– Duzo zgarnal? – Karlsen zajrzal przez drzwi do banku.
– Nie mamy jeszcze informacji. Ilu ludzi mozemy zebrac?
– Niewielu. Skarrego wyslalem, zeby porozmawial z Gurvinem, czterech ludzi wyjechalo na kurs, a czterech innych jest na urlopie.
– Bedziemy musieli poprosic o posilki. Teraz koncentrujemy sie tylko na zakladniczce.
– Miejmy nadzieje, ze zostawi ja gdzies po drodze.
– Nie mozna tracic nadziei – mruknal ponuro Sejer. – Lepiej pomowmy z kasjerka.
Dwaj mlodzi ludzie musieli poczekac na tylnym siedzeniu radiowozu, jednak nie mieli nic przeciwko temu. Sejer i Karlsen weszli do banku. Kasjerka siedziala na jednym z krzesel pod oknem. Towarzyszyl jej dyrektor banku, ktory podczas napadu byl w skarbcu i nie mial pojecia, co sie stalo, dopoki nie uslyszal strzalu, a wtedy nie osmielil sie wyjsc, az nie dotarlo do jego uszu wycie syren alarmowych.
Sejer spokojnie obserwowal mloda kobiete, ktora wykonywala polecenia bandyty. Byla blada jak przescieradlo. Krople potu wystapily jej na czolo, ale nie byla ranna. Przeniosla tylko kilka paczek banknotow z polki na lade, ale bylo oczywiste, ze od teraz jej zycie nie bedzie juz takie samo. Moze spisze testament? Najprawdopodobniej niewiele miala do zapisania, ale pewnie zechce to zrobic, poki jeszcze ma czas. Usiadl obok niej i zapytal lagodnym glosem:
– Czy nic sie pani nie stalo?
Zaczela plakac.
– Nic – odpowiedziala, probujac sie opanowac. – Nic mi nie jest. Ale kiedy pomysle o tej dziewczynie, ktora porwal… szkoda, ze pan nie slyszal, co mowil. Nie chce nawet myslec, co z nia zrobi.
– Spokojnie – powiedzial Sejer. – Nie wybiegajmy myslami tak daleko. Zabral ja, zeby nikt mu nie przeszkadzal w ucieczce. Czy widziala ja pani kiedys?
– Nigdy.
– Moze mi pani powiedziec, co powiedzial, kiedy stanal przy ladzie?
– Powiem panu dokladnie, co mowil – odparla. – Nigdy tego nie zapomne. Zaszedl ja od tylu. Najpierw chwycil reka za szyje i odciagnal od lady, a potem przewrocil na podloge i polozyl jej noge na glowie. Do mnie krzyknal: „Jedna chwila wahania, a rozwale dziewczynie leb!'. Potem strzelil. Znaczy, strzelil w sufit. Plytki na suficie popekaly i polecialy na wszystkie strony. We wlosach mam pelno gipsu.
Otarla pot z czola rekawem bluzki, a Sejer przerwal na chwile przesluchiwanie, zeby przyjrzec sie Karlsenowi, ktory zdejmowal kamere z sufitu i wyciagal z niej kasete wideo.
– Mowil po norwesku?
– Tak.
– Bez akcentu?
– Bez. Mial wysoki glos. Moze troche ochryply.
– A dziewczyna – mowila cos w ogole?
– Ani slowa. Byla smiertelnie wystraszona. Bandyta wiedzial, co robi. Pogarda dla wszystkiego i wszystkich. Jestem pewna, ze ma juz na koncie napady z bronia.
– Zobaczymy – Sejer przerwal kobiecie i wzial tasme. – Mam nadzieje, ze nie bedzie pani miala nic przeciwko temu, zeby pojechac z nami na komisariat i obejrzec tasme.
– Musze zatelefonowac.
– Mozemy to zalatwic.
Karlsen popatrzyl na nia.
– Czy da sie mniej wiecej oszacowac, ile dala mu pani pieniedzy?
– Dalam? – krzyknela, patrzac na niego, jakby zwariowal. – Jak moze pan tak mowic? Niczego mu nie dalam, on mi je ukradl!
Sejer mrugnal i spojrzal w gore na sufit.
– Przykro mi – powiedzial Karlsen. – Czy wie pani, ile pieniedzy zabral?
– Dzisiaj jest piatek – mowila urazonym tonem. – W kasie moglam miec jakies sto tysiecy.
Sejer wyjrzal przez otwarte drzwi.
– Porozmawiajmy z tymi na zewnatrz, ktorzy ich widzieli. Bylo kilkoro swiadkow. Moze przynajmniej dostaniemy jakis przydatny rysopis.
Westchnal ciezko, wypowiadajac te slowa. Sam widzial bandyte z odleglosci kilku krokow. Ciekawe, jak wiele bedzie mogl sobie przypomniec?
– Samochod byl bialy i wygladal na nowy. Raczej maly – dodala. – Poza tym nie zauwazylam nic specjalnego. Byl otwarty, a kluczyki musialy byc w srodku, bo ruszyl, jeszcze zanim zamknal drzwi. Przez rynek, miedzy klombami i dalej do glownej ulicy.
– Nie mozna wykluczyc, ze ten samochod ukradl, a wlasny zaparkowal gdzies indziej. Moze byc niebezpieczny. Musial wziac zakladnika powodowany impulsem. To znaczy, jezeli rzeczywiscie tak zrobil. Pewnie nie sadzil, ze jakis klient przyjdzie tutaj zaraz po otwarciu. A ona… czy weszla do banku drugimi drzwiami?
– Tak.
Sejer spojrzal w gore na dziure ziejaca w suficie i zmarszczyl brwi.
– Szybko podejmuje decyzje. Albo jest zdesperowany.
Kolejny woz patrolowy zatrzymal sie przed bankiem i dwaj technicy kryminalistyczni w kombinezonach weszli do srodka. Ich uwage natychmiast przykula dziura po kuli w suficie.
– Ciekawe, ile mu jeszcze zostalo – powiedzial jeden z nich.
– Nawet nie chce o tym myslec – mruknal ponuro Sejer. – Ale bez dwoch zdan, to twardziel. Najpierw bierze zakladnika, a potem strzela na postrach w godzinach porannego szczytu.
– Bardzo skuteczny – przyznal technik. – Wszyscy stoja bez ruchu. Mysli tylko o jednym, o tym, zeby sie szybko ze wszystkim uporac. Nie marnowac czasu, cala naprzod. Nosil rekawiczki?
Kasjerka skinela potwierdzajaco glowa.
– Cienkie.
Sejer przeklal sie w myslach za to, ze nie zostal dluzej w banku i nie udaremnil planow bandyty. Jednak wtedy mezczyzna poczekalby, az on wyjdzie, albo wrocil innego dnia. Po raz kolejny spojrzal na kasjerke. Oczy kobiety lsnily tym szczegolnym blaskiem, ktory zdradzal, ze jej dotychczasowe zycie sie skonczylo. Zrozumial, niczego nie rozumiejac.
– W porzadku – stwierdzil. – Mamy mase roboty. Ruszajmy.
Oddychal ciezko. Pochylil sie na siedzeniu, jakby chcial zmusic samochod do szybszego wyjazdu z miasta. Planowal wszystko od bardzo dawna, w myslach wiele razy analizowal napad, przewidujac szczegoly, i zastanawial sie, jak mu sie to wszystko uda. A jednak pomylil sie. Wydarzenia rozegraly sie z zawrotna szybkoscia. Mial pieniadze, ta czesc poszla zgodnie z planem, ale jedno sie nie zgadzalo. W samochodzie na miejscu pasazera ktos siedzial.
Ulice byly pelne ludzi. Zaden z nich nawet nie spojrzal na bialy samochod. Wcisnal sprzeglo i minal skrzyzowanie, wpatrujac sie z tlumiona wsciekloscia w droge przed soba. Wypuscil gorace powietrze z pluc. Po pietnastu minutach sciagnal kaptur, chociaz natychmiast poczul sie nagi. Jednak nie odwrocil sie, zeby popatrzec na zakladniczke. Nie mial wyboru, nie mogl jechac dalej z kapturem na glowie. Zblizajacy sie kierowcy zobaczyliby go i zapamietali kierunek jazdy, samochod i numer rejestracyjny. Zakladniczka siedziala obok nieruchomo ze zwieszona glowa. Mineli sklep z artykulami weselnymi. Zwolnil, pozwalajac mercedesowi sie wyprzedzic, i skupil sie na utrzymaniu wzroku przed soba. Dopiero teraz, po kilku minutach, gdy jego tetno troche zwolnilo, uswiadomil sobie, jak dziwnie cicho jest w samochodzie. Katem oka zerknal na pasazerke. Cos bylo nie tak. Poczul mdlosci, a z mdlosciami przyszla obawa, a wraz z obawa przyszlo przerazenie na mysl o tym, ze moglby zdobyc sie na cos zlego – cos znacznie gorszego niz wszystko to, co dotad.
Na taka ewentualnosc nie byl przygotowany. Skoncentrowal sie na mozliwie najszybszej ucieczce, zeby nikt go nie obezwladnil i nie rzucil na ziemie. O takich rzeczach czytal w prasie. O ludziach, ktorzy probowali odgrywac bohaterow.
– Widzialas moja twarz – rzucil szorstko. Jego glos byl dosc wysoki jak na tak muskularne cialo. – I co my z tym zrobimy?
W tej samej chwili mineli dom pogrzebowy. W oczy rzucila mu sie biala trumna stojaca na wystawie. Mosiezne uchwyty. Wieniec czerwonych i bialych kwiatow na wieku. Tkwila tam od lat, pewnie zrobiona z plastiku.