie mial z matematyka do czynienia, a co wiecej, nigdy nie byl nia zbytnio zainteresowany.
Odlozyl kartke i siegnal po jedna z gazet, w ktorej wiadomosci o morderstwie Trevisana konkurowaly z materialem o kolejnym senatorze oskarzonym o branie lapowek. Minelo wiele lat, odkad sedzia Di Pietro po raz pierwszy wystapil z formalnym oskarzeniem, a krajem wciaz rzadzili lajdacy. Juz wszystkim lub prawie wszystkim glownym politykom, ktorzy zasiadali w rzadzie, od kiedy Brunetti byl dzieckiem, zarzucono lamanie prawa, czasem wielokrotne, niektorzy zaczeli nawet denuncjowac sie nawzajem, ale jeszcze zaden nie stanal przed sadem i nie zostal skazany, choc kasa panstwa byla ogolocona do cna. Od dziesiatek lat trzymali ryje w korycie i nic – ani gniew obywateli, ani fala oburzenia, ktora przeszla przez kraj – nie bylo w stanie odsunac ich od wladzy. Brunetti przewrocil strone i zobaczyl zdjecie dwoch najwiekszych nikczemnikow, garbusa i lysiejacego wieprza, wiec z niesmakiem i nienawiscia cisnal gazete na bok. Nic to nie da, nic sie nie zmieni. Sporo wiedzial o roznych skandalach, orientowal sie, gdzie zniknely pieniadze i pod czyim adresem padna wkrotce zarzuty, ale jednego byl pewny: nic sie nie zmieni. Lampedusa mial racje – wystarcza pozory zmian, aby wszystko moglo pozostac po staremu. Odbeda sie wybory, pojawia sie nowe twarze i nowe obietnice, ale zmieni sie tylko to, ze nowe ryje znajda droge do koryta, a w dyskretnych szwajcarskich bankach zostana otwarte nowe konta.
Brunetti znal ten swoj nastroj, to powracajace uczucie totalnego bezsensu, i bardzo sie go lekal. Po co sie wysilac, zeby zamknac chlopaka za wlamanie, skoro czlowieka, ktory ukradl miliardy z systemu opieki zdrowotnej, mianuje sie ambasadorem w kraju, gdzie przez lata lokowal zagrabione pieniadze? I czy na tym polega sprawiedliwosc, aby karac grzywna obywatela, ktory nie uiscil podatku od radia zamontowanego w samochodzie, a nie karac producenta tego samochodu, czlowieka, ktory otwarcie przyznawal sie do zaplacenia miliardow lirow przewodniczacym zwiazkow zawodowych, by powstrzymali szeregowych czlonkow przed zadaniem podwyzek? Dlaczego aresztowac mordercow, dlaczego trudzic sie, aby odnalezc zabojce Trevisana, skoro najprawdopodobniej czlowiek bedacy przez dziesiatki lat najwazniejszym politykiem w kraju wydal polecenie zamordowania kilku uczciwych sedziow, ktorzy nie bali sie prowadzic dochodzenia przeciwko mafii?
Ponure rozmyslania Brunettiego przerwalo wejscie Chiary. Dziewczyna zamknela z hukiem drzwi frontowe, po czym ruszyla korytarzem do swojego pokoju, niosac narecze ksiazek. Po chwili wylonila sie bez nich.
– Czesc, anioleczku! – zawolal do niej Brunetti. – Masz ochote cos przekasic? – Dobrze wiedzial, ze corka nigdy nie przepuszcza takiej okazji.
–
Stala w korytarzu, walczac z kurtka. Usilowala oswobodzic rece z rekawow; w trakcie zmagan udalo jej sie wywrocic jeden na lewa strone. Wreszcie wyszarpnela dlon i zaczela przekrecac rekaw na wlasciwa strone. Brunetti na moment oderwal wzrok od corki. Kiedy znow na nia spojrzal, a Chiara schylala sie, zeby podniesc kurtke z podlogi.
Po chwili weszla do kuchni i nadstawila policzek do pocalunku. Brunetti poslusznie ja cmoknal.
Nastepnie otworzyla lodowke, zajrzala do srodka i wyciagnela zawiniety w papier trojkatny kawalek sera. Wyjawszy z szuflady noz, uciela sobie gruby plaster.
– Chcesz pieczywa? – zapytal Brunetti, zdejmujac lezaca na lodowce torbe z bulkami.
Chiara skinela glowa, wiec ubili targ: on dal jej dwie bulki, ona jemu plaster sera.
– Tatusiu, ile policjanci zarabiaja za godzine?
– Nie wiem dokladnie, coreczko. Dostaja normalna pensje, ale czasem musza przepracowac znacznie wiecej godzin, niz ludzie zatrudnieni w biurze.
– Wtedy, gdy jest duzo przestepstw albo kiedy musza kogos sledzic, tak?
–
– Albo kiedy musza przez wiele godzin zbierac informacje, przesluchiwac podejrzanych i tak dalej? – Najwyrazniej jeszcze nie wyczerpala tematu.
–
Skonczyla druga bulke i siegnela do torby po trzecia.
– Mama zabije cie, jesli zjesz cale pieczywo. – Grozba, daremnie powtarzana od lat, zabrzmiala niemal pieszczotliwie.
Puszczajac jego slowa mimo uszu, Chiara przekroila bulke.
– Ale jak myslisz, ile to wychodzi za godzine? – zapytala.
Postanowil podac jakas przyblizona sume.
– Pewnie nie wiecej niz dwadziescia tysiecy – rzekl, po czym wiedzac, ze tego po nim oczekuje, zapytal: – Dlaczego sie tym tak interesujesz?
– Zbierasz informacje o ojcu Franceski, wiec troche o niego popytalam. A skoro wykonuje te prace dla policji, powinno mi sie placic za moj czas.
Brunetti zawsze zalowal tysiacletniej tradycji kupieckiej mieszkancow Wenecji, kiedy dostrzegal chciwosc u swoich dzieci. Milczal. Po chwili Chiara przerwala jedzenie i podniosla wzrok.
– Co ty na to?
– Zalezy, czego sie dowiedzialas. Policjanci sa na etacie i otrzymuja pensje; osoby z zewnatrz, pracujace na wlasny rachunek, otrzymuja wynagrodzenie zaleznie od wagi zdobytych przez siebie informacji.
Zawahala sie, ale w koncu uznala to za logiczne.
– Dobrze. Powiem ci, czego sie dowiedzialam, a ty sam ocenisz, ile to warte.
Sposob, w jaki zdolala ominac zasadnicza kwestie, to znaczy, czy w ogole gotow jest placic jej cokolwiek, wywolal u Brunettiego nieklamany podziw; zanim sie obejrzal, umowa zostala zawarta, do ustalenia pozostaly tylko szczegoly. No dobrze.
– Mow.
Chiara dokonczyla trzecia bulke, wytarla rece o scierke i z powazna mina usiadla przy stole, opierajac na nim lokcie.
– Musialam porozmawiac z czterema osobami, zanim w ogole sie czegokolwiek dowiedzialam – oswiadczyla takim tonem, jakby zeznawala w sadzie. Albo wystepowala w telewizji.
– Co to za osoby?
– Dziewczyna, ktora chodzi z Francesca do jednej szkoly, nauczycielka z mojej szkoly, dziewczyna z mojej szkoly i jeszcze jedna dziewczyna, z ktora chodzilysmy obie do podstawowki.
– Dalas rade pogadac z wszystkimi w ciagu jednego dnia?
– Pewnie. Musialam sie zwolnic z ostatnich lekcji, zeby spotkac sie z Luciana, a potem pojsc do szkoly Franceski, zeby pogadac z jej kolezanka, ale z nauczycielka i dziewczyna z mojej szkoly porozmawialam wczesniej.
– Zwolnilas sie z ostatnich lekcji? – spytal Brunetti, ale wylacznie z ciekawosci.
– Jasne, kupa dzieciakow to robi. Wystarczy miec usprawiedliwienie od rodzicow, ze jest sie chorym albo musi sie gdzies pojsc. Nauczyciele nie robia zadnych trudnosci.
– Czesto zwalniasz sie z lekcji?
– Och, skadze, tylko kiedy musze.
– Kto ci napisal usprawiedliwienie?
– Tym razem mama. Byla jej kolej. A zreszta jej podpis jest duzo latwiejszy do podrobienia niz twoj. – Zebrala kartki z praca domowa w zgrabny stosik, po czym spojrzala na ojca, gotowa przejsc do wazniejszych spraw.