powie, co sadzi.
– Dobry pomysl – zgodzil sie Malovar. Spojrzal na Jacka. – Moglbys to zostawic na noc? Rano bede sie widzial z doktorem Hammersmithem.
– Kim jest doktor Hammersmith? – spytal Jack.
– To patolog weterynarii – wyjasnil doktor Osgood.
– Jesli o mnie chodzi, moze byc – zgodzil sie Jack. Wczesniej nie pomyslal o tym, by podsunac preparat patologowi weterynarii.
Podziekowal obu naukowcom, wyszedl z laboratorium i wstapil do sekretariatu. Zapytal, czy moze skorzystac z telefonu. Sekretarka wskazala aparat na jednym z biurek i powiedziala, zeby przekrecil przez dziewiec, jezeli chce wyjsc na miasto. Zadzwonil na policje, do Lou.
– Czesc, swietnie, ze dzwonisz. Zdaje sie, ze mam tu troche ciekawego materialu. Po pierwsze samolot jak samolot. To G4. Mowi ci to cos?
– Nie sadze. – Z tonu Lou mozna bylo wnioskowac, ze powinno.
– To znaczy Gulfstream 4 – wyjasnil Lou. – Cos jak rolls-royce wsrod odrzutowcow. Jakies dwadziescia milionow zielonych.
– Jestem pod wrazeniem.
– Powinienes byc. No dobra, spojrzmy, co tu jeszcze mam. O, tak. Samolot jest wlasnoscia Alpha Aviation z Reno w Nevadzie. Slyszales kiedys o nich?
– Nie. A ty?
– Tez nie. To musi byc towarzystwo leasingowe. Co jeszcze? Aha, to moze bedzie najbardziej interesujace. Moj znajomy z imigracyjnego zadzwonil, dasz wiare, do swojego kumpla Francuza, do jego domu, i zapytal o wakacje Carla Franconiego we Francji. Ten francuski urzednik polaczyl sie przez swoj domowy PC z baza danych ich wydzialu imigracyjnego i wiesz co…?
– Siedze jak na iglach – przynaglil go Jack.
– Franconi nigdy nie odwiedzil Francji! Chyba ze na falszywych papierach z falszywym nazwiskiem. Nie ma sladu informacji o jego przyjezdzie i wyjezdzie.
– To co z tym bezspornym faktem, ze samolot przylecial z Lyonu? – zapytal Jack.
– Nie irytuj sie.
– Nie irytuje sie. Wracam tylko do tego, co mowiles o zgodnosci informacji wydzialu imigracyjnego z ksiega lotow i tak dalej.
– Informacje sie zgadzaja. Stwierdzenie, ze samolot przylecial z Lyonu, nie oznacza, ze ktokolwiek musial z niego tam wysiadac. To mogl byc tylko przystanek dla uzupelnienia paliwa.
– Dobra uwaga – pochwalil Jack. – Nie pomyslalem o tym. Jak mozemy to wyjasnic?
– Sadze, ze bede musial jeszcze raz zadzwonic do mojego znajomego z FZL – stwierdzil Lou.
– Znakomicie. Wracam do biura w zakladzie. Chcesz, zebym zadzwonil, czy wolisz sam zatelefonowac do mnie?
– Zadzwonie – odparl Lou.
Najpierw Laurie spisala wszystko, co zapamietala z wyjasnien Marvina w sprawie procedury wywozenia cial do zakladow pogrzebowych, a nastepnie odlozyla kartke na bok i zajela sie dokumentacja innych spraw. Po polgodzinie znowu po nia siegnela.
Majac teraz umysl oczyszczony, swiezym okiem sprobowala przeanalizowac zdarzenia jeszcze raz – krok po kroku. Juz po krotkiej chwili odczytywania notatek cos wpadlo jej do glowy: mianowicie czestotliwosc, z jaka pojawial sie termin 'numer sprawy'. Oczywiscie, nie byla zaskoczona. W koncu taki numer nalezal sie kazdemu martwemu, tak jak numer ubezpieczenia kazdemu zywemu. Taki sposob identyfikacji pozwalal kostnicy utrzymywac wlasciwy porzadek w dokumentacji tysiecy przyjetych i przebadanych cial. Pierwszym krokiem po wniesieniu ciala do kostnicy bylo nadanie mu numeru sprawy, drugim przywiazanie do duzego palca stopy denata karteczki z tym numerem.
Spogladajac na slowo 'sprawy', Laurie z zaskoczeniem zorientowala sie, ze nie potrafilaby go zdefiniowac. Slowa tego po prostu uzywala co dzien i nie zastanawiala sie nad nim. Kazdy raport laboratoryjny, preparaty, zdjecia rentgenowskie, raporty wywiadowcow, kazdy wewnetrzny dokument, wszystko bylo opatrzone numerem sprawy. W kazdym razie numer byl wielokrotnie wazniejszy od nazwiska ofiary.
Wziela z polki slownik i poszukala hasla 'sprawa'. Zaczela czytac definicje, ale ani jedna nie pasowala do kontekstu, w jakim slowo bylo uzywane w Zakladzie Medycyny Sadowej, az do ostatniego podanego znaczenia. Mowilo sie o 'okolicznosciach', w innym znaczeniu o 'rzeczy do zalatwienia', dla sprawy mozna bylo nawet poswiecic zycie. Wlasciwie 'numer sprawy' mozna bylo zastapic 'numerem przyjecia'.
Zaczela szukac numerow i nazwisk osob zabranych z zakladu w tamta noc 4 marca, kiedy zniknelo rowniez cialo Franconiego. Wreszcie znalazla skrawek papieru wsuniety pod tacke z preparatami. Napisala: Dorothy Kline nr 101455 i Frank Gleason nr 100385.
Dopiero teraz, kiedy zwrocila uwage na numery, zdala sobie sprawe, ze roznia sie od siebie o ponad tysiac. To bylo dziwne, poniewaz numery przydzielano systematycznie. Znajac zwykly ruch w kostnicy, latwo mogla sobie wyobrazic, ze taka roznica przekladala sie na kilka tygodni. Ciala musialy zostac przyjete w takim wlasnie odstepie czasu.
Roznica czasu byla tym bardziej zastanawiajaca, ze ciala w kostnicy zostawaly raczej przez kilka dni. Numer Franka Gleasona wprowadzila wiec do komputera. To wlasnie jego cialo odebrali ludzie z Domu Pogrzebowego Spoletto.
To, co pokazalo sie na ekranie, wprawilo ja w zdumienie.
– Rany boskie! – zawolala Laurie.
Lou spedzal urocze chwile. Wbrew powszechnemu romantycznemu wyobrazeniu o pracy detektywa, byla to robota wyczerpujaca i niewdzieczna. Tymczasem Lou siedzial teraz wygodnie w biurze i odbywal wielce owocne rozmowy przez telefon. Sprawialy mu przyjemnosc, ale okazaly sie tez naprawde pomocne. Poza tym milo bylo pogadac ze starymi przyjaciolmi.
– Niech mnie kule, Soldano! – przywital go Mark Servert. Mark byl wlasnie tym znajomym z FZL w Oklahoma City. – Nie mialem od ciebie znaku od ponad roku, a teraz prosze, drugi raz tego samego dnia. To musi byc wazna sprawa.
– Mamy zagwozdke. W zwiazku z tym mam jeszcze jedno pytanie. Dowiedzielismy sie, ze G4, w ktorego sprawie wczesniej dzwonilem, przylecial z Lyonu we Francji i wyladowal na Teterboro w New Jersey dwudziestego dziewiatego stycznia. Jednak gosc, ktorym sie interesujemy, nie przeszedl przez francuska kontrole paszportowa. Zastanawiamy sie wiec, czy mozna sie dowiedziec, skad samolot numer N69SU przylecial do Lyonu.
– To proste pytanie. Wiem, ze MOLC…
– Chwileczke, uzywaj skrotow, jak musisz. Co to jest MOLC?
– Miedzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego – wyjasnil Mark. – Wiem, ze rejestruja wszystkie loty do i z Europy.
– Swietnie. Mozesz tam do kogos zadzwonic?
– Ktos by sie znalazl. Ale mysle, ze to nie na wiele sie zda. Kasuja wszystkie zapisy po pietnastu dniach. Nie archiwizuja tego.
– No to cudownie – skomentowal z sarkazmem Lou.
– Tak samo postepuja w Europejskim Centrum Kontroli Ruchu Lotniczego w Brukseli. Przy tej liczbie lotow musieliby zgromadzic za duzo materialow.
– Wiec nie ma sposobu.
– Mysle.
– Zadzwon do mnie, jak wpadniesz na cos. Bede tu jeszcze przez dobra godzine – poprosil Lou.
– Jasne, chetnie pomoge – obiecal Mark.
Lou juz odkladal sluchawke, kiedy uslyszal jeszcze swoje imie.
– Poczekaj, przyszlo mi cos do glowy. Jest taka organizacja Centralny Zarzad Ruchu Lotniczego z siedzibami w Paryzu i w Brukseli. To chyba jedyni, ktorzy prowadza rejestr startow i ladowan. Obejmuja cala Europe z wyjatkiem Austrii i Slowenii. Nie mam pojecia, dlaczego akurat te dwa kraje nie wlaczyly sie do programu. Wiec