Knutas.
– Ja moge – zglosila sie Karin pospiesznie. – Chetnie pojade.
– Dobrze, niech bedzie – zgodzil sie Knutas i obrzucil ja niezadowolonym spojrzeniem. Dlaczego wlasnie ona?
I on?
Debowa podloge podluznej sali domu aukcyjnego Bukowskis Auktioner pokrywal gruby, wzorzysty dywan. Rzedy czarnych krzesel ze stali i plastiku wypelnialy cale pomieszczenie az do wejscia, gdzie znajdowala sie recepcja i garderoba. W glebi sali, nad podium, wisialo duze biale plotno z podobizna Henryka Bukowskiego. Byl to powazny mezczyzna w okularach, o wysokim czole, z broda i wasami. Wzrok mial skierowany lekko w bok i do gory, tak jakby spogladal w nieznana przyszlosc. Ten polski szlachcic wyemigrowal do Szwecji w 1870 roku i zalozyl tu dom aukcyjny Bukowski, ktory wraz z uplywem lat stal sie najwiekszym i najbardziej powazanym domem aukcyjnym w Skandynawii.
Przygladal sie podium wykonanemu z bialego drewna z pozlacana litera B w srodku. Mial na sobie kamuflaz, by nikt go nie rozpoznal. Szukal pewnego mezczyzny, ale nigdzie nie mogl go znalezc.
W pomieszczeniu zaczal sie unosic zapach drogich perfum i ekskluzywnej wody po goleniu. Odwiedzajacy zostawiali w garderobie plaszcze i futra z norek, kupowali program i odbierali tabliczki aukcyjne. W powietrzu wyczuwalo sie pelne napiecia wyczekiwanie, przepojona niecierpliwoscia potrzebe wydania pieniedzy.
Zrobilo mu sie od tego niedobrze.
Usiadl zupelnie z tylu, po lewej stronie, skad mial dobry widok na wejscie.
Niedlugo potem przyszla jakas kobieta okolo czterdziestki i usiadla obok niego. Miala na sobie brazowe futro z norek i okulary z cienkimi zlotymi oprawkami. Byla lekko opalona, pewnie pozostalosc po urlopie bozonarodzeniowym, ktory spedzila na jakiejs egzotycznej plazy po drugiej stronie kuli ziemskiej, pomyslal zawistnie. Smierdziala pieniedzmi. Brazowe wlosy byly upiete w klasyczny kok, miala na sobie szal, skorzane kozaki i czarne spodnie, a na palcu blyszczal ciezki diamentowy pierscionek.
Srednia wieku w sali byla nieco ponad piecdziesiat lat, tyle samo mezczyzn co kobiet, dobrze ubranych, zamoznych; wszyscy emanowali takim samym spokojem i dostojnoscia. Mieli wrodzone poczucie pewnosci siebie, ktore w duzej mierze zawdzieczali pieniadzom.
Spojrzal na zegarek. Zostalo jeszcze dziesiec minut do rozpoczecia aukcji. Rozejrzal sie raz jeszcze za mezczyzna, ktory byl powodem jego wizyty tutaj. Sala zaczynala sie wypelniac, miedzy scianami rozbrzmiewaly przyciszone rozmowy, od czasu do czasu dolatywaly do niego fragmenty zdan po angielsku. Z tylu sali stalo sporo osob w grupkach i rozmawialo przyciszonymi glosami, to wszystko mialo w sobie cos z przyjecia koktajlowego. Wiekszosc klientow domu aukcyjnego sie znala, slychac bylo czesto „czesc”, „co slychac”, Jak milo panstwa widziec”.
Przyszedl w koncu i maz damulki siedzacej obok niego, z siwymi wlosami, opalony, w dobrze skrojonej marynarce. Mial pod nia jaskrawozolta kamizelke i intensywnie niebieska koszule. Kolory szwedzkiej flagi. No tak. Typowy przedsiebiorca. Jakis znajomy pozdrowil pare.
– Musisz teraz na nia uwazac. Ha ha. Zeby nie wydala wszystkich pieniedzy. Nie byloby wtedy zbyt wesolo, co?
Czul, jak wzrastala w nim niechec. Zmuszal sie, zeby nie wstac z tego niewygodnego krzesla i nie wyjsc.
Przy podium zajal miejsce aukcjoner. Byl to mezczyzna okolo piecdziesiatki o surowym, eleganckim wygladzie. Nieco wyniosly, wysoki i szczuply, z orlim nosem i zaczesanymi do tylu wlosami. Stuknal trzy razy mlotkiem w stol, zeby uciszyc obecnych na sali.
Dwoch rumianych chlopcow wnioslo pierwsze dzielo sztuki, nie mogli miec wiecej niz szesnascie, siedemnascie lat. Byli nienagannie ubrani, mieli na sobie swiezo wyprasowane ciemne spodnie i biale, wykrochmalone koszule oraz ciemnoniebieskie krawaty. Ich szczuple chlopiece ciala opasywaly skorzane fartuchy. Z zainteresowaniem obserwowali przebieg aukcji, lekko podtrzymujac dzielo, ktore podczas licytacji spoczywalo na sztaludze.
Z coraz wieksza pogarda przygladal sie temu, co sie dzialo na sali. Aukcjoner z wprawa prowadzil licytacje, widac bylo, ze czerpal przyjemnosc z wyczuwalnego w pomieszczeniu napiecia i energii. Oferty krazyly jak pileczka pingpongowa miedzy zebranymi w sali i niewidzialnymi klientami licytujacymi przez telefon. Wiedzial rowniez, ze na balkonie nad ich glowami siedzieli eksperci domu aukcyjnego i przez lornetki obserwowali klientow. Nie widzieli go i on tez ich nie widzial. Pieniadze szybko zmienialy wlascicieli za pomoca skinien i krecenia glowa, dzieki tabliczkom aukcyjnym unoszonym w gore, mrugnieciom i unoszonym rekom. Energia i oczekiwanie, zawiedzione i spelnione nadzieje. Lornetki, ktore podnoszono do oczu, zeby przyjrzec sie mniejszym obiektom. Aukcjoner caly czas znajdowal sie w swietle reflektorow, w centrum uwagi, uderzal mlotkiem podczas kolejnych licytacji jak atakujaca kobra, a w kaciku ust pojawial sie lekki usmiech zadowolenia, gdy cena wzrastala. To on panowal nad sytuacja: „pani w trzecim rzedzie”, „oferta z Goteborga”, „po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci”. I na koniec lekkie uderzenie mlotka.
Licytacja obrazu Roberta Thegerstroma zatytulowanego
W jednym z ostatnich rzedow siedziala starsza para. Mezczyzna z nieprzenikniona mina ciagle licytowal rozne dziela, podczas gdy jego zona, siedzaca obok, wpatrywala sie w niego z podziwem.
Kobieta w dlugim do ziemi futrze z norek bez mrugniecia okiem i bez konsultacji z mezem zaoferowala setki tysiecy koron za jedno z dziel.
Przy podium stala kobieta o siwych wlosach i wyraznie odczytywala nazwiska artystow i motywy obrazow. Zawahala sie tylko raz:
– Obraz ma podobno przedstawiac sokoly wedrowne, lecz my podejrzewamy, ze sa to jastrzebie golebiarze.
Wsrod zebranych zapanowalo lekkie rozbawienie.
To zabawa dla bogatych, pomyslal, przygladajac sie przedstawieniu. Daleko od codziennosci zwyczajnych ludzi.
Czasem robilo sie zbyt glosno i aukcjoner musial uciszac publicznosc.
Gdy dwoch ladnych chlopcow z zarumienionymi policzkami wnioslo okazaly obraz olejny Andersa Zorna, zapanowala pelna szacunku cisza. Cena wywolawcza ustalona byla na trzy miliony. Wraz ze wzrostem oferowanej sumy licytowalo coraz mniej osob. Wszyscy z zaciekawieniem sledzili przebieg aukcji. Gdy cena obrazu przekroczyla dziesiec milionow koron, wsrod zebranych widac bylo zupelnie inna koncentracje.
W koncu stanelo na dwunastu milionach siedmiuset tysiacach koron. Aukcjoner pomalu wymowil sume, specjalnie przeciagajac kazda sylabe, aby zwiekszyc dramatyzm sytuacji. Zanim uderzyl mlotkiem, przez kilka sekund trzymal reke nad stolem, zeby przedluzyc napiecie i dac zainteresowanym konkurentom ostatnia szanse. Gdy w koncu mlotek opadl z lekkim stuknieciem, wsrod publicznosci dalo sie slyszec westchnienie ulgi.
Toc to czysty teatrzyk, pomyslal.
Podniosl sie i wyszedl. Mezczyzna, ktorego szukal, nie pojawil sie. Cos musialo pojsc nie tak.
Karin Jacobsson przybyla do Waldemarsudde w towarzystwie Kurta Fogestama ze sztokholmskiej policji. Kihlgard zajal sie przesluchaniem Sixtena Dahla i Hugona Malmberga. Karin wraz z Kurtem Fogestamem zaczela od spaceru wzdluz odgrodzonego terenu parku otaczajacego budynek muzeum. Ogrod byl zupelnie przykryty sniegiem, woda fiordu zamarznieta. Bylo niesamowicie pieknie.
– Podejrzewamy, ze sprawca uciekl na lyzwach – powiedzial Kurt Fogestam.
On i Karin spotkali sie wczesniej wiele razy, gdy byla z wizyta w Komendzie Glownej Policji w Sztokholmie.
– Wiem. Ale przeciez statki plywaja tedy nawet w zimie?