– Pani mysli biegna dokladnie tym samym torem co moje -zauwazyl Jack.
– Radzilabym wiec panu zalozyc maske – odpowiedziala.
– Jasne – zgodzil sie i zalozyl ja na twarz.
Doktor Zimmerman odwrocila sie do George'a Eversharpa.
– Prosze kontynuowac to, co pan zaczal mowic o obiegu powietrza.
Jack sluchal z uwaga, jak inzynier Eversharp wyjasnial dzialanie szpitalnego systemu wentylacji. Powietrze z hallu przechodzilo do pokoi, a stad do lazienek. Nastepnie bylo filtrowane. Powiedzial takze, ze w kilku pokojach powietrze moglo krazyc w systemie wewnetrznym.
– Czy to jeden z takich pokoi? – zapytala doktor Zimmerman.
– Nie – odpowiedzial Eversharp.
– Czyli ze nie mozna zalozyc, iz bakterie wywolujace dzume dostaly sie do systemu wentylacyjnego i skazily tylko ten pokoj? – pytala dalej doktor Zimmerman.
– Nie. – Powietrze jest rozprowadzane rownomiernie do wszystkich pokoi.
– I szansa, ze bakterie wydostana sie z tego pokoju i przedostana do hallu, jest mala, tak?
– To wrecz niemozliwe, pani doktor. Jedynym sposobem, w jaki mogly wydostac sie z pokoju, bylo opuszczenie go na nosicielu.
– Przepraszam – doszlo nagle do zgromadzonych. Odwrocili sie i ujrzeli pielegniarke stojaca w -drzwiach. Ona takze nosila maske. – Pan Kelley chcialby sie z panstwem spotkac w pokoju pielegniarek.
Bez slowa komentarza skierowali sie natychmiast do drzwi. Gdy Kathy McBane znalazla sie tuz przed Jackiem, zapytal ja:
– Kim jest pan Kelley?
– Jest prezydentem szpitala – odpowiedziala siostra przelozona.
Jack skinal glowa ze zrozumieniem. Idac, z nostalgia wspominal czasy, kiedy szefa w szpitalu nazywano dyrektorem albo ordynatorem, jesli mial, a najczesciej mial, medyczne wyksztalcenie. Tak bylo w czasach, w ktorych najwazniejsza byla opieka nad pacjentem. Teraz krolowal interes, celem stal sie zysk, wiec ordynator stal sie prezydentem.
Jack czekal na spotkanie z panem Kelleyem. Prezydent szpitala byl przedstawicielem AmeriCare, wiec przyprawienie go o bol glowy bylo rownoznaczne z przyprawieniem o bol glowy AmeriCare.
Atmosfera w pokoju pielegniarek byla niezwykle napieta. Wiesc o dzumie rozniosla sie jak burza ogniowa. Wszyscy pracujacy na pietrze, a nawet niektorzy pacjenci wiedzieli juz, ze sa narazeni na zakazenie. Charles Kelley robil co mogl, aby ich uspokoic. Tlumaczyl, ze nie ma niebezpieczenstwa, ze wszystko jest pod kontrola.
– Tak, pewnie! – zadrwil pod nosem Jack. Z niesmakiem patrzyl na czlowieka, ktory mial tupet wmawiac ludziom takie klamstwa. Kelley byl wrecz zastraszajaco wysoki, dobre dwadziescia centymetrow wyzszy od Jacka. Jego przystojna twarz byla opalona, a piaskowego koloru wlosy poprzetykane zlotymi pasemkami, jakby dopiero co wrocil z Karaibow. Z perspektywy Jacka wygladal bardziej na obludnego sprzedawce samochodow niz biznesmena, ktorym przeciez byl.
Gdy tylko Kelley zauwazyl wchodzacych, dal znak reka, aby poszli za nim, i pospieszyl do pomieszczenia znajdujacego sie za pokojem pielegniarek.
Jack wcisnal sie do srodka tuz za Kathy McBane i natychmiast zauwazyl, ze Kelley nie jest sam. Za nim stal mezczyzna drobnej budowy, z zapadlymi policzkami i mocno przerzedzonymi wlosami. W przeciwienstwie do Kelleya ubranego jak spod igly, ten drugi mezczyzna mial na sobie wytarta, tania kurtke sportowa i spodnie, ktore chyba nigdy nie widzialy zelazka.
– Boze, coz za zamieszanie! – stwierdzil podenerwowany Kelley. Jego zachowanie przeszlo gwaltowna metamorfoze, z nieuczciwego sprzedawcy zmienil sie w sardonicznego administratora. Oderwal kawalek papierowego recznika i wytarl spocone czolo. – Tego z pewnoscia nie potrzeba temu szpitalowi! – Zmial recznik i wrzucil go do kosza. Zwrocil sie w strone doktor Zimmerman i jakby zapominajac, co przed chwila mowil w pokoju pielegniarek do wystraszonych pacjentow, zapytal, czy nie ryzykuja zbytnio, przebywajac na tym pietrze.
– Szczerze watpie, by cos nam grozilo – odparla zapytana. – Ale oczywiscie musimy miec pewnosc.
Kelley zwrocil sie teraz do Wainwrighta:
– Gdy tylko uslyszalem o tym nieszczesciu, dowiedzialem sie, ze pan juz o wszystkim wie. Dlaczego mnie pan nie powiadomil?
Doktor Wainwright wyjasnil, ze dopiero co otrzymal wiadomosc od Jacka i nie mial czasu na telefonowanie. Dodal, iz jego zdaniem wazniejsze bylo zawiadomienie doktor Zimmerman, aby mogla podjac wlasciwe kroki. Nastepnie przedstawil Jacka.
Jack zrobil krok do przodu i machnal reka w strone Kelleya. Nie zdolal opanowac usmiechu. Czul, ze to moment, ktory sprawia mu nieklamana satysfakcje.
Kelley mial na sobie gruba bawelniana koszule, welniany krawat i czarne dzinsy.
– Zdaje sie, ze to panskie nazwisko wymienila pani pelnomocnik rzadu do spraw zdrowia, kiedy zadzwonila do mnie – powiedzial Kelley. – O ile sobie przypominam, zrobil pan na niej wrazenie tak szybka diagnoza.
– My, urzednicy miejscy, zawsze staramy sie sluzyc pomoca – odparowal Jack.
Kelley odpowiedzial krotkim, drwiacym smiechem.
– To moze ucieszy sie pan ze spotkania z kolega, takze miejskim urzednikiem. To doktor Clint Abelard. Jest epidemiologiem z Rady Zdrowia Miasta Nowy Jork.
Jack skinal w strone niesmialego mezczyzny schowanego za Kelleyem, lecz ten nie odwzajemnil pozdrowienia. Jack odniosl wrazenie, ze jego obecnosc nie jest chyba pozadana. Rywalizacja miedzy poszczegolnymi wydzialami sluzb miejskich byla czescia urzedniczego zycia, ktore wlasnie poznawal.
Kelley chrzaknal i zwrocil sie do Wainwrighta i pani Zimmerman. Mowil, ze nie chce, aby sprawa nabrala rozglosu. Im pozniej media dowiedza sie o calej sprawie, tym lepiej. Gdyby zjawil sie jakis reporter i chcial porozmawiac, nalezy go przyslac do niego.
– Przepraszam – odezwal sie Jack, nie mogac sie powstrzymac. – Interesy korporacji nalezy odlozyc na bok. Moim zdaniem powinien sie pan skupic na prewencji. A to oznacza przede wszystkim ustalenie, gdzie jest zrodlo choroby. Zdaje sie, ze ma pan tu niezla zagadke i dopoki nie poda pan rozwiazania, media beda urzadzac polowanie, bez wzgledu na to, jak bardzo bedzie pan chcial zmniejszyc rozmiary katastrofy.
– Nie zauwazylem, by ktokolwiek pytal o panska opinie -rzucil Kelley pogardliwie.
– Po prostu czuje, ze moglby pan skorzystac z pewnych wskazowek – zauwazyl Jack. – Odnosze wrazenie, iz panska uwaga skupia sie na zagadnieniach mniej istotnych.
Kelley poczerwienial. Z niedowierzaniem pokrecil glowa.
– Rozumiem – ledwo panowal nad glosem. – Jako jasnowidz zapewne ma pan juz wyrobione zdanie co do zrodla choroby.
– Podejrzewam szczury. Jest ich tu pewnie cale mnostwo. – Odkad rano wywarl tym stwierdzeniem niezwykle wrazenie na Calvinie, nie mogl sie doczekac, kiedy znow je powtorzy.
– Nie mamy w Manhattan General zadnych szczurow -parsknal ze zloscia Kelley. – A jesli uslysze, ze powiedzial pan cos podobnego dziennikarzom, to obiecuje, dostane panska glowe.
– Szczury sa klasycznym nosicielem zarazkow dzumy -
odpowiedzial Jack. – Jestem pewny, ze sa i tutaj, jesli sie wie, jak je rozpoznac, to znaczy chcialem powiedziec: znalezc.
Kelley zwrocil sie do Clinta Abelarda:
– Czy sadzi pan, ze szczury moga miec cos wspolnego z tym przypadkiem dzumy? – zapytal.
– Nie zaczalem jeszcze dochodzenia – odpowiedzial zapytany – a nie zamierzam zgadywac, jednak nie bardzo chce mi sie uwierzyc, ze w sprawe wplatane sa szczury. Jestesmy na szostym pietrze.
– Sugeruje, aby zlapal pan kilka szczurow, i radze poszukac ich w najblizszym sasiedztwie – odezwal sie Jack. – Przede wszystkim trzeba sprawdzic, czy zaraza nie opanowala populacji miejskich gryzoni.
– Chcialbym juz wreszcie skonczyc te dyskusje o szczurach – wtracil Kelley. – Raczej prosze mi powiedziec, co mozemy zrobic dla ludzi, ktorzy zetkneli sie z chorym.
– To moje zadanie – odezwala sie doktor Zimmerman. – Oto co zalecilam…
Kiedy pani doktor relacjonowala swoje posuniecia, Abelard skinal na Jacka, aby wyszedl z nim z pokoju pielegniarek.