milosc ulatywala z biegiem lat, ze zwiazek stawal sie czym innym, zakochanie znikalo i zamienialo sie w cos glebszego, ale nie az tak silnego. Niektorzy mowili, ze malzonkowie stawali sie para dobrych przyjaciol, namietnosc wygasala i zamieniala sie w poczucie bezpieczenstwa. Tak jednak nie bylo w jego zwiazku z Line. Kochali sie i klocili z taka sama pasja jak na samym poczatku.
Line kochala swoja prace jako polozna. Oczywiscie pozostawialo to w niej slad, ze byla calymi dniami otoczona krwia, bolem, nieopisanym szczesciem i najglebszy zwatpieniem. Nie potrzebowala wiele, zeby wybuchnac placzem lub smiechem, byla bardzo otwarta i wyraznie okazywala, co czula i czego chciala. To w pewien sposob ulatwialo zycie z nia. Z drugiej strony jej bezposrednie objawianie uczuc i zmiany humoru meczyly Knutasa. Jej bezpodstawna zlosc, jak to nazywal Knutas, co rozwscieczalo ja jeszcze bardziej, gdy popelnil ten blad, ze powiedzial to na glos.
W kazdym razie teraz lezala kolo niego rozespana i odprezona. Odwrocila sie w jego strone i spojrzala na niego zielonymi oczami.
– Dzien dobry, skarbie. Juz trzeba wstawac?
Pocalowal ja w czolo.
– Mozemy polezec jeszcze chwilke.
Kwadrans pozniej wstal i poszedl nastawic kawe. Na dworze bylo ciagle ciemno. Kotka ocierala sie o jego noge, podniosl ja, a ona od razu ulozyla mu sie na kolanach. Myslal o wczorajszej rozmowie z zona ofiary. Dlaczego nic nie powiedziala o swoim romansie z Rolfem Sandenem? Powinna wiedziec, ze wczesniej czy pozniej wyjdzie to na jaw.
Musi do niej zadzwonic, pomyslal i siegnal po swoj stary, wysluzony notatnik. Pisal tam swoje przemyslenia dotyczace pracy, zeby mu nie ulecialy. Przejrzal zapiski z ich rozmowy, z trudnoscia mogl je odczytac. Notatnik byl tak zniszczony, ze zaczely z niego wypadac kartki. Nie nadaje juz sie, pomyslal Knutas. Musze kupic nowy.
Rzucil okiem na zegar wiszacy na scianie w kuchni. Dzisiejsze spotkanie zaczynalo sie o dziewiatej, zamiast o osmej, bo zgodzil sie na wystapienie w porannym programie Telewizji Szwedzkiej. Teraz zastanawial sie, dlaczego na to przystal. Telewizja go stresowala, zawsze uwazal, ze przed kamera wypadal niezrecznie i wygladal na niezdecydowanego. Trudno mu bylo skladac zdania, gdy stal w bezlitosnym swietle reflektorow, a wszyscy oczekiwali od niego perfekcyjnie sformulowanych, wywazonych, dobrze przemyslanych odpowiedzi, ktore usatysfakcjonowalyby zarowno dziennikarzy, jak i jego przelozonych, co wydawalo sie niemozliwa kombinacja. Nie zdradzic zbyt wiele, a jednoczesnie opowiedziec wystarczajaco duzo, zeby policja mogla dostac informacje od widzow.
Prawda byla taka, ze policja potrzebowala pomocy spoleczenstwa. Tylko wtedy mieli konkretne tropy, ktorymi mogli podazac. Dotychczas nie zglosil sie ani jeden swiadek, ktory mialby cos wartosciowego do powiedzenia, a w zyciu Egona Wallina nie odkryli nic, co mogloby zaprowadzic ich do mordercy. Brakowalo motywu. Nikt nie wierzyl w napad na tle rabunkowym, mimo iz nie znaleziono ani telefonu, ani portfela.
Egon Wallin przez te wszystkie lata zajmowal sie galeria, pracowal ciezko i z determinacja. Mial dobry kontakt ze swoimi pracownikami i nigdy nie popadl w konflikt z prawem ani, jak bylo im wiadomo, z nikim innym.
Wywiad wypadl lepiej, niz tego oczekiwal. Knutas siedzial w malutkim studiu i mial bezposrednie polaczenie z programem porannym. Moderator programu byl dosc ostrozny w zadawaniu pytan i nie drazyl zbyt mocno. Po tych trzech minutach na wizji byl caly spocony, ale mimo to dosc zadowolony. Telefon od komendantki regionalnej policji kilka minut po wystapieniu utwierdzil go w przekonaniu, ze udalo mu sie wypasc naprawde dobrze.
Gdy wrocil na komende, zadzwonil do psycholog sadowej, z ktorej uslug juz wczesniej korzystal. Mial nadzieje, ze bedzie potrafila zinterpretowac sposob dzialania sprawcy i dac im jakas wskazowke. Ale psycholog uwazala, ze bylo jeszcze na to za wczesnie i poprosila o kontakt w pozniejszej fazie sledztwa. I miala na pewno racje. Kilka informacji udalo mu sie jednak z niej wydostac. Nie wykluczala, ze mogl to byc ktos, kto po raz pierwszy popadl w konflikt z prawem. Z drugiej strony nie wierzyla, zeby to bylo przypadkowe morderstwo, uwazala, ze bylo planowane, byc moze przez dluzszy czas. Morderca byl prawdopodobnie swiadomy tego, ze Egon Wallin wyjdzie z domu w srodku nocy i ze bedzie sam. To oznaczalo, ze sprawca przez jakis czas obserwowal swoja ofiare.
Musieli przepytac jeszcze raz wszystkich z otoczenia Egona. Ktos mogl cos zauwazyc, moze nowa, nieznana osobe w jego poblizu. A potem fakt, ze ofiara znala swojego oprawce – to znacznie zawezalo obszar poszukiwan. Nawet jesli Egon Wallin prowadzil wyjatkowo bujne zycie towarzyskie, bylo dla policji duzym ulatwieniem, ze sprawca najprawdopodobniej znajdowal sie w jego poblizu.
Peron zapelnil sie cierpliwie czekajacymi pasazerami, ktorzy przez lata przywykli do pociagow spozniajacych sie z powodu zamarznietych zwrotnic i zasniezonych torow, wagonow zaparowanych w zimne dni oraz drzwi, ktore sie nie otwieraly. Zawsze cos. Sztokholmczycy musieli zyc z tym komunikacyjnym chaosem, odkad siegal pamiecia.
Przygladal sie z niesmakiem ludziom stojacym dookola niego. Stali tam jak stado bydla i marzli w swoich zimowych plaszczach i puchowych kurtkach. Dzinsy, rekawice i grube kozaki, zakatarzone nosy i zalzawione od zimna oczy. Termometr pokazywal minus siedemnascie stopni. Apatycznie wpatrywali sie w tablice informacyjne sztokholmskiego przedsiebiorstwa komunikacyjnego informujace o anulowanych i opoznionych pociagach. Niecierpliwe przestepowal z nogi na noge, zeby sie troche rozgrzac. Piekielne zimno, jak on go nienawidzil. I jak nienawidzil tego zalosnego tlumu dookola siebie. Jakie godne pozalowania zycie prowadzili ci ludzie.
Ruszali w droge z samego rana, gdy jeszcze bylo ciemno, wielu czekalo na przystankach w niedajacych schronienia przed ostrym wiatrem lodowatych wiatach, a potem telepalo sie autobusami, w ktorych smierdzialo mokra welna, spalinami i wilgocia i tak az do stacji kolejowej. Tam znow oczekiwanie na pojawienie sie pociagu. Gdy w koncu nadjezdzal spozniony, musieli sie tloczyc przycisnieci jedni do drugich, stacja po stacji, az do momentu, gdy pol godziny pozniej ukazywal im sie Sztokholm Centralny.
Po tym co wydawalo sie wiecznoscia, wreszcie na stacje wtoczyl sie pociag. Rozpychal sie lokciami, zeby zajac miejsce siedzace przy oknie. Glowa go bolala i mimo iz swiatlo w wagonie bylo przyciemnione, mruzyl oczy, zeby widziec jak najmniej.
Podroz pociagiem do miasta byla meczarnia. Udalo mu sie znalezc wolne miejsce kolo grubej baby, ktora siedziala od strony przejscia. Oparl glowe o okno i gapil sie na zewnatrz, zeby nie musiec patrzec na ludzi w wagonie. Pociag zostawial za soba kolejne stacje przedmiescia, jedna bardziej przygnebiajaca od drugiej. A mogl uniknac tych dojazdow, jego zycie moglo wygladac zupelnie inaczej. Jak zwykle dostawal palacej zgagi, gdy to sobie uswiadamial. Cialo reagowalo instynktownie, fizycznie. Zrobilo mu sie niedobrze, gdy pomyslal, jak mogla wygladac jego egzystencja. Gdyby nie.
Zaczela narastac w nim niecierpliwosc i poczul, ze musi cos zrobic, niezwlocznie. Nie mogl dluzej czekac. Coraz trudniej bylo mu robic dobra mine do zlej gry. Czasem ogarnialo go przerazenie, ze wzial na swoje barki ciezar ponad sily.
Wysiadl na stacji Sztokholm Centralny, gdzie wchlonal go szybki rytm miasta. Wraz z rzeka dojezdzajacych poplynal obok pociagow, przez bramki, w strone metra. Pociag stal juz na peronie, ostatni kawalek pokonal biegiem. Od starego miasta Gamla Stan dzielila go tylko jedna stacja.
Monika Wallin uprzedzila Knutasa. Gdy byl w drodze do pracy, zadzwonila na jego komorke. Wydawala sie podenerwowana.
– Cos znalazlam. Chcialabym, zeby pan tu przyjechal.
– Co takiego?
– Nie moge tego powiedziec przez telefon. Wczoraj wieczorem przeszukiwalam nasza komorke i znalazlam cos, co z pewnoscia zechce pan zobaczyc.
Knutas zerknal na zegarek. Spozni sie na poranne spotkanie, ale nic na to nie poradzi. Na szczescie tego ranka wzial samochod. Choc na ulice Snackgardsvagen nie bylo daleko, lezala bowiem zaraz za szpitalem, samochodem bylo o wiele szybciej. Zamiast zatrzymac sie przy komendzie, przejechal obok, skrecil w ulice Kung Magnus vag i przejechal rondo przy znanej cukierni Norrgatt, a potem skierowal sie w strone szpitala. Gdy skrecil na maly parking przed domkami szeregowymi, Monika Wallin juz na niego czekala. Miala na sobie rozowa pikowana kurtke i ze zdziwieniem zauwazyl, ze pomalowala usta na rozowo.