sadzimy, ze jesli ktos pracuje tak duzo jak Thomas, to musi sie liczyc, ze przyjdzie mu za to zaplacic zdrowiem.
Cassi skinela glowa ze zrozumieniem. Poglaskala reke George'a.
– Jesli ci trudno rozmawiac na ten temat ze mna, to moze zgodzisz sie na rozmowe z doktorem Ballantine'em? Moze zapiszesz sobie jego prywatny telefon w szpitalu?
Cassi unikala zyczliwego spojrzenia George'a. Z torebki wyjela maly notesik i olowkiem zapisala podany numer. Kiedy podniosla oczy, jej serce zamarlo. Patrzyla prosto w twarz Thomasa, ktory nie spuszczal z nich wzroku. Od razu zrozumiala, ze jest na nia wsciekly. Spoczywajaca na jej ramieniu reka George'a stala sie natychmiast ciezka jak olow.
Szybko przeprosila George'a, kierujac sie ku drzwiom, ale zanim do nich dotarla, Thomas zdazyl juz zniknac.
Dawno nie byl tak wsciekly. Cos podobnego zdarzylo mu sie, kiedy byl studentem pierwszego roku i jeden z jego kolegow umowil sie na randke z jego dziewczyna. Nic dziwnego, ze George zachowywal sie wobec niego tak dziwnie. Najwidoczniej postanowil odnowic swoj romans z Cassi, a ona na oczach wszystkich nie kryje swojego nim zainteresowania. Lodowaty strach przed osmieszeniem scisnal jego wnetrznosci. Reka trzesla mu sie tak bardzo, ze niemal rozlal alkohol. Szybko odstawil kieliszek i przez francuskie drzwi wyszedl na werande, gdzie otrzezwilo go ostre morskie powietrze.
Goraczkowo szukal po kieszeniach pigulki. Wieczor zaczal sie dla niego zle od samego poczatku. Czlonek zarzadu, ktory juz kilkakrotnie odwiedzal bar, zatrzymal go, zeby mu zlozyc gratulacje w zwiazku z przyjeciem przez szpital nowego programu nauczania. Gdy Thomas w odpowiedzi zmierzyl go obojetnym spojrzeniem, tamten wymamrotal jakies przeprosiny i szybko wycofal sie z sali. Thomas zaczal sie rozgladac za Ballantine'em, zeby zazadac od niego wyjasnien, i wtedy wlasnie spostrzegl Cassi w towarzystwie George'a.
Boze, jaki byl glupi. Przeciez to jasne, ze tych dwoje laczy romans. Nic dziwnego, ze nigdy nie narzekala, gdy nie wracal na noc ze szpitala. Moze pod jego nieobecnosc spotykali sie z soba w domu? Podpowiadany mu przez wyobraznie obraz George'a w ich sypialni przyprawial go o szalenstwo. Jakas para stala w drzwiach prowadzacych na werande, smiejac sie i o czyms zywo rozprawiajac; w Thomasie nagle ocknela sie obawa, ze ci ludzie wiedza o jego malzenskiej porazce i wlasnie o nim rozmawiaja. Szybko wyjal kolejna pigulke, polknal ja i wszedl do wewnatrz, aby znow sie napic.
Goraczkowo rozgladajac sie za Thomasem, Cassi torowala sobie droge wsrod stloczonych w salonie gosci.
Tuz przy wejsciu do baru natknela sie na doktora Obermeyera.
– Co za spotkanie! – zawolal. – Moja pacjentka, ktora sprawia mi najwiecej klopotu!
Cassi rozesmiala sie nerwowo. Przypomniala sobie, ze nie dotrzymala obietnicy i nie zadzwonila dzis do doktora.
– Jesli mnie pamiec nie myli, mialas dzisiaj ze mna ustalic termin operacji – powiedzial doktor Obermeyer. – Rozmawialas juz z Thomasem?
– Czy nie moglabym przyjsc w tej sprawie jutro rano do biura? – wymijajaco zapytala Cassi.
– A moze ja porozmawiam z twoim mezem – rzekl doktor. – Czy jest rowniez tutaj?
– Nie – odparla Cassi. – To znaczy przyszlismy razem, ale sadze, ze nie jest to odpowiednia pora…
Nagle straszliwy krzyk wstrzasnal scianami domu. Wszyscy obecni zastygli w miejscu i zamilkli zaskoczeni. Cassi natychmiast rozpoznala ten glos: to Thomas! Rzucila sie w kierunku jadalni, skad dobiegl krzyk, za nim nastapil drugi, po czym rozlegl sie brzek tluczonego szkla.
Torujac sobie droge wsrod gosci, Cassi zobaczyla wreszcie Thomasa. Stal przy bufecie z plonaca gniewem twarza; u jego stop lezaly rozbite talerze. Naprzeciwko, z wyrazem zdumienia i przerazenia w oczach, stal George Sherman z kieliszkiem w jednej rece i kanapka w drugiej.
W tej chwili, juz na oczach Cassi, George poklepal Thomasa po ramieniu i powiedzial: – Nie masz racji, Thomas.
Thomas wscieklym ruchem odtracil reke George'a. – Nie dotykaj mnie! – wrzasnal. – I zebys nigdy nie smial dotknac mojej zony, rozumiesz? – krzyczal, mierzac zakrzywionym palcem w twarz George'a.
– Thomas! – bezradnie zawolal George.
Tymczasem Cassi wpadla miedzy obu mezczyzn. – Co sie z toba dzieje, Thomas? – zawolala, chwytajac go za klapy marynarki. – Panuj nad soba!
– Mam panowac nad soba? – Thomas zwrocil sie do niej. – Sadze, ze powinnas raczej odniesc to do siebie! – Odepchnal jej reke, odwrocil sie i skierowal ku wyjsciu. Ballantine, ktory to zauwazyl, pobiegl za nim wolajac, by zawrocil.
Cassi szybko przeprosila George'a i rowniez odeszla. Odprowadzaly ja zaciekawione spojrzenia.
Tymczasem Thomas zdazyl juz wlozyc plaszcz i zdenerwowany tlumaczyl Ballantine'owi: – Bardzo cie przepraszam za to wszystko, ale dowiedziec sie, ze zona ma romans z jednym z kolegow – to ponad moje sily.
– Nie moge w to uwierzyc – odparl Ballantine. – Czy jestes tego pewien?
– Calkowicie – odparl i chwycil za klamke drzwi, zeby je otworzyc i wyjsc. W tym momencie dopadla go Cassi, ktora zawisla u jego ramienia.
– Thomas, co ty wyprawiasz? – wolala walczac z naplywajacymi do oczu lzami.
Thomas nic nie odpowiedzial. W dalszym ciagu usilowal otworzyc drzwi.
– Thomas, odezwij sie! Co sie wlasciwie stalo?
Thomas odepchnal ja od siebie z taka sila, ze omal nie upadla na ziemie. Bezradnie patrzyla, jak wypadl na zewnatrz.
W ostatniej chwili usilowala zatrzymac go jeszcze na podescie schodow.
– Thomas, jesli wyjezdzasz, to jade razem z toba. Wezme tylko plaszcz z szatni.
Thomas zatrzymal sie na moment. – Nie chce, zebys ze mna jechala. Zostan i dalej sobie romansuj.
Z rozpacza odprowadzala go wzrokiem. – Romansowac? To przeciez byl twoj pomysl, zeby tu przyjechac!
Thomas nic nie odpowiedzial. Cassi uniosla nieco swoja dluga suknie i wybiegla za nim. Gdy dopadla porsche'a, trzesla sie jak w goraczce, nie wiadomo czy z zimna, czy z przezywanych emocji.
– Czemu mnie tak traktujesz? – szlochala.
– Wiele mozna o mnie powiedziec, ale jednego na pewno nie: ze jestem glupi – ucial, zatrzaskujac przed nia drzwi samochodu. Rozlegl sie warkot uruchamianego silnika.
– Thomas, Thomas! – wolala Cassi jedna reka walac w szybe samochodu, druga usilujac otworzyc drzwi. Nie zwazajac na nia ruszyl i gdyby w pore sie nie cofnela, samochod by ja potracil. Oniemiala z rozpaczy patrzyla, jak porsche coraz szybciej sie oddala i ginie w ciemnosci nocy.
Otepiala z bolu wolnym krokiem wrocila do rezydencji. Chciala sie ukryc w jakims pokoju na gorze, zanim przyjedzie taksowka. Gdy znalazla sie w hallu, odetchnela, widzac, ze goscie bawia sie i rozmawiaja, jakby nic sie nie zdarzylo. Tylko George i Ballantine czekali na nia przy wejsciu.
– Przepraszam za wszystko – powiedziala z zazenowaniem.
– Nie masz za co – stwierdzil Ballantine. – Wiem, ze George rozmawial z toba. Martwimy sie o Thomasa – sadzimy, ze jest przepracowany. Mamy plany odciazenia go w pracy, ale ostatnio jest tak rozdrazniony, ze do tej pory nie udalo sie nam o nich porozmawiac.
Ballantine i George wymienili spojrzenia.
– Tak jest – potwierdzil George. – Moim zdaniem, ten niefortunny epizod najlepiej swiadczy, ze mamy racje.
Cassi byla zbyt roztrzesiona, zeby cokolwiek powiedziec.
– George wspominal rowniez – rzekl Ballantine – ze dal ci numer mojego prywatnego telefonu w szpitalu. Bede rad, jezeli zechcesz mnie odwiedzic, Cassi. A propos: czy nie moglabys przyjsc jutro rano? A teraz moze wrocisz do gosci lub moze wolisz, zebym cie odwiozl do domu?
– Wolalabym wrocic do domu – odrzekla Cassi, wycierajac oczy wierzchem dloni.
– W porzadku. Poczekaj chwilke, prosze. – To mowiac zaczal wchodzic po schodach prowadzacych na drugie pietro.
– Bardzo cie przepraszam za wszystko – Cassi zwrocila sie do George'a, gdy zostali sami. – Nie mam pojecia, co wstapilo w Thomasa.