Nawet z komara, o ktorym za chwile zapomnisz,

Kaze ci sie rozliczyc.

Ponizej ktos, prawdopodobnie Halldis, dopisal niebieskim atramentem: „Co za okropnosc!'.

Skarre usmiechnal sie. Zauwazyl, ze Gurvin wyszedl na zewnatrz i ruszyl za nim. Zaczeli przeczesywac trawe, spodziewajac sie znalezc jakis slad – cos, co inni mogli przeoczyc. Niedopalek papierosa, zapalke, cokolwiek. Obejrzal dom z zewnatrz. Tuz ponizej kuchennego okna znajdowala sie zreperowana, ale jeszcze widoczna gleboka rysa w drewnie.

– To slad po traktorze Thorvalda – wyjasnil Gurvin. – Halldis stala w kuchni i wlasnie miala go zawolac na obiad. Pomyslala, ze jedzie za szybko, zupelnie jakby na starosc stracil rozwage i chcial sie popisac. Traktor jechal pod gore ze strasznym rykiem i po chwili wpadl prosto na sciane. Halldis stala przy oknie i dobrze widziala kabine, a w niej cialo Thorvalda lezace na kierownicy. Nie zyl juz, kiedy traktor uderzyl w sciane.

Skarre znow spojrzal w gore ku lasom.

– Gdzie, pana zdaniem, powinnismy szukac Errkiego?

Gurvin podniosl wzrok ku sloncu, mruzac oczy.

– Na pewno gdzies sie tu wloczy po okolicy i spi pod golym niebem. Nie wrocil do siebie, przynajmniej na razie. Moze wiec byc jeszcze w lesie.

– A dalej to juz zupelne odludzie?

– W zasadzie tak. Cale piecset dwadziescia kilometrow kwadratowych. Po drugiej stronie rzeki jest kilka chat i pare starych finskich zagrod. Jacys ludzie maja tam domki letniskowe. Mysliwi czesto korzystaja z nich w jesieni, zbieracze jagod tez czasem tam wpadaja, zeby odpoczac. Errki jest dobrym piechurem. Dlatego uwazam, ze nie ma sensu chodzic po lesie i szukac go po omacku. Rownie dobrze moze sie ukrywac w piwnicy szpitala. Moze ktos go podwiozl i jest juz w drodze do Szwecji? Albo do domu, do Finlandii? Chlopak jest zawsze w ruchu.

– Jezeli jest tak dziwny, jak pan mowi, powinien sie dac latwo zauwazyc.

– Nie powiedzialbym. Umie sie skradac. Pojawia sie nagle, chociaz nikt nie slyszal, jak nadchodzi.

– Mamy doskonale psy tropiace – powiedzial Skarre z optymizmem. – Czy bierze jakies leki?

– Niech pan zapyta w szpitalu. Po co panu ta wiedza?

Skarre wzruszyl ramionami.

– Tylko sie zastanawiam, co by sie stalo, gdyby nagle przestal je brac.

– Pewnie jego wewnetrzne glosy przejelyby nad nim kontrole.

– Do kazdego z nas mowia takie lub inne wewnetrzne glosy – odparl z usmiechem Skarre.

– Pewnie – zgodzil sie Gurvin. – Ale nie kazdy pozwala, zeby nim dyrygowaly.

Gurvin manewrowal samochodem wsrod drzew. Za nimi wirowala w powietrzu chmura kurzu.

– Ilekroc Errki gdzies sie pojawia, dzieje sie cos okropnego – powiedzial pelnym napiecia glosem. – Kiedy mial osiem lat, umarla mu matka, mowilem to panu?

– Jak to sie stalo?

– Spadla ze schodow. Errki wzial cala wine na siebie.

– Wzial wine na siebie?

– Straszyl inne dzieci, mowiac, ze ja zamordowal. Dlatego trzymaly sie z dala od niego. Mysle, ze wlasnie o to mu chodzilo. Kilka lat pozniej na gorze przy kosciele znaleziono cialo starego rolnika. Spadl z drabiny, ale w poblizu ktos widzial uciekajacego Errkiego. Moze teraz pan zrozumie, ze nawet jezeli nie mial on nic wspolnego ze smiercia Halldis, ludzie tutaj i tak wiedza swoje. I gdyby mnie pan zapytal, najprawdopodobniej bylbym tego samego zdania. Prosze sie rozejrzec. Prawdziwa glusza. Ludzie sie tu nie zapuszczaja, jezeli nie wiedza, dokad isc. Errki zna okolice jak wlasna kieszen, bo tutaj sie wychowywal.

– Ale faktem jest – mowil Skarre powoli, starajac sie uniknac zasadniczego tonu – ze powszechne opinie o sklonnosci do agresji u osob cierpiacych na choroby umyslowe sa znacznie przesadzone. Wszystko przez uprzedzenia albo strach i niewiedze. Musi pan zachowac bezstronnosc, dlatego ze znalazl sie pan w samym srodku wydarzen, jak i dlatego, ze znal pan jego i Halldis. Kiedy gazety sie o tym dowiedza, zrobia z chlopaka potwora.

Gurvin spojrzal na niego.

– Wlasnie w tym najwiekszy klopot. Zawsze jest sam i unika ludzi. Prawie nigdy nie odzywa sie do nikogo, wiec tak naprawde nie wiemy, kim jest. Ani czym jest.

– Jest chory – powiedzial Skarre.

– Tak mowia. Nic z tego nie rozumiem. – Pokrecil glowa. – Nie rozumiem, jak glosy moga wedrzec sie czlowiekowi do umyslu i kazac mu robic rzeczy, ktorych potem nie pamieta.

– Nie wiemy, co faktycznie zrobil.

– Mamy odciski palcow i kilka sladow stop. Moze sobie byc tak szalony, jak tylko chce, a po chwili o wszystkim zapomniec, ale nie wyprze sie dowodow. Tym razem mamy wyniki ekspertyzy sadowej.

– Wyglada na to, ze ma pan ochote go przyskrzynic.

Glos Skarrego brzmial niewinnie, Gurvin nie odczytal wiec jego intencji.

– Byloby dobrze. Lepiej dla nas wszystkich, gdyby go zamkneli na dobre, z paragrafu piatego. Teraz pewnie wedruje po okolicy i gada do siebie. Boze dopomoz, ale dopoki on jest na wolnosci, kaze dzieciom wczesniej wracac do domu.

– Errki moze bac sie bardziej niz pana dzieci – zaoponowal Skarre.

Gurvin wydal wargi i przyspieszyl.

– Nie jest pan stad. Nie zna go pan.

– Nie – przyznal z zalem Skarre. – Ale musze przyznac, ze wzbudzil moja ciekawosc.

– To wspaniale, ze nic nie zdola zachwiac pana wiara w ludzi – mowil dalej Gurvin. – Tylko prosze nie zapominac, ze Halldis nie zyje. Ktos ja zabil. Ktos przyszedl tutaj, wzial motyke i wbil jej prosto w oko. Czy to byl Errki, czy ktos inny, drze na sama mysl, ze morderca ma prawo do obrony za czyn, ktorego w zaden sposob nie da sie usprawiedliwic.

– Nie chodzi o obrone czynu, tylko osoby, ktora go popelnila – poprawil go Skarre. – I nie wiemy, dlaczego zginela. Moge zapalic w samochodzie?

Gurvin skinal glowa i po omacku poszukal wlasnych papierosow.

– Jaki jest pana szef? Prosze mi o nim opowiedziec.

Skarre usmiechnal sie. Tak zwykle reagowali ludzie, ktorzy wlasnie poznali Konrada Sejera.

– Powazny i siwy. Troche despota. Skryty. Bystry. Sprytny jak lis. Dociekliwy, cierpliwy, godny zaufania i uparty. Ma slabosc do malych dzieci i starszych pan.

– I nikogo pomiedzy?

– Jest wdowcem. – Skarre wyjrzal przez okno. – Wie, ze przysiegal wiernosc az do smierci, ale mysli, ze w przysiedze chodzilo o jego wlasna smierc.

Sejer wpatrywal sie uwaznie w szary ekran.

Wnetrze banku. Kasy. Okna wychodzace na rynek. Do srodka wpadaly pod katem promienie slonca, co sprawialo, ze obraz byl rozmyty. Obejrzal wszystko, od poczatku do konca, ale nagranie bylo niewyrazne. Trudno bylo zidentyfikowac kogokolwiek.

Samochod dawno zniknal. Zablokowali wszystkie drogi ucieczki, ale malego bialego auta nie odnaleziono. Bandyta pewnie juz go porzucil, a moze przejechal przez rzeke i zawrocil wzdluz poludniowego brzegu, ukrywajac sie w centrum miasta. Sejer podejrzewal, ze zakladniczka zostala wypuszczona, ale nie mial na to zadnych dowodow. Odchylil sie wygodnie w fotelu i rozprostowal swoje dlugie nogi. Rozluznil krawat i podwinal rekawy. Zauwazyl, ze ma pomieta koszule. Kasjerke, dyrektora banku i kilkoro swiadkow juz przesluchano. Robil notatki na temat tego, co widzial, przetrzasnal zakamarki pamieci, by przypomniec sobie wszystkie szczegoly. Policyjny rysownik sluchal, kiwal glowa i zrobil doskonaly szkic. Musial przyznac, ze istnieje duze podobienstwo – przynajmniej na poczatku, bo pozniej zaczely nachodzic go watpliwosci. Rozmyslania przerwalo mu pukanie do drzwi. Do gabinetu inspektora weszli Skarre i Gurvin.

Posterunkowy przygladal sie Sejerowi z zainteresowaniem.

– Slysze, ze ma pan problem z zakladniczka.

Zdjal okulary przeciwsloneczne i usiadl. Teraz role sie odwrocily. Posterunkowy znalazl sie wsrod duzych chlopcow, ktorzy mieli do dyspozycji najrozniejsze zabawki.

– Siedze tutaj i gapie sie na to nieszczesne wideo – zaczal Sejer ponuro. – Nagranie jest bardzo slabe.

– Mozemy rzucic okiem? – poprosil Skarre skwapliwie.

Вы читаете Kto sie boi dzikiej bestii
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату