Cassi zastygla w milczeniu. Rozleglo sie pukanie do drzwi.

Joan wyjrzala na korytarz i stanela oko w oko z zaplakana Maureen Kavenaugh.

– Przepraszam bardzo, ale doktor Cassidy jest w tej chwili zajeta. Zanim Maureen zdazyla sie odezwac, zamknela drzwi.

– Usiadz teraz, Cassi – zwrocila sie do przyjaciolki stanowczym tonem.

Cassi usiadla. Koniecznosc podporzadkowania sie byla tym, co odpowiadalo stanowi jej ducha.

– Swietnie – powiedziala Joan. – A teraz posluchaj, co ci powiem. Wiem, ze bardzo przezywasz klopoty z okiem. Ale chyba chodzi o cos wiecej.

Cassi miala okazje jeszcze raz przekonac sie, jak latwo rozwiazuje jezyk umiejetnie prowadzona przez psychiatre rozmowa. Joan budzila w niej zaufanie – co do tego nie miala najmniejszej watpliwosci. Cassi mogla byc pewna jej dyskrecji. A jednoczesnie czula wielka potrzebe podzielenia sie z kims swoimi zmartwieniami – koniecznosc zrozumienia i wsparcia.

– Sadze, ze Thomas przyjmuje narkotyki – powiedziala Cassi tak cicho, ze Joan ledwo ja uslyszala. Ani jeden miesien nie drgnal w jej twarzy.

– Co za narkotyki? – zapytala.

– Deksedryne, percodan i talwin – przynajmniej o tych trzech wiem na pewno.

– Talwin jest dosc popularny wsrod lekarzy – stwierdzila Joan. – Jak czesto je przyjmuje?

– Nie wiem. W kazdym badz razie jego praca nie cierpi na tym w najmniejszym stopniu. Jak zwykle pracuje bardzo duzo.

– No, no… – krecila glowa Joan. – Czy Thomas zdaje sobie sprawe z tego, ze wiesz o jego slabosci?

– Wie, ze podejrzewam go o deksedryne. Nie ma pojecia, ze wiem rowniez o pozostalych – przynajmniej tak bylo do niedawna. – Cassi sadzila, ze Patrycja nie zdazyla uprzedzic Thomasa o jej ostatniej wizycie w jego gabinecie.

– Istnieje delikatne okreslenie tego rodzaju przypadlosci – 'lekarz uposledzony' – powiedziala Joan. – Niestety, tacy lekarze nie sa u nas rzadkim zjawiskiem. Byc moze powinnas cos niecos przeczytac na ten temat: w literaturze medycznej pisze sie o tym sporo, chociaz sami lekarze niechetnie zabieraja glos w tej sprawie. Dam ci troche wycinkow prasowych. Powiedz mi jeszcze, czy w zachowaniu sie Thomasa nastapily jakies istotne zmiany – na przyklad czy wprawia w zaklopotanie innych swoim sposobem bycia lub tez nie zjawia sie na umowione spotkania?

– Nic podobnego – oswiadczyla Cassi. – Jak juz powiedzialam, Thomas pracuje wiecej niz kiedykolwiek przedtem. Przyznaje jednak, ze obecnie czerpie z tego co robi mniej przyjemnosci niz dawniej. I chyba ostatnio przejawia mniej tolerancji.

– Tolerancji wobec czego?

– Wobec wszystkiego. Wobec ludzi, wobec mnie. Nawet wobec swojej matki, ktora mieszka z nami.

Joan wzniosla do gory oczy. Niewiele tu mogla pomoc.

– Nie jest tak zle – zauwazyla Cassi.

– Tez tak sadze – cynicznie stwierdzila Joan.

W ciagu kilku nastepnych minut obie kobiety obserwowaly sie wzajemnie, zachowujac milczenie.

Wreszcie, jakby od niechcenia, Joan zapytala: – Jak wyglada wasze wspolzycie malzenskie?

– Co masz na mysli? – Cassi odparla wymijajaco.

Joan odchrzaknela. – Bardzo czesto lekarze uzywajacy narkotykow cierpia przejsciowo na impotencje i nawiazuja stosunki pozamalzenskie.

– Thomas nie ma czasu na pozamalzenskie stosunki – bez wahania zaprotestowala Cassi.

Joan skinela ze zrozumieniem glowa: Thomas wcale nie wygladal na 'lekarza uposledzonego'.

– Wiesz, Cassi – zauwazyla Joan – twoje spostrzezenia o nadmiernej pracowitosci Thomasa i o tym, ze czerpie niewiele przyjemnosci z pracy, sa ze soba troche sprzeczne. Wielu chirurgow cechuje narcyzm, co odbija sie na ich stosunku do otoczenia.

Cassi nie odpowiedziala; uwaga Joan nie byla pozbawiona sensu.

– W porzadku, to jest sprawa do przemyslenia – rzekla Joan. – To, ze sukces Thomasa moze stac sie problemem, jest nawet bardzo interesujace. Mezczyzni o narcystycznej postawie zwykle dobrze funkcjonuja w okreslonych ukladach – zwlaszcza w warunkach zawodowej rywalizacji.

– Thomas stwierdzil, ze nie ma tutaj z kim rywalizowac – odparla Cassi.

W tym momencie zadzwonil telefon. Sposob, w jaki Cassi podniosla sluchawke, swiadczyl, ze jest juz mniej przygnebiona. Dzwonil Robert Seibert.

Rozmowa trwala krotko. Po jej zakonczeniu Cassi oznajmila Joan, ze Robert jest w siodmym niebie, poniewaz natrafil na kolejny przypadek SSD.

– To wspaniale – sarkastycznie stwierdzila Joan. – Jesli masz zamiar zaprosic mnie na sekcje zwlok, to bardzo ci dziekuje, ale nie skorzystam.

Cassi rozesmiala sie. – Nie, ja tez sie na nia nie wybieram. Od samego rana jestem umowiona z pacjentami, ale mam sie spotkac z Robertem przy obiedzie i porozmawiac o wynikach. – W tym momencie spojrzala na zegarek. – Och! Juz jestem spozniona na odprawe.

Odprawa przebiegala sprawnie. W nocy nic szczegolnego sie nie zdarzylo, nie przyjeto nowych pacjentow. Dyzurni stazysci mogli spac spokojnie przez okragle dziewiec godzin, co pozostali przyjeli z zazdroscia. Cassi poruszyla sprawe siostry Maureen Kavenaugh; wszyscy byli zgodni, ze Cassi powinna zachecic Maureen do nawiazania osobistego kontaktu z siostra. Zgodnie orzekli, ze warto podjac ryzyko wciagniecia siostry pacjentki do procesu leczenia.

Cassi poinformowala takze zespol o wyraznej poprawie stanu pulkownika Bentwortha oraz o jego probach pozyskania jej sobie. Jacob Levine uznal obie te okolicznosci za nader interesujace, lecz jednoczesnie przestrzegl Cassi przed wysnuwaniem z nich pochopnych wnioskow.

– Pamietaj, ze ludzie z pogranicza bywaja nieobliczalni – powiedzial zdejmujac z nosa okulary i wymachujac nimi.

Odprawa zakonczyla sie wczesniej niz zwykle, gdyz wyczerpano rutynowe tematy. Cassi nie przyjela zaproszenia na kawe, bo nie chciala sie spoznic na rozmowe z pulkownikiem Bentworthem. Gdy wrocila do biura, czekal juz na nia przed drzwiami.

– Dzien dobry – przywitala go jak potrafila najpogodniej, otwierajac drzwi biura.

Pulkownik w milczeniu wszedl za nia do pokoju i usiadl. Cassi umyslnie zajela miejsce za biurkiem. Nie wiadomo dlaczego obecnosc pulkownika pozbawiala ja zawodowej pewnosci siebie, szczegolnie gdy patrzyl na nia przenikliwie niebieskimi oczami, ktore przypominaly jej oczy Thomasa. Byly tak samo zadziwiajaco turkusowe.

Bentworth – podobnie jak ostatnim razem – wcale nie wygladal na pacjenta. Byl nienagannie ubrany i roztaczal wokol siebie wladcza atmosfere. O tym, ze jest to ta sama osoba, ktora Cassi przyjela do szpitala przed kilkoma tygodniami, swiadczyly jedynie oparzenia na przedramieniu.

– Nie wiem, jak zaczac – odezwal sie Bentworth.

– Niech pan zacznie od tego, dlaczego zmienil pan swoje zapatrywania na rozmowe ze mna. Do tej pory nie chcial pan brac udzialu w indywidualnej terapii.

– Mam byc szczery?

– Chyba tak bedzie najlepiej.

– Powiem wiec prosto z mostu: chodzi mi o przepustke na weekend.

– Decyzja o przepustce podejmowana jest przez grupe. Terapia grupowa byla obecnie glownym srodkiem stosowanym wobec Bentwortha.

– To prawda – odparl pulkownik – ale te cholerne sukinsyny nie zgadzaja sie. Wiem o tym, ze pani ma prawo nie brac pod uwage ich decyzji.

– A dlaczego mialabym zignorowac ludzi, ktorzy pana znaja najlepiej?

– Oni mnie wcale nie znaja! – zawolal Bentworth, uderzajac dlonia w stol.

Cassi drgnela przestraszona, ale zachowala spokoj. – Taki sposob zachowania z pewnoscia panu nie pomoze – oswiadczyla.

– Jezu Chryste! – zawolal Bentworth zrywajac sie na nogi. Zaczal przemierzac pokoj wielkimi krokami w te i z powrotem. Gdy Cassi nie zareagowala, rzucil sie z powrotem na krzeslo. Widac bylo pulsujaca tetniczke na jego skroni.

Вы читаете Zabawa w Boga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату