Artysta skinal glowa i zrobil notatke u dolu kartki.
– Sprobuj opisac jego sylwetke. Co sie z nia dzialo, gdy szedl.
– Tulow prawie w ogole sie nie poruszal. Krotkie, urywane ruchy konczyn. Zadnego wymachiwania ramionami, zadnego kolysania biodrami ani powloczenia nogami. Prosto przed siebie. Sztywne nogi. Sztywne barki.
– Zastanow sie teraz nad proporcjami – kontynuowal rysownik. – Ramiona i nogi w proporcji do torsu. Wielkosc glowy. Dlugosc szyi. Numer buta.
– Rece i nogi normalne, raczej krotkie. Jedna dlon trzymal w torbie, a druga w kieszeni. Krotka, gruba szyja. Stopy niezbyt duze. Mniejsze niz moje, a ja nosze dziesiatke. Mial na sobie luzne ubranie, ale cialo robilo wrazenie umiesnionego, nabitego.
Rysownik kiwal glowa. Olowek dotknal papieru po raz pierwszy i Sejer uslyszal skrobanie grafitu o kartke. Byl to ogolny szkic, ktory nadawal postaci wrazenie dynamizmu.
– A barki? Szerokie czy waskie?
– Szerokie. Okragle. Jak od podnoszenia ciezarow. W niczym nie przypominaja moich – dodal.
– Przeciez ty jestes bardzo szeroki w barach.
– Ale moje nie sa tak wypukle jak jego. Ja mam bardziej plaskie i kosciste, sam wiesz.
Obaj wybuchneli smiechem. Rysownik mial na imie Riste, ale przezywano go „Szkicownik'. Byl niski, korpulentny i lysy. Nosil okulary o malych owalnych szklach i mial dlugie cienkie palce.
– Glowa?
– Duza. Okragla. Wydatne policzki, kluskowate. Zaokraglony podbrodek. Nie byl ostry ani mocno zarysowany. Zadnego dolka ani nic w tym rodzaju.
– Jak opisalbys glowe w stosunku do reszty ciala? Wiesz, o co mi chodzi.
– Jakby wcisnieta w ramiona i wysunieta do przodu. Jak u dziecka, ktore stroi fochy.
– Doskonale. To wazne – powiedzial rysownik. – A linia wlosow?
– Czy to ma jakies znaczenie?
– Tak, ma. Linia wlosow wiele mowi o twarzy czlowieka. Przyjrzyj sie swojej twarzy. Masz prawie doskonala linie wlosow. Prosta i rowna, przebiegajaca w poprzek czola, z foremnymi lukami przy skroniach. Poza tym wlosy masz tak samo geste na calej glowie. Spotyka sie to dosc rzadko.
– Naprawde? – Pokrecil glowa. Nie byl prozny, w kazdym razie juz nie, a ostatnia rzecza, na ktora zwracal uwage, byla linia wlosow. Przerwal na chwile, zeby sie zastanowic.
– Wygieta, nie prosta. Jakby z dwu stron zbiegala sie ku srodkowi czola. Wlosy mial krotko sciete, dlatego widzialem dosc wyraznie.
Metoda dochodzenia do prawdziwych rysow twarzy malymi krokami sprawila, ze wyglad mezczyzny stal sie wyrazniejszy niz kiedykolwiek. Policyjny rysownik na pewno znal sie na swoim fachu. Zafascynowany Sejer gapil sie na kartke papieru i patrzyl, jak stopniowo wynurza sie z niej postac mezczyzny, jak odbitka w ciemni.
– Teraz wlosy.
Kontynuowal szkicowanie lekkimi kreskami, dodajac nowe pociagniecia u gory albo po bokach. Nie uzywal gumki. Dziesiatki cienkich linii budzily postac do zycia.
– Geste i krete, prawie jak afro. Wyrastaly prosto z glowy, ale byly sciete bardzo krotko. Tak jak moje.
Przygladzil wlosy dlonia, krotkie i sztywne jak szczotka.
– Kolor?
– Blond. Chyba lekko rozjasniane, ale nie jestem pewien na sto procent. Wiesz, czasami wlosy wygladaja, jakby byly bardzo jasne, ale kiedy sa mokre – ciemnieja. Wszystko zalezy od swiatla. Nie jestem pewien. Moze troche podobne do twoich?
– Do moich? – Szkicownik podniosl glowe. – Przeciez ja jestem lysy.
– Do takich, jakie miales kiedys.
– Skad wiesz, jakie mialem wlosy?
Sejer zawahal sie. Nie wiedzial, czy urazil kolege, czy tylko sie wyglupil.
– Nie wiem – odpowiedzial. – Domyslam sie tylko.
– Dobrze trafiles. Moje wlosy sa, to znaczy, byly jasnoblond. Jestes bardzo spostrzegawczy.
– Z twojego szkicu cos sie zaczyna wylaniac.
– Teraz przechodzimy do oczu.
– Z tym bedzie trudniej. Nie widzialem ich. Mial wzrok wbity w ziemie, a w banku stal odwrocony do mnie plecami.
– Szkoda. Na szczescie widziala je kasjerka, a ona jest nastepna w kolejce.
– Wiecej niz szkoda. To katastrofa, ze nie zatrzymalem sie w banku chwile dluzej. Mam swoje lata i powinienem powaznie traktowac swoje przeczucia.
– Wiesz, ze nie da sie zawsze wszystkiego zrobic dobrze. A nos?
– Krotki i dosc szeroki. Troche afrykanski z wygladu.
– Usta?
– Male, wydete.
– Brwi?
– Ciemniejsze niz wlosy. Proste. Szerokie. Prawie zrosniete na srodku czola.
– Kosci policzkowe?
– Nie wystawaly. Twarz mial zbyt pelna.
– Jakies znamiona na skorze?
– Zupelnie nic. Zdrowa, gladka cera. Nie mial zarostu, przynajmniej nie zauwazylem. Nawet cienia na gornej wardze. Niedawno sie golil.
– Albo ma bardzo jasny zarost. Cos charakterystycznego w ubraniu?
– Nie pamietam. Chociaz wlasciwie tak, zauwazylem cos takiego.
– Co?
– Wygladal, jakby sie przebral w nie swoje ciuchy. Na pewno zwykle sie tak nie ubiera. Mialem wrazenie, ze dawno wyszly z mody.
– Pewnie i tak zdazyl sie juz przebrac. Buty?
– Brazowe, sznurowane.
– A dlonie?
– Nie widzialem ich, juz ci mowilem. Jezeli pasuja do reszty ciala, beda krotkie, grube i okragle.
– Ile mogl miec lat?
– Tak miedzy dziewietnascie i… dwadziescia piec.
Musial znow zamknac oczy, zeby zapomniec o rysowniku.
– Wzrost?
– Sporo nizszy ode mnie.
– Wszyscy sa nizsi od ciebie – Szkicownik rzucil szyderczo.
– Mniej wiecej metr siedemdziesiat.
– Waga?
– Mocno zbudowany. Powiedzialbym, ze ponad osiemdziesiat kilo. Nie pytales mnie o uszy – dodal Sejer.
– Jakie mial uszy?
– Male i ksztaltne. Malzowiny okragle. Zadnych kolczykow. Sejer przechylil sie w tyl na krzesle i usmiechnal sie z satysfakcja. – Teraz pozostalo juz tylko dowiedziec sie, na jaka partie glosuje.
Rysownik zachichotal.
– A jak myslisz?
– Watpie, czy w ogole glosuje.
– Widziales zakladniczke?
– Nie. – Stala odwrocona plecami… – Bedziesz musial zapytac kasjerke – dodal. – Miejmy nadzieje, ze poradzi sobie z tym wszystkim.
Gurvin spodziewal sie, ze przyjedzie glowny inspektor, ale z powodu napadu na bank, ktory zdarzyl sie wczesnym rankiem, do spisania jego zeznan przyslano innego policjanta. Jacob Skarre wygladal jak chlopak z choru koscielnego, a wrazenie to potegowala drobna budowa ciala, jasne krecone wlosy i delikatne rysy twarzy. Mundur lezal na nim jak ulal, zupelnie jakby uszyto go na miare. Tymczasem Gurvin nigdy nie czul sie dobrze w