sukcesem.
– A jak wygladaja twoje szanse? – zapytala Cassi.
– Hm… fifty-fifty – odparl Robert ze smiechem. – Sluchaj, chce ci cos pokazac.
Wstal, podszedl do nocnej szafki, wyjal papierowa teczke i usiadl na lozku obok Cassi. – Przy pomocy komputera zestawilem dane dotyczace wszystkich przypadkow SSD. Na ich podstawie doszedlem do kilku interesujacych wnioskow. Przede wszystkim stwierdzilem – zgodnie z twoim przypuszczeniem – ze wszystkie dotycza pacjentow, ktorzy mieli podlaczona kroplowke. Dalej, ze w ciagu ostatnich dwoch lat chodzilo wylacznie o pacjentow, ktorych stan nie budzil obaw – innymi slowy, ktorych smierci nikt nie oczekiwal.
– O Boze! – zawolala Cassi. – I co jeszcze?
– Sposrod wszystkich przypadkow SSD wyodrebnilem przy pomocy komputera kilka, w ktorych pacjenci nie przechodzili wczesniej operacji, w ich liczbie przypadek Sama Stevensa. Ten ostatni zmarl nieoczekiwanie podczas cewnikowania serca. Byl niedorozwiniety umyslowo, ale znajdowal sie w dobrej kondycji fizycznej.
– Czy on rowniez mial kroplowke? – zapytala Cassi.
– Tak – potwierdzil Robert.
Przez chwile patrzyli na siebie w milczeniu.
– Wreszcie – ciagnal Robert – komputer wskazal, ze zdecydowana wiekszosc przypadkow smiertelnych dotyczy mezczyzn i – co jest wrecz kuriozalne – o sklonnosciach homoseksualnych!
Cassi uniosla wzrok znad papierow, ktore przegladala i spojrzala z zainteresowaniem na Roberta. Dotad miedzy nimi nie bylo nawet wzmianki o homoseksualizmie; nie miala ochoty podejmowac tego tematu.
– Bylam dzis rano na oddziale patologii – powiedziala zmieniajac temat. – Nie zastalam juz tam ciebie, ale przy okazji obejrzalam kilka slajdow dotyczacych Jeoffry'ego Washingtona. Na preparatach zyly, do ktorej byla podlaczona kroplowka, spostrzeglam male biale punkciki. Najpierw pomyslalam, ze sa to artefakty, ale potem stwierdzilam, ze wystepuja na wszystkich slajdach z wyjatkiem jednego. Czy sadzisz, ze to moze miec jakies znaczenie?
Robert zwilzyl wargi jezykiem. – Nie – odpowiedzial w koncu. – To niczego nie wyjasnia. Mozna myslec o jednym: do roztworu dwuweglanu przypadkowo dostalo sie troche wapnia, co spowodowalo powstanie osadu, ktory jednak powinien byc widoczny w butelce, a nie w zyle. Oczywiscie, osad mogl sie dostac do zyly z butelki, ale wtedy bylby widoczny w butelce golym okiem. Byc moze przyjdzie mi jeszcze cos innego do glowy, gdy sam zobacze preparaty. Ale dajmy juz spokoj tym przykrym sprawom. Powiedz mi lepiej cos o wczorajszym przyjeciu. Co wlozylas na siebie?
Cassi opisala ubiegly wieczor w samych superlatywach. Przemilczala wszystkie przykre wydarzenia. Ale dlaczego Robert nie zauwazyl jej zaczerwienionych oczu? Zawsze byl taki spostrzegawczy! Ale to chyba zrozumiale – mial uwage zaprzatnieta operacja. Obiecala, ze odwiedzi go nazajutrz i wyszla, zanim ulegla pokusie zwierzenia sie ze swych klopotow.
Larry Owen czul sie jak struna fortepianu napieta do ostatnich granic. Thomas Kingsley spoznil sie nieco tego ranka, a w dodatku byl wsciekly, ze Larry czekal z otwarciem klatki piersiowej pacjenta na jego przybycie. I choc Larry wykonal swoje zadanie z rekordowa szybkoscia, zly humor Thomasa nie ulegl poprawie. Wszystko go denerwowalo: Larry nie powinien byl czekac z otwarciem chorego, pielegniarki podawaly mu nie te instrumenty, stazysci nie przygotowali nalezycie operacji, a anestezjolog okazal sie niekompetentnym sukinsynem. Kiedy podano mu niewlasciwe pudelko z iglami, rzucil je o sciane z taka sila, ze przelamalo sie na pol.
Larry juz wczesniej przewidywal taka sytuacje. Od poczatku zorientowal sie, ze Thomas jest dzisiaj w zlej formie z powodu skrajnego wyczerpania. Nie mial zwyklej plynnosci ruchow, formulowal bledne konkluzje. I co najwazniejsze – trzesly mu sie rece. Larry sam omal nie dostal ataku serca, gdy obserwowal, jak Thomas pochylony nad sercem z ostra jak brzytwa igla probowal przyszyc malenki kawalek zyly odpiszczelowej do drobniutkiego naczynia wiencowego.
Nie spelnily sie oczekiwania Larry'ego, ze drzenie rak chirurga ustapi w miare uplywu czasu. Na odwrot – wzrastalo coraz bardziej.
– Moze ja to zeszyje? – proponowal kilkakrotnie. – Z mojego miejsca mam chyba lepsza widocznosc.
– Jesli bede potrzebowal panskiej pomocy, sam o nia poprosze – ciagle odpowiadal Kingsley.
W ten sposob przebrneli przez dwa bypassy, wykonane w miare prawidlowo. Trzecim pacjentem tego dnia byl trzydziestoosmioletni mezczyzna, ojciec dwojga malych dzieci. Larry otworzyl klatke piersiowa pacjenta i czekal, az Thomas przyjdzie z pokoju chirurgow. Czul narastanie wlasnego pulsu, zaczal sie pocic. Kiedy w koncu Kingsley pojawil sie w drzwiach sali, Larry poczul scisk zoladka.
Poczatkowo wszystko szlo w miare gladko, chociaz drzenie rak operujacego nie ustepowalo, a stopien opanowania byl nawet nizszy. Caly zespol, rozgrzany sukcesem poprzednich dwoch operacji, czuwal nad przebiegiem tej trzeciej. Najtrudniejsze zadanie przypadlo w udziale Larry'emu, ktory usilowal wyprzedzac kazdy bledny ruch Thomasa i robic za niego wszystko, na co mu tamten pozwalal. Prawdziwy problem powstal dopiero wtedy, gdy przystapili do przyszywania bypassow. Larry nie mogl juz na to patrzec, odwrocil wiec glowe, gdy Thomas przyblizyl igle do serca.
– Do diabla! – zawolal Thomas.
Larry poczul nagle, ze zoladek podchodzi mu do gardla, gdy zobaczyl jak chirurg odrywa reke od operowanego miejsca z igla wbita we wskazujacy palec. Jednoczesnie odruchowo szarpnal jeden z cewnikow odprowadzajacych krew pacjenta do plucoserca. Rana natychmiast wypelnila sie krwia, ktora nasaczyla sterylne tampony i zaczela kapac na podloge. Desperackim ruchem Larry zanurzyl reke w ranie i zaczal szukac na slepo klamry szwu spinajacego glowna zyle. Na szczescie trafil na nia od razu. Delikatnie wzmocnil jej ucisk, zmniejszajac uplyw krwi.
– Gdyby wszystko zostalo nalezycie przygotowane, cos takiego nie mogloby sie zdarzyc – wsciekal sie Thomas, wyciagajac igle z palca i rzucajac ja na podloge.
Odszedl od stolu operacyjnego i zajal sie swoim palcem.
Tymczasem Larry'emu udalo sie usunac krew z rany. Wlaczajac ponownie cewnik plucoserca zastanawial sie, co teraz nalezy uczynic. Thomas nie powinien juz dalej operowac, jesli nie mial zamiaru popelnic zawodowego samobojstwa. Wreszcie Larry poczul, ze dluzej nie wytrzyma napiecia. Zabezpieczywszy operowane miejsce, odszedl od stolu operacyjnego i zwrocil sie do Thomasa, ktoremu pielegniarka pomagala zalozyc rekawice.
– Przepraszam pana, doktorze Kingsley – oswiadczyl tonem nie znoszacym sprzeciwu – to byl dla pana bardzo trudny dzien. Nie jestesmy juz na balu. Jest pan bardzo zmeczony. Przejmuje te operacje od pana. Prosze nie zakladac rekawic.
Przez chwile Larry'emu zdawalo sie, ze Thomas ma zamiar go uderzyc – mowil jednak dalej: – Pan wykonal tysiace takich operacji. Nikt pana nie bedzie obwinial za to, ze na skutek zmeczenia jednej z nich pan nie skonczy.
Thomas zaczal drzec, po czym – ku zdziwieniu i uldze Larry'ego – rzucil rekawice i wyszedl.
Larry westchnal i wymienil spojrzenia z panna Goldberg. – Zaraz wracam – zwrocil sie do operujacego zespolu. Z rekawicami na dloniach wyszedl z sali. Mial nadzieje, ze spotka ktoregos z chirurgow serca i odetchnal, gdy ujrzal George'a Shermana wychodzacego wlasnie z sali numer 6. Larry wzial go na strone i wszystko mu spokojnie opowiedzial.
– Chodzmy – powiedzial George. – To, co sie tu wydarzylo, nie powinno sie wydostac poza sale operacyjna. To moglo sie przydarzyc kazdemu z nas, a gdyby ludzie dowiedzieli sie o tym, bylaby to katastrofa nie tylko dla Kingsleya, ale i dla calego szpitala.
– Jasna sprawa – odparl Larry.
Thomas byl bardziej rozgniewany niz kiedykolwiek przedtem. Jak Larry smial powiedziec, ze on jest zbyt zmeczony, zeby kontynuowac operacje? To, co sie wydarzylo, wydawalo mu sie koszmarem. Wlasnie w obawie przed tego rodzaju sytuacja wzial wczesniej tabletke nasenna. Byl calkowicie pewien, ze jest w stanie operowac i gdyby nie to, ze tak bardzo wstrzasnela nim niewiernosc Cassi, nie musialby opuscic sali operacyjnej przed czasem. Jak oszalaly wpadl do pokoju chirurgow i chwycil sluchawke telefoniczna. Zadzwonil do Doris, zeby upewnic sie, ze nie ma do niego pilnych spraw, i poprosic o przelozenie wszystkich dzisiejszych wizyt popoludniowych na dzien nastepny.
Czul, ze nie bylby dzis w stanie rozmawiac z pacjentami. Doris juz miala odlozyc sluchawke, gdy nagle przypomniala sobie, ze dzwonil doktor Ballantine i prosil, aby Thomas do niego wstapil.
– Czy wiesz, czego chcial? – dopytywal sie Thomas.
– Nic mi nie powiedzial – odrzekla Doris. – Pytalam go, o jaka sprawe chodzi, na wypadek gdybys musial