zabrac z soba teczke jakiegos pacjenta: odpowiedzial, ze po prostu chcialby sie z toba zobaczyc.
Thomas uprzedzil dyzurna pielegniarke, ze gdyby byl do niego telefon, bedzie u doktora Ballantine'a. Dla uspokojenia, a takze w zwiazku z rosnacym bolem glowy, wzial kolejna tabletke percodanu. Narzucil na siebie bialy fartuch laboratoryjny i udal sie do szefa oddzialu, zastanawiajac sie po drodze, czego moze od niego chciec. Nie przypuszczal, zeby chodzilo o scene z Shermanem na przyjeciu, ani o epizod z Larrym Owenem. Sprawa musi dotyczyc oddzialu kardiochirurgii w ogole. Przypomnial sobie dziwna uwage czlonka zarzadu szpitala na przyjeciu i doszedl do wniosku, ze Ballantine prawdopodobnie chce go wprowadzic w swoje plany. Byc moze mysli juz o odejsciu na emeryture i pragnie z nim omowic przekazanie mu spraw oddzialu.
– Dziekuje, ze przyszedles – powiedzial Ballantine, kiedy Thomas juz usadowil sie naprzeciwko niego w fotelu. Robil wrazenie skrepowanego, Thomas pochylil sie wiec ku niemu.
– Sadze, ze powinnismy porozmawiac ze soba szczerze – zaczal w koncu Ballantine. – Moge cie zapewnic, ze nic nie wydostanie sie poza sciany tego pokoju.
Thomas zalozyl noge na noge; spoczywajaca na podlodze noga zaczela wybijac rytmiczne tempo.
– Mowi sie w szpitalu, ze naduzywasz narkotykow.
Noga Thomasa zastygla w bezruchu. Bol glowy stal sie nie do zniesienia. Mimo narastajacego gniewu, jego twarz pozostala nadal pokerowa.
– Chcialbym, zebys mnie zapewnil, ze sprawa nie wykracza poza przyjete zwyczajowo granice – oswiadczyl Ballantine.
– Jakich to narkotykow podobno naduzywam? – zapytal Thomas, usilujac za wszelka cene nad soba zapanowac.
– Chodzi o deksedryne, percodan i talwin – odparl Ballantine. – Specyfiki raczej dosc pospolite.
Mruzac oczy, Thomas obserwowal twarz Ballantine'a. Nie znosil protekcjonalnego sposobu bycia szefa. Fakt, ze ten ograniczony bufon wystepowal w tej chwili w roli sedziego, doprowadzal go do szalu. Na szczescie przyjety przed spotkaniem percodan zaczal juz dzialac uspokajajaco.
– Chcialbym wiedziec, kto rozpowiada o mnie takie klamstwa – zapytal z pozornym spokojem.
– To nie jest wazne. Jakie to ma znaczenie…
– Dla mnie to wazne – przerwal mu Thomas. – Jesli ktos zajmuje sie tego rodzaju zlosliwymi plotkami, powinien poniesc za to odpowiedzialnosc. Sprobuje zgadnac: George Sherman.
– Na pewno nie – odparl Ballantine. – Ale przypomniales mi cos: rozmawialem z George'em o tym godnym pozalowania incydencie podczas przyjecia. Byl zaszokowany twoimi oskarzeniami.
– Wiem dobrze, co mowie – stwierdzil Thomas. – Wszystkim wiadomo, ze George chcial sie zenic z Cassi, zanim ja ja poznalem. Potem oboje korzystali z tego, ze wiele nocy spedzalem w szpitalu…
Ballantine przerwal mu stanowczo: – To, co mowisz, nie brzmi wcale przekonujaco. Czy nie sadzisz, ze przesadziles w tej sprawie?
– Ani troche – odparl Thomas zdejmujac noge z kolana i stawiajac energicznie stope na podlodze. – Sam miales okazje zobaczyc ich razem na przyjeciu.
– Widzialem tylko piekna kobiete, zainteresowana wylacznie swoim mezem. Jestes szczesciarzem, Thomas. Mam nadzieje, ze zdajesz sobie z tego sprawe. Cassi jest wyjatkowa.
Thomas mial ochote wstac z fotela i wyjsc, ale Ballantine nie przestawal mowic.
– Uwazam, ze zbyt duzo pracujesz. Co w ten sposob chcesz osiagnac? Nie pamietam juz, kiedy ostatni raz brales wolny dzien.
Thomas chcial cos powiedziec, ale Ballantine nie pozwolil mu dojsc do slowa.
– Kazdy potrzebuje troche wypoczynku. Poza tym masz przeciez okreslone zobowiazania wobec swojej zony. Wiem, ze czekaja operacja oka. Z pewnoscia potrzebuje, bys poswiecil jej wiecej uwagi.
Thomas byl juz pewien, ze Ballantine rozmawial z Cassi. Chociaz to niewiarygodne, musiala mu sie zwierzyc ze swoich podejrzen. Nie dosc, ze zaalarmowala matke, poszla tez do jego zwierzchnika. Nagle uswiadomil sobie, ze Cassi moze go zniszczyc. Moze zburzyc jego z trudem budowana kariere, ktorej poswiecil cale zycie.
Na szczescie dla Thomasa jego instynkt zachowawczy byl silniejszy niz gniew – dzieki temu potrafil zachowac trzezwosc umyslu. Tymczasem Ballantine konczyl swoj wywod.
– Proponuje, zebys wzial teraz urlop, na ktory uczciwie zapracowales.
Najwidoczniej szefowi chodzilo o pozbycie sie go na pewien czas ze szpitala, zeby ulatwic zadanie tym, ktorzy chca objac jego limit czasu w sali operacyjnej. Nie zdradzajac swoich prawdziwych uczuc, Thomas sprobowal sie usmiechnac.
– Cala ta sprawa jest jednym wielkim nieporozumieniem – spokojnie zaprotestowal. – Byc moze pracowalem troche za duzo, ale to dlatego, ze pracy jest wiele. Co sie tyczy Cassandry, mam zamiar poswiecic jej wiecej czasu, gdy juz bedzie lezala w szpitalu. Ale wylacznie od Obermeyera zalezy sposob rozwiazania problemu jej siatkowki.
Tym razem Ballantine chcial cos wtracic, ale Thomas ciagnal nie przerywajac:
– Ja wysluchalem ciebie do konca, teraz ty mnie wysluchaj – powiedzial. – Jesli chodzi o zarzut, ze naduzywam narkotykow, to wiesz dobrze, ze nie pije kawy. Za to od czasu do czasu biore deksedryne, ktora wcale nie dziala silniej. Tyle tylko, ze nie mozna rozpuscic jej w mleku ani w smietance. Zgadzam sie, ze spoleczne implikacje przyjmowania deksedryny moga byc szkodliwe, zwlaszcza jesli ktos ja traktuje jako ucieczke od zycia, w moim jednak przypadku chodzi wylacznie o zachowanie sprawnosci psychofizycznej podczas pracy. Co sie tyczy z kolei percodanu i talwinu – tak, biore je czasem, dlatego ze od mlodosci miewam migreny. Nie zdarza sie to czesto, ale jesli juz, to najbardziej skutkuja percodan albo talwin. I jeszcze chce cos zaproponowac: bylbym rad, gdybys ty lub ktos z personelu rejestrowal co, komu i w jakich ilosciach przepisuje.
Thomas usiadl i zalozyl rece, bo wciaz mu drzaly.
– Musze przyznac – odezwal sie Ballantine z widoczna ulga – ze to, co mowisz, brzmi bardzo rozsadnie.
– Wszyscy dobrze wiemy, ze kazdy z nas bierze pigulke od czasu do czasu – dodal Thomas.
– To prawda – zauwazyl Ballantine – zle jednak, kiedy lekarz traci rachube przyjetych tabletek.
– Wtedy rzeczywiscie mozna mowic o naduzywaniu narkotykow – stwierdzil Thomas. – Jesli chodzi o mnie, biore nie wiecej niz dwie na dobe, i to tylko w dni, kiedy mam migrene.
– Prawde mowiac, troche odetchnalem. Musze ci wyznac, ze bylem zaniepokojony. Zbyt duzo pracujesz i nalegam, zebys wzial urlop.
Wiem, o co tu chodzi naprawde, myslal Thomas.
– I zawsze pamietaj – kontynuowal Ballantine – ze caly nasz oddzial zyczy ci jak najlepiej. Jestes przeciez jego filarem.
– To brzmi uspokajajaco – stwierdzil Thomas. – Przyznaj, ze to Cassandra powiedziala ci o tych pigulkach – zauwazyl rzeczowym tonem.
– Niewazne, kto to uczynil – odparl Ballantine podnoszac sie z fotela. – Szczegolnie w sytuacji, gdy rozproszyles moje obawy.
Teraz Thomas nie mial juz najmniejszych watpliwosci, ze to sprawka Cassi. Musiala zajrzec do biurka i znalezc fiolki. Czul narastajaca wscieklosc.
Zacisnal piesci i wstal. Bezgranicznie pragnal samotnosci. Podziekowal Ballantine'owi za troske i pozegnal sie, a nastepnie szybko wyszedl z gabinetu.
Ballantine patrzyl w slad za Thomasem. Byl teraz spokojniejszy o niego, choc nie do konca przekonany. Wciaz mial przed oczami scene na wczorajszym przyjeciu. No i te uparcie powtarzane plotki wsrod personelu szpitalnego. A on nie chcial miec klopotow z Thomasem, przynajmniej obecnie. Obawial sie, ze moga zniszczyc wszystkie jego plany.
Kiedy otwarly sie drzwi do poczekalni, Doris szybko schowala powiesc do szuflady, zamykajac ja jednym sprawnym ruchem. Na widok Thomasa zebrala z biurka notatki z przeprowadzonych w ciagu dnia rozmow telefonicznych i podniosla sie z fotela. Spedzila cale popoludnie w samotnosci, byla wiec szczesliwa, ze przyszedl.
Tymczasem Thomas zachowywal sie jakby Doris byla jednym z mebli. Ku jej zdumieniu nawet sie nie odezwal. Chciala go ujac za ramie, ale nie zdazyla – przeszedl obok niej jak lunatyk. Podazyla za nim do gabinetu.
– Dzwonil doktor Obermeyer i…
– Nie chce o niczym slyszec – glos jego kipial gniewem. Doris przestapila przez prog – chciala koniecznie przekazac Thomasowi wszystkie informacje.