– Czasami mysle, ze najlepiej byloby sie poddac – stwierdzil.

– Dlaczego panska grupa uwaza, ze nie powinien pan otrzymac przepustki? – zapytala Cassi. Nie miala najmniejszego zamiaru uwierzyc teatralnym gestom.

– Nie wiem – odparl pulkownik.

– Nawet nie domysla sie pan?

– Nie lubia mnie. Czy to nie wystarcza? To sa skonczone ofermy. Inteligenci, pozal sie Boze.

– Czyzby ich pan nienawidzil?

– Tak, nienawidze ich wszystkich.

– To sa ludzie podobni do pana i maja podobne problemy. Bentworth nie od razu odpowiedzial, a Cassi tymczasem usilowala sobie przypomniec, czego sie dowiedziala z lektury o leczeniu ludzi z pogranicza. Rzeczywistosc byla bardziej skomplikowana, niz najlepsza nawet teoria. Z podrecznikow wiedziala, ze to ona – jako lekarz – powinna odgrywac 'konstruktywna' role w procesie leczenia, ale w tej chwili nie miala pojecia, co to ma oznaczac.

– Paradoksalne jest to, ze ich potrzebuje, choc jednoczesnie nienawidze – Bentworth potrzasnal przy tym glowa, jakby byl speszony tym, co mowi. – Wiem, ze to zabrzmi dziwnie, ale ja nie lubie byc sam – nie ma dla mnie nic gorszego niz samotnosc. Gdy jestem sam, musze pic, a alkohol mnie oszolamia. Nic na to nie poradze.

– Co sie wtedy dzieje? – zapytala Cassi.

– Wtedy zawsze otrzymuje jakas propozycje. To regula. Jakis gogus mnie spostrzega i domysla sie, ze jestem pedalem, wiec podchodzi i zaczyna rozmowe. Wszystko konczy sie tak, ze bije goscia na miazge. Umiem robic uzytek ze swoich rak – jedyna rzecz, ktorej sie nauczylem w wojsku.

Cassi pamietala z lektury, ze osoby z pogranicza pragna zazwyczaj uchronic sie przed homoseksualnymi kontaktami. Homoseksualizm stanowil niewatpliwie interesujaca dziedzine, do ktorej miala zamiar wrocic w nastepnych rozmowach, ale w tej chwili nie czula sie jeszcze do tego przygotowana.

– A co z panska praca? – zapytala, pragnac zmienic temat.

– Jesli mam byc szczery, wojsko mnie juz zmeczylo, mam go dosc. Poczatkowo bawilo mnie tam wspolzawodnictwo. Obecnie jestem juz pulkownikiem, wiec nie mam z kim rywalizowac. O generalskie szlify nie mam zamiaru sie ubiegac – zazdroszczono by mi ich. Nie mam juz o co sie starac – pozostalo uczucie pustki.

– Uczucie pustki? – jak echo powtorzyla Cassi.

– Tak, pustki. Takie samo jak po kilku miesiacach wspolzycia z ta sama kobieta. Poczatkowo wszystko jest piekne i podniecajace, po kilku jednak miesiacach powszednieje, a wtedy pojawia sie to uczucie. Nie umiem tego inaczej wytlumaczyc. Cassi zagryzla warge.

– Idealne stosunki z kobieta – ciagnal Bentworth – moga trwac najwyzej jeden miesiac. Potem nasza ukochana znika, a na jej miejsce pojawia sie inna. To najlepsze rozwiazanie.

– A jednak byl pan zonaty.

– Tak, bylem zonaty. Malzenstwo trwalo rok. Omal jej nie zabilem. Caly czas tylko narzekala.

– A czy teraz pan zyje z jakas kobieta?

– Nie. Dlatego znajduje sie tutaj. W przeddzien awantury w barze opuscila mnie. Znalem ja zaledwie od kilku tygodni, ale poznala innego i wyprowadzila sie do niego. Wlasnie z tego powodu chce wyjsc na przepustke. Ona ma klucz do mojego mieszkania i boje sie, ze mnie okradnie.

– Dlaczego wiec nie zadzwoni pan do kogos z przyjaciol i nie poprosi o wymiane zamka? – zapytala Cassi.

– Ja nikomu nie ufam – oswiadczyl Bentworth, podnoszac sie z miejsca. – Prosze mi w koncu powiedziec, czy ma pani zamiar wydac mi te przepustke, czy niepotrzebnie tracimy czas?

– Te sprawe porusze na nastepnej odprawie – oswiadczyla Cassi. – Musimy ja najpierw przedyskutowac.

Bentworth pochylil sie nad biurkiem. – Jednego nauczylem sie w tym szpitalu: nienawidzic wszystkich psychiatrow. Wydaje sie im, ze sa cholernie madrzy, ale to nieprawda. Sa o wiele bardziej zwariowani niz ja.

Cassi spojrzala mu w oczy i przerazila sie – tak bardzo staly sie lodowate. Przyszlo jej do glowy, ze pulkownik Bentworth powinien byc oddany pod nadzor. Dopiero po chwili uprzytomnila sobie, ze wlasnie tu znajduje sie pod nadzorem.

Cassi zapukala do drzwi ciasnego biura Roberta. Siedzial zajety nad cytoskopem; gdy ja ujrzal, twarz rozpromienil mu usmiech. Zerwal sie tak energicznie, by usciskac Cassi, ze odrzucony do tylu fotel na kolkach potoczyl sie pod sama sciane.

– Zle wygladasz – stwierdzil przygladajac sie jej badawczo. – Czy cos sie stalo?

Cassi odwrocila sie. Miala juz dosc rozmow na ten temat.

– Jestem po prostu zmeczona. Sadzilam, ze na psychiatrii bedzie latwiej.

– To moze wrocisz na patologie? – zapytal zartobliwie podsuwajac jej krzeslo. Pochylil sie do przodu i polozyl rece na jej kolanach. Gdyby to uczynil inny mezczyzna, poczulaby sie skrepowana, ale w przypadku Roberta ten gest mial pokrzepiajaca wymowe.

– Czego sie napijesz? Kawy? Soku pomaranczowego? A moze czegos innego?

Cassi potrzasnela odmownie glowa. – Gdybys mogl mi podarowac troche snu! Jestem wyczerpana, a musze wieczorem jechac na przyjecie do Ballantine'ow, do Manchester.

– To cudownie! – paplal dalej Robert. – Co wlozysz na siebie? Cassi podniosla oczy do gory z udana rozpacza. Byla zmuszona wyjasnic Robertowi, ze przyszla do niego nie po to, by rozmawiac o swojej garderobie – o ktorej zreszta mial niezle pojecie – ale o wynikach sekcji zwlok.

Robert udal bardzo obrazonego: – Zawsze przychodzisz do mnie tylko w interesach. A ja pamietam, ze kiedys bylismy przyjaciolmi!

Cassi wyciagnela reke, zeby uscisnac serdecznie dlon Roberta, ten jednak uchylil sie i cofnal swoj fotel. Oboje rozesmieli sie. Cassi westchnela uswiadamiajac sobie, ze poczula sie nagle znacznie lepiej. Robert dzialal na nia krzepiaco.

– Czy twoj malzonek powiedzial ci, ze mnie wsparl na ostatniej konferencji chirurgow?

– Nie – odparla zdziwiona. Nigdy nie wspominala nikomu o niecheci, jaka Thomas zywil do Roberta; zdawala sobie sprawe, ze obaj musieli przy jakichs okazjach spotkac sie ze soba chociaz kilka razy.

– Popelnilem duzy blad. Nie wiem dlaczego przyszlo mi do glowy, ze uciesze bardzo kardiochirurgow, jesli im powiem o SSD,

i postanowilem wstepnie przedstawic sprawe na wczorajszej konferencji. Okazalo sie, ze nie moglem nic gorszego zrobic. Wyniki moich badan potraktowali jako swoisty rodzaj krytyki ich pracy. Kiedy skonczylem mowic, Ballantine zaczal wytrzasac sie nade mna, dopoki Thomas mu nie przerwal, zadajac inteligentne pytanie. Po tym padlo jeszcze kilka innych i w ten sposob uniknalem totalnej porazki. Dzis rano dostalem 'wycisk' od szefa oddzialu. Zdaje sie, ze George Sherman poprosil go, aby na przyszlosc trzymal mnie w ryzach.

Zaskoczona Cassi poczula wdziecznosc do Thomasa za interwencje. Zastanawiala sie, czemu Thomas jej o tym nie wspomnial, w koncu jednak uprzytomnila sobie, ze nie mial okazji; podczas ostatniego spotkania rozmawiali tylko o jej oku.

– Byc moze bede zmuszony odwolac nieprzyjemne rzeczy, ktore powiedzialem o twoim mezu – dodal Robert.

Nastala klopotliwa cisza. Cassi nie miala ochoty mowic w tej chwili o swoich uczuciach.

– Wiec dobrze – powiedzial Robert zacierajac rece z zapalem. – Do roboty! Jak ci juz powiedzialem przez telefon, zdaje sie, ze znalazlem kolejny przypadek SSD.

– Czy rowniez sinica, tak jak ostatnio? – zapytala Cassi rada ze zmiany tematu.

– Nic podobnego – odparl Robert. – Chodz ze mna, cos ci pokaze. Zerwal sie z fotela i pociagnal Cassi za soba do znajdujacej sie obok sali, gdzie na stole z nierdzewnej stali lezaly zwloki mlodego Murzyna. Rutynowe ciecie w ksztalcie litery 'Y' bylo spiete duzymi szwami.

– Poprosilem, zeby zwloki jeszcze zostawiono, gdyz chcialem ci cos pokazac – oznajmil Robert.

Podszedl do zwlok i wlozywszy kciuk w usta Jeoffry'ego Washingtona, odciagnal w dol jego dolna szczeke. – Spojrz tutaj.

Z rekami zalozonymi do tylu Cassi pochylila sie nad trupem i zajrzala mu w usta. Jezyk byl pogryziony jak kawalek miesa.

– Pogryzl wlasny jezyk – zauwazyl Robert. – Najwidoczniej mial atak padaczki.

Вы читаете Zabawa w Boga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату