nie jest pragnieniem szlachetnym, rozsmakowywal sie w nadziei, iz bedzie mogl podlozyc AmeriCare prawdziwa bombe.
Po wejsciu do srodka skierowal sie do informacji i zapytal o doktora Carla Wainwrighta. Dowiedzial sie, ze jest on zatrudnionym w AmeriCare internista. Jego biuro znajdowalo sie w skrzydle przylaczonym do glownego budynku. Siostra z informacji udzielila bardzo dokladnych instrukcji, jak ma tam trafic.
Pietnascie minut pozniej Jack znalazl sie w poczekalni doktora. Gdy blysnal swoja odznaka lekarza sadowego, a wygladala w istocie jak odznaka policyjna, recepcjonistka nie tracila nadaremnie czasu i natychmiast powiadomila Carla Wainwrighta o czekajacym gosciu. Jack zostal zaproszony do gabinetu i nie minela nawet minuta, gdy zjawil sie sam pan doktor Wainwright.
Byl nieco przygarbionym, przedwczesnie posiwialym mezczyzna. Jednak jego twarz z pogodnymi, niebieskimi oczami robila wrazenie mlodej. Uscisneli sobie rece, po czym Jack zostal poproszony o zajecie miejsca w fotelu.
– Nie co dzien odwiedza nas ktos z biura medycyny sadowej – zagail doktor Wainwright.
– Byloby niedobrze, gdybysmy musieli przychodzic codziennie – odpowiedzial Jack.
Doktor Wainwright spojrzal skonsternowany, az wreszcie zrozumial, ze jego gosc zartuje.
– Ma pan calkowicie racje – odparl, smiejac sie.
– Przyszedlem w sprawie panskiego pacjenta, Donalda Nodelmana – poinformowal Jack, przechodzac od razu do rzeczy. – Wszystko wskazuje na to, ze zdiagnozowalismy u niego dzume.
Wainwrightowi opadla szczeka.
– To niemozliwe – zdolal wykrztusic po dobrej chwili. Jack wzruszyl ramionami.
– Sadze, ze mozliwe. Badanie na antyciala dzumy jest calkiem solidne. Oczywiscie nie wyhodowalismy jeszcze samych kultur, ale…
– Wielkie nieba. – Nerwowo tarl dlonia podbrodek. – Szokujaca wiadomosc.
– To rzeczywiscie niespodzianka – zgodzil sie Jack. – Tym bardziej, ze przez piec dni przed wystapieniem objawow pacjent przebywal w szpitalu.
– Nigdy nie slyszalem o przypadku dzumy dymieniczej -wyznal doktor Wainwright.
– Ani ja – przyznal Jack. – Ale to nie dzuma dymienicza, lecz plucna i jak pan zapewne wie, okres inkubacji w tym przypadku jest krotszy, prawdopodobnie dwa, trzy dni.
– Jednak nie moge w to uwierzyc. Zaraza? To mi nawet nie przeszlo przez mysl.
– Ktos jeszcze o podobnych objawach? – zapytal krotko Jack.
– Mnie nic przynajmniej o tym nie wiadomo, ale moze byc pan spokojny, ze szybko je zlokalizujemy, jesli sa.
– Interesuje mnie zycie tego mezczyzny – przyznal Jack. – Jego zona stanowczo twierdzi, ze nie podrozowal, nie mial zagranicznych gosci z miejsc endemicznie zagrozonych dzuma. Watpi takze, aby wszedl w kontakt z dzikim zwierzeciem. Czy to rowniez zaprzatnelo panska uwage?
– Pracowal w dziale odziezy. Zajmowal sie ksiegowoscia. Nigdy nie podrozowal. Nie byl mysliwym. Ostatnio czesto go widywalem; probowalem utrzymac jego poziom cukru pod kontrola.
– Na ktorym oddziale lezal?
– Na oddziale wewnetrznym, na szostym pietrze. Pokoj siedemset siedem. Zapamietalem ten numer.
– Pojedynczy pokoj?
– Wszystkie nasze pokoje sa jednoosobowe – odpowiedzial doktor Wainwright.
– To moze pomoc. Czy moge zobaczyc pokoj?
– Oczywiscie. Jednak sadze, ze powinienem zawiadomic doktor Mary Zimmerman, ktora jest u nas lekarzem nadzorujacym przypadki chorob zakaznych. Musi sie jak najszybciej o wszystkim dowiedziec.
– Bez watpienia – zgodzil sie Jack. – Tymczasem nie bedzie pan mial nic przeciwko temu, jesli pojade na szoste pietro i rozejrze sie po pokoju?
– Prosze – odparl doktor Wainwright i gestem zaprosil Jacka do wyjscia. – Zadzwonie do doktor Zimmerman i spotkamy sie na gorze. – Siegnal po telefon.
Jack wrocil do glownego budynku szpitala. Wsiadl do windy i pojechal na szoste pietro. Gdy wysiadl, zorientowal sie, ze jest ono podzielone na dwie czesci. Polnocna czesc miescila oddzial chorob wewnetrznych, a skrzydlo poludniowe zajmowal oddzial polozniczo-ginekologiczny. Jack przeszedl przez drzwi prowadzace do skrzydla polnocnego.
Nie zdazyl jeszcze zamknac za soba drzwi, a juz wiedzial, ze informacja o zarazie dotarla na oddzial. Nerwowa krzatanina, caly personel w swiezo rozdanych maskach na twarzy. Doktor Wainwright nie tracil czasu.
Nikt nie zwrocil uwagi na Jacka, gdy szedl do pokoju 707. Pchnal drzwi i zaskoczony zobaczyl, jak dwoch pielegniarzy z zakrytymi twarzami wywozi na lozku zdziwionego pacjenta rowniez w masce na twarzy. Trzymal kurczowo swoje rzeczy, byl wiec w pospiechu przenoszony do innego pokoju. Gdy tylko wyszli, Jack wszedl do srodka.
Pokoj 707 byl trudna do opisania sala szpitalna o nowoczesnym wystroju; cale wnetrze starego budynku musialo byc calkiem niedawno wyremontowane i przebudowane.
Metalowe umeblowanie bylo typowe dla szpitalnego wyposazenia. W pokoju stalo lozko, biurko, pokryte tworzywem krzeslo, nocny stolik i ruchomy wysoki stolik przystawiany do lozka. Telewizor stal na polce podwieszonej do sufitu.
Klimatyzator znajdowal sie pod oknem. Jack podszedl do niego, podniosl pokrywe i zajrzal do srodka. Rury z goraca i zimna woda przeprowadzono przez betonowa podloge, dalej przechodzily przez modul z termostatem i wentylatorem wydmuchujacym na pokoj strumien powietrza. Po sprawdzeniu Jack uznal, ze w urzadzeniu nie ma otworu, ktorym szczur moglby przedostac sie do pomieszczenia.
Wszedl do lazienki, obejrzal dokladnie umywalke, muszle klozetowa i prysznic. Odniosl wrazenie, ze kafelki w toalecie polozono calkiem niedawno. W suficie znajdowala sie kratka wentylacyjna. Schylil sie i otworzyl szafke pod umywalka i znowu nie znalazl zadnego przejscia dla szczura.
Slyszac glosy w pokoju, Jack wyszedl z toalety i spotkal doktora Wainwrighta zakladajacego maske na twarz. Towarzyszyly mu dwie kobiety i mezczyzna, wszyscy w maskach. Kobiety ubrane byly w dlugie, lekarskie kitle, ktore przypomnialy Jackowi profesorow akademii medycznej.
Doktor Wainwright wreczyl Jackowi maske i dokonal prezentacji. Wyzsza kobieta okazala sie pani doktor Mary Zimmerman, lekarz chorob zakaznych i przewodniczaca Komitetu Kontroli Chorob Zakaznych. Jack wyczul w niej powazna kobiete, ktora przyjela wobec zaistnialych okolicznosci postawe raczej defensywna. Zaraz po przedstawieniu poinformowala, ze jest internista z dodatkowa specjalizacja w dziedzinie chorob zakaznych.
Nie bardzo wiedzac, jak zareagowac na takie rewelacje, Jack po prostu skomplementowal ja.
– Nie mialam okazji rozmawiac z panem Nodelmanem – dodala.
– Jestem przekonany, ze gdyby rozmawiala pani z pacjentem, postawilaby pani natychmiast wlasciwa diagnoze -odpowiedzial Jack, starajac sie ze wszystkich sil nie doprawiac slow sarkazmem.
– Bez watpienia – stwierdzila.
Druga kobieta byla Kathy McBane i Jack z zadowoleniem przyjal mozliwosc zmiany tematu, szczegolnie gdy okazalo sie, ze w obejsciu jest o wiele bardziej sympatyczna niz jej przelozona z komitetu. Dowiedzial sie, ze jest siostra przelozona oraz czlonkiem komitetu kontroli chorob zakaznych. Bylo normalna praktyka, ze w takim komitecie reprezentowana byla wiekszosc, jesli nie wszystkie piony zatrudnienia.
Towarzyszyl im George Eversharp. Nosil gruby, bawelniany, niebieski kombinezon. Jak sie Jack domyslil, byl kierownikiem dzialu technicznego i takze czlonkiem komitetu.
– Jestesmy niezwykle wdzieczni panu doktorowi Stapletonowi za szybka diagnoze – powiedzial doktor Wainwright, probujac nieco rozluznic napieta atmosfere.
– Po prostu szczesliwy traf – odpowiedzial Jack.
– Juz zaczelismy dzialac – oznajmila beznamietnym glosem doktor Zimmerman. – Aby rozpoczac dzialania profilaktyczne, nakazalam sporzadzic liste osob, ktore mogly miec kontakt z chorym.
– Mysle, ze to bardzo roztropnie – zgodzil sie Jack.
– Szpitalny komputer poszukuje teraz informacji o pacjentach z objawami mogacymi sygnalizowac dzume – informowala dalej.
– Godne pochwaly – skwitowal Jack.
– Tymczasem musimy ustalic geneze tego przypadku -powiedziala.