Domyslila sie, ze znajduje sie na sali.
Ciekawa byla, czy Thomas przyjdzie ja odwiedzic.
O drugiej dziesiec Thomasowi pozostal juz tylko jeden pacjent, z ktorym byl umowiony na druga trzydziesci. Korzystajac z krotkiej przerwy miedzy jednym a drugim pacjentem sprawdzil, ktory z chirurgow klatki piersiowej mial tej nocy dyzur. Gdy dowiedzial sie, ze doktor Burges, zadzwonil do niego i wyjasnil, ze te noc chce spedzic w szpitalu, aby byc blisko swojej chorej zony, moze wiec go z powodzeniem zastapic. Doktor Burges moze mu odwzajemnic przysluge przy najblizszej okazji.
Po skonczeniu rozmowy stwierdzil, ze zostalo mu jeszcze pietnascie minut, postanowil wiec w tym czasie odwiedzic Cassi. Znajdowala sie juz w swoim pokoju – lezala spokojnie z grubymi opatrunkami na twarzy, przyklejonymi elastycznymi tasmami. Miala podlaczona kroplowke do lewego ramienia. Trudno bylo powiedziec, czy spi w tej chwili, czy nie.
Thomas podszedl cicho do lozka.
– Cassi? – szepnal. – Spisz?
– Nie – odparla. – To ty, Thomas? Thomas ujal jej reke. – Jak sie czujesz, kochanie?
– Doskonale. Tylko te opatrunki; dlaczego doktor Obermeyer nic mi o nich nie powiedzial?
– Rozmawialem z nim – odrzekl. – Zadzwonil do mnie po operacji i powiedzial, ze wszystko poszlo lepiej, niz tego oczekiwal. Zabieg ograniczyl sie do jednego naczynia krwionosnego. Zajal sie nim, ale poniewaz bylo dosc duze, musial nalozyc opatrunki.
– Nie czuje sie z nimi najlepiej.
– Wyobrazam sobie – powiedzial wspolczujaco.
Spedzil z nia jeszcze dziesiec minut, a nastepnie oswiadczyl, ze musi wracac do swojego biura. Pogladzil jej reke i kazal jak najwiecej spac.
Ku swojemu zdumieniu Cassi zasnela i obudzila sie dopiero poznym popoludniem.
– Cassi? – uslyszala jakis glos.
Cassi drgnela, zaskoczona jego bliskoscia.
– To ja, Joan. Przepraszam, jesli cie obudzilam.
– Nie szkodzi, Joan. Po prostu nie slyszalam jak weszlas.
– Powiedziano mi, ze twoja operacja udala sie – rzekla Joan, przysuwajac sobie krzeslo do lozka.
– Podobno tak – odparla Cassi. – Poczuje sie jednak znacznie lepiej wtedy, kiedy mi zdejma z oczu te opatrunki.
– Sluchaj, Cassi – odezwala sie Joan. – Mam dla ciebie zla wiadomosc. Cale popoludnie zastanawialam sie, czy powinnam ci ja przekazac.
– Co takiego? – z niepokojem zapytala Cassi. Natychmiast przyszlo jej do glowy, ze moze ktorys z jej pacjentow popelnil samobojstwo. Bylo to przedmiotem ciaglych obaw na Clarkson 2.
– To jest bardzo zla wiadomosc.
– Domyslam sie z tonu twojego glosu.
– Czy znajdziesz w sobie dosc sily, zeby jej wysluchac? Czy moze wolalabys poczekac?
– Musisz mi zaraz powiedziec, o co chodzi – inaczej bede wciaz niespokojna.
– Chodzi o Roberta Seiberta.
Joan zamilkla na chwile, obserwujac z obawa twarz Cassi.
– Co masz mi do powiedzenia o Robercie? – dopytywala sie Cassi. – Do licha, Joan, nie trzymaj mnie juz dluzej w niepewnosci. – Przeczuwala w tej chwili najgorsze.
– Robert umarl tej nocy – oznajmila Joan, ujmujac jednoczesnie Cassi za reke.
Cassi nawet nie drgnela. Uplywaly minuty, a ona wciaz trwala w bezruchu. Jedynie przyspieszony oddech i sila, z jaka sciskala dlon Joan, swiadczyly o tym, ze zyje. Byl to desperacki uscisk. Joan nie bardzo wiedziala, jak sie zachowac. – Czy dobrze sie czujesz, Cassi? – zapytala w koncu.
Wiadomosc o smierci Roberta porazila Cassi. Oczywiscie, kazdy kto poddaje sie operacji, musi sie liczyc rowniez z mozliwoscia jej niepowodzenia, nikt jednak nie traktuje tego zbyt powaznie. Jesli kupujesz los na loterii, zawsze robisz to z mysla o wygranej.
– Czy dobrze sie czujesz, Cassi? – powtorzyla Joan.
Cassi westchnela ciezko. – Opowiedz mi, jak to sie stalo – poprosila.
– Nikt nie wie tego dokladnie – odparla Joan, rada, ze Cassi zaczela mowic. – Nie znam szczegolow tego, co sie zdarzylo. Chyba umarl podczas snu. Pielegniarki mowily, ze prawdopodobnie byl chory na serce, czego nikt wczesniej nie podejrzewal. Przypuszczam wiec, ze umarl na atak serca, chociaz nie jestem tego pewna.
– O Boze! – zawolala Cassi walczac ze lzami.
– Przepraszam, ze przyszlam z tak zla wiadomoscia – rzekla Joan. – Wolalam jednak sama ci o tym powiedziec, niz zeby mial to uczynic ktos inny.
– Byl wspanialym czlowiekiem – rzekla Cassi. – I potrafil byc takim dobrym przyjacielem. – Czula sie zdruzgotana.
– Czy moge cos dla ciebie zrobic? – troskliwie zapytala Joan.
– Nie, dziekuje.
Zapanowala klopotliwa cisza. – Czy jestes pewna, ze czujesz sie dobrze? – dopytywala sie Joan.
– Zupelnie dobrze, Joan.
– Czy masz ochote na rozmowe?
– Nie teraz – odparla Cassi. – Musze najpierw pozbierac mysli. Joan poczula, ze Cassi chce zostac sama. Zastanawiala sie, czy slusznie uczynila przychodzac do niej z ta wiadomoscia, ale to sie juz stalo. Przez chwile jeszcze siedziala obejmujac reke Cassi swoimi dlonmi, a nastepnie wyszla zyczac przyjaciolce dobrej nocy.
W drodze powrotnej wstapila do pokoju pielegniarek, gdzie oswiadczyla, ze jest przyjaciolka doktor Cassidy, ktora jest teraz w stanie depresji, wywolanej wiadomoscia o smierci doktora Seiberta. W zwiazku z czym prosi, by na chora zwrocono szczegolna uwage.
Tymczasem Cassi lezala dlugo w bezruchu. Nie protestowala, gdy Joan wychodzila, ale potem poczula sie strasznie nieszczesliwa. Z chwila smierci Roberta odzyly jej dawne obawy przed osamotnieniem. Pamietala, ze gdy byla dzieckiem, bala sie, ze matka moze ja odeslac do szpitala w zamian za inne, zdrowe dziecko.
Czujac, jak ogarnia ja uczucie paniki, nacisnela dzwonek.
– O co chodzi, doktor Cassidy? – zapytala pielegniarka, wchodzac po chwili do pokoju.
– Boje sie czegos – rzekla Cassi. – Prosze o zdjecie opatrunkow z oczu.
– Pani wie, ze nie wolno nam tego uczynic – mamy wyrazny zakaz – odpowiedziala pielegniarka. – Jedyne, co moge dla pani zrobic – to wezwac doktora. Czy zgadza sie pani?
– Wszystko mi jedno, co pani zrobi – wiem tylko, ze nie chce tych opatrunkow – domagala sie Cassi.
Pielegniarka wyszla, a Cassi znow pozostala sama w ciemnosciach. Czas wlokl sie nieznosnie. Tylko od czasu do czasu do uszu Cassi docieraly z korytarza kroki i glosy przechodzacych pod drzwiami pokoju osob.
Wreszcie doczekala sie powrotu pielegniarki. – Rozmawialam z doktorem Obermeyerem – oswiadczyla najwidoczniej z siebie zadowolona. – Powiedzial, ze wkrotce pania odwiedzi. Oznajmil takze, ze operacja pani oka poszla znakomicie i ze teraz trzeba koniecznie wypoczywac. Polecil zrobic pani zastrzyk uspokajajacy, prosze sie wiec polozyc na boku.
– Ja nie chce zastrzyku! Chce, by mi zdjeto z oczu te opatrunki.
– Chwileczke – pielegniarka podeszla do lozka i zsunela z Cassi przykrycie.
Z najwiekszym trudem Cassi przezwyciezyla ogarniajaca ja przekore i podporzadkowala sie pielegniarce.
– Juz po wszystkim – stwierdzila pielegniarka po wykonaniu zastrzyku. – Teraz pani z pewnoscia poczuje sie lepiej.
– Co to bylo takiego? – zapytala Cassi.
– Prosze o to zapytac doktora. A tymczasem prosze lezec spokojnie i wracac do zdrowia. Moze wlaczyc pani telewizor? – Nie czekajac na odpowiedz, wlaczyla aparat i wyszla z pokoju.
Glos telewizyjnego spikera dzialal uspokajajaco. Zaczal rowniez dzialac zastrzyk i Cassi zasnela. Obudzila sie na krotko, gdy odwiedzil ja doktor Obermeyer, zeby jej opowiedziec o przebiegu operacji. Oswiadczyl, ze oczekuje, iz Cassi bedzie widziala lewym okiem niewiele gorzej niz prawym, ale poniewaz o wszystkim zadecyduja najblizsze dni, powinna jeszcze uzbroic sie w cierpliwosc. Nadmienil takze, ze w razie potrzeby zawsze moze poprosic o zastrzyk uspokajajacy, gdyz wydal w tej sprawie polecenie.
Czujac sie juz znacznie lepiej, Cassi znowu pograzyla sie we snie. Kiedy obudzila sie po kilku godzinach,