Utkwil wiec wzrok w torbie. Skupil cala energie w jednym oku i poczul, jak jego spojrzenie zmienia sie w promien przeszywajacy pokoj. Trafil w czarna plocienna torbe i za chwile cienka smuzka dymu uniosla sie z materialu. Wyczul slaby zapach spalenizny. Morgan odwrocil sie. Z piwnicy dobiegalo dudnienie, jakby obluzowane, wielkie kamienne bloki z hukiem walily sie w dol. Huk stal sie glosniejszy, potem przeszedl w grzmot. Nestor plonal. Chwile pozniej Errki zobaczyl, jak cos wylewa sie spomiedzy brudnych desek podlogowych. Rzeka krwi. Plynela zaledwie o kilka centymetrow od jego stop. Torba znalazla sie po przeciwnej stronie.

– Co z toba? – zapytal Morgan nieswojo. – Jestes chory?

Errki nie spuszczal wzroku z torby.

– Mysle, ze powinienes napic sie jeszcze troche whisky. Moze po tym zrobi ci sie lepiej.

W jego glosie pobrzmiewal niepokoj. Errki nie ruszyl sie z miejsca. Patrzyl na krew.

– Mowilem, zebys sie jeszcze napil.

Errki nie poruszyl sie. Nie mogl dosiegnac torby dlonia. Musialby zrobic krok naprzod, ale wtedy posliznalby sie w kaluzy gestej, goracej krwi.

– Dlaczego zawsze musisz wszystko utrudniac?! A moze mam zalozyc smoczek na butelke i wziac cie na rece?

Morgan chwycil torbe, wyjal z niej whisky i skierowal dlon w jego strone. Errki wyrwal mu butelke i pociagnal lyk. Torba przestala sie tlic.

Miales szczescie. Nie licz, ze nastepnym razem bedzie tak samo.

– Nie jestem pazerny – powiedzial mezczyzna. – Mow, co chcesz, ale skapy nie jestem. – Groznie spojrzal na Errkiego, ktory pil lapczywie.

Morgan wyszedl do kuchni. To prawda, byl dziwnym czlowiekiem, ale nie byl skapy. Grzebal w szufladach, potem Errki uslyszal, jak otwiera drzwi do spizarni, a gdy zniknal mu z oczu, upil jeszcze kilka sporych lykow. Slyszal, jak klnie pod nosem i jak rozrzuca dookola rozne przedmioty. Potem szelest, ktory oznaczal, ze bawi sie swieca zawinieta w celofan. Errki wypil jeszcze troche, przysluchujac sie odglosom uderzen w sciany sypialni. Nagle jego glos rozlegl sie echem po chacie.

– A to co, do cholery? Popatrz tu!

Errki wstal i na chwiejnych nogach ruszyl naprzod z butelka w dloni.

– Wzywales mnie, panie?

Morgan odlozyl bron na parapet.

– Popatrz, co znalazlem!

Pokazal Errkiemu kilkakrotnie zlozony kawalek szarego papieru.

– Na podlodze pod lozkiem znalazlem mape Finnemarki. Sprawdzmy, gdzie jestesmy.

Przeczytal na glos:

– Mapa Finnemarki, Krajowy Instytut Kartograficzny, 1965 rok. Pomoz mi.

Morgan podniosl bron i wrocil do pokoju dziennego. Errki szedl za nim.

– Bedziesz musial mi pomoc. Umiesz czytac mape? Potrafisz na niej znalezc te chate?

Gdy rozlozyl mape, prawie rozpadla mu sie pod palcami. Errki spojrzal na nia i koncem palca wskazal malenka, bladoniebieska plamke.

– Jestesmy tutaj – powiedzial spokojnie.

– Latwo ci poszlo – zdziwil sie Morgan. – Skad ta pewnosc?

– Popatrz na jezioro – powiedzial Errki. – Widzisz, jaki ma ksztalt? A potem porownaj z mapa. Jezioro nazywa sie Himmerik.

– Jezu. Ty rzeczywiscie masz przeblyski swiadomosci.

Morgan podszedl do okna i wyjrzal na zewnatrz. Lustro wody mialo dokladnie taki sam ksztalt jak jezioro na mapie.

– Naprawde znasz tu wszystkie katy. W takim razie nie zaszlismy zbyt daleko – dodal. – Dzisiaj wieczorem przejde przez gran i wyjde tutaj – znow wskazal na mape. – I dla zabawy zamienie sie z toba ciuchami.

Powrocil do butelki whisky. Wreszcie poczul sie lepiej. Wiedzial, gdzie sa. Wszystko mialo nazwe: gory, jezioro i siec wyraznie ponumerowanych drog.

– Wrocisz ta sama droga, ktora tu przyszlismy, a ja pojde dalej – chyba na polnocny zachod. Moge ci pozyczyc bermudy. Bedzie ci w nich super. Wtedy cie puszcze. Kolo polnocy.

Wygladal na zadowolonego. Mial cel.

– Wiadomosci! – wykrzyknal nagle. Potykajac sie, podszedl do radia i poglosnil. Tym razem spikerka byla kobieta. Errki znow usiadl na podlodze i zamknal oczy. Usta mu zdretwialy. Krazacy w zylach alkohol dawal mile odprezenie.

„A teraz wracamy do zabojstwa w Finnemarce. Policja prowadzi zakrojone na szeroka skale sledztwo w sprawie brutalnego zabojstwa siedemdziesiecioszescioletniej Halldis Horn. Wydzial zabojstw znalazl trop, ktory moze doprowadzic do ujecia sprawcy, jednak na razie nie ujawnia zadnych informacji. Rzecznik policji obiecuje szybkie ujecie winnego. Musimy jednak pamietac, ze do rozwiazania pozostala jeszcze sprawa napadu na Fokus Bank'.

Morgan spojrzal na Errkiego.

– Wiesz, gdzie mieszkala? Znales ja? – Podrapal sie w glowe. – Ciekawe, czy beda szukac mordercy w naszej okolicy. Mozesz sobie wyobrazic, co gosc myslal, skoro zrobil cos tak strasznego?

Errki mimowolnie odrzucil glowe do tylu. Dlugie, czarne wlosy zafalowaly. Nie odezwal sie ani slowem.

Rozdzial 11

– Dlaczego zostal skierowany na przymusowe leczenie psychiatryczne? – dopytywal sie Sejer. – Grozil komus?

Doktor Struel pokrecila glowa.

– Przestal jesc. Kiedy trafil do nas, byl skrajnie niedozywiony.

– Dlaczego nie przyjmowal pokarmow?

– Nie mogl sie zdecydowac, co ma zjesc. Siedzial przy stole i wahal sie pomiedzy dwoma gatunkami wedliny.

– Co pani zrobila?

– Kiedy sie poddal i wrocil do swojego pokoju, zrobilam kanapke i zanioslam mu. Zadnego mleka ani kawy, tylko kanapke. Polozylam ja na nocnym stoliku. Za pierwszym razem nie chcial jej tknac.

– Dlaczego nie?

– Popelnilam blad. Przekroilam kanapke na pol, a on nie mogl dokonac wyboru, ktora czesc zjesc najpierw.

– Twierdzi pani, ze mozna sie zaglodzic, bo podjecie decyzji jest zbyt trudne?

– Tak.

Pokrecil glowa, probujac zrozumiec, jak niewiarygodnie ciezkie moze byc codzienne zycie.

– I naprawde uwaza pani, ze ma nadnaturalne zdolnosci?

Rozlozyla rece.

– Mowie panu tylko o tym, co sama widzialam. Ludzie opowiedza panu inne historie.

– Czy kiedykolwiek pytala go pani, jak to robi?

– Zapytalam: „Kto cie tego nauczyl?'. Usmiechnal sie tylko i odpowiedzial: „Magik. Magik w Nowym Jorku'.

– To na pewno zbieg okolicznosci.

– Nie sadze. Od czasu do czasu zdarzaja sie rzeczy, ktorych po prostu nie mozemy wyjasnic.

– Nie mnie – stwierdzil z usmiechem.

– Nie? – draznila sie z nim, smiejac sie. – Jest pan jednym z tych ludzi, ktorzy wszystko rozumieja?

Zrobilo mu sie glupio.

– Nie to mialem na mysli. Co jeszcze potrafi zrobic?

– Kiedys gralismy cala grupa w karty w sali dla palacych. Errki tez tam byl, ale nie gral. Nie znosi gier. Bylo juz pozno, wiec zapalilismy swiatla. Nagle powiedzial tym swoim charakterystycznym, spokojnym glosem:

Вы читаете Kto sie boi dzikiej bestii
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату