Roberta, ze zdecydowala sie na operacje; spotkania z nim zawsze dzialaly na nia kojaco. Nie zastala go jednak i powiedziano jej, ze Robert juz sie polozyl do szpitala i oczekuje na operacje. Przyjdzie jeszcze na krotko, zeby cos zjesc i bedzie to prawdopodobnie jego ostatni posilek w tym tygodniu.

Stojac juz przy windzie, przypomniala sobie sprawe Jeoffry'ego Washingtona. Wrocila do laboratorium i zapytala laborantke o przezrocza. Odnalazla bez trudu negatywy, ale wyjasnila, ze tylko polowa slajdow zostala wykonana i ze potrzebuje jeszcze przynajmniej dwoch dni. Dopiero jutro bedzie mogla udostepnic jej caly zestaw. Cassi oznajmila, ze interesuja ja tylko slajdy z przekrojem zyly, a te prawdopodobnie sa juz gotowe.

Tak bylo w istocie – lezaly na samym wierzchu w teczce Jeoffry'ego Washingtona.

Cassi umiescila jeden z preparatow pod okularem mikroskopu Roberta. Widac bylo wyraznie mala, pierscieniowata zalamana strukture wewnatrz rozowej tkanki. Nawet przy niewielkim powiekszeniu okularu mogla zauwazyc cos dziwnego. Przyjrzala sie lepiej i dostrzegla liczne male, biale punkciki wypelniajace wnetrze zyly. Przyjrzala sie dokladnie sciankom zyly – wygladaly zupelnie normalnie. Nigdzie najmniejszego nawet sladu komorek powodujacych zapalenie. Zastanawiala sie, czy te male biale plamki nie mogly powstac podczas sporzadzania preparatu – niestety, to pytanie musialo pozostac bez odpowiedzi. Sprawdzila pozostale slajdy i stwierdzila w nich obecnosc tych samych bialych punkcikow-plamek.

Cassi pokazala je laborantce, ktora rowniez byla tym zaskoczona. Postanowila powiedziec o nich Robertowi przy najblizszym spotkaniu. Gdy spojrzala na zegarek, uprzytomnila sobie, ze juz pora na rozmowe z Ballantine'em.

Doktor wlasnie jadl kanapki, zapytal wiec, czy Cassi zyczy sobie, by sekretarka przyniosla jej cos z bufetu. Potrzasnela glowa przeczaco: podekscytowana tematem rozmowy, nie miala na nic apetytu.

Zaczela od goracych przeprosin za scene na przyjeciu, ale doktor Ballantine przerwal jej oswiadczajac, ze przyjecie okazalo sie wielkim sukcesem i nikt juz z pewnoscia nie pamieta o tamtym drobnym incydencie. Chcialaby mu wierzyc – niestety wiedziala, ze tego rodzaju skandale towarzyskie gleboko zapadaja w pamiec.

– Dzis rano rozmawialem kilkakrotnie z Thomasem – powiedzial Ballantine. – Widzialem sie z nim przed operacja.

– Jak sie zachowywal? – zapytala. Miala wciaz przed oczami obraz nieprzytomnego Thomasa w fotelu, a nastepnie potykajacego sie, gdy szedl do lazienki.

– Nienagannie. Zdaje sie, ze byl w dobrym nastroju. Ciesze sie, ze wszystko wrocilo do normy.

Niespodziewanie oczy Cassi napelnily sie lzami: wczesniej obiecywala sobie, ze sie to juz wiecej nie powtorzy.

– No, no – uspokajal ja Ballantine. – Kazdemu moze sie zdarzyc taka historia. To na skutek napiecia nerwowego. Nie przywiazuj zbyt wielkiej wagi do tego incydentu. Okolicznosci, w jakich mial miejsce, tlumacza go calkowicie. Byc moze nie usprawiedliwiaja, ale na pewno tlumacza. Wszyscy mowia, ze zbyt wiele nocy spedza w szpitalu. Powiedz mi, moja droga, czy Thomas w domu zachowuje sie zupelnie normalnie?

– Nie – odparla Cassi, opuszczajac wzrok na spoczywajace nieruchomo na kolanach rece. Gdy raz zaczela mowic, slowa poplynely z jej ust potokiem. Opowiedziala, jak Thomas zareagowal na wiadomosc o oczekujacej ja operacji oka i wyznala, ze ich stosunki ostatnio byly napiete, choc nie sadzi, by przyczyna byla jej choroba. Thomas wiedzial o jej cukrzycy jeszcze przed slubem, a oprocz klopotow z okiem stan jej zdrowia od tamtej pory nie ulegl zmianie; nie uwaza wiec, by wlasnie jej zdrowie bylo zrodlem ostatnich nieporozumien.

Przerwala na chwile; czula, ze oblewa sie potem ze zdenerwowania.

– Jestem przekonana, ze przyczyna nienormalnego zachowania sie Thomasa jest fakt, ze zaczal brac narkotyki. Zdaje sobie sprawe z tego, ze ludzie biora od czasu do czasu deksedryne lub tabletki nasenne, ale Thomas stanowczo ich naduzywa. – Przerwala, patrzac jakie wrazenie jej slowa wywarly na doktorze.

– Slyszalem o tym raz czy dwa – powiedzial w zamysleniu Ballantine. – Niedawno jeden ze stazystow zwrocil uwage, ze Thomasowi trzesa sie rece; gdy o tym mowil, nie zauwazyl, ze stoje obok i wszystko slysze. O jakie wlasciwie narkotyki chodzi?

– Deksedryne dla pobudzenia i percodan albo talwin – dla uspokojenia.

Doktor Ballantine podszedl do okna i spojrzal w kierunku znajdujacego sie naprzeciwko pokoju chirurgow. Gdy ponownie odwrocil sie do Cassi, odchrzaknal i odezwal sie cieplym glosem:

– Dostepnosc narkotykow stanowi wielka pokuse dla kazdego lekarza, zwlaszcza jesli jest tak przepracowany jak Thomas. – Powiedziawszy to, Ballantine cofnal sie za biurko i usadowil w fotelu.

– Ale dostepnosc to tylko jedna strona medalu. Druga stanowi fakt, ze wielu lekarzy uwaza przyjmowanie narkotykow za rzecz naturalna. Przez caly dzien troszcza sie o innych, sadza wiec, ze zasluguja na wsparcie i pokrzepienie sil; tego wlasnie szukaja w narkotykach lub alkoholu. To zwykla historia. Poniewaz przyzwyczajeni sa decydowac samodzielnie, nie szukaja pomocy u innych lekarzy i lecza sie sami.

Sluchajac Ballantine'a, ktory przyjal jej rewelacje o Thomasie z takim spokojem Cassi czula, jak ciezar spada jej z serca. Po raz pierwszy od kilku dni poczula przeblysk optymizmu.

– Najwazniejsze, zeby to wszystko, o czym mowilismy, pozostalo wylacznie miedzy nami – oswiadczyl Ballantine. – Wszelkie plotki moga zaszkodzic zarowno twojemu mezowi, jak i szpitalowi. Zamierzam przeprowadzic dyplomatyczna rozmowe z Thomasem, a potem zobaczymy co dalej. W oparciu o swoje doswiadczenie zyciowe moge cie zapewnic, ze problemy Thomasa nie sa tak grozne, jak sadzisz. Jest po prostu troche przepracowany.

– Czy pan nie obawia sie o jego pacjentow? – zapytala Cassi. – Czy obserwowal go pan ostatnio podczas operacji?

– Nie – przyznal Ballantine. – Ale gdyby cos bylo nie tak, z pewnoscia bym o tym wiedzial.

Nie bylo to zbyt przekonywajace.

– Znam Thomasa juz od siedemnastu lat – dalej uspokajal Cassi Ballantine. – Gdyby cos sie dzialo, doniesiono by mi o tym.

– W jaki sposob ma pan zamiar podjac ten temat? – zapytala. Ballantine wzruszyl ramionami. – Mam wyostrzony sluch.

– Oczywiscie, pan nikomu nie wspomni o naszej rozmowie? – upewnila sie Cassi.

– Wykluczone – oswiadczyl Ballantine.

Z bukietem zakupionych w szpitalnej kwiaciarni irysow Cassi szla korytarzem na osiemnastym pietrze, szukajac pokoju 1847. Drzwi byly uchylone. Lekko zastukala i zajrzala do srodka. W pokoju bylo tylko jedno lozko, a na nim lezal ktos po oczy przykryty przescieradlem: widac bylo, ze trzesie sie ze strachu.

– Robercie! – rozesmiala sie Cassi. – Co u licha…

Robert wyskoczyl z lozka ubrany w pizame. – Zauwazylem wczesniej, ze idziesz – tlumaczyl. Spostrzeglszy kwiaty, zapytal: – To dla mnie?

Cassi podala mu bukiet. Wlozyl go do dzbana z woda i postawil na nocnej szafce przy lozku.

Rozgladajac sie po pokoju spostrzegla, ze stoi tu juz okolo tuzina bukietow.

– Kwiatow jak na pogrzebie – zauwazyl Robert.

– Nie lubie tego rodzaju dowcipow – powiedziala Cassi sciskajac go. – Kwiatow nigdy nie za duzo. Swiadcza o tym, ze masz wielu przyjaciol. – Usiadla w nogach lozka.

– Nigdy dotad nie bylem pacjentem w szpitalu – rzekl Robert, przysuwajac sobie krzeslo jakby to on byl gosciem. – Nie podoba mi sie to. Czuje sie tu bezbronny.

– Musisz sie przyzwyczaic – stwierdzila Cassi. – Mnie czeka to samo.

– Chodzi o to, ze ja za duzo wiem o tym wszystkim – tlumaczyl Robert. – Musze ci wyznac, ze jestem przerazony. Z pewnoscia przed operacja bede musial otrzymac podwojna dawke srodkow nasennych, inaczej nie zasne.

– Jeszcze kilka dni temu dziwilbys sie, gdyby ktos tak mowil.

– Latwo sie dziwic, kiedy sie jeszcze nie lezy na szpitalnym lozku – Robert uniosl do gory reke z umocowana plastykowa tabliczka. – Teraz jestem tylko numerem statystycznym.

– Byc moze bedzie ci razniej, gdy powiem, ze mnie tez zacheciles. Od jutra rowniez bede pacjentka tego szpitala.

Na twarzy Roberta odmalowalo sie wspolczucie. – Jestem rzeczywiscie bardzo niemadry. Boje sie usuniecia dwoch zebow, kiedy ciebie oczekuje operacja oka.

– Operacja zawsze jest operacja – zauwazyla Cassi.

– Sadze, ze postapilas bardzo slusznie. Mam przeczucie, ze twoja operacja zakonczy sie stuprocentowym

Вы читаете Zabawa w Boga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату