ktory zaczynal pulsowac mu w skroniach, i deksedryne na pobudzenie. Na przyjeciu powinien byc przytomny.
Cassi od razu wyczula ogromna zmiane na gorsze, gdy juz jechali na przyjecie. Slyszala Patrycje i domyslila sie, ze byla u Thomasa. Z pewnoscia wszystko mu powiedziala, a poniewaz nie mial dzis dobrego humoru, nie mogla wybrac gorszej pory na przekazanie mu swoich rewelacji.
Cassi zrobila wszystko, zeby wygladac jak najlepiej. Po przyjeciu wieczornej dawki insuliny wykapala sie i umyla wlosy. Nastepnie wlozyla jedna z polecanych jej przez Roberta kreacji. Byla to stylowa sukienka z brazowego aksamitu, miala bufiaste rekawy i obcisly stanik.
Na jej widok Thomas nie odezwal sie ani slowem. Prowadzil samochod z brawurowa predkoscia. Bardzo pragnela, zeby mial zyczliwego sobie przyjaciela – niestety, mial niewielu przyjaciol. Przyszlo jej na mysl ostatnie spotkanie z pulkownikiem Bentworthem, potem pomyslala o Maureen Kavenaugh – nie, to przeciez oczywista bzdura porownywac swojego meza z osoba z pogranicza; co innego samej sie z nia identyfikowac. Zeby przestac myslec o tamtych sprawach, postanowila obserwowac krajobraz. Byla ciemna, ponura noc.
Dom Ballantine'ow – podobnie jak Thomasa – byl zwrocony frontem do oceanu. Ale na tym konczylo sie podobienstwo miedzy obu budynkami. Byla to duza, zbudowana z kamienia rezydencja, znajdujaca sie w posiadaniu rodziny Ballantine'ow juz od okolo stu lat. Aby zdobyc pieniadze na utrzymanie domu, doktor Ballantine sprzedal czesc parceli; mimo to z okien domu nie bylo widac zadnego innego budynku, dzieki czemu jego mieszkancy mogli miec wrazenie, ze znajduja sie na wsi.
Kiedy wyszli z samochodu Cassi spostrzegla, ze Thomas ma dreszcze, a jego ruchy podczas wchodzenia po schodach sa troche nieskoordynowane. O Boze, czego on sie znowu nalykal?!
Zachowanie Thomasa uleglo radykalnej zmianie, gdy znalazl sie wsrod uczestnikow przyjecia. Cassi ze zdumieniem podziwiala te niezwykla przemiane, choc juz nieraz mogla sie przekonac, z jaka latwoscia – mimo zlego nastroju – Thomas potrafil stac sie mily i ujmujacy. Gdyby tylko zechcial stac sie taki w stosunku do niej! Doszla do wniosku, ze lepiej bedzie, jesli go zostawi samego. Zaczela sie rozgladac za czyms do zjedzenia, gdyz po wstrzyknieciu insuliny nie wolno bylo dlugo odkladac posilku. Jadalnia znajdowala sie po prawej strome salonu, tam wiec skierowala przede wszystkim kroki.
Thomas byl zadowolony. Tak jak oczekiwal, na przyjecie przybyla wiekszosc czlonkow zarzadu szpitala i dziekani uczelni medycznej. Przylaczywszy sie do pierwszej napotkanej grupy gosci, wypatrywal ich w zatloczonej sali. Chodzilo mu szczegolnie o przewodniczacego zarzadu. Z kieliszkiem w reku zaczal sobie wlasnie torowac przejscie wsrod tlumu gosci, gdy na jego drodze stanal Ballantine.
– Ach, to ty – Ballantine zdazyl juz sporo wypic, w rezultacie czego cienie pod jego oczami zaostrzyly sie, przydajac mu podobienstwa do jamnika. – Ciesze sie, ze cie widze tutaj.
– Wspaniale przyjecie – zauwazyl Thomas.
– Nie uwierzysz – powiedzial Ballantine z wymownym przymruzeniem oka – jakie niezwykle rzeczy dzieja sie dzis w naszym starym szpitalu. Boze, jakie to zadziwiajace.
– O czym wlasciwie mowisz? – zapytal Thomas, cofajac sie o krok. Ballantine strzykal slina, kiedy po kilku kieliszkach wymawial Ballantine przysunal sie blizej. – Chcialbym ci to powiedziec, ale nie moge – szepnal. – Byc moze jednak juz niedlugo bedziesz mogl sie do nas przylaczyc. Czy nie zastanawiales sie nad moja propozycja przyznania ci profesury?
Thomas czul, ze jego cierpliwosc jest na wyczerpaniu. Nie mial nawet ochoty sluchac o swojej profesurze. Nie mial pojecia, co Ballantine mial na mysli mowiac o rzeczach, ktore 'sie dzieja', ale mu sie to nie podobalo. Jego zdaniem, kazda zmiana status quo byla niepozadana. Nagle przypomnial sobie swiatlo w biurze Ballantine'a o drugiej nad ranem.
– Co robiles w swoim biurze dzis w nocy? – zapytal. Twarz Ballantine'a spochmurniala. – Dlaczego o to pytasz?
– Po prostu z ciekawosci – odparl Thomas.
– To jest jakies dziwne pytanie: ni stad, ni zowad – zauwazyl Ballantine.
– Bylem w szpitalu tej nocy i widzialem swiatlo w twoim biurze.
– Moze to sprzataczka – obojetnie wyjasnil Ballantine. Popatrzyl na swoj kieliszek. – Wydaje mi sie, ze wymaga uzupelnienia.
– Zauwazylem rowniez samochod Shermana w garazu – ciagnal Thomas. – Czy to nie dziwny zbieg okolicznosci?
– Ach, samochod – Ballantine machnal reka. – George ma klopoty ze swoim samochodem – chyba instalacja elektryczna. Czy nie masz ochoty na nastepnego drinka? Masz juz prawie pusty kieliszek.
– Czemu nie? – rzekl Thomas. Byl pewien, ze Ballantine klamie. Gdy ten skierowal sie w strone baru, Kingsley ruszyl na poszukiwania przewodniczacego. Dla niego to bylo wazniejsze niz rozmowa z Ballantine'em.
Cassi spedzila troche czasu przy bufecie. Jadla i rozmawiala z innymi paniami. Kiedy upewnila sie, ze ma juz wystarczajaca dla zrownowazenia insuliny liczbe kalorii, postanowila odnalezc Thomasa. Nie miala pojecia, jakie przyjal narkotyki, i martwila sie o niego. W drodze do salonu natknela sie na George'a Shermana.
– Jestes jak zwykle piekna – zauwazyl z cieplym usmiechem.
– Ty tez dobrze sie prezentujesz – odparla Cassi. – Wole cie w smokingu, niz w starym welwetowym garniturze.
George usmiechnal sie niesmialo.
– Chcialem cie zapytac, jak sie czujesz na psychiatrii. Bylem zaskoczony, gdy dowiedzialem sie o twojej decyzji przejscia na ten oddzial. Pod pewnymi wzgledami zazdroszcze ci.
– Nie probuj mnie przekonac, ze przywiazujesz wage do psychiatrii – zreszta jak kazdy chirurg.
– Moja matka cierpiala na ciezka depresje poporodowa, kiedy przyszedl na swiat moj mlodszy brat. Jestem przekonany, ze psychiatrzy ocalili jej zycie. Wybralbym psychiatrie jako swoja specjalnosc, gdybym byl pewien, ze bede dobry w tej dziedzinie. Brak mi chyba wrazliwosci, ktora tutaj jest niezbedna.
– Mowisz glupstwa – stwierdzila Cassi. – Wrazliwosci wcale ci nie brakuje. Przeszkodzila ci raczej biernosc.
George milczal przez chwile, a Cassi przygladajac mu sie nagle pomyslala, ze warto byloby skojarzyc go z Joan: oboje sa tak mili…
– Czy bylbys zainteresowany spotkaniem w tych dniach z atrakcyjna kobieta?
– Jestem zawsze zainteresowany atrakcyjnymi kobietami. Niestety, zadna nie dorownuje tobie.
– Nazywa sie Joan Widiker. Jest trzecioroczna stazystka na psychiatrii.
– Poczekaj chwileczke – rzekl George. – Nie jestem pewny, czy dalbym sobie rade z psychiatra. Wyobrazam sobie, ze musialbym udzielic jej odpowiedzi na wiele trudnych pytan. A ja jestem bardzo niesmialy – jeszcze bardziej niz wtedy, gdy ciebie poznalem. Pamietasz nasze pierwsze spotkanie?
Cassi rozesmiala sie. Jak moglaby zapomniec? Podczas kolacji George niezrecznie potracil jej reke, tak ze wylala wino na kolana. Potem, chcac jej pomoc wytrzec sukienke, potracil i wylal na to samo miejsce szklanke z sokiem, ktora stala na stole.
– Nie mam jednak zamiaru zlekcewazyc twojej propozycji – oswiadczyl George. – Jestem ci wdzieczny za zainteresowanie i – oczywiscie – zadzwonie do Joan. Ale teraz, Cassi, chce z toba porozmawiac o powazniejszej sprawie.
Nadstawila uszu, zastanawiajac sie, o co George'owi chodzi.
– Jako dobry kolega Thomasa martwie sie o niego.
– Tak? – odezwala sie Cassi tonem, ktory mial swiadczyc, iz nie przywiazuje uwagi do tego, co moze uslyszec.
– Pracuje cholernie duzo. Co innego znaczy pracowac z oddaniem, co innego miec obsesje na punkcie pracy. Spotykalem juz takich ludzi. Latami pracuja ponad sily, by w koncu wykorkowac. Mowie z toba o tej sprawie po to, zebys mu poradzila, by nieco zwolnil tempo, wzial moze jakis urlop. Jest ciagle napiety jak sprezyna. Mowi sie, ze mial juz kilka spiec ze stazystami i pielegniarkami.
Cassi czula naplywajace lzy, ale usilowala nad nimi zapanowac przygryzajac warge.
– Gdybys byla w stanie namowic go na urlop, moglbym, w razie potrzeby, zastepowac go w szpitalu. – George ze zdumieniem patrzyl w wypelniajace sie lzami oczy Cassi. Odwrocila sie od niego, chowajac twarz.
– Nie mialem zamiaru sprawic ci przykrosci – powiedzial, kladac dlon na jej ramieniu.
– Juz wszystko w porzadku – odparla, starajac sie opanowac. – Nic mi nie jest – spojrzala na niego z wymuszonym usmiechem.
– Rozmawialem z doktorem Ballantine'em o twoim mezu – ciagnal George. – Chetnie mu pomozemy. Obaj