Rozdzial 3
Jechal powoli pod gore ku zagrodzie Halldis. Od ostatniej wizyty minelo sporo czasu, moze nawet rok. W jego piersi jakby wirowal szalenczo wyszczerbiony kamien. Teraz, gdy byl sam w samochodzie, poczul, ze caly dygocze.
Kannick upieral sie, ze pojdzie do Guttebakken na piechote. posterunku do zakladu bylo okolo dwoch kilometrow. Margunn obiecala, ze wyjdzie po niego. Na tyle, na ile Gurvin znal kierowniczke, wiedzial, ze bedzie czekala na chlopca z sokiem, slodkimi buleczkami i opieprzem, a potem czule pogladzi go po wlosach. Mniejsza o to, co powiedza inni. Margunn dobrze wiedziala, czego chlopcu potrzeba. Kannick uspokoil sie troche i gdy wychodzil, wyraz jego twarzy zdradzal wieksza pewnosc siebie.
Subaru pokonywalo lesisty stok z zajadloscia teriera. Wszyscy w okolicy mieli samochody z napedem na cztery kola. Przydawaly sie w zimie z powodu sniegu i wiosna z powodu blota. Stoki byly strome i jechalo sie dosc trudno nawet sucha, wybrukowana droga. Myslal o Errkim Johrmie. W szpitalu potwierdzili, ze bez problemu uciekl przez otwarte okno, a potem skierowal sie tam, gdzie kazdy go znal. Dokad mial isc? Przeciez czul sie tu jak w domu. Wygladalo na to, ze Kannick nie klamie. Jak wiekszosc ludzi, Gurvin mial sie na bacznosci z powodu wszystkich plotek, tak samo nieprzyjemnych, jak sam Errki. Nieszczescie podazalo za nim krok w krok. Byl jak zly omen, ktory zostawial za soba lek i przerazenie. Dopiero po przymusowym skierowaniu na leczenie do zakladu zamknietego ludzie zaczeli okazywac mu troche wspolczucia. Przeciez biedak jest chory, mowili, lepiej, ze mu tam pomoga. Chodzily pogloski, ze probowal zaglodzic sie na smierc, ze znaleziono go na oddziale wycienczonego jak jeniec wojenny. Lezal na lozku, gapil sie w sufit i monotonnie recytowal: „groch, wolowina, wieprzowina, groch, wolowina, wieprzowina'. I tak setki razy.
Gurvin przypomnial sobie cos, co zdarzylo sie dawno temu. Wygladal przez boczne szyby. Mial nadzieje, ze Errki sie nie pojawi. Byl tak niesamowicie dziwny. Ponury, odpychajacy i zaniedbany. Zamiast oczu mial dwie waskie szparki i nigdy nie otwieral ich szeroko, dlatego czasami zastanawiano sie, czy przypadkiem nie kryje sie za nimi tylko bezdenna otchlan, przez ktora mozna zajrzec w sam srodek jego pokreconego umyslu.
Gurvinowi trudno bylo uwierzyc, ze Halldis nie zyje. Znal ja i Thorvalda od dziecka, z tym ze to ona zawsze wydawala sie niesmiertelna. Nie potrafil sobie wyobrazic tego malego gospodarstwa w gorach bez nich. Ono bylo tam od zawsze. Kannick na pewno widzial cos innego, czego nie zrozumial, i to go przestraszylo. Moze Errkiego Johrme groznie spogladajacego zza drzewa? Samo to wystarczyloby, zeby przestraszyc czlowieka i zrobic mu metlik w glowie. Zwlaszcza znerwicowanego chlopca, ktory i bez tego mial klopoty. Opuscil obie przednie szyby auta, lecz mimo to pocil sie obficie. Juz dojezdzal na miejsce i widzial szope w gospodarstwie Halldis. Nie miescilo mu sie w glowie, ze kobieta w jej wieku potrafi wszedzie utrzymac porzadek. Chyba nigdy nie przestawala piescic podworka grabiami i kosa. Potem pojawil sie ogrod – bujny i zielony mimo panujacej suszy. We wszystkich innych miejscach trawniki dawno pozolkly. Tylko Halldis potrafila stawic czola silom natury. Chyba ze wbrew zakazowi podlewala trawe. Skrecil od razu, by przyjrzec sie domowi. Niski bialy budynek z czerwonymi wykonczeniami. Drzwi frontowe otwarte. Tu przyszedl pierwszy wstrzas: na schodach przed domem zauwazyl glowe i reke. Przerazony, zahamowal i zgasil silnik. Chociaz z tego miejsca widzial niewiele wiecej, od razu wiedzial, ze kobieta nie zyje. Cholera, a jednak chlopak mowil prawde! Niechetnie otworzyl drzwi samochodu. To prawda, ze wszyscy zmierzali do tego samego celu droga zycia, ze Halldis byla stara kobieta, lecz nagle stanal sam na sam ze smiercia.
Gurvin nie po raz pierwszy znajdowal martwe cialo, ale zdazyl zapomniec, jak dziwne jest to niezglebione uczucie samotnosci – samotnosci, ktora wtedy najbardziej dawala sie we znaki. Byc tym
To, co zobaczyl, podzialalo na niego jak cios obuchem w glowe. Stal i gapil sie bez tchu przez kilka sekund, zanim zdolal zrozumiec, na co patrzy. Lezala na plecach z rozlozonymi nogami. W jej pulchnej twarzy tkwila motyka, wbita gleboko w lewy oczodol. Widac bylo niewielka czesc blyszczacego ostrza. Usta miala otwarte, a proteza gornej szczeki wysunela sie, nadajac nieprzyjemny grymas twarzy, ktora tak dobrze znal. Zatoczyl sie do tylu i z trudem chwytal powietrze. Chcial natychmiast wyciagnac ostrze z jej twarzy, ale nie mogl. Odwrocil sie na piecie i udalo mu sie dojsc do trawnika, zanim zawartosc jego zoladka znalazla sie na zewnatrz. Wymiotujac, myslal o Errkim. Halldis nie zyje, a Errki krazy w poblizu. Moze byl jeszcze wyzej, w lesie, ukrywal sie za drzewem i obserwowal go? W tej chwili Gurvinowi zabrzmialy w uszach wlasne slowa: „O takiej smierci wszyscy marzymy. Przynajmniej ci z nas, ktorzy nie urodzili sie wczoraj'.
W niecala godzine pozniej w zagrodzie Halldis zaroilo sie od ludzi.
Glowny inspektor Konrad Sejer wpatrywal sie w drugie, nietkniete oko martwej kobiety. Twarz ofiary miala przebarwienia z powodu wewnetrznego krwotoku. Policjant nie zdradzal zadnych emocji. Wszedl do domu, zdziwiony panujacym wszedzie porzadkiem i spokojem. Zajrzal do malenkiej kuchni, w ktorej nic nie zwrocilo jego uwagi. Przejrzal korespondencje kobiety, wybral jeden z listow i cos zanotowal. Dlugo stal i patrzyl. Wydawalo sie, ze wszystko jest na swoim miejscu.
Wiekszosc z obecnych miala jasno okreslone zadania. Starali sie najlepiej, jak mogli, skoncentrowac na swoich obowiazkach. Ale wszyscy wiedzieli, ze kiedys, troche pozniej, w zle dni przypomna sobie te wydarzenia. Kilku z nich nie bylo w stanie zabrac sie od razu do roboty, odwrocili sie plecami do schodow i zapalili papierosy. Pozniej starannie pochowali zgaszone niedopalki do pudelek. Uwazaj, gdzie stawiasz kroki i czego dotykasz. Zachowaj spokoj, zrob miejsce dla fotografa, to jest tylko kolejna sprawa, beda inne, przeciez jej nie znales. Inni beda sie martwic. Miejmy taka nadzieje.
Gurvin stal przy studni i zaciagal sie dymem papierosa. Odkad przybyly radiowozy, palil jednego za drugim. Teraz rozgladal sie dookola i obserwowal ludzi. Slyszal ich glosy: przyciszone, energiczne, powazne, niepozbawione szacunku dla niej, dla Halldis. Zastanawial sie, czy kiedykolwiek myslala o sobie, jak, jego zdaniem, czynily starsze osoby, gdy dobiegaly osiemdziesiatki i kresu zycia. Czy przypuszczala, ze kiedys bedzie lezec w otwartej trumnie, w slicznej sukience, ze zlozonymi dlonmi? Z dyskretnym rozem na policzkach, nalozonym przez uczynna osobe, ktorej zadaniem jest sprawic, by wygladala mozliwie najpiekniej, zanim uda sie na spotkanie ze Stworca. Stalo sie jednak inaczej. Nie byla piekna. Pol glowy zmiazdzyl cios motyka i zaden czlowiek tego nie ukryje. Zapalil kolejnego papierosa i przylapal sie na tym, ze spoglada w gore, na lasy, jakby mial wrazenie, ze Errki nadal obserwuje ich plonacymi oczyma. „Dlaczego?', pomyslal Gurvin. Taka stara kobieta. Czy w jakis sposob mu zagrazala, czy tez kazdy, kogo spotkal, byl jego wrogiem? Co takiego powiedziala mu albo zrobila, ze przerazil sie i musial ja zabic? Gurvin potrafil zrozumiec powody, dla ktorych popelniano wiekszosc przestepstw, przynajmniej kiedy sie dobrze postaral. Rozumial szesnastoletnich chlopcow, ktorzy snuli sie wieczorami po ulicach w poszukiwaniu emocji. Spinali kable i pruli przez miasto bryka, pociagajac alkohol z butelki. Szybkosc. Ped. Swiadomosc, ze ktos ich sciga, ze ktos wreszcie zwraca na nich uwage. Rozumial, ze mozna dokonac gwaltu. Wscieklosc, impotencja w obliczu plci przeciwnej, kobieta jako niepojeta tajemnica, ktora mezczyzna musi odkryc. W mrocznych chwilach rozumial nawet mezczyzn bijacych kobiety. Ale tego nie mogl pojac. Jak cos tak strasznego moglo zakielkowac i urosnac w czyjejs glowie, rozprzestrzeniajac sie powoli jak trucizna? Wymazac wszelkie naturalne zahamowania i zmienic czlowieka w dzikie zwierze? Tacy ludzie pozniej czesto niczego nie pamietali. Morderstwo bylo jak zly sen, nigdy zupelnie realne. Nawet wtedy, gdy wbrew wszelkim oczekiwaniom odzyskiwali zdrowie. Gdy osiagali pewien poziom jasnosci umyslu, mowiono im: zrobiliscie cos strasznego, ale wtedy byliscie chorzy. Gurvin patrzyl na inspektora, ktory nie ujawnial swych uczuc – chociaz co jakis czas przygladzal dlonia wlosy, jakby chcac wszystko utrzymac w ryzach. W rownych odstepach czasu wydawal rozkazy albo formulowal pytania – wszystko z naturalnym autorytetem, ktory jakby emanowal z jego wnetrza. Imponujaco gleboki glos wydobywal sie z wysokosci prawie dwoch metrow. Gurvin podniosl glowe wlasnie w chwili, gdy cialo Halldis