– Byl bardzo powolny. Nigdy nie mogl dopchac sie pierwszy do jedzenia, zawsze wyprzedzaly go inne szczeniaki. A to byl duzy miot, w sumie trzynascie sztuk.
– A wiec byl biedny i zaglodzony i dlatego zwrociles na niego uwage. Po prostu wybrales nie tego szczeniaka, co trzeba.
Sejer zignorowal jej uwage.
– Mysle, ze od tego czasu nadrobil straty z nawiazka. Chyba juz nie musi zwracac na siebie uwagi.
– Trudno rozstac sie z niektorymi przyzwyczajeniami – mruknela Sara.
Wylaczyli lampy i siedzieli w polmroku. Na stole plonela swieca. Sejer myslal o Poonie.
– Dlaczego zmasakrowal jej twarz? – zapytal na glos. – Co to moze oznaczac?
– Nie wiem – odparla.
– Musial byc jakis powod.
– Moze uwazal, ze jest brzydka?
– Skad ten pomysl? – zdumial sie Sejer.
– Czasem wystarczy tylko tyle. Ty tez jestes cholernie brzydka, mysli sobie, ogarnia go wscieklosc i traci panowanie nad soba. – Pociagnela lyk kawy. – Jak sadzisz, czy teraz cierpi z tego powodu?
– Nie wydaje mi sie, choc na pewno chcialbym, zeby tak bylo.
Usmiechnela sie.
– Jestes taki zasadniczy. Oczekujesz wyrzutow sumienia?
– W tym przypadku bylyby calkowicie uzasadnione, ale kiedy go juz zlapiemy, bedzie walczyl o przetrwanie. Bedzie sie bronil, usprawiedliwial. Wszyscy beda nam przypominac, ze on tez ma swoje prawa.
Sara wstala z kanapy, usiadla na podlodze obok Kollberga i zaczela go glaskac. Ciezkie zwierze z zadowoleniem poddawalo sie pieszczotom.
– Ma guza pod skora – powiedziala nagle. – Tutaj, na grzbiecie.
Uniosl brwi.
– A nawet kilka. Trzy albo cztery. Zwrociles na to uwage, Konradzie?
– Nie.
– Powinienes pojsc z nim do weterynarza.
Na jego zwykle spokojnej twarzy pojawil sie niepokoj.
– W jego wieku zdarzaja sie takie rzeczy. Tym bardziej u duzych psow. Ile on ma dokladnie lat?
– Dziesiec.
Sejer nie ruszyl sie z kanapy. Nie chcial dotykac tych guzow. Czul sie, jakby oblano go lodowata woda. Bal sie. W koncu podniosl sie powoli i przesunal dlonia po gestej siersci.
– Zadzwonie jutro z samego rana.
Wrocil na kanape i wyciagnal kapciuch z tytoniem, zeby skrecic papierosa. Jego dzienna dawka wynosila szklaneczke whisky i jednego papierosa. Sara przygladala mu sie z zachwytem.
– Jestes niesamowicie opanowany.
Widziala po jego oczach, ze juz odsunal sprawe psa na bok i jest myslami zupelnie gdzie indziej.
– Zwykle nie ma tam duzego ruchu…
– O czym mowisz?
– O Elvestad. Wszystko wskazuje na to, ze morderca pochodzi z najblizszej okolicy.
– No to masz szczescie. Chyba nie mieszka tam wielu ludzi?
– Ponad dwa tysiace.
– Moze ja zadzwonie do weterynarza i zamowie wizyte? Albo od razu go zaprowadze. Masz teraz tyle na glowie…
Zapalil znacznie grubszego niz zwykle papierosa.
– Byloby chyba lepiej, gdybys od razu zrobil dwa ciensze – zazartowala.
– Byc moze to tylko torbiele.
W jego glosie rozbrzmiewal tlumiony lek. To nie byly cysty, wiedziala o tym na pewno.
– Tak czy inaczej, lekarz musi to zobaczyc. Coraz trudniej mu chodzic po schodach.
– Jestem przekonany, ze juz rozmawialismy z zabojca.
Pokrecila glowa, nie przestajac glaskac Kollberga. Pies sie starzal, a jego pan nie chcial tego dostrzec. Sejer zmarszczyl czolo. Sprawa z guzami przypomniala mu o czyms. Bladzil teraz myslami po miejscach, do ktorych nie miala dostepu.
– Wyraznie schudl. Kiedy wazyles go ostatnio?
– Wazy ponad siedemdziesiat kilogramow! – zaprotestowal Sejer.
– Przyniose wage z lazienki.
– Oszalalas? – Jak tylko wyszla z pokoju, uklakl przy psie, ujal ciezki leb w obie dlonie i spojrzal w czarne slepia. – Zachorowales, staruszku? Zycie daje ci sie we znaki, tak jak mnie.
Delikatnie ulozyl psi leb na poteznych lapach. Sara wrocila z waga.
– Przeciez to nie slon cyrkowy! – zaprotestowal Sejer.
– Sprobujemy. Przynioslam mu odsmazanego ziemniaka.
Jak tylko pies poczul zapach ulubionego przysmaku, ochoczo zerwal sie na lapy. Z trudem ustawili go na wadze, po czym Sejer zazadal, zeby Kollberg podal mu lape. Przez chwile stal nieruchomo na trzech lapach, podtrzymywany z boku przez Sare. Wyswietlacz pokazal liczbe 55.
– Schudl dobre pietnascie kilogramow – powiedziala Sara.
– To przez starosc.
Kollberg blyskawicznie polknal nagrode i znowu sie polozyl. Sara przytulila sie do Sejera.
– A teraz opowiedz mi bajke – poprosila.
– Nie znam bajek. Tylko prawdziwe historie.
– W takim razie opowiedz prawdziwa.
Odlozyl papierosa na popielniczke.
– Wiele lat temu sporo problemow sprawial nam drobny przestepca imieniem Martin. Naprawde nazywal sie inaczej, ale podobnie jak ciebie, tak i mnie obowiazuje tajemnica zawodowa.
– Niech bedzie Martin – zgodzila sie.
– Znalismy go doskonale. Kradl samochody, oszukiwal, wlamywal sie do garazy. Mial slaby charakter, czesto ulegal pokusie i w zwiazku z tym wciaz trafial za kratki, zwykle na trzy, cztery miesiace. Do tego pil. Poza tym byl calkiem milym gosciem, z jednym zastrzezeniem: mial okropne zeby. Tak naprawde zostaly mu tylko nieliczne psujace sie resztki uzebienia. Kiedy sie smial, zaslanial usta dlonia. Mimo to lubilismy go i martwilismy sie, ze ktoregos dnia wplacze sie w cos powaznego. Zastanawialismy sie, co robic, zeby przywrocic go spoleczenstwu, i zastanawialismy sie, czy warto zainwestowac w naprawe jego zebow. Skontaktowalismy sie w tej sprawie z opieka spoleczna, bo Martin byl bez grosza. Zlozylismy stosowne podanie, w ktorym napisalismy, ze to wazna czesc jego resocjalizacji. Zeby naprawde sa wazne. Mozesz mi wierzyc albo nie, ale dostalismy pieniadze. Martin chodzil do wieziennego stomatologa trzy razy w tygodniu, a kiedy ten z nim skonczyl, mial garnitur snieznobialych rowniutkich zebow. Takich jak twoje, Saro. – Wciagnal zapach jej wlosow. – Martin stal sie innym czlowiekiem. Trzymal sie prosto, dbal o siebie, poszedl nawet do fryzjera. W wieziennej bibliotece pracowala na pol etatu pewna kobieta. Samotnie wychowywala corke i dorabiala sobie do pensji. Zakochala sie w nim. Jak tylko skonczyl odsiadke, wprowadzil sie do niej. Mieszkaja razem do tej pory, a on jest dobrym ojcem dla jej dziecka. Od tamtego czasu ani razu nie trafil za kratki.
Sara usmiechnela sie.
– To prawie lepsze niz bajka – powiedziala.
– A w dodatku to szczera prawda. Obawiam sie jednak, ze czlowiek, z ktorym musimy sie zmierzyc, ma wieksze problemy niz Martin.
– Rzeczywiscie – przyznala Sara ze smutkiem. – Nie wystarczy zaprowadzic go do dentysty.
Dziesiaty wrzesnia. Shiraz Bai przylecial do Norwegii. Zamieszkal na koszt Gundera w Hotelu Parkowym.
– Jesli pan chce, mozemy zorganizowac spotkanie w komendzie – powiedzial Sejer przez telefon. – Zeby nie musial pan byc z nim sam na sam. Przypuszczalnie bedzie zadawal pytania, na ktore trudno bedzie panu udzielic odpowiedzi. Mowi po angielsku, lecz niezbyt dobrze.
Gunder zastanawial sie. Stal ze sluchawka przy uchu i wpatrywal sie w fotografie Poony. Byl ciekaw, czy brat