Sejer ponownie spojrzal w wode. Na powierzchnie wyplywaly bable powietrza. Chwile potem pojawila sie glowa jednego z nurkow.
– Mamy cos. Wyglada jak duze pudlo – poinformowal policjantow.
– Moze walizka?
– Mozliwe. Jest ciezkie, potrzebujemy liny.
Zniknal pod powierzchnia ze zwojem nylonowej linki. Ludzie na brzegu wstrzymali oddech. Sejer wpatrywal sie w wode z takim natezeniem, ze az zakrecilo mu sie w glowie.
– Sa!
Dwaj policjanci wybierali ostroznie linke. Wkrotce z wody wylonil sie kanciasty przedmiot. Linka byla przywiazana do uchwytu. Sejer az przymknal oczy z zadowolenia, po czym zlapal za raczke i pomogl wyciagnac walizke na brzeg. Przemoczona, lsnila w promieniach slonca. Byla stara, zrobiona ze sztucznej brazowej skory, z solidnymi uchwytami. Przyczepiono do niej rowniez brazowa plaska teczke. Przy raczce znajdowala sie przywieszka z nazwiskiem, lecz woda zmazala litery. Inspektor przykleknal w trawie. Przygladajac sie walizce, nie mogl nie pomyslec o Jomannie.
– Ile wody dostalo sie do srodka? – zapytal Skarre.
– Na pewno duzo. Walizka jest stara i sfatygowana. – Sejer sprobowal ja podniesc. – Boze, jaka ciezka! Nie wyobrazam sobie, zeby ja sama dokadkolwiek dzwigala!
– Jesli rzeczywiscie tak bylo. Przyjechala do kawiarni, wypila herbate. Tylko Einar Sunde widzial, jak wychodzila.
– Przeciez zamordowano ja tam, gdzie pozniej znaleziono cialo – przypomnial mu Sejer.
– A jesli bylo ich dwoch? Jezeli w kawiarni byl jakis klient?
– I co, obaj sprobowali szczescia, a potem jeden z nich pojechal za nia, zeby dokonczyc sprawe?
– Cos w tym rodzaju.
Sejer ostroznie przeniosl walizke do samochodu.
– My sprawdzimy zawartosc, a ty porozmawiaj z dziewczyna Gorana Setera.
– Tak jest, szefie. – Skarre przewrocil oczami. – Pracuje w perfumerii. Wszystko sie zgadza: byczek i malowana lala, jak z podrecznika.
– Jedz juz, dobrze?
– Skad ten nagly pospiech?
– Mowiles, ze ma podrapana twarz. Sprawdz jego alibi.
Walizka byla opasana dwoma szerokimi, zacisnietymi mocno tasmami. Sejer rozpial je i otworzyl zamki, po czym podniosl wieko. Mokre ubrania i pantofle. Przez chwile wpatrywal sie w egzotyczne barwy: turkusowa, pomaranczowa, cytrynowa. Bielizna, nowiutka i zapakowana w przezroczyste foliowe torebki. Dwie pary pantofli. Kosmetyczka w kwiatowy wzor. Torebka z roznokolorowymi gumkami do wlosow. Szczotka do wlosow. Szlafrok z rozowego jedwabiu. Wszystko starannie i ciasno poukladane. Skromny dobytek, tutaj, na komendzie, wydawal sie zupelnie nie na miejscu. Bielizna miala trafic do szuflad w sypialni Jomanna, szczotka na polke pod lustrem, kosmetyczka do lazienki, pantofle do garderoby. Z pewnoscia wyobrazala sobie, jak maz pomaga jej przy rozpakowywaniu. Umarla niecaly kilometr od celu.
W brazowej teczce znalezli dokumenty: ubezpieczenie i paszport. Na zdjeciu wygladala bardzo mlodo, jak dziesieciolatka. Nie usmiechala sie.
– Te rzeczy naleza do Jomanna – powiedzial Sejer. – Zajmijcie sie tym. To wszystko, co mu po niej zostalo.
Mezczyzni skineli glowami, a Sejer pomyslal o swojej zonie Elise. Jej szczotka do wlosow wciaz lezala na poleczce pod lustrem. Lezala od trzynastu lat i miala tam pozostac na zawsze. Reszta zniknela – ubrania, buty, bizuteria, torebki. Ale nie szczotka. Moze Jomann tez polozy te szczotke na polce pod lustrem. Przedmioty nabieraja niekiedy nadzwyczajnej wartosci.
Wyszedl z pokoju i zadzwonil do szpitala. Powiedzieli mu, ze Jomann siedzi przy lozku siostry.
Centrum handlowe bylo zatloczone. Nalezalo sie dziwic, ze Gunwald jeszcze mial jakichs klientow. Skarre rozejrzal sie w poszukiwaniu perfumerii; dostrzegl ja miedzy sklepem z materialami i punktem dorabiania kluczy. Za lada siedziala pograzona w lekturze dziewczyna. Skarre przesunal wzrokiem po flakonach, slojach, tubkach i pudelkach. Do czego im to wszystko? – pomyslal z niedowierzaniem. Dla mezczyzn byla przeznaczona jedna polka. Przez chwile przygladal sie buteleczkom, po czym zwrocil sie do sprzedawczyni:
– Czy moglaby mi pani cos polecic? Chcialbym ladnie pachniec.
Zmierzyla go fachowym spojrzeniem.
– Dobry jest Hugo Boss. I Henley. Zalezy, czy chce pan zwracac na siebie uwage, czy nie.
– Alez chce! – oswiadczyl Skarre z zapalem.
Wziela z polki flakonik, otworzyla go i musnela zatyczka jego nadgarstek. Powachal i usmiechnal sie.
– Troche frywolny ten zapach. Ile kosztuje?
– Trzysta dziewiecdziesiat koron.
Malo sie nie zakrztusil.
– Prosze pamietac, ze stworzenie kazdego zapachu poprzedza wiele lat zmudnych badan – powiedziala oficjalnym tonem. – Trzeba mnostwa eksperymentow, zanim osiagnie sie ostateczny efekt.
– Taaaak… Pani nazywa sie Ulla, prawda?
Spojrzala na niego z zaskoczeniem.
– Zgadza sie.
– Jestem z policji. Zapewne domysla sie pani, co mnie tu sprowadza.
Ulla miala silne ramiona i duze piersi, ktore wygladaly na naturalne. Poza tym byla szczupla, miala dlugie nogi i profesjonalnie zrobiony makijaz.
– Tak, lecz musze pana rozczarowac. Nic nie wiem o tym, co wydarzylo sie w Hvitemoen.
– Tak przypuszczalismy – odparl Skarre z usmiechem. – Mimo to cierpliwie zagladamy pod wszystkie kamienie. Takie mamy metody pracy.
– Obawiam sie, ze spod mojego kamienia nic ciekawego nie wypelznie – powiedziala, udajac obrazona.
Skarre rozesmial sie zawstydzony.
– Oczywiscie. Staralem sie tylko wywrzec odpowiednie wrazenie, ale obawiam sie, ze to nie zawsze dziala. Jest tu jakies miejsce, w ktorym moglibysmy spokojnie porozmawiac?
– Nie wolno mi wychodzic – powiedziala szybko.
– A gdyby porosila pani kogos, zeby zastapil pania choc na chwile…
Rozejrzala sie dookola. Dwie dziewczyny obslugujace stoisko z pieczywem najwyrazniej nie mialy nic do roboty. Ulla zamachala i jedna z nich ochoczo przybiegla.
– Mozemy usiasc na tamtej lawce.
Wykonana z kutego zelaza lawka okazala sie koszmarnie niewygodna. Skarre poradzil sobie, siadajac na samym brzezku i pochylajac sie do przodu.
– Na razie jestesmy na etapie eliminowania ewentualnych podejrzanych. Rozumie pani? Probujemy ustalic, kto gdzie byl wieczorem dwudziestego sierpnia i co ewentualnie widzial.
Patrzyla na niego nieufnie.
– Rozumiem, lecz ja nic nie widzialam.
– Mimo to zadam pani kilka pytan. Gdzie byla pani wieczorem dwudziestego sierpnia?
Ulla zastanowila sie.
– Najpierw pojechalam ze znajomym do klubu Adonis, zeby troche pocwiczyc.
Skarre pomyslal, ze to dosc dziwne okreslenie na wlasnego chlopaka, ale zachowal te refleksje dla siebie.
– Skonczylismy okolo osmej. Potem pojechalam autobusem do siostry, ktora mieszka jakies poltora kilometra od Elvestad. Jest mezatka, ma dwuletniego chlopczyka. Poprosila, zebym sie nim zaopiekowala.
– Jak dlugo pani tam byla?
– Mniej wiecej do polnocy.
– Czy Goran byl z pania?
– Nie – zaprzeczyla szybko. – Sama potrafie zajac sie dwuletnim dzieckiem. Ogladalam telewizje, a potem