pewna, ze polecial do Indii szukac zony. Biorac pod uwage jego upor i cierpliwosc, wcale by sie nie zdziwila, gdyby po dwoch tygodniach zjawil sie z ciemnoskora kobieta u boku. Boze milosierny, pomyslala i – nie zdejmujac nogi z gazu – przejechala przez przejscie dla pieszych tuz przed kobieta z dzieciecym wozkiem. Co ludzie powiedza?
Wstapila do kawiarni po papierosy. Einar polerowal szafe grajaca. Spryskiwal ja pianka, a potem wycieral papierowym recznikiem. Trwaly jeszcze ferie, przy stoliku siedzialy dwie dziewczyny. Marie znala je: Linda i Karen. Linda byla chuda, smiala sie glosno, niemal histerycznie. Miala jasne mocno krecone wlosy, mizerna twarz i sterczace biale zeby. Za kazdym razem kiedy Marie na nia patrzyla, przychodzila jej do glowy mysl, ze z tej dziewczyny nie wyrosnie nic dobrego. Nie miala pojecia, skad jej sie to bralo, jednak w Lindzie bylo cos takiego, w jej nienaturalnie blyszczacych oczach, gwaltownych ruchach i przerazliwym smiechu, ze wygladala na osobe, ktora chce za duzo. Przypominala lampe ze zbyt silna zarowka. Ktoregos dnia cos ja zgasi. Druga dziewczyna, Karen, ciemnowlosa i spokojniejsza, mowila znacznie ciszej i nie rzucala sie w oczy. Marie zaplacila za paczke playersow. Nie lubila Einara. Byl uprzejmy, ale zachowywal sie tak, jakby skrywal jakis nieprzyjemny sekret. Jego twarz, w przeciwienstwie do twarzy Gundera, nie byla szeroka i otwarta, lecz zamknieta i niezyczliwa. Gunder takze go nie lubil. Oczywiscie nie powiedzial tego wprost, bo nigdy nie mowil zle o innych. Jesli nie mogl powiedziec czegos milego, to po prostu sie nie odzywal, tak jak wtedy kiedy spytala go o nowego pracownika w sklepie, Bjornssona. Gunder oderwal wtedy na chwile wzrok od gazety, powiedzial: „Radzi sobie', po czym wrocil do lektury i nie odezwal sie ani slowem. Od razu sie domyslila, ze nie lubi tego Bjornssona. Za to o taksowkarzu moglby rozprawiac godzinami. Kalle Moe zamowil poczta wosk do karoserii, mawial na przyklad. Szescset koron za dwie malenkie puszeczki. Niewiarygodne. Ten jego samochod przejechal juz pewnie z pol miliona kilometrow, ale zupelnie tego po nim nie widac. Zaloze sie, ze Kalle spiewa mu na noc kolysanki, smial sie Gunder, a Marie wiedziala, ze jej brat lubi Kallego. Tak samo jak Ole Gunwalda ze sklepu. Biedny Gunwald cierpi na migrene.
Z zamyslenia wyrwal ja donosny smiech Lindy. Zauwazyla, ze Einar zerka spod oka na dziewczyny. Przynajmniej mial sie na co pogapic, pucujac szafe grajaca.
– Wiec Jomann wyruszyl w szeroki swiat? – zapytal niespodziewanie.
Marie skinela glowa.
– Do Indii. Na wakacje.
– Do Indii? A niech to. Zzielenieje z zazdrosci, jesli przywiezie sobie zone – zasmial sie.
Marie tez sie rozesmiala. Czy wszyscy mysleli tak samo jak ona? Wyszla z kawiarni, wsiadla do samochodu i pojechala do domu z przecietna predkoscia piecdziesieciu pieciu kilometrow na godzine. Na tablicy wskaznikow migala czerwona lampka. Musi powiedziec o tym Karstenowi.
Gunder nie zwracal uwagi na to, ze jest mokry od potu i ma koszule przylepiona do ciala. Siedzial bez ruchu przy stoliku i obserwowal kobiete. Byla taka drobna, delikatna i usmiechala sie tak przyjemnie. Ona tez nosila specjalny pas, w ktorym trzymala pieniazki. Miala na sobie kwiecista suknie z odslonietymi ramionami, w uszach nosila zlote kolczyki. Dlugie czarne wlosy z granatowym polyskiem zebrala i spiela z tylu glowy. Zastanawial sie, jak sa dlugie. Mozliwe, ze az do posladkow. Byla od niego mlodsza, mogla miec okolo czterdziestki. Jej twarz byla naznaczona sloncem. Usmiechajac sie, kobieta pokazywala duze sterczace zeby. Najwyrazniej zdawala sobie z tego sprawe, starala sie wiec zachowac powage, lecz przychodzilo jej to z trudem. Z natury byla bardzo radosna. Jest bardzo ladna, kiedy ma zamkniete usta, a zeby mozna poprawic, pomyslal Gunder. Gapil sie na nia, popijajac dziwna, egzotyczna kawe z cynamonem i cukrem. Byl pewien, ze kobieta dostrzegla jego zainteresowanie i ze byla z tego zadowolona. Przyszedl tu na obiad juz szosty dzien z rzedu. Za kazdym razem to ona go obslugiwala. Chcial jej cos powiedziec, ale bal sie strzelic gafe. Moze nie wolno jej rozmawiac z klientami? Nie znal miejscowych zwyczajow, wiec musial byc ostrozny. Moze zostanie az do zamkniecia lokalu i pojdzie za nia? Nie, oczywiscie ze tego nie zrobi.
Uniosl reke. Kelnerka natychmiast podeszla.
– Jeszcze jedna kawe – poprosil nerwowo Gunder.
Zbieral w sobie odwage. Napiecie sprawilo, ze jego twarz przybrala powazny wyraz. Kobieta to zauwazyla. Bez slowa skinela glowa, odeszla i szybko wrocila z kawa.
– Bardzo dobra – powiedzial, patrzac jej prosto w oczy. – Jestem Gunder – dodal. – Z Norwegii.
Obdarzyla go promiennym usmiechem, pokazujac zeby.
– A, Norwegia! Snieg i lod!
On takze sie rozesmial, myslac w duchu, ze pewnie ma meza i dzieci, cale mnostwo dzieci, ze przez mysl by jej nie przeszlo dokadkolwiek z nim jechac. Ogarnal go smutek, ale ona nie odchodzila.
– Widziales miasto? – zapytala.
Z zazenowaniem wbil wzrok w blat. Przez te dni lazil bez celu, gapiac sie na ludzi. Wszedzie widzial nieprzebrane tlumy. Ludzie spali na ulicach, jedli na ulicach, handlowali na ulicach. Ulice byly sklepem, placem zabaw, miejscem spotkan – wszystkim, tylko nie ulicami. Niczego nie zwiedzal, caly czas jej szukal.
– Nie – przyznal. – Tylko ludzi. Bardzo pieknych ludzi.
Zarumienila sie i spuscila oczy. Mial wrazenie, ze kobieta na cos czeka. Wciaz nie odchodzila. Gunder poczul przyplyw odwagi. Wiedzial, ze ma niewiele czasu, ze jest daleko od domu. Wszechogarniajacy upal sprawial, ze wszystko wydawalo mu sie mniej realne. Pamietal jednak o celu swojej podrozy. Spojrzal gleboko w czarne oczy kelnerki i powiedzial:
– Przyjechalem znalezc zone.
Nie rozesmiala sie, tylko powoli skinela glowa, jakby teraz wszystko zrozumiala. Jego codzienne powroty w to samo miejsce, do niej. Czula na sobie spojrzenie tego ogromnego mezczyzny o blekitnych oczach i myslala o nim, o pracy, o spokoju, ktorym emanowal. O godnosci, tak egzotycznej i calkowicie odmiennej. Zastanawiala sie, czego chce. Byl turysta, to oczywiste, a rownoczesnie kims wiecej.
– Pokaze ci miasto – zaproponowala ostroznie.
Juz sie nie usmiechala, nie bylo widac jej wystajacych zebow.
– Tak, prosze! Zaczekam tutaj. – Uderzyl dlonia w blat stolika. – Ty pracuj, ja czekam.
Ponownie skinela glowa, lecz nie odeszla. W salce bylo cicho, wypelnial ja jedynie delikatny szmer rozmow przy innych stolikach.
–
– Prosze?
– Poona. Nazywam sie Poona Bai.
Wyciagnela sniada dlon.
– Gunder. Gunder Jomann.
Rozesmiala sie.
– Witamy w Bollywood.
Nie rozumial, co miala na mysli, jednak czul delikatne, pelne nadziei uderzenia swojego serca. Sklonil sie bez slowa, a ona odwrocila sie i znikla w kuchni.
Wieczorem zadzwonil do Marie. Byl bardzo podekscytowany.
– Czy wiesz, ze nazywaja to miasto Bollywood? – zapytal i wybuchnal serdecznym smiechem. – Tutaj kreci sie najwiecej filmow na swiecie. A w ogole to nauczylem sie troche po hindusku.
– Niedlugo bedzie nas tak duzo na tej planecie, ze pozjadamy sie nawzajem.
Zachichotal.
– Spotkales juz kogos? – zapytala, nie mogac dluzej zapanowac nad ciekawoscia.
Jasne, spotkal mnostwo ludzi, przeciez w kraju, w ktorym mieszka miliard ludzi, trudno isc ulica i nikogo nie spotkac.
– W hotelu jest klimatyzacja – ciagnal. – Kiedy wychodze na zewnatrz, upal jest jak sciana. To jest najgorsze.
– Dbasz o brzuszek?
Oczywiscie, dba o brzuszek, lyka pastylki i czuje sie dobrze, ale upal sprawia, ze wszystko toczy sie jakby w zwolnionym tempie. Marie sprobowala wyobrazic sobie powolnego Gundera, ktory jeszcze wolniej niz zwykle wedruje ulicami Mombaju.
– Na pewno chcialbys juz wracac? – zapytala, poniewaz to wlasnie chciala uslyszec.
Nie byla szczegolnie zachwycona tym, ze jej flegmatyczny brat nagle stal sie obiezyswiatem, i nie podobala jej sie nuta wyzszosci w jego glosie.