wygladzie z kudlata, kasztanowa czupryna opadajaca na czolo. Wlosy przyslanialy mu nawet oczy. Richard ciagle odgarnial je reka z czola albo odrzucal gwaltownym ruchem glowy w bok. Mial na sobie biala marynarke i lekarskie spodnie. Kieszenie marynarki wypchane byly testami, opaskami uciskowymi, opatrunkami z gazy, laboratoryjnymi druczkami i strzykawkami.
Martin przedstawil Jackowi Richarda, a nastepnie zapytal o rozmowe w sprawie dzumy, ktora odbyli poprzedniego dnia.
Richard robil wrazenie zaklopotanego.
– To jedynie wyobraznia wziela gore nad rozsadkiem -odpowiedzial z usmiechem.
– Ale co sprowokowalo pana do takich podejrzen? – nie dawal za wygrana Jack.
Richard znowu odgarnal wlosy z oczu i w zamysleniu przylozyl dlon do czola.
– Tak, przypominam sobie. Nancy Wiggens przeprowadzila badania na kulturach bakterii ze sliny i badala krew pacjenta. Powiedziala mi, jak bardzo byl chory oraz ze pojawily sie u niego objawy gangreny na opuszkach palcow. Powiedziala, ze jego palce poczernialy. – Richard wzruszyl ramionami. – Dlatego przyszla mi do glowy czarna smierc. Jack byl pod wrazeniem.
– Poszedles tym tropem? – zapytal Martin.
– Nie. Po tym, co powiedziales o prawdopodobienstwie, odpuscilem sprawe. Biorac pod uwage, jak bardzo jestesmy opoznieni z robota, nie moglem tracic czasu. Wszyscy tu, lacznie ze mna, zajmujemy sie badaniem krwi. Czy stalo sie cos waznego?
– Bardzo waznego – powiedzial Martin. – Tamten mezczyzna naprawde mial dzume. Nie zyje.
Richarda po prostu zamurowalo.
– Moj Boze! – wykrzyknal.
– Mam nadzieje, ze zachowuje pan ostroznosc podczas badan – wtracil Jack.
– Jasne – odparl Richard, odzyskujac zimna krew. – Mamy obudowane stoly laboratoryjne, aseptyczne, drugiej i trzeciej generacji. Staram sie zawsze uzywac jednego z nich, szczegolnie w przypadkach groznych infekcji. Osobiscie wole typ trzeciej generacji, ale niektorzy uwazaja, ze praca w grubych gumowych rekawicach jest niewygodna.
W tej chwili zjawila sie Nancy Wiggens. Niesmiala kobieta wygladajaca bardziej na nastolatke niz kobiete z wyzszym wyksztalceniem. Kiedy Martin dokonywal prezentacji, Nancy ledwie zerknela w strone Jacka. Ciemne wlosy nosila rozpuszczone, przedzielone rowno przedzialkiem. Grzywka spadala jej na oczy podobnie jak Richardowi.
Martin wyjasnil jej, co sie wydarzylo. Byla tak samo zaszokowana jak przed chwila Richard. Martin zapewnil ja, ze nie wini jej za nic i ze wszyscy powinni sie uczyc na przykladach.
– Co mam zrobic? Mialam bezposredni kontakt z krwia, podobnie jak ten, kto ja pobieral.
– Najprawdopodobniej otrzyma pani doustnie tetracykline lub streptomycyne domiesniowo – uspokoil ja Jack. – Komitet Kontroli Chorob Zakaznych pracuje w tej chwili nad tym.
– Ach! – steknal pod nosem Martin, wystarczajaco jednak glosno, aby wszyscy uslyszeli. – Oto i nasz nieustraszony wodz z szefem personelu medycznego. Nie wygladaja na uradowanych.
Kelley wpadl do gabinetu poirytowany jak general po przegranej bitwie. Stanal nad Martinem, podparl sie pod boki i poczerwieniala twarz wysunal groznie do przodu.
– Doktorze Cheveau – zaczal pogardliwym tonem. – Doktor Arnold twierdzi, ze powinniscie postawic stosowna diagnoze, zanim… – Kelley przerwal w pol zdania. Chociaz sklonny byl zignorowac technikow laboratoryjnych, z Jackiem byla zupelnie inna historia. – A coz, u diabla, pan tutaj robisz? – zapytal zaskoczony.
– Tylko pomagam – odpowiedzial Jack.
– Czy aby nie przekracza pan swoich kompetencji? – stwierdzil raczej niz zapytal Kelley jadowitym tonem.
– Lubimy w sledztwie dokladnosc – wyjasnil niczym nie zrazony Jack.
– Zdaje mi sie, ze zrobil pan wiecej, niz pozwalaja panu panskie pelnomocnictwa. Chce, aby pan opuscil szpital. W koncu to prywatna instytucja.
Jack wstal i bezowocnie probujac spojrzec Kelleyowi w oczy, powiedzial:
– Jezeli AmeriCare sadzi, ze upora sie z tym beze mnie, to splywam.
Twarz Kelleya spurpurowiala. Juz mial cos powiedziec, ale rozmyslil sie. Zamiast tego wskazal Jackowi drzwi.
Jack usmiechnal sie i zanim wyszedl, pokiwal dlonia pozostalym. Byl zadowolony z wizyty. O ile potrafil sie zorientowac w sytuacji, nie mogla mu sie lepiej udac.
Rozdzial 6
Sroda, godzina 16.05, 20 marca 1996 roku
Susanne Hard spogladala uwaznie w strone windy przez male, okragle okienko w drzwiach. Koniec korytarza nie byl tak odlegly, zeby nie mogla do niego dojsc. Szla malymi krokami, podtrzymujac rekami swiezo zeszyty brzuch. Z jednej strony cwiczenie bylo niezwykle nieprzyjemne, z drugiej jednak doswiadczenie podpowiadalo jej, ze im wczesniej sie zmobilizuje, tym szybciej ja zwolnia.
Zainteresowal ja niecodzienny ruch w hallu przy windzie oraz ogolne podenerwowanie personelu. Szosty zmysl Susanne podpowiadal, ze dzieje sie cos zlego, szczegolnie ze niektorzy nosili maski. Zanim jednak zdolala poznac powod zaskakujacego poruszenia, poczula chlod, jakby powial mrozny arktyczny wiatr. Odwrocila sie w poszukiwaniu zrodla przeciagu. Niczego takiego nie bylo. Nagle chlod wrocil, wywolujac napiecie i dreszcz, po czym znowu znikl. Susanne spojrzala na rece. Byly trupioblade.
Coraz bardziej zaniepokojona postanowila wrocic do pokoju. Taki chlod nie zapowiadal nic dobrego. Jako doswiadczona pacjentka wiedziala, ze podobne uczucie towarzyszy zawsze groznym infekcjom.
Gdy weszla do pokoju, poczula przejmujacy bol glowy zlokalizowany tuz za oczami. Polozyla sie do lozka, lecz bol nie minal, przesunal sie jedynie w gore glowy. Nie przypominal tych bolow, ktore zdarzalo sie jej miewac wczesniej. Zupelnie jakby ktos wbijal w jej mozg drut do robotek.
Przez kilka przerazajacych chwil Susanne lezala kompletnie bez ruchu z nadzieja, ze cokolwiek to bylo, wrocilo juz do normy. Zamiast tego jednak pojawily sie kolejne objawy: poczula przejmujacy bol w miesniach nog. Po chwili zaczela sie wiercic na poslaniu, uporczywie szukajac pozycji, ktora przynioslaby jej ulge.
Tuz po pojawieniu sie bolu w nogach poczula na calym ciele cos, co dusilo ja jak ciasno owiniety pled. Pozbawialo ja sily do tego stopnia, iz ledwo zdolala uniesc reke, aby przycisnac guzik dzwonka wzywajacego siostre. Wcisnela go i natychmiast bezwolna reka opadla na lozko.
Zanim pielegniarka zjawila sie w pokoju, Susanne dostala ataku kaszlu, ktory dodatkowo podraznial i tak bolace juz gardlo.
– Jestem chora – zacharczala Susanne.
– Co pani dolega? – zapytala pielegniarka.
Susanne pokrecila glowa. Trudno jej bylo nawet mowic. Czula sie tak paskudnie, ze nie wiedziala, od czego zaczac.
– Glowa mnie boli – zdolala wreszcie wykrztusic.
– To zapewne pora na kolejna porcje lekow przeciwbolowych – wyjasnila siostra. – Zaraz je pani podam.
– Chce lekarza – wyszeptala Susanne.
– Mysle, ze zanim wezwiemy lekarza, powinnysmy sprobowac z lekami przeciwbolowymi – upierala sie siostra.
– Zimno mi – powiedziala Susanne. – Okropnie zimno.
Pielegniarka przylozyla reke do czola chorej i natychmiast przestraszona cofnela. Susanne az plonela. Pielegniarka wziela termometr z pojemnika stojacego na stoliku przy lozku i wlozyla do ust chorej. Czekajac na wynik, wokol ramienia pacjentki zacisnela opaske aparatu do mierzenia cisnienia krwi. Bylo bardzo niskie.
Wyjela termometr z ust Susanne. Kiedy odczytala temperature, z ust wyrwalo jej sie pelne zaskoczenia, ciche 'Och!' Na termometrze bylo czterdziesci jeden stopni.