– Ile?

– Cztery miligramy – rzekl Brunetti i zanim Vianello zdazyl zaprotestowac, ze to wcale nie tak duzo, dodal: – Roipnalu.

Sierzant wiedzial rownie dobrze jak komisarz, ze byla to wystarczajaca dawka, aby kazdy z nich spal jak zabity przez poltora dnia.

– Jaki ma to zwiazek ze sprawa Trevisana? – spytal.

Podobnie jak Brunetti, Vianello dawno przestal wierzyc w przypadki, wiec z uwaga wysluchal opowiesci o numerze telefonu, z ktorym laczyli sie obaj zamordowani.

– Automat na stacji w Padwie? – upewnil sie. – A drugi numer to knajpa na Via Fagare?

– Tak, bar Pinetta. Znasz go?

Vianello spojrzal w bok, po czym pokiwal glowa.

– Chyba tak, jesli to ten, o ktorym mysle. Na lewo od stacji?

– Nie mam pojecia. Wiem, ze znajduje sie w poblizu stacji, ale to wszystko.

– Bar Pinetta? Tak, chyba znam.

Brunetti skinal glowa i czekal, co sierzant dalej powie.

– Dosc obskurny. Klientela glownie z polnocnej Afryki. Ci, co to do kazdego mowia vous compras. Roi sie od nich w miescie.

Vianello zamilkl na moment. Brunetti spodziewal sie, ze zaraz uslyszy jakas pogardliwa uwage na temat ciemnoskorych przybyszow handlujacych bez pozwolenia na kazdym rogu w Wenecji, sprzedajacych podrabiane torby od Gucciego i afrykanskie rzezby. Ale Vianello, ku jego zaskoczeniu, powiedzial tylko:

– Biedaczyska.

Komisarz dawno pogodzil sie z brakiem logiki i konsekwencji w wypowiedziach politycznych swoich wspolobywateli, mimo to nigdy by nie oczekiwal sympatii ze strony sierzanta dla naplywowych handlarzy ulicznych, najbardziej znienawidzonych z setek tysiecy imigrantow, ktorzy przybywali w nadziei pozywienia sie okruchami spadajacymi z suto zastawionego wloskiego stolu. A jednak Vianello, ktory nie tylko glosowal na Lega Nord, ale rowniez upieral sie, ze Wlochy powinny zostac podzielone na dwa kraje, granica zas powinna przebiegac tuz na polnoc od Rzymu – kiedy sie zaperzyl, domagal sie nawet wzniesienia muru w celu powstrzymania Afrykanczykow, barbarzyncow, a za takich uwazal wszystkich mieszkajacych na poludnie od Rzymu – otoz ten Vianello nazywal handlarzy „biedaczyskami”, jakby im rzeczywiscie wspolczul.

Chociaz Brunetti mocno sie zdziwil, nie zamierzal w tej chwili roztrzasac tematu.

– Mamy kogos, kto moglby tam zajrzec wieczorem?

– Co musialby robic? – zapytal Vianello, podobnie jak komisarz malo skory do rozmowy o imigrantach.

– Napic sie. Pogadac z ludzmi. Zobaczyc, kto dzwoni z automatu. Kto go odbiera.

– Chodzi panu o kogos, kto nie przypomina gliny?

Brunetti przytaknal.

– Pucetti? – zaproponowal sierzant.

Komisarz potrzasnal glowa.

– Za mlody.

– Fakt. Zjedliby go.

– To musi byc przemile miejsce.

– Wolalbym tam nie wchodzic bez broni – przyznal Vianello, po czym oznajmil takim tonem, jakby dopiero teraz przyszlo mu to do glowy: – Najbardziej nadawalby sie Topa.

Sierzant Topa pol roku temu przeszedl na emeryture po trzydziestu latach pracy w policji. Naprawde mial na nazwisko Romano, ale nikt go tak nie nazywal od ponad pol wieku, czyli od czasu kiedy byl malym, okraglutkim brzdacem i wygladal jak myszka, do czego wlasnie nawiazywalo jego przezwisko. Nawet gdy dorosl, a klatka piersiowa tak mu spotezniala, ze musial nosic mundury szyte na miare, przezwisko pozostalo – choc absurdalne, na stale do niego przylgnelo. I nikt sobie z tego nie zartowal. Podczas trzydziestu lat sluzby wiele osob usilowalo zrobic Topie krzywde, ale nikt nie mial odwagi sie z niego wysmiewac.

Kiedy Bruhetti nie zareagowal, Vianello podniosl wzrok, po czym szybko odwrocil spojrzenie.

– Wiem, o czym pan mysli, commissario – rzekl i zanim Brunetti mial czas cos powiedziec, dodal: – Ale przeciez nie bedzie pracowac dla nas, przynajmniej oficjalnie. Po prostu odda nam drobna przysluge.

– Zagladajac do baru?

Vianello skinal glowa.

– Nie podoba mi sie ten pomysl – oznajmil Brunetti.

– Przeciez kazdy emeryt moze tam wejsc, zeby sie napic i pograc w karty. – A poniewaz komisarz milczal, zapytal: – Emerytowany policjant tez moze wstapic do baru na kieliszek i partyjke, jesli ma ochote, prawda?

– Tego wlasnie nie wiem.

– Czego?

– Czy bedzie mial ochote – wyjasnil Brunetti.

Zaden z nich nie widzial sensu, aby wspominac o wydarzeniu, ktore spowodowalo wczesniejsze przeniesienie Topy na emeryture. Rok temu Topa aresztowal dwudziestotrzyletniego syna jednego z radnych miejskich za molestowanie osmioletniej dziewczynki. Aresztowanie nastapilo poznym wieczorem, w domu mlodego czlowieka; kiedy zostal doprowadzony na komende, mial zlamana lewa reke i nos. Topa twierdzil, ze podejrzany zaatakowal go, usilujac zbiec; podejrzany oswiadczyl, ze Topa wciagnal go w ciemny zaulek i pobil.

Funkcjonariusz pelniacy tego dnia dyzur na komendzie daremnie probowal opisac spojrzenie, jakim Topa przeszyl podejrzanego, gdy ten zaczal opowiadac swoja wersje. Mlody czlowiek nigdy jej nie powtorzyl ani tez nie wniosl oficjalnej skargi. Jednakze tydzien pozniej vice-questore Patta przekazal Topie wiadomosc, ze oczekuje jego rezygnacji, i sierzant chcac nie chcac przeszedl na emeryture, choc oznaczalo to, ze bedzie otrzymywal swiadczenia w sporo nizszym wymiarze. Zboczenca skazano na dwa lata aresztu domowego. Nikt nie slyszal, aby Topa, ktory mial jedna wnuczke, dziewczynke w wieku siedmiu lat, kiedykolwiek wypowiadal sie na temat kary, czy tez komentowal swoje przejscie na wczesniejsza emeryture oraz zwiazane z tym okolicznosci.

– Mam z nim porozmawiac? – spytal Vianello.

Brunetti wahal sie przez chwile, po czym rzekl, jakby z przymusem:

– No dobrze.

Vianello skryl usmiech.

– Wraca z pracy dopiero o osmej. Zadzwonie do niego wieczorem.

– Z pracy? – zdziwil sie Brunetti; wiedzial, ze nie powinien o nic pytac. Zgodnie z prawem emerytom nie wolno bylo podejmowac zatrudnienia, jesli nie chcieli utracic swiadczen.

– Tak – potwierdzil sierzant i na tym poprzestal. – Czy to juz wszystko? – Wstal.

Brunetti pamietal, ze Vianello i Topa byli partnerami przez ponad siedem lat i ze Vianello chcial odejsc z policji, kiedy Tope zmuszono do przejscia na emeryture; pozostal tylko dzieki zarliwym argumentom komisarza. Brunetti nie uwazal, by Topa zaslugiwal na tak szlachetny gest w jego obronie.

– Tak, wszystko. Czy po drodze moglbys poprosic, zeby signorina Elettra ponownie skontaktowala sie z SIP i sprobowala zdobyc wykaz miejscowych rozmow Trevisana?

– Pinetta to nie jest lokal, do jakiego dzwoni wziety miedzynarodowy prawnik – zauwazyl Vianello.

Nie jest to tez lokal, do jakiego powinien dzwonic wziety ksiegowy, pomyslal Brunetti, ale zachowal te uwage dla siebie.

– Nie zaszkodzi sprawdzic – rzekl.

Vianello odczekal jeszcze moment, po czym wyszedl na korytarz, zostawiajac komisarza, by w samotnosci mogl sie oddawac spekulacjom, zastanawiac, z jakiego powodu bogaci, wzieci ludzie interesow dzwonia pod numery aparatow telefonicznych znajdujacych sie w miejscach publicznych, zwlaszcza w knajpach tak obskurnych jak bar Pinetta.

Rozdzial 13

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату