dziennikarze zawsze przekrecali fakty.

– Wtedy zaczne sie martwic – oswiadczyl szorstko della Corte. – Da mi pan znac, jak sie czegos dowie o tej knajpie?

– Jasne. Mam dzwonic na komende?

Della Corte podal mu bezposredni numer do swojego gabinetu.

– Ale jesli ktos inny podniesie sluchawke, prosze nie przekazywac zadnych informacji, dobrze?

– W porzadku – zgodzil sie Brunetti, lecz prosba wydala mu sie dziwna.

– Zadzwonie do pana, jesli trafie w papierach na nazwisko Trevisana. Moze uda sie panu ustalic, co moglo ich laczyc. Bo sam numer w kalendarzyku to diabelnie malo.

Brunetti przyznal kapitanowi racje, uwazal jednak, ze lepsze to niz nic, tym bardziej ze w wypadku zabojstwa Trevisana nie mieli absolutnie zadnych tropow.

Della Corte pozegnal sie szybko, jakby odwolano go do pilniejszych spraw.

Brunetti odlozyl sluchawke i oparl sie wygodnie, dumajac nad tym, co moglo laczyc weneckiego prawnika i ksiegowego z Padwy. Obaj nalezeli do tych samych kregow towarzyskich i zawodowych, wiec nic dziwnego, ze sie znali albo ze jeden mial zapisany numer drugiego. Dziwne bylo to, ze przy numerze nie figurowalo nazwisko i ze byl zapisany obok dwoch numerow telefonow znajdujacych sie w miejscach publicznych oraz kilku nie zidentyfikowanych numerow zagranicznych. Jeszcze dziwniejsze bylo to, ze numer Trevisana widnial w kalendarzyku czlowieka, ktory zginal w tym samym tygodniu co on.

Rozdzial 12

Brunetti polaczyl sie z pania Elettra i zapytal, czy SIP zareagowal juz na jego prosbe, aby dostarczyc wykaz polaczen telefonicznych Trevisana z ostatniego polrocza; w odpowiedzi uslyszal, ze wczoraj polozyla mu na biurku nadeslane materialy. Zaczal nerwowo przegladac papiery, odsuwajac na bok kwestionariusze na temat pracy podwladnych, ktore powinien byl wypelnic dwa tygodnie temu, a takze list od znajomego, z ktorym pracowal w Neapolu; list zbyt ponury, aby chcial go czytac ponownie i odpisywac.

Wreszcie znalazl przesylke z SIP, duza zolta koperte, w ktorej miescilo sie pietnascie stron komputerowych wydrukow. Przesunal wzrokiem po pierwszej stronie; zobaczyl, ze sa na niej wynotowane tylko numery zamiejscowe, z ktorymi Trevisan laczyl sie z biura i z domu. Kazdy rzad zaczynal sie od numeru kierunkowego miasta, a przy polaczeniach zagranicznych od numeru kierunkowego kraju; dalej podany byl numer telefonu abonenta, godzina, o ktorej nastapilo polaczenie, oraz czas trwania rozmowy. Po prawej stronie kartki widniala informacja, jakim miejscowosciom i krajom odpowiadaja poszczegolne numery kierunkowe. Przejrzawszy pobieznie wydruki, Brunetti przekonal sie, ze zawieraja wylacznie numery, pod ktore Trevisan dzwonil; nie bylo wykazu numerow abonentow dzwoniacych do mecenasa. Moze o taki wykaz nalezalo wystapic oddzielnie, moze SIP potrzebowal wiecej czasu na jego sporzadzenie, a moze wymyslono jakas nowa biurokratyczna procedure, aby opoznic dostarczanie tego rodzaju informacji i nalezalo uzbroic sie w cierpliwosc.

Komisarz powiodl okiem po numerach kierunkowych miast wypisanych po prawej. Poczatkowo nie dostrzegl zadnej prawidlowosci; dopiero studiujac czwarta strone stwierdzil, ze Trevisan – albo ktos korzystajacy z telefonu mecenasa – laczyl sie w miare regularnie, przynajmniej dwa, trzy razy w miesiacu, z trzema numerami w Bulgarii. A takze na Wegrzech i w Polsce. Brunetti pamietal, ze della Corte wymienil tylko pierwszy z tych krajow. W wykazie widnialy tez polaczenia z Francja i Anglia, zapewne zwiazane z praca kancelarii. Dominikana ani razu nie figurowala w wykazie, natomiast rozmowy z Austria i Holandia, ktore to kraje della Corte rowniez wymienil, mialy miejsce stosunkowo rzadko.

Nie wiedzac, jak czesto prawnicy zalatwiaja sprawy przez telefon, Brunetti nie orientowal sie, czy wykaz zawiera wiecej czy mniej rozmow miedzynarodowych, niz powinien.

Zadzwonil do centrali i poprosil o polaczenie z numerem della Cortego. Kiedy kapitan podniosl sluchawke, Brunetti najpierw sie przedstawil, a potem spytal o numery w Padwie i Mestre zanotowane w kalendarzyku Favera.

Della Corte natychmiast mu je podal.

– Mam wykaz rozmow Trevisana, ale tylko zamiejscowych, wiec numer w Mestre nie bedzie tu figurowal – rzekl Brunetti. – Chce pan zaczekac, az sprawdze ten drugi?

– Niech pan spyta, czy chce umrzec w ramionach szesnastolatki. Odpowiedz bedzie ta sama.

Uznawszy to za „tak”, Brunetti zaczal przesuwac wzrokiem po wykazie, zatrzymujac sie, ilekroc trafial na 049, kierunkowy Padwy. Na pierwszych trzech stronach numer automatu na stacji nie figurowal; pojawil sie jednak na stronie piatej, potem znow na dziewiatej. Potem dlugo nic i wreszcie na stronie czternastej. Pod numer stacji dzwoniono trzykrotnie w ciagu jednego tygodnia.

Kiedy Brunetti poinformowal o tym della Cortego, kapitan zareagowal cichym gwizdnieciem.

– No, no! Chyba musze wyslac kogos, zeby mial ten automat na oku.

– A ja wysle kogos do tej knajpy w Mestre – powiedzial Brunetti; coraz bardziej zalezalo mu na tym, aby dowiedziec sie, co to za knajpa, kim sa jej bywalcy, a takze by otrzymac liste miejscowych rozmow prowadzonych z telefonow Trevisana i przekonac sie, czy figuruje na niej numer baru Pinetta.

Wieloletnia praca w policji i ponure doswiadczenia pozbawily Brunettiego wiary w istnienie przypadku. To, ze dwoch ludzi zamordowanych w odstepie kilku dni znalo ten sam numer telefonu, nie moglo byc zbiegiem okolicznosci, statystyczna ciekawostka, ktora komentuje sie ze zdziwieniem, a potem o niej zapomina. Numer automatu w Padwie na pewno mial jakies znaczenie, choc Brunetti nie wiedzial jeszcze jakie; gotow jednak byl sie zalozyc, ze numer baru Pinetta bedzie figurowal w wykazie miejscowych rozmow Trevisana.

Obiecal della Cortemu, ze da mu znac, jak tylko dowie sie czegos o knajpie w Mestre, po czym nacisnal na widelki, zeby sie rozlaczyc. Po chwili wykrecil wewnetrzny do Vianella. Kiedy sierzant podniosl sluchawke, polecil mu przyjsc do swojego gabinetu.

Vianello zjawil sie po kilku minutach.

– Chodzi o Trevisana? – spytal z zaciekawieniem.

– Tak. Wlasnie rozmawialem z komenda w Padwie na temat Rina Favera.

– Tego ksiegowego, ktory pracowal dla Ministerstwa Zdrowia?

Brunetti skinal glowa.

– Najlepiej by bylo, gdyby oni wszyscy zrobili to samo! – powiedzial z nagla pasja sierzant.

Brunetti spojrzal na niego zaskoczony.

– To znaczy? – zapytal.

– Zeby sie pozabijali, cholerna banda lobuzow! – Gniew sierzanta wyparowal rownie szybko, jak sie pojawil, i po chwili Vianello, zupelnie spokojny, usiadl na krzesle stojacym przed biurkiem przelozonego.

– Skad ta zlosc? – spytal Brunetti.

Vianello, zamiast odpowiedzi, wzruszyl ramionami i wykonal reka nieokreslony gest. Brunetti czekal.

– Przez wstepniak w dzisiejszym „Corriere” – wyznal w koncu sierzant.

– Co napisali?

– Ze trzeba wspolczuc biedakom, ktorych wstyd i cierpienie… cierpienie przysparzane im oczywiscie wymiar sprawiedliwosci… popycha do odebrania sobie zycia. Ze sedziowie powinni wypuscic ich z aresztu, pozwolic im wrocic do zon i rodzin. I dalej w tym stylu. Chcialo mi sie rzygac, kiedy to czytalem.

Brunetti nic nie powiedzial.

– Kiedy ktos wyrwie kobiecie torebke i trafi do wiezienia – kontynuowal sierzant – nie pojawiaja sie w prasie artykuly, a w kazdym razie nie w „Corriere”, blagajace o zwolnienie przestepcy i przekonujace nas, jak bardzo powinnismy mu wspolczuc. A przeciez jeden Bog wie, ile te swinie nakradly. Panskie podatki. Moje. Miliardy, tysiace miliardow. – Uswiadomiwszy sobie, ze mowi podniesionym glosem, Vianello znow wykonal w powietrzu ten sam nieokreslony gest, jakby ruchem reki usilowal odsunac od siebie gniew, po czym zapytal, znacznie spokojniejszym tonem: – Co z Faverem?

– Nie popelnil samobojstwa – oznajmil Brunetti.

Vianello wyraznie sie zdziwil.

– Co sie stalo? – spytal, zapominajac o swoim wybuchu.

– Mial w sobie tyle barbituranow, ze nie bylby w stanie prowadzic samochodu.

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату