– Jestem epidemiologiem – warknal wscieklym szeptem Clint.

– Nigdy tego nie kwestionowalem – odpowiedzial spokojnie Jack. Byl jednak zaskoczony i zdezorientowany gwaltowna reakcja Clinta Abelarda.

– Jestem specjalista w poszukiwaniu zrodel choroby w wielkich skupiskach ludzkich – dodal Clint. – To moja praca. Pan natomiast, pan jest koronerem…

– Blad – przerwal mu Jack. – Jestem lekarzem sadowym, specjalista w patologii. Pan jako lekarz powinien to wiedziec.

– Lekarz sadowy czy koroner, nie dbam o to, jak siebie tam nazywacie – lekcewazaco odparl Clint.

– A ja owszem – rozezlil sie Jack.

– Istota sprawy kryje sie w tym, ze panskie kompetencje dotycza zmarlych, a nie pochodzenia choroby.

– Znowu blad. Zajmujemy sie martwymi, by przemowili do zyjacych. Naszym celem jest powstrzymac smierc.

– Nie wiem, jak dosadniej wytlumaczyc panu roznice -rozdraznionym glosem odpowiedzial Clint. – Poinformowal nas pan, ze czlowiek zmarl na dzume. Doceniamy to i nie zamierzamy wtracac sie w panska prace. Teraz przyszla kolej na mnie. Mam sie dowiedziec, jak sie nia zarazil.

– Probuje jedynie pomoc – wyjasnil Jack.

– Dziekuje, ale jesli bede potrzebowac panskiej pomocy, sam o nia poprosze – zakonczyl rozmowe Clint i pomaszerowal w strone pokoju 707.

Jack przygladal sie odchodzacemu, kiedy jego uwage odwrocilo jakies poruszenie z tylu. Z pomieszczenia na zapleczu pokoju pielegniarek wyszedl Kelley i natychmiast obstapili go ludzie, z ktorymi rozmawial wczesniej. Jack byl pod wrazeniem, widzac, jak na twarz prezydenta szpitala blyskawicznie wraca sztuczny usmiech i z jaka latwoscia unika odpowiedzi na kolejne pytania. W kilka sekund poradzil sobie z pytajacymi i juz byl na korytarzu w drodze do windy i dalej do biur administracji szpitala, ktore zapewnialy mu bezpieczny azyl.

Doktor Wainwright i doktor Zimmerman opuscili pokoj zajeci dyskusja. Natomiast Kathy McBane wyszla sama, Jack wiec zastapil jej droge.

– Przykro mi, ze jestem zwiastunem zlych wiesci – zagail.

– Niech pan nie przeprasza. Uwazam, ze to my powinnismy panu podziekowac.

– No coz, to niefortunna sprawa – przyznal Jack.

– Chyba najgorsza, z jaka sie zetknelismy, odkad jestem czlonkiem komitetu – stwierdzila. – A zdawalo mi sie, ze zeszloroczna seria zakazen zoltaczka byla czyms naprawde zlym. Nawet mi sie nie snilo, ze kiedys zetkne sie z przypadkiem dzumy.

– Jakie Manhattan General ma doswiadczenie w sprawie chorob szpitalnych? – zapytal Jack. Kathy wzruszyla ramionami.

– Dokladnie takie, jakie moze miec kazdy duzy, specjalistyczny szpital. Mielismy odpornego na metycyline gronkowca. Oczywiscie to staly problem. Rok temu mielismy rowniez przypadek zainfekowania paleczkami jelitowymi za posrednictwem pudelka na mydlo chirurgiczne. Zaowocowalo to cala seria pooperacyjnych infekcji, zanim odkrylismy przyczyne.

– A zapalenia pluc? Takie jak w tym przypadku.

– O tak, z nimi takze sie zetknelismy – przyznala Kathy. -

Szczesliwie nikt nie zmarl. Przewaznie byly to przypadki wlasnie paleczek, ale dwa lata temu mielismy takze przypadki choroby legionistow.

– Nie slyszalem o tym.

– Utrzymali sprawe w tajemnicy. Udalo sie, bo nikt nie umarl. Niestety, nie moge tego powiedziec o klopocie, w jaki wpadlismy piec miesiecy temu na oddziale intensywnej opieki. Stracilismy trzech pacjentow z powodu zapalenia pluc wywolanego jelitowcem. Musielismy zamknac oddzial do czasu, az odkrylismy, ze niektore z naszych aerozoli z lekami stosowanymi na rany ulegly skazeniu.

– Kathy! – zabrzmial ostro czyjs glos.

Jack i Kathy gwaltownie odwrocili sie i ujrzeli stojaca za nimi doktor Zimmerman.

– To poufne informacje – pouczyla Kathy doktor Zimmerman.

Poczatkowo Kathy chciala powiedziec cos na swoje usprawiedliwienie, ale w koncu rozmyslila sie.

– Mamy prace do wykonania – powiedziala pani doktor. – Pozwol do mojego gabinetu.

Jack, pozostawiony nagle sam sobie, zaczal sie zastanawiac, co robic dalej. Przez chwile wahal sie, czy wrocic do pokoju 707, ale przypomniawszy sobie tyrade Clinta, pomyslal, ze lepiej zostawic faceta samego. A poza tym intencja Jacka bylo sprowokowanie Kelleya, nie Clinta. Wreszcie wpadl mu do glowy pewien pomysl: pouczajaca moze sie okazac wizyta w laboratorium. Skoro pani doktor Zimmerman przyjela postawe zdecydowanie obronna i ani ona, ani ktokolwiek inny nie jest gotowy, by wziac na siebie wine, to zapewne zostanie ona zrzucona wlasnie na laboratorium. Przeciez to oni przeoczyli ten przypadek i nie postawili wlasciwej diagnozy.

Jack wypytal o droge do laboratorium i zgodnie ze wskazowkami zjechal na pierwsze pietro. Okazal oznake lekarza sadowego i nie musial dlugo czekac na rezultaty. Doktor Martin Cheveau, kierownik laboratorium, zjawil sie osobiscie i zaprosil Jacka do swojego gabinetu. Byl niskim mezczyzna o bujnej, ciemnej fryzurze i wasikach jakby narysowanych kredka.

– Slyszal juz pan o przypadku dzumy? – zapytal Jack bez ogrodek, gdy tylko znalezli sie sami w gabinecie.

– Nie, gdzie? – odpowiedzial pytaniem Martin.

– Tu, w Manhattan General. Pokoj 707. Dzis rano zajmowalem sie pacjentem.

– O nie – jeknal Martin. Westchnal glosno. – To nie zwiastuje nic dobrego. Jak sie nazywal?

– Donald Nodelman.

Martin obrocil sie z krzeslem do biurka i wlaczyl komputer. Na ekranie szybko pojawily sie wyniki wszystkich badan Nodelmana z calego okresu pobytu w szpitalu. Martin przerzucal strony, az dotarl do wynikow mikrobiologicznych.

– Widze, ze wykonywalismy badania plwociny pokazujace slabe bakterie Gram ujemne – zauwazyl Martin. – Probowalismy takze wyhodowac kultury bakterii, ale po trzydziestu szesciu godzinach nie bylo zadnych rezultatow. To, jak sadze, powinno bylo nam cos podpowiedziec, szczegolnie, ze podejrzewalismy pseudomonas. Przeciez pseudomonas bez problemow wyhodowalibysmy w trzydziesci szesc godzin.

– Pomocne bylyby na pewno badania Giemsa lub Waysona. Mozna by postawic ostateczna diagnoze.

– Bez watpienia tak – zgodzil sie Martin. Odwrocil sie w strone Jacka. – To straszne. Jestem wielce zaklopotany. Niestety, to przyklad tego rodzaju zdarzenia, ktore zachodzic beda coraz czesciej. Administracja naciska na nas, abysmy obcinali wydatki, chociaz nasz przerob ciagle wzrasta. To smiertelna kombinacja, jak pokazuje ten przypadek. I tak sie dzieje w calym kraju.

– Musial pan zwolnic ludzi? – zapytal Jack. Sadzil, ze gdzie jak gdzie, ale na laboratorium powinni przeznaczac dosc pieniedzy.

– Okolo dwudziestu procent – odpowiedzial Martin. – Innych musielismy przeniesc na nizsze stanowiska. W laboratorium mikrobiologicznym nie ma kierownika, gdyby byl, pewnie wylapalby ten przypadek dzumy. Z budzetem, jaki nam w tej chwili przydzielono, nie mozemy sobie jednak pozwolic na zatrudnienie kierownika w mikrobiologii, a poprzedni zostal przeniesiony na stanowisko szefa dzialu technicznego. To wielce zniechecajace. Kiedys staralismy sie pracowac w laboratorium dla dobra szpitala, teraz pracujemy 'adekwatnie', cokolwiek by to mialo znaczyc.

– Czy panski komputer moze pokazac, ktory z technikow wykonywal badania na bakterie Gram ujemne? Jesli nie jestesmy w stanie zrobic nic wiecej, to zbadajmy nasz przypadek chociaz w celach szkoleniowych.

– Dobry pomysl – zgodzil sie Martin. Znowu odwrocil sie do komputera i wlaczyl baze danych. Dane technika byly zakodowane. Nagle spojrzal w strone Jacka. – Wlasnie sobie cos przypomnialem. Szef technikow wczoraj pytal mnie o dzume w zwiazku z jednym z pacjentow, pytal, co o tym sadze. Obawiam sie, ze splawilem go, mowiac, ze szansa jest jak jeden do miliarda.

Jack ozywil sie.

– Ciekawe, co go sklonilo do podejrzen o dzume? – zapytal. – Ciekawe – powtorzyl Martin. Siegnal po sluchawke wewnetrznego telefonu i przywolal Richarda Overstreeta. Czekajac na jego przybycie, Martin ustalil, ze badania rozdzielcze bakterii wykonala Nancy Wiggens. Ja takze wezwal.

Richard Overstreet pojawil sie w ciagu minuty. Byl atletycznie zbudowanym mezczyzna o chlopiecym

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату