bedzie zyl dla Poony. Beda sie wszystkim dzielic. Jesli poczuje sie zmeczona, bedzie odpoczywac. Jesli zateskni za rodzinnymi stronami, przyjedzie tu na wakacje. Jesli bedzie chciala, zeby jej towarzyszyl, to wspaniale, ale gdyby wolala pobyc troche sama, to on nie zamierza jej tego utrudniac. Bedzie jej sluchal, nigdy nie przerywajac. Czekaja ja nielatwe chwile, bedzie potrzebowala wsparcia i zrozumienia, szczegolnie na poczatku. Juz nie mogl sie doczekac swiat z choinka, elfami i aniolami. I wiosny, kiedy spod sniegu zaczna wygladac pierwsze zielone pedy. Dla niej bedzie to jak cud i dla niego tez. Od tej pory wszystko bedzie nowe i cudowne.
Marie z niedowierzaniem wpatrywala sie w fotografie. Podniosla wzrok na dumna twarz brata, po czym znowu opuscila go na kobiete. Poona Bai Jomann. Z filigranowa broszka na piersi. Dlugo nie byla w stanie wykrztusic ani slowa. Jej brat znalazl sobie zone w Indiach. Ot tak, po prostu. Wszedl do restauracji i kilka godzin pozniej bylo juz po wszystkim. Czyzby dysponowal jakas tajna bronia, o ktorej posiadanie nigdy go nie podejrzewala? Mozna bylo odniesc wrazenie, ze w Bombaju, wsrod milionow ludzi, Poona czekala wlasnie na niego.
– W Mombaju – poprawil ja. – Tak wlasnie bylo. Zyla tam sobie i czekala na mnie. Przyleci dwudziestego. Odbiore ja z Gardermoen. Patrz, to swiadectwo slubu.
– Nie ma co, udal jej sie polow. Watpie, zeby w Indiach wielu ludzi zarabialo tyle co ty.
– Wie, ze nie jestem bogaty – zaprotestowal Gunder.
– Bzdura! – syknela bezlitosnie Marie. – Jestes nafaszerowany forsa. Od razu to zweszyla.
Spojrzal na nia z wyrzutem, jednak nie zwrocila na to uwagi wpatrzona w zdjecie.
– Karsten chyba dostanie zawalu. Musisz byc przygotowany na to, ze ludzie wezma was na jezyki.
Mimo to byla wzruszona. Ma szwagierke! Nie sadzila, ze to sie kiedykolwiek stanie.
– Nie obchodzi mnie, co ludzie gadaja – odparl Gunder.
To akurat juz wiedziala. Byl tak szczesliwy, ze niczym sie nie przejmowal.
– Pomozesz jej sie zaaklimatyzowac, dobrze? Porozmawiaj z nia jak kobieta z kobieta, poswiec jej troche czasu… Zobaczysz, ze jest mila i dobra.
– Nie mam pojecia, co powie Karsten… – powtorzyla Marie.
Ta sprawa wyraznie nie dawala jej spokoju.
– Chyba nie zamierzasz sie tym przejmowac?
Wzruszyla ramionami.
– Nie wiem. W pierwszej chwili na pewno bedzie zszokowany. Mam nadzieje, ze ludzie beda dla niej uprzejmi.
– Na pewno – odparl nonszalancko Gunder. – Dlaczego mieliby nie byc?
– Myslalam o mlodych. Sa okrutni.
– Mlodzi nic ja nie obchodza. Ma trzydziesci osiem lat.
– No dobrze. Wciaz nie moge ochlonac, troche to wszystko niespodziewane. Wyglada bardzo sympatycznie. Jak zareagowala jej rodzina?
– Ma tylko starszego brata, ktory mieszka w New Delhi. Nie utrzymuja bliskich kontaktow.
– A czy ona sie przyzwyczai do zycia tutaj, do zimna?
– Zimno jest tylko zima, a upal tez potrafi dokuczyc. Tutaj powietrze jest znacznie bardziej suche i swieze. W Indiach wilgotnosc jest tak wysoka, ze czlowiek jest mokry zaraz po wyjsciu na ulice. Bedzie chciala pracowac. Chetnie sie uczy. Najbardziej chcialaby byc kelnerka. Znajdziemy jej cos.
Marie westchnela, bezwiednie glaszczac pieknego slonika z kosci sloniowej, ktorego Gunder przywiozl jej w prezencie. Optymizm jej brata byl tak wielki, ze nie miala serca odzierac go ze zludzen, lecz sama miala wiele watpliwosci. Myslala z niepokojem o kobiecie, ktora przyjedzie w ten odlegly zakatek swiata zamieszkany glownie przez rolnikow i gruboskornych nastolatkow. Niemal wszyscy traktowali obcych z mieszanina rezerwy i niecheci. Ile czasu minie, zanim zateskni do swoich?
Gunder powiesil zdjecie slubne w domu nad biurkiem. W zwiazku z tym fotografia Karstena i Marie musiala przesunac sie troche na bok, ale przeciez zdjecie zony powinno wisiec na honorowym miejscu. Za kazdym razem kiedy na nie spogladal, ogarnialo go dziwne uczucie – jakby gdzies gleboko w jego wnetrzu pulsowala goraca fontanna. To moja zona, powtarzal sobie. Nazywa sie Poona. A potem energicznie bral sie do pracy.
Nowa posciel do malzenskiego lozka, z koronkami na poduszkach. Nowy obrus na stol w jadalni. Cztery nowe reczniki do lazienki. Zdjal zaslony, bo wymagaly prania i prasowania. Pomagala mu Marie. Trzeba bylo wyczyscic srebrna zastawe, ktora dostali w spadku po matce. Nalezalo umyc okna. Powinny lsnic czystoscia, zeby Poona mogla podziwiac swoj piekny ogrod z rozami i peoniami. Woda w oczku wodnym nadawala sie wylacznie do wymiany. Nie bylo bezposredniego odplywu, wiec wybral ja wiadrem, umyl dno i napelnil oczko ponownie. Uprzatnal smieci, wyrwal chwasty, zagrabil zwirowy podjazd. Przez caly czas w jego glowie rozbrzmiewal glos Poony, czul jej zapach. Kladac sie spac, widzial jej twarz. Pamietal delikatny dotyk jej palcow na nosie.
W pracy wszyscy z zaciekawieniem wypytywali o podroz. Opalony i zadowolony, opowiedzial to, co chcieli uslyszec, ale o Poonie nie wspomnial ani slowem. Chcial jak najdluzej zachowac ja wylacznie dla siebie. I tak wkrotce sie dowiedza, i tak niedlugo zaczna sie szepty.
– Widac, ze spedzales wiele czasu na sloncu – powiedzial Bjornsson, z aprobata kiwajac glowa.
Lysiejaca glowa Gundera swiecila jak czerwona zarowka.
– Ani troche – odparl Gunder. – W sloncu nikt tam nie wytrzyma. Caly czas siedzialem w cieniu.
– O Boze… – mruknal Bjornsson.
A jednak koledzy z pracy podejrzewali jakas tajemnice. Gunder dzwonil czesciej niz zwykle, czesto wpadal do biura i wyganial wszystkich, ktorzy tam akurat byli. Podczas przerwy obiadowej jezdzil na zakupy. Torby, w ktorych przywozil sprawunki, pochodzily ze sklepu z porcelana oraz ze sklepu z wyposazeniem wnetrz.
Poona dzwonila na jego koszt. Brat nie byl zachwycony tym, co sie wydarzylo, jednak nie przejmowala sie jakos szczegolnie.
– To przez zazdrosc – powiedziala. – Wiesz, on jest bardzo biedny.
– Jak juz wszystko sie uspokoi, zaprosimy go do Norwegii. Zobaczy, jak ci sie tu zyje. Zaplace za bilet.
– Nie musisz tego robic. Nie zasluguje na to.
– To minie. Wyslemy mu twoje zdjecia przed nowym domem. I z kuchni. Przekona sie, ze niczego ci nie brakuje.
Zblizal sie dwudziesty sierpnia. Marie zadzwonila z wiadomoscia, ze Karsten wyjezdza sluzbowo do Hamburga i ze nie bedzie go w dniu przyjazdu Poony. Zreszta pewnie beda chcieli pobyc troche sami.
– Ja tez nie przyjade tak od razu. Moze wpadniecie na kolacje dwudziestego pierwszego? Zrobie wolowine. Dwudziestego czwartego sa urodziny Karstena. Poona go pozna, a on przynajmniej raz w zyciu bedzie musial zdobyc sie na odrobine uprzejmosci.
– A nie jest uprzejmy? – zdziwil sie Gunder.
– Przeciez sam wiesz.
– Bedziemy potrzebowali troche czasu. Szczegolnie Poona. Przeciez to ona porzuca swoj swiat i jedzie w zupelnie obce miejsce.
– Pojade kupic troche kwiatow i zawioze ci je do domu. Mam jeszcze klucze. Wstawie je do wazonu w salonie i dolacze bilecik ode mnie i Karstena. Bedzie jej przyjemnie. O ktorej wyjezdzasz?
– Tak, zeby na pewno sie nie spoznic – odparl. – Samolot przylatuje o szostej wieczorem. Poona leci z Frankfurtu, jest tam juz od wczoraj. Chciala zrobic zakupy. Bede na lotnisku godzine wczesniej, zeby zaparkowac samochod i w ogole.
– Koniecznie zadzwon zaraz po powrocie. Zebym wiedziala, ze sie znalezliscie.
– A niby czemu mielibysmy sie nie znalezc?
– Przylatuje z tak daleka… Czasem zdarzaja sie opoznienia, czy ja wiem co?
– Oczywiscie ze sie znajdziemy.
Marie uswiadomila sobie, iz jej bratu nawet nie przeszlo przez mysl, ze Poona moglaby nie przyleciec. Ze mogla sie rozmyslic w ostatniej chwili. Jej jednak przyszlo to do glowy. Zostawil Poonie pieniadze i kupil jej bilet, ktory mogla zwrocic. Dla ubogiej kobiety to byla prawdziwa fortuna. Poza tym wciaz nie potrafila sobie wyobrazic kobiety w turkusowym sari krzatajacej sie po kuchni Gundera. Nie powiedziala jednak tego glosno, poprosila natomiast brata, zeby jechal ostroznie.
– Jest bardzo duzy ruch. Lepiej, zeby akurat jutro nic ci sie nie przydarzylo.
– Masz racje – odparl Gunder.