jest podobny do siostry. To moj szwagier, pomyslal. Musze sie z nim spotkac. Nie mial jednak na to najmniejszej ochoty. Pewnie tamten zasypie go oskarzeniami. Skad wezmie odwage, zeby sie z nimi zmierzyc?

Chcial dobrze wygladac. To bylo wazne. Wzial prysznic, zalozyl swieza koszule, wysprzatal dom. Byc moze Bai bedzie chcial zobaczyc miejsce, w ktorym miala zamieszkac Poona. Elegancka kuchnie i lazienke z bialymi labedziami. Wolno pojechal do miasta. Skarre czekal na niego przy wejsciu. To mile z jego strony, pomyslal Gunder. Policjanci duzo rozumieli. Nie spodziewal sie tego. Wszedl do gabinetu inspektora i od razu go dostrzegl: szczuply, niezbyt wysoki mezczyzna, zdumiewajaco podobny do siostry, z takimi samymi wystajacymi zebami. Na twarzy widac bylo slady po ospie, cere mial ciemniejsza niz Poona. Ubrany byl w ladna niebieska koszule i spodnie z cienkiego materialu. Tlustym wlosom przydaloby sie strzyzenie. Uciekal spojrzeniem w bok. Sejer przedstawil ich i Gunder powoli podszedl do szwagra, obserwujac jego powazna twarz. Nie dostrzegl na niej ani zalu, ani pretensji. Byla calkowicie pozbawiona emocji. Hindus zdawkowo skinal glowa. Nie tyle uscisnal dlon Gundera, ile raczej dotknal jej niechetnie. Nie chcial usiasc, stal przy biurku, jakby zalezalo mu na tym, zeby jak najszybciej zakonczyc spotkanie. Gunder skorzystal ze wskazanego mu krzesla. Przepelnial go smutek. Byl zrezygnowany. Marie wciaz nie odzyskala przytomnosci. Jego swiat sie walil.

Rozmowe prowadzil Skarre, ktory wladal angielskim lepiej od Sejera.

– Panie Bai, czy chcialby pan cos powiedziec panu Jomannowi?

Bai zerknal ukradkiem na Gundera.

– Chce zabrac siostre do domu. Ona tu nie dotarla. Jej dom w Indiach.

Gunder wpatrywal sie w podloge przed swoimi stopami. Zapomnial wyczyscic buty, byly szare od kurzu. Wzbieral w nim krzyk, klebily sie prosby, ktorych nie potrafilby ubrac w slowa. Moze pieniadze? Poona wspomniala, ze Bai jest bardzo biedny. Zawstydzil sie.

– Moze moglibysmy o tym porozmawiac… – powiedzial z wahaniem.

– Nie rozmawiac! – odparl krotko Bai i zacisnal usta.

Byl zirytowany. Nie smutny, nie przytloczony nieszczesciem, nie przerazony tym, co sie stalo, a co policja zrelacjonowala mu z najdrobniejszymi szczegolami, tylko zirytowany. W pokoju zapadla cisza. Gunder nie czul sie na silach, zeby rozpoczac dyskusje o swoich prawach, o roznicach miedzy prawem norweskim i indyjskim albo o swoim zlamanym sercu. Byl calkowicie bezradny.

– Mam tylko jedna prosbe – odezwal sie wreszcie lamiacym sie glosem. – Tylko jedna. Zeby pojechal pan ze mna i zobaczyl dom Poony. Zeby zobaczyl pan to, co chcialem jej dac.

Bai nie odpowiedzial. Milczal z zacieta twarza. Gunder pochylil glowe. Skarre nie spuszczal Hindusa z oka.

– Czy zechce pan zobaczyc dom pana Jomanna? To dla niego bardzo wazne.

Zabrzmialo to jak prosba, ale taka, ktorej niewiele brakuje, zeby stala sie rozkazem. Bai wzruszyl ramionami. Gunder najchetniej zapadlby sie pod ziemie, gleboko, najlepiej az do Poony. Tam wreszcie znalazlby spokoj. Ucieklby od tego zawzietego czlowieka o zacietej twarzy, od wszystkich klopotow. Od Marie, ktora kazdej chwili moze obudzic sie ze spiaczki i zaczac belkotac jak idiotka. W glowie mu huczalo. Zaraz zemdleje, pomyslal. Pierwszy raz w zyciu. Lecz nie zemdlal. Poczul za to, jak jego twarz zastyga w twarda nieprzyjazna maske.

– Czy zechce pan zobaczyc dom pana Jomanna? – powtorzyl Skarre powoli i wyraznie, jakby mowil do dziecka.

Bai wreszcie obojetnie skinal glowa.

– W takim razie chodzmy – powiedzial nerwowo Gunder i zerwal sie z krzesla.

Czekalo go wazne zadanie, wiec musial sie spieszyc, zeby uporac sie z nim, dopoki czul sie na silach. Bai sie zawahal.

– Pojedziemy moim samochodem. Potem odwioze pana do hotelu.

– Zgadza sie pan? – zapytal Skarre.

Hindus ponownie skinal glowa. Dwaj mezczyzni wyszli na korytarz i ruszyli do schodow: Gunder wielki i ociezaly, z lysina, Bai szczuply i sniadoskory, z grzywa kruczoczarnych wlosow. Skarre modlil sie w duchu, zeby brat Poony zlagodnial. Zdarzalo sie, ze jego modlitwy byly wysluchiwane. Wrocil do gabinetu Sejera i wyjal z kieszeni szeleszczaca torebke z Zelkami.

– Wierzysz w Boga? – zapytal Sejer, przygladajac mu sie zyczliwie.

Skarre wlozyl zelka do ust.

– Najbardziej lubie zielone – poinformowal, ignorujac pytanie.

– A moze twoja wiara zaczela sie chwiac?

– Kiedy bylem chlopcem, wkladalem zelka do ust i trzymalem tak dlugo, az rozpuscil sie caly cukier – mowil dalej Skarre. – Kiedy go wyjmowalem, byl przezroczysty jak szklo. Bez cukru wygladaja znacznie lepiej. – Possal jeszcze chwile, po czym wyjal i pokazal Sejerowi. – Widzisz?

Zielony zelek lsnil w dloni policjanta. Rzeczywiscie, byl przezroczysty. Inspektor usmiechnal sie.

– Tchorz.

– A ty? – Skarre przeszedl do kontrataku. – Co myslisz o mocy?

Sejer uniosl brwi.

– To znaczy?

– Powiedziales mi kiedys, ze wierzysz w moc. Poniewaz, jak twierdzisz, jestes ateista, musiales znalezc sobie cos innego. Dziwne, prawda? Wszyscy czegos potrzebujemy.

– Owszem, wierze w moc, ale jestem od niej calkowicie niezalezny. Nie rozmawiamy ze soba.

– Inaczej mowiac, jestescie samotni. O nic nie mozesz prosic, nie mozesz wytykac jej bledow i wsciekac sie na nia.

– To wlasnie robisz przy wieczornym pacierzu?

– Miedzy innymi – odparl Skarre, wkladajac do ust czerwonego zelka.

– W takim razie pomodl sie za Gundera.

Sejer zalozyl marynarke, podszedl do drzwi i wylaczyl swiatlo.

– Niech moc bedzie z toba – powiedzial Skarre.

Gunder otworzyl drzwi samochodu przed Shirazem. Przepelniala go pokora. Poona na pewno zyczylaby sobie, by godnie przyjal jej brata. Gdyby widziala ich teraz, na pewno nie spodobaloby sie jej ich dziecinne naburmuszenie. On z zacisnietymi szczekami, Shiraz ze zmruzonymi oczami. Wkrotce bedzie po wszystkim, pomyslal. Watpil, by los jeszcze kiedykolwiek sie do niego usmiechnal, zamierzal jednak zrobic wszystko co w jego mocy. Wyjechali z miasta. Dzien byl piekny, przed oczami Shiraza roztaczaly sie zupelnie nowe dla niego widoki. Gunder mowil krotkimi, prostymi zdaniami, tak zeby go zrozumial. Wychowywalem sie tutaj. Mieszkam tu od urodzenia. To spokojna okolica. Wszyscy sie znamy. Dom zbudowano w tysiac dziewiecset dwudziestym roku. Nie jest duzy, ale w dobrym stanie. Ogrod. Ladny widok. Ladnie urzadzona kuchnia.

Gosc w milczeniu patrzyl przez okno.

– We wsi mamy sklepy, bank, poczte i kawiarnie. Szkole i przedszkole. Ladny kosciol. Pokaze ci go.

Shiraz wciaz milczal. W glebi duszy musial sie domyslac, do czego zmierza Gunder. Pojechali do kosciola. Byl drewniany, otoczony polozonym na zboczu cmentarzem, wciaz pelnym bujnej zieleni. Gdzieniegdzie rosly kwiaty. Kosciol byl niewielki, ale przyjemnie ozywial krajobraz. Biala bryla wyrozniala sie na tle ciemnej zieleni. Gunder zatrzymal samochod i wysiadl. Shiraz zostal w srodku, lecz Gunder sie nie poddawal. To byla jego ostatnia szansa, zebral w sobie ostatnie sily. Bedzie walczyl o zone. Otworzyl drzwi po stronie pasazera i czekal. W koncu gosc wysiadl z ociaganiem, obrzucil spojrzeniem kosciol i groby.

– Jesli Poona bedzie mogla zostac, to pochowam ja wlasnie tutaj i bede codziennie odwiedzal jej grob. Posadze kwiaty. Mam duzo czasu i caly moge jej poswiecic.

Shiraz nie odpowiedzial, choc bylo widac, ze slucha. Gunder nie potrafil ocenic, czy Hindusowi podoba sie to miejsce. Sprawial wrazenie zaskoczonego. Ruszyl przed siebie miedzy grobami, a Shiraz podazyl za nim w sporej odleglosci. Kiedy Gunder zatrzymal sie przy jednej z mogil, podszedl do niego ostroznie.

– Moja matka – wyjasnil Gunder. – Poona nie bylaby sama.

Shiraz spojrzal na nagrobek.

– Podoba ci sie?

Hindus wzruszyl ramionami. Gundera coraz bardziej to irytowalo. Poona nigdy tak nie robila, zawsze odpowiadala jasno i wyraznie.

Вы читаете Utracona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату