Wloszech rejestracji, istniala szansa, ze ten trop dokads zaprowadzi. Co Trevisan porabial w Padwie? Z kim sie tam widzial? Trzeba sprawdzic zone, koniecznie trzeba ja sprawdzic. Potem przesluchac sasiadow i przyjaciol, zeby upewnic sie, czy mowila prawde. No i corke – dziwne, czternastolatka chora wenerycznie?

Brunetti schylil sie, wyciagnal do konca szuflade i wyjal z niej ksiazke telefoniczna. Otworzyl na literze Z. Pod „Zorzi, Barbara, Medico” widnialy dwa numery: domowy i gabinetu. Wykrecil numer gabinetu; po chwili automatyczna sekretarka poinformowala go, ze pacjenci przyjmowani sa od godziny szesnastej. Kiedy wykrecil drugi numer, ten sam glos oznajmil, ze dottoressa jest momentaniamente assente, po czym poprosil go, aby zostawil swoje nazwisko, wiadomosc oraz numer telefonu, pod ktorym mozna sie z nim skontaktowac. Pani doktor oddzwoni appena possibile.

– Dzien dobry pani – powiedzial po dlugim sygnale. – Mowi komisarz Guido Brunetti. Dzwonie w zwiazku ze smiercia mecenasa Carla Trevisana. Dowiedzialem sie, ze jego zona i corka…

– Buongiorno, commissario – przerwal mu lekko ochryply glos lekarki. Brzmial przyjaznie, chociaz nie widzieli sie od ponad roku. – W czym moge panu pomoc?

– Dzien dobry, pani doktor. Zawsze najpierw pani sprawdza, kto dzwoni?

– Commissario, pewna kobieta dzwoni do mnie codziennie rano od trzech lat i chce zamowic wizyte domowa. Za kazdym razem podaje inne objawy. Wiec tak, zawsze sprawdzam. – Mowila zdecydowanym tonem, ale nie bez nuty humoru.

– Nawet nie podejrzewalem, ze moze istniec tyle objawow – rzekl.

– Uklada z nich coraz to inne kombinacje – wyjasnila Barbara Zorzi. – A wiec czym moge panu sluzyc?

– Otoz jak wspomnialem, doszly mnie wiesci, ze signora Trevisan i jej corka byly pani pacjentkami. – Zawiesil glos, czekajac na reakcje lekarki. Nie bylo zadnej. – Slyszala pani o mecenasie?

– Tak.

– Bylbym wdzieczny, gdyby zechcial pani pomowic ze mna o jego zonie i corce.

– Jako osoba, ktora je zna, czy jako lekarka?

– Jak pani uzna za stosowne – odparl

– To sie okaze dopiero w trakcie rozmowy Ale dobrze.

– Dziekuje, pani doktor. Czy moglibysmy spotkac sie dzisiaj?

– Na rano mam wyznaczonych kilka wizyt domowych, ale o jedenastej powinnam byc juz wolna. Gdzie chce sie pan umowic?

– A gdzie pani bedzie o jedenastej?

– Chwileczke – powiedziala, odkladajac na bok sluchawke. Po chwili znow ja podniosla. – Wyjde od pacjenta, ktory mieszka przy embarcadero w San Marco.

– Moze w takim razie umowmy sie u Floriana?

Nie odpowiedziala od razu; przypomniawszy sobie jej poglady polityczne, Brunetti niemal spodziewal sie, ze zacznie mu czynic wyrzuty, iz szasta pieniedzmi podatnikow. Ale w koncu odparla:

– Dobrze, niech bedzie u Floriana.

– Ciesze sie. I jeszcze raz dziekuje.

– Zatem do jedenastej. – Rozlaczyla sie.

Wrzucil ksiazke telefoniczna na miejsce i zasunal szuflade butem. Kiedy uniosl glowe, w drzwiach gabinetu zobaczyl Vianella.

– Wzywal mnie pan, panie komisarzu? – spytal sierzant.

– Tak. Prosze usiasc. Vice-questore zlecil mi sledztwo w sprawie zabojstwa Trevisana.

Vianello skinal glowa; najwyrazniej nie byla to dla niego nowina.

– Co wiesz o tej sprawie? – spytal Brunetti.

– Tylko tyle, ile przeczytalem rano w gazetach i uslyszalem przez radio. Zostal zastrzelony, wczoraj wieczorem odkryto w pociagu zwloki. Nie ma narzedzia zbrodni, nie ma podejrzanych.

Brunetti uzmyslowil sobie, ze choc przeczytal oficjalny raport znajdujacy sie w teczce, sam wie na ten temat niewiele wiecej. Gestem poprosil sierzanta, by usiadl.

– Wiesz cos o zamordowanym? – spytal.

– Wazny gosc. – Vianello zaczal sie wolno sadowic; przez kontrast z jego zwalista sylwetka krzeslo wydawalo sie male i kruche. – Byl radnym miejskim; o ile pamietam, podlegaly mu sprawy sanitarne. Zonaty, dwoje dzieci. Mial duza kancelarie. Gdzies w San Marco.

– Zycie osobiste?

Vianello potrzasnal glowa.

– Nic mi sie nie obilo o uszy.

– Zona?

– Chyba o niej czytalem. Chce ratowac amazonska dzungle. A moze nie ona, tylko zona burmistrza?

– Raczej ta druga.

– Wiec signora Trevisan zajmuje sie czyms podobnym. Tez chce cos ratowac. Moze Afryke? – Vianello prychnal pogardliwie, choc Brunetti nie byl pewien, czy mialo to wyrazac jego stosunek do zony mecenasa, czy tez brak wiary w szanse uratowania Afryki.

– Nie orientujesz sie, kto moglby o nim cos wiedziec?

– Rodzina? Klienci? Pracownicy? – Widzac mine Brunettiego, dodal szybko: – Niestety, nikt inny nie przychodzi mi do glowy. Nie przypominam sobie, aby ktos ze znajomych wymienial jego nazwisko.

– Zamierzam spotkac sie z wdowa, ale dopiero po poludniu. Wybierz sie do jego kancelarii i sprawdz, jakie panuja tam nastroje.

– Mysli pan, ze kogos zastane? Dzien po morderstwie?

– Warto sie przekonac – rzekl Brunetti. – Signorina Elettra wspomniala o jakims kontrakcie z Polska albo Czechoslowacja. Mowi, ze bylo o tym w prasie, ale nie pamieta szczegolow. Moze ktos w kancelarii cos na ten temat powie? Zreszta sam wiesz, o co najlepiej pytac.

Pracowali ze soba tyle lat, ze Brunetti nie musial tlumaczyc, o co mu chodzi, a chodzilo o informacje, komu Trevisan mogl sie narazic. Niezadowolonemu podwladnemu? Rozwscieczonemu wspolnikowi? Jakiemus zazdrosnemu mezowi? Wlasnej zazdrosnej zonie? Vianello mial dar wyciagania z ludzi roznych wiadomosci, zwlaszcza z wenecjan. Indagowane przez niego osoby zazwyczaj odnosily sie z sympatia do tego postawnego mezczyzny, ktory sprawial wrazenie, jakby niechetnie mowil po wlosku i z radoscia przechodzil na miejscowy dialekt – to zawsze rozwiazywalo jezyki.

– Cos jeszcze, panie komisarzu?

– Tak. Poniewaz wczesniej bede zajety, a po poludniu chce sie zobaczyc z wdowa, poslij kogos na stacje, zeby porozmawial z konduktorka, ktora znalazla zwloki. I innymi konduktorami, moze tez cos widzieli. – Zanim sierzant zdolal zaprotestowac, oswiadczyl szybko: – Wiem, wiem. Gdyby cos widzieli, zglosiliby sie sami. Ale na wszelki wypadek warto ich spytac.

– Dobrze.

– Chcialbym tez miec nazwiska i adresy wszystkich, ktorzy byli w pociagu, kiedy sie zatrzymal, a takze protokoly z przeprowadzonych przesluchan.

– Dlaczego, pana zdaniem, zabitemu nic nie zabrano?

– Nie mozemy wykluczyc motywu rabunkowego. Ktos mogl przeciez nadejsc korytarzem i sploszyc zabojce, zanim ten zdazyl ograbic ofiare. Z drugiej strony moze mordercy zalezy, abysmy wiedzieli, ze nie byla to zbrodnia na tle rabunkowym.

– Ale to chyba nie mialoby sensu, prawda? – spytal Vianello. – Nawet gdyby morderca dzialal z calkiem innego powodu, wolalby, abysmy mysleli, ze chodzi o rabunek. Zeby nas zmylic.

– Zalezy od tego, kto jest morderca.

– Hm, moze rzeczywiscie – przyznal po chwili Vianello, choc z jego tonu wynikalo, ze nie jest do konca przekonany. Dlaczego ktos mialby ulatwiac zadanie policji? Nie chcac tracic czasu na roztrzasanie tej kwestii, powoli wstal z krzesla. – Najlepiej od razu wybiore sie do kancelarii i zobacze, czego zdolam sie dowiedziec. Wpadnie pan jeszcze do biura?

– Chyba tak. Zalezy, o ktorej wyjde od wdowy. Zostawie ci wiadomosc.

– Dziekuje. W takim razie zobaczymy sie po poludniu – powiedzial Vianello i wyszedl.

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату