jasnych lokow. Mial takze rzadki talent poswiecania kazdemu niepodzielnej uwagi, nawet tym, ktorzy go zupelnie nie interesowali, jak ta dziewczyna. Nosila okulary w czarnych oprawkach, a jej pulchne cialo wskazywalo na ponad dziesiec kilo nadwagi. Poslal jej olsniewajacy usmiech.

– Czy jest tu gdzies pani szef?

– Oddemann Briggen? W magazynie. Wyladowuje towar od Findusa. Prosze przejsc za nabial. O tam! Potem przez drzwi obok dzialu z warzywami.

Podziekowal jej i ruszyl w glab sklepu. W tej samej chwili pojawil sie Briggen, niosac skrzynke mrozonych ryb.

– Policja? W takim razie chodzmy do mojego biura. Prosze tedy.

Ruszyl, powloczac nogami.

Kasjerka wrocila do swojego czasopisma, ale nie mogla sie skupic. Obejrzala sie w lewo, chcac spojrzec na swoje odbicie w pleksiglasowej plycie okalajacej jak tarcza sasiednia kase. Fryzura i rysy twarzy staly sie lagodniejsze i troche rozmyte, a gdyby zdjela okulary, wygladalaby jak starsza wersja Shirley Tempie. Przypomniala sobie, co wie o Halldis Horn, bo podejrzewala, ze policjant zechce i z nia porozmawiac. Przez dwie albo trzy minuty bedzie stal przy kasie, jesli wiec wczesniej wyuczy sie na pamiec kilku odpowiedzi, bedzie mogla dokladnie przyjrzec sie jego twarzy i zachowac w pamieci kazdy jej szczegol.

Szkoda, ze nie wie niczego waznego, dzieki czemu od razu moglby ja zapamietac. Aha, chodzi o te pulchna mala kasjerke ze sklepu Oddemanna Briggena? Podala mi pewna drobna, ale kluczowa informacje, dzieki ktorej rozwiazalismy cala sprawe. Zaraz, zaraz, jak ona sie nazywala?

Wstyd, ze miala takie beznadziejne imie. Zerknela na zdjecie Claudii Schiffer w magazynie. Z biura dobiegaly ja glosy mezczyzn, przypominajace zagadkowe pomruki.

– Od ilu lat dostarczal pan artykuly spozywcze Halldis Horn? – zapytal Skarre, wyciagajac notes z kieszeni.

Briggen rozpial czerwono-zielony nylonowy plaszcz, zanim odpowiedzial.

– Bedzie z osiem lat. Przedtem jej maz, Thorvald, przyjezdzal i kupowal wszystko, czego potrzebowali. Jego tez znalem. Mieszkali tutaj od zawsze.

Wlasciciel sklepu spozywczego wygladal na piecdziesiat, moze szescdziesiat lat. Byl dobrze zbudowany i krepy, mial zdrowa, opalona cere i rumiane policzki, geste, krotko sciete wlosy, ciemne oczy i opadajace z jednej strony usta. Krotkie rece i nogi. Bez przerwy splatal i rozplatal male dlonie zakonczone krotkimi, grubymi palcami. Paznokcie mial ogryzione do zywego miesa. Nad naskorek wystawaly tylko ich kikuty.

– Co u pana zamawiala? – zapytal Skarre.

– To, co ludzie najczesciej kupuja. Mleko, cukier i kawe. Artykuly papiernicze i jajka. Nie dogadzala sobie za bardzo. Nie chodzi o to, ze nie bylo jej stac. Pieniadze trzymala w banku. Mowila, ze ma ich calkiem sporo. Wszystko pewnie dostanie sie jej siostrze. Mieszka w Hammerfest, nazywa sie Helga Mai.

– Powiedziala panu, ze trzyma duza kwote pieniedzy w banku?

– Tak, wlasnie tak. Byla z tego dumna.

– Czy jeszcze ktos o tym wiedzial?

– Mysle, ze tak.

Ktos sie wygada i wiesc zaczyna krazyc tak szybko jak jaszczurka po rozgrzanym piasku, pomyslal Skarre. Wszyscy sie tym ekscytuja i za jakis czas zapominaja, ze pieniadze leza w banku. Wkrotce plotka urasta do absurdalnych rozmiarow. Halldis ma pieniadze, cala mase! Pewnie trzyma wszystko pod lozkiem, a w kazdym razie pod reka. No bo gdzie starsi ludzie zwykle trzymaja pieniadze? Uwazala, ze niczym nie ryzykuje, zwierzajac sie z tego wlascicielowi sklepu spozywczego, ktorego dobrze znala. Ale wystarczyl lekki, zagadkowy usmieszek, mala aluzyjka i sekret przestal byc sekretem. Moze podzielil sie nim z innym stalym klientem? Aha, zna pan Halldis? Widzi pan, wcale nie jest taka biedna, na jaka wyglada. Moze mowilo sie o takich sprawach, kiedy umarl jej maz i ktos zaniepokoil sie, ze samotnej kobiecie bedzie trudno zwiazac koniec z koncem. Wielu ludzi moglo o tym uslyszec.

– Wie pan, ze nie mieli dzieci – mowil dalej Briggen. – Dlatego sporo zaoszczedzili, poza tym nie zalezalo im na luksusach. Thorvald trzasl sie nad swoim traktorem jak dziecko, bez przerwy go smarowal, oliwil i polerowal. Bog jeden wie, na co mieli zamiar wydac te wszystkie pieniadze. To znaczy, jezeli naprawde mieli tyle, ile mowila.

Skarre zanotowal: sprawdzic stan konta Halldis Horn.

– A jej siostra z polnocy?

– Dobrze jej sie powodzi. Ma meza, dzieci i wnuki.

– Gdyby zatem Halldis rzeczywiscie miala jakies pieniadze, to wlasnie oni by je odziedziczyli?

– Pewnie tak. Thorvald nie mial zadnej rodziny oprocz brata, ale ten umarl dawno temu. Troche pieniedzy dostal w spadku po nim.

– Jezdzil pan do niej raz w tygodniu, prawda? Za kazdym razem w ten sam dzien?

– Nie, najpierw telefonowala, wiec dni sie zmienialy. Ale czesto jezdzilem w czwartki.

– Kiedy byl pan tam ostatni raz?

– W srode.

– Ilu pracownikow zatrudnia pan w sklepie?

– Tylko Johnne, kasjerke.

– Nikogo wiecej?

– Juz nie.

– To znaczy, ze wczesniej ktos byl.

– Dawno temu. Mlody chlopak, ale nie zagrzal u nas miejsca.

– Znal Halldis?

Briggen nerwowo splatal i rozplatal palce.

– Hm… Mysle, ze tak. Jezdzil ze mna kilka razy, kiedy zawozilem jej sprawunki, ale nie odnioslem wrazenia, by szczegolnie sie nia interesowal.

Ton jego glosu zdradzal zaklopotanie i niechec.

– Lepiej zapisze sobie jego nazwisko.

Mial wrazenie, ze Briggen wolalby mu go nie podawac. Wiercil sie w fotelu i mimo goraca zaczal zapinac plaszcz.

– Tommy. Tommy Rein.

– Ile ma lat?

– Dwadziescia kilka. Nic go tu nie interesowalo: ani my, ani okolica.

– Wie pan, gdzie on teraz jest?

– Nie.

– Powiedzial pan wczesniej, ze Halldis trzymala portmonetke w pojemniku na chleb?

– Tak jest. Ale tam nigdy nie miala duzo pieniedzy. Sam go nie otwieralem, ale widzialem, jak Halldis wyjmuje stamtad pieniadze, zeby mi zaplacic. Zwykle miala kilka banknotow po sto koron.

Skarre zanotowal ten szczegol.

– A zna pan Errkiego Johrme?

– Oczywiscie. Czesto wpada do sklepu.

– Co kupuje?

– Nic. Bierze, co chce, i wychodzi. Jesli krzycze za nim, odwraca sie w drzwiach, jakby sie dziwil, dlaczego robie takie zamieszanie. Podnosi to, co wzial, jakby mi chcial pokazac, ze to tylko batonik czekoladowy. Ale jest, jaki jest, wiec nie robie z tego afery. To nie jest gosc, ktorego ma sie ochote poklepac po plecach. Oczywiscie kradnie drobiazgi, wiec niewiele trace, ale od czasu do czasu wsciekam sie. On ma za nic przepisy i prawo.

– Rozumiem – powiedzial Skarre. – Kto jeszcze oprocz pana mogl wiedziec, ze Halldis trzymala portmonetke w chlebaku?

– O ile wiem, to nikt.

– Ale Tommy Rein mogl wiedziec, prawda?

– Hm… Nie jestem tego pewien.

– A akwizytorzy, sprzedawcy losow albo kaznodzieje? Na pewno sie tu zapuszczaja, prawda? Czy ktos taki pojawil sie u niej? Czy kiedys o tym wspominala?

– Nigdy nie docieraja do gospodarstwa Halldis. Szkoda zachodu. Za daleko i droga jest zla. Nie, o tym moze

Вы читаете Kto sie boi dzikiej bestii
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату