Morgana i poszedl za nim do pokoju dziennego. Mezczyzna ustawil radio na parapecie i wysunal antene przez rozbite okno. Mimo cieplego wieczora, we wnetrzu starej chaty panowal przyjemny chlod. Nad lasami unosila sie mgielka. Woda w jeziorze migotala.

– Jestem glodny – powiedzial Morgan. – Dlatego napije sie whisky.

Wydobyl z torby butelke i odkrecil ja. Errki czekal i patrzyl spod spuszczonych powiek, jakby nad czyms rozmyslal.

– Whisky jest dobra na wszystko – stwierdzil Morgan, dziwiac sie skupionemu spojrzeniu Errkiego. Zupelnie jakby wiedzial cos szczegolnego, cos bardzo waznego o zyciu i smierci, czego nikt inny nie mogl zobaczyc. – Jest dobra na glod i pragnienie. Na klopoty w milosci i na nude. Na rozpacz i na niepokoj.

Upil spory lyk. W reakcji na mocny trunek mocno skrzywil twarz.

– Nic nie przebije umiarkowanego alkoholizmu – oswiadczyl. – Wiesz, o co mi chodzi, kiedy mowie „umiarkowanego'?

Errki wiedzial. Morgan otarl usta.

– Pije regularnie i rowno. Ale nigdy rano, nigdy za duzo i nigdy, jezeli wiem, ze bede prowadzil. Panuje nad sytuacja.

Upil kolejny lyk.

– I jezeli myslisz, ze schleje sie w sztok, zebys mogl uciec, to bardzo sie mylisz.

Wyciagnal reke z butelka, czestujac Errkiego. Ten spojrzal z zaskoczeniem. Nie przepadal za alkoholem, ale czul mdla pustke w srodku i jezeli nie mieli nic wiecej, nie musial wybierac. Tak, mieli tylko butelke whisky. I wcale sie o nia nie prosil. Zostala mu narzucona. Przez chwile studiowal etykietke, potem obrocil butelke. Powachal otwarta szyjke.

– No dalej, przeciez to nie trucizna.

Errki przylozyl butelke do ust i przelknal troche plynu. Whisky plynela mu do gardla, nie powodujac lzawienia oczu. Nieznane uczucie ciepla rozeszlo sie po brzuchu. Najpierw zapieklo go w ustach, a potem ciecz splynela w dol i wypelnila mu cala piers. Po chwili poczul slodycz przypominajaca aromatem karmel.

– Dobre, co? – Morgan usmiechnal sie. – Gdzie mieszkasz? Masz swoje mieszkanie?

Nad jeziorem, pomyslal Errki. Przy parku. Piekna lokalizacja, oplacane przez gmine. Jeden pokoj plus kuchnia i lazienka. Na gorze mieszka starszy gosc, ktory nocami spaceruje tam i z powrotem. Czasami placze. Slysze go, ale nie zwracam uwagi. Gdybym podal mu dlon i wysluchal go, dalbym mu nadzieje, ale nie ma zadnej nadziei. Dla nikogo.

– Dlaczego robisz z tego taki sekret? – spytal Morgan, siegajac po butelke.

– Bo tam cuchnie – odpowiedzial cicho Errki.

Mezczyzna az podskoczyl na dzwiek jego glosu.

– Co cuchnie? Twoje mieszkanie? W to akurat jestem sklonny uwierzyc. Ty tez cuchniesz. Moze czas wyjsc na swieze powietrze?

– Surowe mieso cuchnie. Zwlaszcza na takim upale.

– Co ty pleciesz?

– To na stole. Ktore jem rano na sniadanie.

Twarz Errkiego byla smiertelnie powazna, gdy wypowiadal te slowa. Morgan patrzyl na niego podejrzliwie.

– Zarty sobie ze mnie stroisz czy masz halucynacje? Zartujesz, prawda? Zgoda, jestes szurniety, ale nie wierze, ze jesz surowe mieso na sniadanie. – Poczul, jak mimo upalu ciarki powoli przebiegaja mu po grzbiecie. Kim byl czlowiek, siedzacy tu przed nim? – Lyknij jeszcze whisky. Moze jestes nie w sosie, bo nie zazyles tych swoich prochow? Jakby mnie kto pytal, powiedzialbym, ze whisky lepiej ci zrobi.

Usiadl na podlodze i polozyl bron obok siebie.

– Powiedz mi, kiedy sie zorientowales, ze zaczynasz odlatywac. – Errki spojrzal na niego bacznie i z ukosa. – W ksiazkach pisza, ze czlowiek wstaje rano, czuje sie okropnie, wiec podchodzi do lustra i z przerazeniem widzi, ze z oczodolow wypelzaja mu dzdzownice. Z toba tez tak bylo?

Zachichotal, zakrecajac butelke.

Errki zamknal oczy. Slaby monotonny glos dochodzil z piwnicy jak ostrzezenie.

– To nie byly dzdzownice – powiedzial swoim spokojnym, jasnym glosem. – Tylko chrzaszcze. Z blyszczacymi odwlokami. Polyskiwaly w sloncu, czarne jak ropa.

Morgan zamrugal oczami z niedowierzaniem.

– Zmyslasz, prawda? Moim zdaniem wszystko dzieje sie inaczej. Mysle – mowil w zadumie – ze trzeba sie dowiedziec, dlaczego czlowiek zaczyna chorowac. Tylko dlatego cie o to zapytalem. Moze to jest dziedziczne? Czy twoja matka byla niezrownowazona psychicznie?

Errki milczal i sluchal. Sluchal slow, ktore wysypywaly sie z ust mezczyzny jak smieci. Jak mokry papier, jak obierki ziemniaka, fusy po kawie i ogryzki jablek.

– A ty? – zapytal Errki spokojnie. – Kiedy sie zorientowales?

– Zorientowalem sie w czym? – Morgan przymknal oczy i wyjrzal przez okno. – Nielatwo sie z toba gada. Czy jest cos, o czym mozna z toba spokojnie porozmawiac? Ty wybierasz temat. – Westchnal ciezko. – Do zmroku jeszcze daleko.

Kolejna pauza. Errki usiadl na kanapie z podwinietymi nogami.

– Na swiecie toczy sie wiele wojen – powiedzial w koncu.

– Naprawde? Chyba masz racje. A moze bys mi cos opowiedzial o swoim szpitalu? – poprosil mezczyzna blagalnym tonem.

Moglby to zrobic, pewnie ze moglby. Gdyby mial na to ochote. Na przyklad opowiedziec o Ragne, ktora nie mogla pogodzic sie z faktem, ze urodzila sie dziewczyna, i ktora zawsze znajdowano okaleczona w kaluzy krwi – albo w lozku, albo pod prysznicem, bo probowala odciac sobie narzady plciowe. Co wcale nie jest takie latwe, kiedy jest sie dziewczyna. Napoj gazowany, herbata i kawa, pomyslal Errki. Piwo, wino i woda. Opowiedziec wszystko temu idiocie z kreconymi wlosami? Nigdy.

– W porzadku, mniejsza o to – powiedzial Morgan zrezygnowany. – A moze ty jestes geniuszem? Pieknym, blyskotliwym umyslem? Nie zartuje. Widze, ze jestes bystry, nawet jezeli wydajesz sie inny.

Errki nie odpowiedzial. Ten facet byl prawdziwym, zalosnym prymitywem.

Morgan westchnal. Znuzenie zaczelo mu sie dawac we znaki. Errki nie chcial sie odzywac, a jego meczylo sluchanie wlasnego glosu. Poza tym przewaznie belkotal o niczym. Nie mogl spac. Nie mogl tez wypic wiecej whisky. Nie byl przyzwyczajony do siedzenia w pokoju z innym mezczyzna, ktory w dodatku nie odpowiadal na pytania. To go denerwowalo.

– Na co wydasz pieniadze? – zapytal Errki z autentyczna zyczliwoscia.

– Pieniadze?

– Pieniadze z napadu. Kupisz sobie nintendo? Wszystkie chlopaki chca miec nintendo.

Nagle Morgan wstal, podszedl do okna i zaczal wpatrywac sie w wode. Lsnila jak szklo, a jej gleboka, kasztanowata barwa przypominala braz. Spojrzal na pozbawiona roslinnosci wyspe i suche galezie jodel zwieszajace sie nad woda. Za chwile znow nadadza wiadomosci. Pomyslal o samochodzie i zastanawial sie, kiedy ktos go znajdzie. Wtedy policja zorientuje sie, ze poszli w gory, do lasu.

– Musze sie odlac – powiedzial i wyszedl z pokoju. Wzial ze soba bron. – Zostan tutaj. Bede na schodach.

Wyszedl na zewnatrz i odetchnal goracym powietrzem. To byla najcieplejsza pora dnia. Tesknil za ciemnoscia, ktora nie chciala przyjsc. Dopiero jesienia. Bez sensu, pomyslal z przygnebieniem.

Errki wstal z kanapy i usiadl na podlodze, opierajac sie o sciane. Uslyszal szelest strumienia moczu w suchej trawie i cichy odglos zapinanego zamka blyskawicznego. Whisky promieniowala cieplem po calym ciele. Chcial jeszcze.

Morgan wrocil do chaty. Errki mogl go teraz poprosic, ale to sprzeciwialo sie jego zasadom, nie wolno go o nic prosic. Mezczyzna odlozyl torbe na bok i stal odwrocony do niego plecami. Krecil galkami i poprawial antene. Errki patrzyl na koszulke bez rekawow i na umiesnione lydki Morgana. Wyobraz sobie, ze jestes mezczyzna, bo natura tak cie wyposazyla, ale jednoczesnie wygladasz tak niezbornie, jakby cie zlozyla z przypadkowych czesci, ktore nie pasuja do siebie. W pokoju zapanowalo milczenie. Errki mial wlasnie odmowic modlitwe. Nie mogl sobie przypomniec, kiedy ostatni raz sie modlil. Pewnie wiele lat temu. Czul, jak slowa zbijaja sie w kule, ktora nie chce wyjsc na zewnatrz.

Вы читаете Kto sie boi dzikiej bestii
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату