– Nie potrafie sobie tego wyobrazic. Bez watpienia w gre moglyby wchodzic wielkie pieniadze, ale pozostaje kwestia wyposazenia. W kraju mamy ponad siedem tysiecy oczekujacych na przeszczep watroby, ale niewielu z nich mogloby spowodowac, aby taki interes stal sie dochodowy.
– Zaluje, ale nie jestem tego taka pewna jak ty. Chec zarobienia pieniedzy niczym sztorm wzburzyla w ostatnim czasie amerykanska medycyne.
– Ale tez wielkie pieniadze sa w tej chwili niezbedne w medycynie. Nie ma zbyt wielu bogatych ludzi, potrzebujacych nowej watroby. Zainwestowanie w stworzenie materialnej bazy i zachowanie operacji w tajemnicy nie oplaciloby sie, szczegolnie bez stalego dostepu do organow. Taki scenariusz moze i sprawdzilby sie w kinie klasy B, ale w zyciu okazalby sie zbyt ryzykowny i niepewny. Zaden biznesmen, chocby nie wiem jak skorumpowany, jesli jest przy zdrowych zmyslach, nie pojdzie na podobne rozwiazanie.
– Moze i masz racje – zastanowila sie Laurie.
– Podejrzewam, ze chodzi tu o cos jeszcze. Mamy zbyt wiele nie wyjasnionych faktow od nonsensu zwiazanego z DQ alfa az po organizm Franconiego wolny od srodkow immunosupresyjnych. Cos pominelismy, cos kluczowego i niespodziewanego.
– Swietna robota! – zawolala Laurie. – Jednego jestem pewna, ciesze sie, ze oddalam tobie ten przypadek.
– Wielkie dzieki. To naprawde frustrujaca sprawa. Ale zostawmy nieprzyjemne rzeczy. Wczoraj na koszu Warren powiedzial mi, ze Natalie pytala o ciebie. Co bys powiedziala na wspolna kolacje i moze kino w weekend, zakladajac, ze nie maja innych planow?
– Z radoscia przyjmuje zaproszenie. Mam nadzieje, ze powiedziales Warrenowi, ze ja tez o nich pytalam?
– Owszem – przyznal. – Nie zebym zmienial temat, ale coz tam wydarzylo sie dzisiaj u ciebie? Posunelas sie nieco w rozwiazywaniu zagadki znikniecia ciala Franconiego? Informacja od Lou o wmieszaniu sie zorganizowanej przestepczosci nie wyjasnia wszystkiego. Potrzebujemy wiecej szczegolow.
– Niestety nie. Zatrzymaly mnie autopsje. Dopiero co skonczylam. Nie zrobilam dzisiaj nic z tego, co zaplanowalam.
– To niedobrze – zauwazyl Jack z usmiechem. – Przy moim braku postepow moze bede musial polegac na twoim sledztwie.
Obiecali sobie jeszcze porozmawiac przez telefon na temat planow na weekend i Laurie poszla do swojego pokoju. Z dobrymi intencjami usiadla za biurkiem i zaczela przegladac raporty z laboratorium i pozostala korespondencje, ktora przyszla w ciagu dnia, a odnosila sie do innych, nie zalatwionych jeszcze do konca przypadkow. Jednak szybko stwierdzila, ze trudno jej sie skoncentrowac.
Stwierdzenie Jacka, ze liczyl na nia w rozwiazaniu zagadki Franconiego, zrodzilo w niej poczucie winy za to, ze nie ma nawet hipotezy, jak cialo moglo zniknac z kostnicy. Majac swiadomosc, ile pracy sam wlozyl w wyjasnienie sprawy, postanowila zdwoic wysilki.
Wziela czysta kartke i zaczela spisywac na niej wszystko, co powiedzial jej Marvin. Intuicja podpowiadala jej, ze tajemnicze znikniecie Franconiego jest jakos zwiazane z wywiezieniem dwoch cial tamtej nocy. A teraz, kiedy Lou twierdzil, ze rodzina Lucia jest wmieszana w cala rzecz, byla niemal pewna, ze i Dom Pogrzebowy Spoletto jest wplatany w sprawe.
Raymond odlozyl sluchawke i podniosl wzrok na Darlene, ktora weszla do gabinetu.
– No i? – spytala. Blond wlosy zwiazane miala z tylu glowy w konski ogon. Jezdzila na rowerze do cwiczen i byla ubrana w bardzo seksowny kostium sportowy.
Raymond rozparl sie w fotelu i westchnal. Nawet sie usmiechnal.
– Sprawy zdaja sie wracac do normy – powiedzial. – Dzwonil urzednik z GenSys odpowiedzialny za nasza operacje. Samolot bedzie przygotowany na jutro wieczor, wiec polece do Afryki. Oczywiscie zatrzymamy sie gdzies, zeby zatankowac, ale nie wiem gdzie.
– Bede mogla poleciec z toba? – zapytala Darlene z nadzieja w glosie.
– Obawiam sie, kochanie, ze nie. – Wzial dziewczyne za reke. Zdawal sobie sprawe, ze przez ostatnie dni byl trudny w obejsciu i czul sie z tego powodu zle. Poprowadzil ja za reke wokol biurka i przyciagnal do siebie. Usiadla mu na kolanach. W tej samej chwili pozalowal. Nie byla taka lekka, jak sie wydawalo.
– W drodze powrotnej bedziemy mieli zbyt wielu pasazerow: pacjenta i caly zespol chirurgiczny – tlumaczyl spokojnie, ale twarz mu poczerwieniala.
Darlene westchnela i poskarzyla sie:
– Nigdy nigdzie nie jezdze.
– Nastepnym razem – jeknal Raymond, jakby mial za chwile wyzionac ducha, klepnal Darlene w posladek i zachecil ja do wstania. – To krotka podroz. Tam i z powrotem. Nie ma co liczyc na zabawe.
Darlene wybiegla z pokoju, wybuchajac nagle placzem. W pierwszej chwili zamierzal pojsc i pocieszyc ja, ale rzut oka na zegarek powstrzymal go. Bylo po pietnastej, a w Cogo po dwudziestej pierwszej. Jesli chcial porozmawiac z Siegfriedem, to powinien juz zadzwonic. Zadzwonil do domu szefa Strefy. Gospodyni przelaczyla do jego gabinetu.
– Sprawy ida dobrze? – zapytal Raymond, spodziewajac sie potwierdzenia.
– Znakomicie. Ostatnie wiesci o samopoczuciu pacjenta nie moglyby byc lepsze.
– To budujace.
– Czuje, ze nasze premie wkrotce wplyna na konta.
– Oczywiscie – odparl Raymond, chociaz wiedzial, ze w tej sprawie nastapi pewna zwloka. Wobec koniecznosci wyplacenia Vinniemu Dominickowi dwudziestu tysiecy dolarow gotowka, premie beda musialy poczekac az do nastepnej wplaconej zaliczki. – A jak wyglada sytuacja z Kevinem Marshallem?
– Wraca do normy, jesli nie liczyc tego, ze raz wrocili do zastrzezonego obszaru.
– To nie brzmi jak powrot do normy.
– Uspokoj sie. Wrocili tylko po okulary, ktore zgubila Melanie Becket. W kazdym razie wyprawa skonczyla sie ostrzelaniem ich przez zolnierzy, ktorych tam poslalem – zasmial sie serdecznie na wspomnienie tamtego incydentu.
Raymond musial poczekac, az Siegfried sie uspokoi.
– Co w tym zabawnego? – zapytal.
– Ci tepoglowi zolnierze przestrzelili Melanie szyby w samochodzie. Wsciekla sie, ale efekt zostal osiagniety. Teraz jestem calkiem pewny, ze beda sie trzymac z daleka od wyspy.
– Mam nadzieje, ze tak bedzie.
– Poza tym dzis po poludniu mialem okazje wypic drinka z tymi babkami. Mam przeczucie, ze nasz klopotliwy poszukiwacz wplatal sie w cos ryzykownego.
– O czym ty mowisz? – zapytal znowu zaniepokojony Raymond.
– Nie wierze, zeby tracil czas i energie na zamartwianie sie jakims dymem nad wyspa. Moim zdaniem wplatal sie w trojkat milosny.
– Powaznie? – Podobny pomysl odnosnie do Kevina Marshalla wydal sie Raymondowi calkiem niedorzeczny. Ile razy kontaktowal sie z Kevinem, nigdy nie zauwazyl u niego najslabszego nawet zainteresowania plcia przeciwna. Wiadomosc, ze nabral ochoty i ma dosc wigoru nie tylko dla jednej, ale od razu dwoch, byla smieszna.
– Takie skojarzenie przyszlo mi do glowy. Powinienes slyszec, jak te dwie rozprawialy o 'oryginalnym i milym badaczu'. Tak go nazywaly. Szly wlasnie do niego na kolacje. O ile mi wiadomo, to pierwsze towarzyskie spotkanie, w ktorym bral udzial, a mieszkam tuz naprzeciw.
– Powinnismy byc wdzieczni – powiedzial Raymond.
– Zazdrosni jest chyba lepszym slowem – odparl Siegfried i wybuchnal na nowo gromkim smiechem, co wyraznie zaczelo grac Raymondowi na nerwach.
– Chcialem powiedziec, ze wylatuje jutro wieczorem. Nie wiem, o ktorej bede w Bata, bo nie mam pojecia, gdzie wypadnie nam srodladowanie. Zadzwonie z lotniska, na ktorym bedziemy tankowac, albo poprosze pilota, zeby poinformowal was droga radiowa.
– Ktos przylatuje z toba? – spytal Siegfried.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Watpie, bo w drodze powrotnej mamy prawie komplet na pokladzie.
– Bedziemy cie oczekiwac – obiecal Siegfried.