zabic. Jezeli znalazl pieniadze, to mogl je po prostu zabrac i uciec. Nigdy by go nie dogonila. Ale znam Halldis. Byla uparta. Zaloze sie, ze stanela w drzwiach i nie ruszyla sie. Moge to sobie wyobrazic… – sciszyl glos. – Wzburzona Halldis, pelna slusznego oburzenia.

– Zabil ja, a to moze oznaczac, ze go znala, moglaby go zatem rozpoznac.

– Wlasnie – przyznal zamyslony Gurvin. – Z pewnoscia znala Errkiego. Dopiero co uciekl ze szpitala, przypuszczalnie nie mial wiec zadnych pieniedzy.

Skarre skinal glowa.

– Ale u niej duzo nie znalazl – mowil dalej posterunkowy. – Watpie, zeby trzymala znaczne sumy w domu. Przeciez mieszkala samotnie.

– Tak, ale dosc daleko od wszystkich. Na pewno nie przejmowala sie grozba rabunku. Czy kiedykolwiek wczesniej ktos ja obrabowal?

– Nie. Poza tym byla twarda. Nie zdziwilbym sie, gdyby rzucila sie na niego z motyka.

– W takim razie mogl zostac ranny.

– Widzial pan zdjecia ciala?

– Tak, rzucilem na nie okiem.

– Niezbyt ladne, co?

Skarremu zebralo sie na mdlosci, gdy przypomnial sobie przedstawione mu rano dowody.

– Gdzie mieszka ojciec Errkiego Johrmy?

– Wrocil do Stanow.

– A siostra?

– Siostra tez.

– Czy utrzymuja z nim jakiekolwiek kontakty?

– Nie. Nie dlatego, ze nie chca, ale dlatego, ze Errki nie chce ich widziec.

– Wie pan dlaczego?

– Uwaza, ze nie dorastaja mu do piet.

– Czy tak jest rzeczywiscie?

– Uwaza sie za lepszego od wszystkich. Zyje w swoim swiecie wedle wlasnych zasad. W jego wszechswiecie to on jest wladca. Nielatwo to wyjasnic. Trzeba go poznac, by to zrozumiec.

– Ale skoro jest chory, na pewno od czasu do czasu musi czuc przygnebienie.

– Przygnebienie? – Gurvin wypowiedzial to slowo, jakby taka mysl nigdy nie przyszla mu do glowy. – Jezeli tak, dobrze to ukrywa.

Skarre skinal glowa ku drodze.

– Rozeslalismy za nim list gonczy. Pojedzie pan ze mna do zagrody? Chcialbym sie przyjrzec domowi Halldis.

Gurvin zabral marynarke z oparcia krzesla.

– Wezmy subaru – zaproponowal cicho. – Droga do gospodarstwa Halldis jest stroma jak diabli.

Rozdzial 6

Lasy otaczajace zagrode wydawaly sie gestsze niz zwykle, jakby drzewa zbily sie ciasno z szacunku dla martwej kobiety, ktora tak bardzo o wszystko sie troszczyla. Dbala o ogrod, nigdy nie zdarzylo sie jej tez zostawic w nieladzie narzedzi, taczek ani ubrania na lawce przy rozgrzanym sloncem murze – miejsce to wydawalo sie teraz zupelnie opuszczone. Nie oddychalo. Kwiaty pod oknem kuchennym juz zwiedly. Wystarczyl niecaly jeden dzien, by ich zyciu zagrozily palace promienie slonca. Na umytych schodach zostala ciemna plama.

Skarre odwrocil sie, chcac przyjrzec sie lasom.

– Co tu robil ten chlopak?

– Strzelal z luku do wron.

– Mial pozwolenie?

– A skad. Robi, co chce. Mieszka w Guttebakken.

Powiedzial to takim tonem, jakby adres chlopaka mial wszystko wyjasnic. Skarre zrozumial aluzje.

– I na pewno wie, jak wyglada Errki?

– Tak, wie. Zreszta jego dosc latwo rozpoznac. Wspolczuje chlopakowi. Najpierw znajduje martwa Halldis, a potem widzi Errkiego w lesie. Kiedy wpadl do mnie do biura, o malo co nie wyplul z siebie pluc. Na pewno bal sie, ze stanie sie nastepna ofiara.

– Errki wiedzial, ze chlopiec go zauwazyl?

– Tak mi powiedzial. Tak.

– Ale nie probowal go zatrzymac?

– Najwyrazniej nie. Zniknal w lesie.

– Wejdzmy do srodka.

Gurvin prowadzil. Otworzyl zamek w drzwiach wejsciowych i skierowal sie do malego przedpokoju i do kuchni. Dla Jacoba Skarrego Halldis Horn zaczela istniec naprawde, gdy stanal na linoleum i spojrzal na starannie wysprzatana kuchnie. Lsniace czystoscia miedziane garnki. Staromodny zlew z zielona guma wokol brzegu. Stara lodowka firmy Evalet. Makulatura zlozona na parapecie okiennym. Skarre podniosl wieko chlebaka.

– Gdzie pan znalazl odciski palcow?

– Na klamce i na futrynie drzwi do kuchni. Na chlebaku sa tylko odciski Halldis. Jezeli te, ktore mamy, naleza do zabojcy, to dlaczego na motyce byly tak niewyrazne? I dlaczego nie bylo ich na pojemniku? Jak mogl wyjac portmonetke bez pozostawienia jakichkolwiek sladow, skoro zostawil je wszedzie indziej w domu? Nic z tego nie rozumiem.

Skarre przymruzyl oczy.

– Ale pewnie od czasu do czasu zagladali tutaj jacys inni ludzie?

– Prawie nigdy, ale znalezlismy list – odparl Gurvin. – Nadany w tym tygodniu, w Oslo. „Niedlugo przyjezdzam. Pozdrowienia, Kristoffer'.

– Jakis krewny?

– Nie wiemy, ale mysle, ze zabil ja ktos, kogo znala. Statystyka jest nieublagana. Z pewnoscia spanikowal.

– Ludzie bywaja dziwni.

Skarre wszedl do salonu. Stal tam bujany fotel nakryty kudlatym kocem. Podniosl go i powachal uwaznie, wyczuwajac won mydla i kamfory. Cos polaskotalo go w nos. Wyciagnal to dwoma palcami. Srebrny wlos dlugosci prawie pol metra.

– Miala dlugie wlosy? – zapytal ze zdziwieniem.

Gurvin przytaknal.

– Byla piekna w mlodosci. Jako dzieci nie wiedzielismy o tym, myslelismy tylko, ze jest gruba i sympatyczna. Jej zdjecie slubne wisi tam na scianie.

Skarre podszedl, zeby lepiej zobaczyc. Zdjecie Halldis Horn jako panny mlodej zapieralo dech w piersiach.

– Suknie miala ze spadochronowego jedwabiu – wyjasnil Gurvin. – A welon to stara angielska firanka. Opowiadala nam o tym. Sluchalismy grzecznie, jak to dzieci, bo musielismy sie jej jakos odwdzieczyc za maliny i rabarbar.

Odwrocil sie nagle i wrocil do kuchni.

– Gdzie jest sypialnia? – zawolal Skarre.

– Za zielona kotara.

Rozsunal ja na boki i otworzyl drzwi. Pokoj byl maly i waski. Z okna sypialni Skarre dojrzal lasy i fragment szopy. Loze z kolumnami bylo schludnie zaslane po stronie Thorvalda. Nad wezglowiem, na scianie wisial oprawiony w ramke wiersz.

Ujrzales go wsrod sokolow.

Przybywa z poludnia, caly w plomieniach.

Robi wszystko, niczego nie pozostawia na jutro.

Вы читаете Kto sie boi dzikiej bestii
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату